Dom Delatte
2022.09.06 19:08

Komentarz do Reguły. Rozdział LXIX: Niechaj nikt w klasztorze nie pozwala sobie bronić drugiego

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.plZ góry dziękujemy.

Wydaje się, że rozdziały od 68. do 71. zostały napisane z jedną wspólną intencją: całkowicie wykorzenić egoizm, wyśledzić go w jego najtajniejszych kryjówkach, a w konsekwencji w sposób zdecydowany wszędzie wprowadzić miłość, tak do Boga, jak i do naszego bliźniego. Jest to uzupełnienie rozdziałów 5. i 7. W komentowanych teraz rozdziałach św. Benedykt wskazuje na kilka sytuacji szczególnych w życiu monastycznym, w których duch własny ma skłonność do ujawniania się z większą intensywnością. Do wynoszenia swojego „ja” dochodzi, gdy kwestionujemy możliwość wykonania wydanych nam poleceń (rozdział 68.), gdy samowolnie ustanawiamy się adwokatem albo też i sędzią swoich braci (rozdziały 69. i 70.) albo też gdy uchylamy się od tego posłuszeństwa, które – na różne sposoby i w różnej mierze – powinniśmy okazywać naszym braciom (rozdział 71.).

Trzeba się bardzo wystrzegać, aby w klasztorze z żadnego powodu jeden mnich nie ośmielał się bronić drugiego ani też występować w roli jego opiekuna, nawet wówczas gdyby łączyło ich jakieś bliskie pokrewieństwo. Niechaj nikt nie waży się robić tego w jakikolwiek sposób, bo takie postępowanie łatwo może stać się przyczyną poważnego zgorszenia. Gdyby więc ktoś przekroczył ten zakaz, powinien być surowo ukarany[1].

Oto co może się zdarzyć w najlepiej nawet uporządkowanej wspólnocie. Wstąpiło do niej dwóch bliskich krewnych: wuj i siostrzeniec, przez więzy pokrewieństwa są sobie bliscy. Można obawiać się, że naturalne uczucie, zawsze ślepe, zaślepi ich tak, że żaden nie będzie widział rzeczywistych błędów drugiego, i skłoni do wzajemnego usprawiedliwiania i szukania wymówek. Przełożeni nigdy nie wprowadzą dość udogodnień dla tego, kogo kochamy! Najbardziej uzasadnione reprymendy i inne działania korygujące zostaną uznane za surowość i stronniczość. Sytuacja jeszcze się skomplikuje, gdy sankcje zostaną wprowadzone za wydarzenia, o których wie tylko opat i które powinien zachować w tajemnicy. Bronimy więc swojego krewnego, otwarcie albo też w sposób ukryty i przemyślny. Nagradzamy kogoś bliskiego nam jakby oficjalną kuratelą, dajemy mu prawo do dodatkowej ochrony.

Być może więziami najbardziej niebezpiecznymi nie są te, które powstają w wyniku naturalnego pokrewieństwa, ale te, które są skutkiem wyboru, które powstają w wyniku wytrwałych poszukiwań i są jakby na wyłączność. To, co nazywa się „wyjątkową przyjaźnią”, powinno być – jesteśmy o tym przekonani – zabronione w klasztorze. Nie po to wyrzekliśmy się najgorętszych i najbardziej uzasadnionych uczuć naturalnych, abyśmy tworzyli sobie w ich miejsce nowe, wymyślone i śmieszne. Należy na to zwracać szczególną uwagę, gdy spotykamy się z osobami przesadnie uczuciowymi, powierzchownymi i trochę niezrównoważonymi. Mnisi powinni miłować się jak aniołowie: „będą jako aniołowie Boży w niebie” (Mt 22,30). Miłość aniołów do siebie nawzajem ani nie odwraca ich od Pana, ani nie zmniejsza ich podporządkowania i posłuszeństwa. Nie sprawia im żadnych problemów, nie wywołuje niepokoju ani zazdrości. Spotykają się z radością, ale nie szukają swojego towarzystwa.

