Około roku 1320 Filip de Vitry pisze swój sławny traktat zatytułowany Ars nova, od którego to tytułu nazwę przejęła później cała epoka muzyczna. Mówi się o tym momencie dziejów muzyki jako o jednym z najistotniejszych punktów zwrotnych.
Pytanie o to jaka powinna być muzyka liturgiczna jest tak naprawdę pytaniem o koncepcję samej liturgii świętej. Wydaje się, że w ciągu wieków bardzo różne dawano odpowiedzi na to fundamentalne pytanie, tworząc bardzo różną muzykę liturgiczną.
Jakiś czas temu uwiadomiłam sobie, że reforma liturgii, w tym także kalendarza liturgicznego i brewiarza, zniszczyła tę i tak cienką nić porozumienia międzypokoleniowego.
O muzyce niemal każdy z nas może powiedzieć, że ma ona niezwykły wpływ na nas, potrafi oddawać dobrze nasz nastrój, wpływać na nasze uczucia, a nawet w jakimś sensie potrafimy sami się w niej przeglądać
Kard. Ratzinger ujmując muzykę kościelną w kategoriach opozycji pomiędzy tym, co dionizyjskie i apollińskie, przekracza zarazem tę opozycję
Jeden z największych współczesnych teologów, a na pewno największy współczesny teolog muzyki – Joseph Ratzinger, w swojej refleksji nad naturą muzyki kościelnej kreśli bardzo ponurą wizję sytuacji, w jakiej się ona znalazła.
Czyż nie są uzasadnione słowa Kreitmaiera, że sztuka utknęła w martwym punkcie tego co subiektywne?
Natura ludzka, jako niepełna, wskazuje na tej łaski konieczność i konieczność ku niej zmierzania.
Muzyka jest formą, która najbardziej zbliża nas do ducha, jest najcieńszym przesłaniającym go nam woalem.
Jakkolwiek nie podzielam przekonania Hansa Ursa von Balhasara, że przejście od muzyki formalnej do muzyki programowej, jakie miało miejsce w rewolucji romantycznej jest rzeczywistym postępem, a więc że zmiana ta przyniosła rozwój muzyce, a nie jej regres, a także, że w ogóle można mówić o nieprzerwanym postępie w rozwoju muzyki czy w ogóle sztuki, to jednak na uwagę zasługuje zdanie Balthasara na temat możliwości poznania Boga poprzez muzykę.
To może dopowiedzmy od razu, że rozejście się dróg piękna i sztuki ma także i ten skutek metafizyczny, że muzyka pozbawiona piękna nie jest już wyrazem prawdy.
Podobnie jak językiem filozoficznym, którym wyrażono dogmaty katolickie zrządzeniem Opatrzności stał się język filozofii greckiej i nie należy odchodzić od tego języka, by nie utracić tego co najcenniejsze, a więc samej prawdy, tak rzecz się ma i z muzyką liturgiczną.
We Francji werset ten stał się tekstem szczególnie ważnym, bo na żądanie Ludwika XIV miał być wykonywany podczas każdej mszy i stał się de facto tekstem hymnu narodowego, którą to rolę pełnił aż do czasów rewolucji francuskiej.
Ponieważ św. Augustyn posługiwał się wersją Septuaginty przy komentowaniu Psalmów, zdarza się czasem, że odnosi się on do takiego wyrażenia, którego my w naszym tłumaczeniu nie mamy. Wynikają jednak czasem z tego ciekawe interpretacje.
Od kilku lat wśród wykonawców muzyki dawnej, średniowiecznej i renesansowej niekwestionowaną, choć budzącą wiele kontrowersji, gwiazdą jest belgijski zespół Björna Schmelzera Graindelavoix.
Specyficzną cechą brzmienia zespołu Jerycho jest śpiew pełnym głosem. Ale bez nadawania sztucznej, „beczącej” maniery naśladującej np. śpiew korsykański. W Credo dało to efekt wielkiej swobody wykonania.
Postawiłam kiedyś tezę, że Joseph Ratzinger – Benedykt XVI jest Boecjuszem naszych czasów.
Objaśnienia Psalmów są w dużej części spisanymi na żywo kazaniami Doktora Łaski do ludu.
Psalm 113 Laudate pueri jest pierwszym spośród psalmów stanowiących tzw. Wielki Hallel, czyli psalmów odmawianych w czasach Chrystusa podczas wieczerzy paschalnej (Ps 113-118).
Psalm 122 Laetatus sum, to psalm o wielkim bogactwie znaczeń, dotykający całej złożoności symboliki Jerozolimy. Pierwotnie był po prostu pieśnią pielgrzymów zdążających do Jerozolimy.