Komentarze
2019.07.21 14:41

LGBT nie istnieje

Choć sprawę naklejek dodawanych do „Gazety Polskiej” z hasłem „Strefa wolna od LGBT” już właściwie zapomnieliśmy, wobec rozruchów podczas Marszu Równości, to jednak warto się nad tym tematem zatrzymać ponieważ był on w różnorodny sposób symptomatyczny, możliwe także wyjaśnia pewne mechanizmy konfliktu społecznego, który w ostrzejszy sposób objawił się na ulicach Białegostoku.

Po pierwsze, nie ma wiele podstaw, by traktować pomysł Tomasza Sakiewicza, jako przejrzysty z chrześcijańskiej perspektywy. Nie mam tu na myśli jakiejś wiwisekcji duszy redaktora naczelnego „Gazety Polskiej”. Chodzi o wniosek, który po prostu trzeba wyciągnąć z tego, w jaki sposób środowiska związane z PiS (jak i zresztą sam PiS) traktują kwestie ładu społecznego czy też moralności publicznej. Otóż traktują je prawie zawsze instrumentalnie, ponieważ poruszenie sprawy ideologii LGBT, jej obecności w szkołach czy sferze publicznej od razu podnosi poziom mobilizacji elektoratów, a w tej moblizacji, póki co, centroprawica dość wyraźnie trzyma górę nad liberałami i lewicą. Zatem wspomniane działania „GP” traktuję - poprzez jej konkretne uwikłanie polityczne - jako dość brudną akcję utrzymywania nastrojów wzajemnej wrogości pomiędzy politycznymi „dzielnicami”, na które dzieli się dziś Polska. To, że po lewej stronie sfery publicznej od razu podniosły się głosy porównujące tę sprawę do akcji nazistów pokazuje, że akcja „GP” w jej politycznym wymiarze jest po prostu skuteczna. Już przed wyborami do Parlamentu Europejskiego widzieliśmy, że podnoszenie tematu przywilejów dla politycznego ruchu homoseksualnego nie prowadzi do zwycięstwa. Gwałtowne reakcje jego zwolenników na takie zaczepne i dość instrumentalne akcje środowisk PiS jeszcze bardziej zniechęcają do tegoż ruchu także wyborców umiarkowanych politycznie, ale opartych życiowo o chrześcijańską kulturę.

Nie uważam, by w realnym sporze o ład moralny w Polsce ta akcja przyniosła (jak sądzą niektórzy) szczególne zyski ruchowi LGBT. Samą akcję oceniam krytycznie, choćby dlatego, że w jej haśle zabrakło słowa „ideologia”. Z podobnego względu zapewne u wielu ludzi nie budzi ona entuzjazmu, i to pomimo tego, że sami zachowują postawę niezgody na postulaty ruchu LGBT. Mogę jednak sobie wyobrazić, że gdy słyszą choćby aluzyjne, nie do końca wyartykułowane, porównania swojego sprzeciwu do zbrodni nazistów ich stanowisko - niekoniecznie w przemyślany sposób - umacnia się w formie konkretnej politycznej tożsamości. Zatem sądzę, że porównania do działań nazistów są jeszcze gorsze od nieprecyzyjności samej akcji. Choć - co podkreślam - oba te akty coraz mocniej uniemożliwiają rzeczywisty dialog społeczny w sytuacji realnie ostrej opozycji dotyczącej moralnego kształtu Polski. Gdy do realnego sporu dokłada się jeszcze emocjonalne wzmacniacze, to wówczas trudno znaleźć już drogę przekonywania, a może nawet współistnienia.

Znamienne jest, że gwałtowna reakcja, także katolickich (de nomine) publicystów, pojawia się akurat w sytuacji, gdy kwestia dotyczy LGBT, a nie było jej słychać, gdy analogiczne wezwania kierowano na różnych demonstracjach czy w akcjach internetowych przeciw katolikom czy zwolennikom PiS. Oczywiście, tu można powiedzieć, że tamte wypowiedzi - np. obecne na transparentach - miały charakter znacznie bardziej ograniczony jeśli chodzi o zasięg. Ten argument trzeba w pewnym zakresie uznać. Niemniej reakcji nie było i wskazuje to na rzeczywiste preferencje tożsamościowe tych autorów.