Niebezpieczeństwo, które sygnalizuje św. Benedykt, może pojawić się też w jakichś małych koteriach czy wyjątkowych przyjaźniach łączących wielu, a także w niektórych stałych zespołach w klasztorze, np. gdy kilku mnichów spotyka się regularnie w celu wykonywania jakieś wspólnej pracy. Tak oto tworzy się bardzo ciekawe zjawisko, które niekiedy widzimy: ci zakonnicy często funkcjonują razem – albo dobrze się rozumieją i zgadzają ze sobą, albo się spierają. Niezależnie od tego, czy dobrze, czy gorzej się rozumieją, tworzą pewną wyodrębnioną grupę społeczną, swego rodzaju państwo w państwie. Nie można tknąć żadnego z nich bez wywołania u wszystkich poruszenia, niezadowolenia i szemrania. Wszystkie pretensje i żale natychmiast się uwspólniają, czasami nawet taka grupa tworzy własny język czy żargon, aby komunikować je między sobą. Do komentowania działań przełożonych dołączają się wyrazy ubolewania i współczucia dla ofiar. Liczne uwagi Naszego Świętego Ojca pozwalają uświadomić sobie, że w jego czasach w klasztorach zdarzały się duchy nieuporządkowane, zdarzali się też nieświadomi swego potencjału agitatorzy i zawodowi dyplomaci – zarówno z wrodzonego temperamentu, jak i przez owładnięcie jakąś ideą. Zbierali oni wokół siebie wszystkich niezadowolonych, zajmowali się jątrzeniem w duszach małych ran egoizmu. Swoje prawdziwe oblicze ukrywali w dwuznacznych wypowiedziach i niedopowiedzeniach, w obłudnym rozwadnianiu dyscypliny, nawet w werbalnych deklaracjach posłuszeństwa przerywanych znaczącymi westchnieniami, a także na inne sposoby. Oczywiście te ubolewania nad losem „poszkodowanych” zawsze dokonywały się w imię miłości, litości, uszanowania odmienności charakteru, a nawet samej pobożności. Jakże łatwo ulegać złudzeniom w tych kwestiach!

W rzeczywistości we wspólnocie pojawiały się i rosły zgorszenie i podział. „Takie postępowanie łatwo może stać się przyczyną poważnego zgorszenia”. Zarazem jest to najgorsza przysługa, jaką można oddać bratu bronionemu w ten sposób. Któż wie, czy nasze nieroztropne i lekkomyślne słowo nie stanie się dla niego zaczynem prawdziwej apostazji? Jednocześnie jest to niesprawiedliwość i często obelga względem opata, gdyż – jeśli nie chcemy przyjmować zwyczajów parlamentarnych – opata nie powinien czuć się zobowiązany do tłumaczenia się  przed swoimi mnichami ze wszystkich podjętych przez siebie decyzji. Wreszcie, tym małym frondom monastycznym nigdy nie brakuje naiwnego przekonania o własnej samowystarczalności, gdyż jakaś grupa mnichów jakby domaga się dla siebie tej władzy, której – jak uważa – opat nie jest zdolny sprawować.

Teraz lepiej rozumiemy mocne wyrażenia, których używa św. Benedykt: „Trzeba się bardzo wystrzegać, aby w klasztorze z żadnego powodu (…). Niechaj nikt nie waży się…”. Rozumiemy też wzmiankę o bardzo surowej karze, której podlegają ci, którzy występują przeciw tej zasadzie[2]. Oczywiste jest jednak, że zasługujące i w pełni zgodne z Regułą jest pomaganie swojemu bratu w znoszeniu kary albo przyjęciu trudnego polecenia. Jest też dziełem miłości, zarówno względem opata, jak i względem samego mnicha, jeśli w sytuacji, gdy mnich ten sądzi, że kara nie jest odpowiednia w stosunku do winy, gdy zna jakieś okoliczności łagodzące albo gdy wie, jak naprawdę wyglądała sprawa, z pokorą zwróci się do swojego opata i przedstawi mu swoje racje.

Dom Paul Delatte OSB

tłum. Tomasz Glanz

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.

 

[1]UT IN MONASTERIO NON PRÆSUMAT ALTER ALTERUM DEFENDERE. Præcavendum est ne quavis occasione præsumat alter alium defendere monachum in monasterio aut quasi tueri, etiam si qualivis consanguinitatis propinquitate iungantur. Nec quolibet modo id a monachis præsumatur, quia exinde gravissima occasio scandalorum oriri potest. Quod si quis hæc transgressus fuerit, acrius cœrceatur.

[2] Święty Benedykt nie jest wcale surowszy od innych starożytnych prawodawców monastycznych: Qui consentit peccantibus et defendit alium delinquentem, maledictus erit apud Deum et homines, et corripietur increpatione severissima (św. Pachomiusz, Reg., CLXXVI); zob. też: św. Bazyli, Reg. contr., XXVI.


Dom Paul Delatte OSB

(1848-1937), mnich benedyktyński, drugi następca Dom Prospera Guerangera w benedyktyńskim opactwie św. Piotra w Solesmes, któremu przewodził w latach 1890-1921. Requiescat in pace!