Motu proprio papieża Franciszka, w którym pochylił się on z ojcowską troską nad błądzącymi tradycjonalistami, jest dokumentem pełnym tajemnic.
Może to jakieś klasowe uprzedzenia krakowskiej redakcji? Bo przecież zarzut fałszywy dotyczy chłopów z Markowej, których dobre imię widocznie nie ma żadnego znaczenia.
W jednym z najsłynniejszych dokumentów w dziejach Kościoła, czyli w wydanej w 1570 r. bulli Piusa V Quo primum ów papież objaśniał czym kierował się przy przygotowywaniu do wydania Mszału Rzymskiego.
Jednym sposobem pozbycia się szoku wywołanego skandalem kościelnym jest uznanie skandalu Kościoła za jeden ze skandali kościelnych. Innymi słowy, uznaje się, że cała teologia łaski i skandalu Krzyża jest formą ideologii.
Wiadomo jak wielką destrukcyjną moc ma zawstydzenie, konsekwencja skandalu. To właśnie zawstydzenie, razem z utratą zaufania, jest głównym paliwem wielkich zapaści moralnego kryzysu.
Ogół kojarzy kryzys tylko z tym ostatnim, czyli moralną zgnilizną - lecz problem zawsze jest w tym, że widoczna dla wszystkich katastrofa obyczajowa stanowi tylko ostatnim moment przed tąpnięciem i rozpadem.
Rolę krucjaty odegrać może i powinien… celibat. Celibat, który jest tak dziś atakowany, że wielu dobrych katolików jest przekonanych o konieczności jego zniesienia.
Tym razem weryfikacja papieskiego pięknoduchostwa przyszła szybciej niż wszyscyśmy sobie tego życzyli.
Są dobre-dobre książki, złe-dobre książki, dobre-złe książki i złe-złe książki.
Wielkie dzieła literackie są dziełami oczarowania (enchantment), które mają moc ponownego oczarowania (re-enchantment) najbardziej znużonych dusz.
Często bywam we Francji na Mszy, a jednak dopiero teraz zrozumiałem, co Bobkowski miał na myśli.
Zamiast generować nowe dokumenty i opracowywać nowe kursy kształcenia narzeczonych, czerpiące z najnowszych badań socjologicznych i teorii psychologicznych, lepiej rozpocząć „kurs przedmałżeński” dla każdego parafianina: klarowne przedstawienie Prawa, czyli Dziesięć Przykazań, traktując to jako zwyczajną tematykę niedzielnych homilii.
Wszystko to prowadzi do wniosku, że przynajmniej od wieku XX uczestniczymy - na środku polu zmagań - w swoistej satanizacji wielkich projektów historii zbawienia, mesjanizmu.
Zapytałem kiedyś jednego z francuskich znajomych, czynnego polityka centroprawicy, mera bogatego miasta, prywatnie doktora filozofii – co sądzi o Putinie?
Być może pewnym ratunkiem dla tradycji Logosu może być pytanie zadawane wiele tysięcy razy przez poszukujące, dzielne umysły ludzkie (od Sokratesa po – będącą dobrym przykładem tego rodzaju udręki – Arendt): czy Bóg nakazuje A, gdyż A jest dobre, czy też A jest dobre, gdyż nakazuje je Bóg?
Wracając do naszego pierwotnego pytania, możemy dojść do wniosku, że eposy Homera mówią nam mniej o epoce, w której zostały napisane niż epos Wergiliusza, który jest w dużej mierze produktem swoich własnych czasów.
W dyskusjach na temat dawnej liturgii daje się słyszeć – z ust tak tradycjonalistów, jak i modernistów – argument z „tajemniczości” języka łacińskiego.
Przyjrzyjmy się tej litanii postmodernistycznych grzechów po kolei.
George Mackay Brown napisał dzieła o rzadkiej piękności, w których zakorzenienie w danym miejscu postrzegane jest jako krynica prawdziwej kultury.
Co jest akceptowalne? Co może wywołać obrazę? Co może spowodować, że zostaniemy „unieważnieni” (cancelled)?