Po tych wszystkich zastrzeżeniach trzeba jednak odnieść się do samej ideologii i ruchu LGBT. Nie jest on żadną reprezentacją rzeczywistego dobra osób o skłonności do aktów seksualnych wewnętrznie nieuporządkowanych, zatem powinien być z równą niechęcią traktowany przez wszystkich ludzi dobrej woli. To, co go uruchamia i napędza, to rozbudzona żądza nieuporządkowanych pragnień, chęć stania się „jak inni”, lecz nie poprzez uporządkowanie swoich dążeń lub ich ograniczenie, ale poprzez tworzenie pozorów naśladownictwa, niemożliwego udziału „w tym samym” (np. życiu rodzinnym z dziećmi). Jedynym sposobem uzyskania choćby pozorów społecznego materializacji tego kłamstwa jest prawny przymus. Albo przymus językowy. Dlatego mówi się o różnorodności „orientacji”, ukrywając przeciwny naturze charakter związków homoseksualnych. Używa się przy tym sformułowania „lud LGBT”, który to konstrukt zawiera w sobie wiele ze „wspólnot wyobrażonych”. Absorbuje też tożsamościowo ludzi, którzy początkowo wcale nie identyfikują się z politycznymi postulatami homoseksualnego ruchu politycznego puchnącymi coraz bardziej w przestrzeni publicznej. Postulaty te pobudzają, jak każda ideologia, żądze nie znane wcześniej, z czasem coraz dalsze od rzeczywistego życia osób o skłonnościach homoseksualnych. Rzecz jasna, przez swoje fałszywe obietnice ideologia ta wciąga najpierw tych, którzy mają nadzieję znalezienia w niej jakiegoś wybawienia ze swojej kondycji i cierpienia. Nie będzie to jednak inne „wybawienie”, aniżeli to, jakie daje udział w innych ideologiach pociągających za sobą tłumy, czy w religijnych ruchach o charakterze charyzmatycznym (jak pisał o tym choćby Max Weber). Przez jakiś czas rzeczywiste problemy przykrywa się emocjami, relacjami romantycznymi, zabawą w przyjmowanie ról ze świata naturalnych związków. Tam gdzie emocje i zabawa już nie wystarczają, ani też nie przynosi ulgi, zaczyna się realizacja pragnienia władzy i dominacji politycznej poprzez uczynienia ze swojej zabawy rzeczywistością dla wszystkich.

Tożsamościowy charakter współczesnego ruchu politycznego - czy to LGBT czy radykalnej centroprawicy - ich „wyobrażony”, oderwany od naturalnych wspólnot charakter, sprawia, że akcja „GP” jest czymś raczej szkodliwym, czymś, co zamiast rzeczywiście likwidować uwikłanie ideologiczne osób homoseksualnych, tylko je pogłębia, ponieważ sprawia, że nawet ci niezaangażowani politycznie zaczynają się utożsamiać z „LGBT” na podobnej zasadzie, jak przeciwnicy tej ideologii utożsamiają się ze skierowanym w nich oskarżeniem o nazizm. A wystarczyło by posłużyć się słowem „ideologia”, które rzecz jasna nie miałoby znaczenia dla samych ideologów ruchu, ale dla odbiorców spoza grona aktywistów, już tak.

Spójrzmy na to jednak z innej strony. Czy gdy w przeszłości na ścianach pisano „Precz z komuną”, było to tak samo niewłaściwe jak teraz ogłaszanie „strefy wolnej od LGBT”? Można na to odpowiedzieć prosto. Poza tym, że komunizm w bardziej bezpośredni sposób od razu można rozpoznać jako ideologię - takie formy małego sabotażu trzeba traktować niczym akty ostatecznej desperacji w sytuacji, gdy system polityczny jest domknięty, a władza jest tylko w jednych rękach. Gdy jednak taki sabotaż jest praktykowany przez ludzi, którzy w wielu sprawach, posiadając władzę, uporczywie zdradzają sprawę chrześcijańskiego porządku publicznego, trzeba go widzieć bardziej, jako chęć przerzucenia na chrześcijan - którzy w swojej większości są przeciwnikami ideologii LGBT, ale nie orędownikami nienawiści do osób homoseksualnych - odpowiedzialności za własne instrumentalizowanie polityki. Jest to kolejna forma tego, co nazywam korumpowaniem Kościoła.

By nie było niedomówień, korumpowanie odbywa się także po lewej stronie, gdy katoliccy publicyści (de nomine) prześcigają się z liberałami i przedstawicielami homoseksualnego ruchu politycznego w piętrzeniu oskarżeń o naśladowanie przez „GP” hitlerowców. A przecież mogliby dokonać porównania akcji z akcjami z opozycją antykomunistyczną, biorąc pod uwagę, że ruch LGBT jest ideowo neokomunizmem (nie jako rekonstrukcja, ale jako ideowa kontynuacja zasad - nie ma zaś kontynuacji zasad pomiędzy środowiskami PiS a nazistami). Z powodów wyżej przedstawionych nie postuluję podobnego porównania, jednak warto zwrócić uwagę na arbitralność wyborów symbolicznych, jakich dokonuje się, gdy polityka jest traktowania niczym wielka rekonstrukcja procesów historii. Korupcja lewicy katolickiej polega na jej infiltracji przekonaniem, że z Ewangelii można wysnuć jakieś zasady wyższej etyki, bardziej „ewangelicznej”, choć sprzeczne z samym tekstem Ewangelii. Tą drogą popieranie ideologii LGBT lub jej bezwarunkowa i ponawiana przy każdej okazji obrona, staje się dla tych autorów najwyższą formą chrześcijaństwa.

