Ten rozdział dopełnia i podsumowuje całą naukę czterech poprzednich rozdziałów.
Niech każdy wystrzega się zgryźliwego kontrolowania swoich braci i dręczenia ich tyrańskimi represjami, a za to niech przykłada się do tego, aby podporządkowywać się wszystkim.
W poprzednim rozdziale Nasz Święty Ojciec ostrzegł nas przed egoizmem ujawniającym się w nieuporządkowanych sympatiach, które z pozoru wyglądają jak miłość. Teraz ujawnia egoizm antypatii.
Niebezpieczeństwo, które sygnalizuje św. Benedykt, może pojawić się też w jakichś małych koteriach czy wyjątkowych przyjaźniach łączących wielu, a także w niektórych stałych zespołach w klasztorze, np. gdy kilku mnichów spotyka się regularnie w celu wykonywania jakieś wspólnej pracy.
Nie ma niczego w Regule, co nie byłoby nieskończenie czcigodne. Jednakże jej ostatnie strony, napisane przez Naszego Świętego Ojca w wieku dojrzałym, gdy doskonale znał dusze i doszedł do pełni świętości, sprawiają wrażenie duchowego testamentu i dają nam przedsmak wieczności. Są one całkowicie przeniknięte Bożą światłością i słodyczą.
Nic nie zostałoby z klauzury i stałości, gdyby każdy zachowywał prawo do samodzielnej oceny tego, czy ma wyjść z klasztoru, czy też w nim pozostać; czy ma udać się tu i ówdzie podczas podróży, czy też nie; czy ma podjąć jakieś przedsięwzięcie, czy go poniechać.
Porządek wewnętrzny klasztoru i jego pokój będą trwale zabezpieczone tylko wtedy, gdy relacje ze światem zewnętrznym będą uporządkowane i nadzorowane przez czujną służbę.
W swych rządach opat może być wspomagany przez „pomocnika”. Liczne starożytne reguły nazywają ten urząd właśnie w ten sposób, a św. Grzegorz mówi, że gdy zakładano klasztor w Terracina, św. Benedykt „mianował nad nimi przełożonego i tego, który by zajmował po nim drugie miejsce. Nieco dalej nazywa tego drugiego przeorem.
Skoro ogólnym celem tej części Reguły jest zapewnienie dobrego porządku, obserwancji i wewnętrznego pokoju we wspólnocie, Nasz Święty Ojciec uznał za wskazane odniesienie się po raz drugi do opata.
Aby dom monastyczny był pełen pokoju i służący zbudowaniu zakonników, musi być uporządkowany. U św. Benedykta nikt – pod pretekstem pokory – nie zajmuje jakiegokolwiek, pierwszego z brzegu wolnego miejsca.
Nie zapominajmy, że cała ta część świętej Reguły ma na celu opisanie klasztornej rekrutacji, kompozycji klasztoru, wewnętrznego dobrego porządku oraz organizacji hierarchicznej mającej na celu zachowanie pokoju. Czytajmy zatem komentarz do tego rozdziału łącznie z komentarzem do rozdziału 60.
Aby dobrze zrozumieć ten rozdział, musimy przypomnieć sobie, jak wyglądało życie zakonników na Zachodzie w czasach Naszego Świętego Ojca.
Kiedy ktoś ze stanu kapłańskiego prosi o przyjęcie do klasztoru, nie należy zbyt szybko się zgadzać. Jeśliby jednak wciąż wytrwale prosił, niechaj wie, że musi zachowywać Regułę w całej surowości i z niczego nie zostanie zwolniony, gdyż będzie tak, jak napisano: Przyjacielu, po coś przyszedł?
Gdy patrycjusz Tertullus ofiarował św. Benedyktowi swojego syna Placyda, nie miał najmniejszego zamiaru dokonania aktu tyranii.
Wraz z tym rozdziałem wchodzimy w wyraźnie wyodrębnioną część Reguły dotyczącą najpierw przyjmowania do klasztoru, później zaś hierarchicznego ułożenia i dobrego porządku opactwa.
Pierwsza część tego artykułu dotyczy zawodów i rzemiosł wykonywanych w klasztorze, druga zaś – owoców tych prac i wytworzonych produktów.
Musimy powiedzieć kilka słów o powodach, dla których św. Benedykt nakazywał opatowi zasiadać do stołu gości.
Sądzono niekiedy, że św. Benedykt przeczuwał albo nawet proroczo przewidywał rozprzestrzenienie się swojej Reguły i jej przyjęcie przez Europę chrześcijańską.
Gdy do klasztoru trafią jakiekolwiek dary skierowane do mnichów, powinny najpierw trafić do opata.
W ostatnich wierszach tego rozdziału odkrywamy raz jeszcze, jakby w smudze światła, jaki jest ideał monastyczny i czego Nasz Święty Ojciec od nas oczekuje.
Święty Benedykt miłuje dokładność, spójność i harmonię we wszystkim.
Brat, wysłany dla załatwienia jakiejś sprawy, który ma wrócić jeszcze tego samego dnia do klasztoru, niech się nie waży nic jeść na zewnątrz.
Rozdział 50. poucza nas, jak mają odprawiać godziny oficjum ci bracia, którzy nie mogą stawić się w oratorium wraz z konwentem, czy to z powodu prac zatrzymujących ich na polach, czy to z powodu podróży.