Liturgia
2017.12.28 11:32

Arkadiusz Robaczewski - Ankieta 10 lat Summorum Pontificum

Pobierz pdf

fot. Paweł Kula

fot. Paweł Kula

Jakie owoce SP widzi Ksiądz/Siostra/Pani/Pan w swoim środowisku po 10 latach od publikacji dokumentu?

 

Dziesięć lat temu, 14 września 2007 roku, weszły w życie przepisy motu proprio Benedykta XVI Summorum Pontificum. Papież, ogłaszając ten dokument, przywracał do pełni praw tzw. „starą” Mszę, powszechnie odprawianą w Kościele rzymskim do lat 70. XX wieku, a od tego czasu właściwie usuniętą, w praktyce wręcz zakazaną. Dopiero w 1988 roku Jan Paweł II ogłosił motu proprio Ecclesia Dei, w którym m.in. dawał zalecenie: „wszędzie należy uszanować nastawienie tych, którzy czują się związani z liturgiczną tradycją łacińską, poprzez szerokie i wielkoduszne zastosowanie wydanych już dawniej przez Stolicę Apostolską zaleceń co do posługiwania się Mszałem Rzymskim według typicznego wydania z roku 1962”.

Niestety, wola Papieża nie była realizowana. Pamiętam, jak w latach 90. ubiegłego wieku tym, którzy w kuriach diecezjalnych starali się ‒ na podstawie tego papieskiego dokumentu ‒ o „starą” Mszę, różne czynniki kościelne mówiły, że próżny to trud, że trzeba dać sobie spokój. „To już nie wróci, koniec kropka. Do szeregu marsz!” Takie oto ‒ lub w podobnym tonie ‒padały odpowiedzi urzędników kurialnych, głuchych na papieskie zalecenie, by prośby o zgodę na odprawianie Mszy według dawnego Mszału traktować z wielkodusznością.

Nikt wówczas nie widział lub widzieć nie chciał spustoszenia liturgicznego, które zataczało coraz szersze kręgi. Samozadowolenie, spowodowane wypełnionymi przez wiernych nawami kościołów, świeckimi garnącymi się do liturgicznej służby ołtarza, skutecznie odcinało od smutnej prawdy: odnowiona liturgia wcale nie spełnia pokładanych w niej nadziei. W Polsce nie mówi się jeszcze o tym otwarcie, ale wśród poważnych specjalistów zajmujących się różnymi aspektami liturgii coraz mocniej wybrzmiewa głos, że reforma liturgii z lat 70. ubiegłego wieku była zdarzeniem nieszczęśliwym, działaniem źle przeprowadzonym, dziełem zamkniętej grupki reformatorów. Reforma nie realizowała ducha soborowej konstytucji Sacrosanctum Concilium. W konsekwencji otworzyła drogi do powszechnej banalizacji kultu Bożego. To dlatego obecny prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, kard. Robert Sarah, może i musi mówić o potrzebie rachunku sumienia wobec tego, co odpowiedzialni za liturgię z nią uczynili.

Uwolnienie Mszy tradycyjnej przez Benedykta XVI spowodowało, że nagle zaczęło przybywać kapłanów, którzy chcą ją odprawiać, a także, w sposób naturalny – miejsc, w których jest ona odprawiana. W Polsce jest ich w tej chwili ponad czterdzieści, na Zachodzie rozwój jest jeszcze bardziej dynamiczny. Na Msze tradycyjne przyjeżdżają całe rodziny, małżeństwa młode i te w średnim wieku z, czasem nadzwyczaj licznym, potomstwem. Mszę odprawiają młodzi kapłani, ci, którzy dawnej liturgii nie pamiętają nawet z opowieści. A jednak dziedzictwo liturgiczne Kościoła, na kilkadziesiąt lat odsunięte, skazane na zapomnienie, ma w sobie moc ożywczą, zdolną na nowo pobudzać wiarę.

Benedykt XVI, jak mało kto, przenikliwie widzi krajobraz spustoszenia w Kościele i potrzebę „nowej ewangelizacji” na terenach, gdzie niegdyś rozkwitało chrześcijańskie życie. Akt przywrócenia do pełni praw „starej Mszy” odważnie wpisuje się w program nowej ewangelizacji. Bowiem ta Msza ewangelizowała świat – była odprawiana we wspaniałych katedrach, cichych klasztorach i w lichym Ars, w stodołach i barakach, na polach bitew, w kościołach większych i mniejszych miast, a także wszędzie tam, dokąd docierali misjonarze z Ewangelią. Dlatego jeśli Papież przywrócił ową Mszę, a jego współpracownicy zabiegają o to, by była ona możliwie jak najpowszechniej sprawowana, jak ujął to kard. Darío Castrillón Hoyos, „w każdej parafii”, to nie po to, by tworzyć konkurencję wobec nowego Ordo Missae, ale by na nowo ewangelizować świat przez liturgię, która sprawdziła się w tym dziele od czasów Imperium Rzymskiego aż po XX wiek i która tak wyraźnie i niepodważalnie stawia Chrystusa w centrum, oraz Bogu Jedynemu oddaje cześć. Taki jest sens podstawowy, zasadniczy „powrotu do starej Mszy”: ustawienie Chrystusa, składającego z siebie Ofiarę Ojcu i rodzącego Miłość, ponownie w centrum świata, który traci wiarę.