Mamy w tej sytuacji do czynienia z formą radykalnego modernistycznego fundamentalizmu, dla którego nie tylko tradycja wiary chrześcijańskiej nie ma znaczenia, ale także sam tekst Ewangelii po prostu podlega wyższej instancji filtrującej jej treść. Analogicznych, wyrażonych wprost postulatów bym osobiście określił „czego w Piśmie Świętym nie powiedział Bóg”, doświadczyłem w czasie dyskusji po sprawie zwolnienia z firmy IKEA jednego z jej pracowników. Zanotowałem wtedy taką uwagę:

Dyskutuję sobie tu i ówdzie o sprawie firmy IKEA i z pewnym zdumieniem zauważam oczekiwanie, że powinienem decydować, które fragmenty Pisma pochodzą od Boga, a które nie. Gdy unikam takich deklaracji - gdyż sądzę, że nie mam autorytetu, by decydować o takich sprawach - słyszę, że to „znamienne". W domyśle jest w tym, jak podejrzewam, sugestia, że zapewne w skrytości serca hołduję pragnieniu śmierci dla homoseksualistów. Otóż nie hołduję, ale myślę, że gdybym od siebie miał zacząć osądzać, co pochodzi od Boga, mógłbym co najwyżej powiedzieć, co „aktualna opinia liberalna sądzi o boskości takiego czy innego fragmentu", jakie ma oczekiwania względem Boga lub - pewnie tak naprawdę częściej - względem tekstu, który chce się przerobić na swoje, ludzkie, podobieństwo.

Wielu katolików w Polsce jest pogubionych w twardym uścisku interesów politycznych, często zachowują oni przekonanie, że te interesy reprezentują „całe dobro”, czyli że trzeba - w dyskutowanej tu sprawie - albo bezwarunkowo poprzeć ruch LGBT, albo zwalczać go per fas et nefas, w bitewnym amoku zapominając o szacunku dla osób. Jednak prawie każdy „interes polityczny” będzie unikać uznania mądrości podstawowego i koniecznego rozróżnienia na ideologię i - nawet uwikłanego w nią - człowieka. To zaciemnienie uniemożliwia wyjście z kręgu czerpiących z nienawiści lub resentymentu tożsamości. Dodam, że ruch LGBT jest także naznaczony tymi cechami. Poprzez utratę zdolności do rozróżniania katolicy tracą zdolność do wyrażania własnego głosu i stają się tylko częścią politycznych mas, wśród których - na różne sposoby, w zależności od tożsamościowej opcji, niezauważalna staje się prawdziwa nauka Chrystusa i jego Kościoła. W tym właśnie kontekście łatwiej zrozumieć też to, co wydarzyło się w Białymstoku.

Tomasz Rowiński

 

Inne teksty:

Piotr Chrzanowski - Chrześcijańska miłość wobec homoseksualistów, to nie akceptacja ideologii LGBT

Dominika Krupińska - Biskup Amsterdamu odważył się narazić homolobby

Paweł Grad - Katolik wobec "Karty LGBT+"

Tomasz Rowiński - Ruch homoseksualny jako trampolina polityczna

Paweł Grad - Prawo i przemoc

Michael Voris - Homoseksualizm nie jest prawdą

Paweł Grad - Przemoc walki z "homofobią"

Bogna Białecka - Dezorientacja seksualna

Philippe Arino - Słownik kodów homoseksualnych

Philippe Arino - Przeżywany w wierze, homoseksualizm kryje w sobie własną siłę i własną śmierć

Tomasz Rowiński - O jaki pokój tu chodzi?

Paweł Milcarek - Kampania półprawdy

Piotr Kaznowski - Kto się nie zgorszy

Tomasz Dekert - Szacunek dla wszystkich

Sławek Matacz - Nawet prorok i kapłan błąkając się po kraju nic nie rozumieją

Paweł Milcarek - Fałszywy "znak pokoju"

Paweł Grad - Znak podziału

Paweł Milcarek - "Lobby gejowskie"?

Tomasz Rowiński - Homoseksualizm nie istnieje

Tomasz Rowiński - Naturalizacja homonormatywności

Monika Grądzka-Holvoote - O interesach liberałów i homoideologii

Emilia Żochowska - Notatki z państwa wyznaniowego. Małżeństwa homoseksualistów

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów „Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj „Christianitas"

-----


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.