„Niech wszyscy, nawet za cenę najboleśniejszych ofiar, ostatecznie poddadzą się wspólnemu Ojcu wiernych, gdyż bez tego można jedynie podążać na manowce, udawać się w najniebezpieczniejsze drogi, a w ten sposób poważnie zagrozić swemu zbawieniu wiecznemu”.
Widzę jak w tym dość krótkim czasie najgorętsi dyskutanci o różnych wrażliwościach zdążyli wytworzyć wrażenie, że w tym dokumencie „została otwarta furtka” do zmiany stanowiska Kościoła w sprawie dopuszczania rozwodników w ponownych związkach do Komunii świętej.
Są więc dziś w Polsce tłumy ludzi potrzebujące takiego duszpasterstwa, które dobrze by się czuło w klimacie morza biało-czerwonych flag, ale nie poprzestawałoby na klimacie wspólnoty.
Adhortacja Franciszka ma tak wiele różnych ważnych zalet, że długo by o nich mówić – ale już od wstępu sygnalizuje niechęć do rozstrzygania na poziomie doktrynalnym.
W sprawie zakresu ochrony życia nienarodzonych nie było żadnego kompromisu politycznego.
W specjalnym komunikacie biskupi przypomnieli, że „nie można poprzestać na obecnym kompromisie wyrażonym w ustawie z 7 stycznia 1993 roku, która w trzech przypadkach dopuszcza aborcję”.
Reżyser nie musiał wychodzić poza stary dewocyjny dramat piór przeora jasnogórskiego – żeby powiedzieć miejscami więcej i „lepiej” niż on. To się nazywa tradycja. I to się nazywa mistrzostwo.
Dlaczego kobiety nie miałyby „głosić kazań wobec wszystkich w trakcie celebracji”?
Rozgrywana na najróżniejsze sposoby, sprawa konfidenckich uwikłań Lecha Wałęsy jest złożona z warstwy odpowiedzialności stanu i z warstwy osobistego dramatu człowieka.
Wyższa szkoła o. Tadeusza Rydzyka ma dostać dość wysokie dofinansowanie z budżetu państwa. Albo nie ma dostać.
Ósmy stopień pokory: jeżeli mnich czyni to tylko, do czego zachęca go wspólna reguła klasztoru i przykłady starszych.
Właśnie przeczytałem wystąpienie przedstawiciela redakcji „Kontaktu”, pisma warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, który „zakłada, że pewna forma regulacji prawnej związków jednopłciowych musi prędzej czy później zaistnieć”.
Siedemdziesiątnica, Niedziela Starozapustna. Z obecną niedzielą zaczyna się Przedpoście, prawie trzytygodniowy okres, który w liturgii rzymskiej ukształtował się w V/VI w., za czasów św. Grzegorza Wielkiego.
Kolejne postacie – wyznawcy buddyzmu, islamu, judaizmu i chrześcijaństwa – powtarzają słowa: „wierzę w miłość”.
Na marginesie fragmentu Reguły, w którym poleca się opatowi nauczać w inny sposób mnichów o różnym charakterze: „niespokojnych”, „posłusznych” i „zbuntowanych” – można dorzucić następujące uwagi.
Dlatego też Pan powiada w Ewangelii: Każdego, kto tych słów moich słucha i wypełnia, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale.
Przepasawszy więc biodra wiarą i pełnieniem dobrych uczynków, podążajmy ścieżkami Pana za przewodem Ewangelii
Nie wierzę, żeby papież Franciszek – i jakikolwiek inny papież w przyszłości – zarządził, że jest możliwe przystępowanie do komunii świętej przy równoczesnej niewierności podjętemu ślubowi małżeńskiemu.
Pośród licznego tłumu, któremu Pan mówi te słowa, szuka On sobie współpracownika i raz jeszcze powtarza: Któż jest człowiekiem, co miłuje życie i pragnie widzieć dni szczęśliwe?
Powstańmy więc wreszcie, skoro Pismo Święte zachęca nas słowami: Teraz nadeszła dla nas godzina powstania ze snu.
Homeschooling to wciąż zjawisko liczbowo marginalne – jednak każdemu z nas dzisiaj powinno zależeć na tym, aby możliwość edukowania dzieci przez ich rodziców poza szkołą była czymś realnym.
Aktualne relacje chrześcijaństwa z islamem mają kilka splątanych warstw.