Dziś, gdy patrzę na niedzielną Mszę i widzę młodych kapłanów przy ołtarzu (na początku lat 90., kiedy „czynniki kurialne” dokonywały swych aktów gaszenia ducha, ci przyszli kapłani, proszę wybaczyć śmiałość, biegali boso za orkiestrą), dla których ta Msza jest „ich” Mszą, trudno nie cieszyć się, że liturgia Kościoła, sięgająca czasów starożytnych, jest nieprzemijającą, wciąż ożywczą dla tych, którzy się z nią stykają, jest nowością.

Owocem Summorum Pontificum jest zauważalny zwrot w myśleniu o liturgii. Wydaje się, że po latach różnorakich prób narzucenia na dzieło kultu kategorii socjologicznych, lingwistycznych i kulturowych liturgia dopiero po tym dokumencie zaczyna być pojmowana jako fons et culmen życia wiarą.

Konkretnym przejawem tego zwrotu jest coraz częstszy namysł nad liturgią, dokonywany jednak w pokorze, szukający tego, co istotne. Można powiedzieć, że na katolickich uczelniach i w katolickich think tankach dokonuje się prawdziwie intelektualne studium nad liturgią. Może nie na taką skalę, na jaką powinno, by możliwie w krótkim czasie zatrzymać erozję liturgiczną, ale jest ono faktem zauważalnym. Innym znakiem liturgiocentryzmu jest dokonywana przez liturgię formacja kapłanów i pojawienie się nowego pokolenia duchownych – kształtowanych, co prawda, w seminariach przez podręczniki i prowadzone według nich wykłady z czasów, gdy bardzo entuzjastycznie podchodzono do reformy posoborowej, ale poszukujących Tradycji. Pojawienie się Summorum Pontificum w czasie ich przygotowania do kapłaństwa spowodowało, że zwrócili się oni, spragnieni głębi, do liturgicznego dziedzictwa Kościoła. W Polsce fakt ten nie jest tak widoczny jak w krajach zachodnich, ale jest też zjawiskiem dostrzegalnym. Dowodem jest choćby liczny udział kapłanów w corocznym znaczącym wydarzeniu, jakim są warsztaty liturgii tradycyjnej Ars Celebrandi odbywające się w Licheniu. Wzrost liczby duchownych, którzy dawną liturgię wybierają jako liturgię swojego kapłaństwa, powoduje siłą rzeczy liturgiczną formację wiernych. Mam tu na myśli zarówno kształtowanie wiary i życia religijnego przez udział w kulcie, jak też wzrost świadomości liturgicznej i uporządkowanej wiedzy w tej dziedzinie. Mamy zatem do czynienia z realizacją pragnień Ojców ostatniego Soboru.

Myślę, że nie będzie nadużyciem, jeśli synem Summorum Pontificum nazwę wspomnianego już kard. Roberta Sarah. Sam nie należy do grona purpuratów, którzy odprawiają Mszę według ksiąg z 1962 roku, ale jego wypowiedzi dowodzą, że ma niezwykle rozwinięty sensus liturgicus. Właśnie w czasie rzymskich obchodów X-lecia wydania dokumentu zaświadczył, mówiąc o tych, którzy swą wiarę kształtują zanurzani w tradycyjnej liturgii: „Napełnia ich radość, bo żyją z Chrystusem pośród wyzwań współczesnego świata”.Charakterystyka, na którą publicznie przed Summorum Pontificum nie zdobyłby się żaden hierarcha. W trakcie tego samego spotkania kard. Sarah wypowiedział też ważne zdanie, będące jakby posłaniem ad gentes, choć było to posłanie do innych katolików: by wyjść ze swych środowisk i ukazywać innym piękno wiary kształtowanej przez starą, ale wciąż ożywiającą Kościół liturgię.

 

Arkadiusz Robaczewski

 

Wszystkie głosy w ankiecie:

Ks. Bartosz Gajerski
Marcin Gola
Dawid Gospodarek
O. Tomasz Grabowski OP
Ks. Krzysztof Irek
Antonina Karpowicz-Zbińkowska
Ks. Jeffrey R. Keys
Bogusław Kiernicki
O. Mark Kirby OSB
Ks. Andrzej Komorowski FSSP
Ks. Dariusz Kowalczyk SJ
Peter Kwasniewski
Justyna Melonowska
Teresa Milcarek
Ks. Jakub Raspaj
Arkadiusz Robaczewski
Ks. Adam Ryński
Ks. Jarosław Tomaszewski
Tomasz Warowny
S. Maria Assunta Wąchała FI
Kinga Wenklar
Elżbieta Wiater
Ks. Maciej Zachara MIC

 


Arkadiusz Robaczewski

(1969), mąż, ojciec czwórki dzieci, publicysta, założyciel i szef Centrum Kultury i Tradycji Wiedeń 1683