Dom Delatte
2019.11.13 15:37

Komentarz do Reguły: Rozdział XXXVI. O braciach chorych

Pamiętamy, że w rozdziale 31. św. Benedykt powierzył chorych i dzieci szczególnej trosce szafarza. Pamiętamy także, że w rozdziale 34. święta Reguła nakazała, aby przedmiotem szczególnych starań byli ci, którzy ich bardziej potrzebują. W końcu, po określeniu zasad służby w kuchni, aby być precyzyjnie zrozumianym i dodać kilka zaleceń szczegółowych, Nasz Święty Ojciec zajmuje się opieką, którą winni być otoczeni bracia słabi i chorzy (rozdz. 36), a także starcy i dzieci (rozdz. 37.). Są to jakby myśli wtrącone. Gdy św. Benedykt zamknie ten temat, powróci do kwestii refektarza i posiłków.

O chorych należy troszczyć się przede wszystkim i ponad wszystko i służyć im rzeczywiście tak, jak Chrystusowi, bo On sam powiedział: Byłem chory, a odwiedziliście Mnie (Mt 25,36) oraz: Co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25,40). Ale i sami chorzy niech pamiętają, że bracia służą im dla chwały Bożej i niech przez nadmierne wymagania nie sprawiają przykrości tym, którzy się nimi opiekują. Takich wymagających chorych należy jednak znosić cierpliwie, ponieważ przez nich zyskuje się obfitszą nagrodę. Niech więc będzie główną troską opata, aby nie doznawali żadnego zaniedbania[1].

Także w tej kwestii myśl przeniknięta wiarą powinna wyznaczać nasz sposób postępowania. Pan z zasady staje przed nami pod postacią bliźniego, kimkolwiek by on był. Bliźni to On. Żyjemy w bliskości Eucharystii. Wciąż spotykamy Boga, w nas i wokół nas. To samemu Bogu zawsze służymy i Jego samego dosięga nasza czuła troskliwość. „Coście uczynili jednemu z tych moich braci najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). To wszystko jest w sposób szczególny prawdą w odniesieniu do naszych braci zakonnych, do ludzi oddanych Bogu, konsekrowanych. Gdy oni cierpią, jeszcze bardziej przypominają Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Należy więc im służyć dokładnie tak, jak Jemu samemu, gdyż On powiedział: „byłem chorym, a nawiedziliście mnie” (Mt 25,36). To korzyść dla chorych, ale też i dla nas. Czyż ta myśl wypływająca z wiary nie wystarczy, aby dać pełnię pokoju i radości tym, których dotyka choroba albo jakaś niemoc? Czyż nie będzie ona dla nich także źródłem ciepła i serdeczności w stosunku do tych, którzy się nimi opiekują? Ta właśnie myśl, wraz z naturalnym współczuciem, skłoniła Naszego Świętego Ojca do nalegania: „O chorych należy troszczyć się przede wszystkim i ponad wszystko i służyć im rzeczywiście tak, jak Chrystusowi”[2]. Żadna inna reguła nie zawiera sformułowań, które byłyby dowodem tak wielkiej troski o słabych i cierpiących.

W tej wzajemnej wymianie nadprzyrodzonych starań i znaków czci chorzy mają starać się rzeczywiście upodobnić się do Pana przez swoją pełną słodyczy pokorę, wyrzeczenie się wygórowanych wymagań i powściągliwość. Będą pamiętali o tym, że najgłębszym powodem opieki, którą są otoczeni, nie są ich wątłe osoby, lecz Bóg, który się w nich ukrywa. Będą się pilnowali, aby nie zasmucać braci posługujących im z oddaniem nadmiernymi wymaganiami, superfluitate sua, i narzekaniami bez końca. Przecież pielęgnujący są braćmi chorych, a nie ich lokajami. Autor „O naśladowaniu Chrystusa” pisze: „mało jest takich, którzy stają się lepsi dzięki chorobie”, paucis ex infirmitate meliorantur (I, XXIII), trudno jest uświęcić się w tym stanie. Chorując, stajemy się niecierpliwi, nadwrażliwi, dążący do swojej wygody i szukający swoich przyjemności. Ujawniają się i wzmacniają różne naturalne skłonności, a natura, za diabelskim poduszczeniem, znów staje się nieokiełznana i bezczelna. Przyzwyczajenie do wyjątkowego traktowania i różnych przywilejów podstępnie osłabia zmysł obserwancji monastycznej; w praktyce człowiek dochodzi do przekonania, że choroba zwalnia go od bycia mnichem. Poważne cierpienie jest z tego punktu widzenia może mniej szkodliwe niż choroba przewlekła i to, co dziś nazywa się neurastenią. Duszom ujawniającym skłonność do przesadnego przejmowania się stanem swojego zdrowia, wciąż cierpiącym z powodu jakichś schorzeń, wciąż szukającym nowych leków i sposobów poprawy zdrowia można polecić uważną lekturę jednego z rozdziałów „Drogi doskonałości”. Święta Teresa pisze: „Wierzajcie, córki, gdy raz się zabierzecie naprawdę do pokonania tego nędznego ciała, już ono wam tak dolegać nie będzie. Znajdą się tacy, którzy będą pamiętali o potrzebach waszych, znajdzie się ich wielu; wy się o nie nie troszczcie, chyba w oczywistej konieczności. Dopóki nie zdobędziemy się na odwagę, by nie mieć obawy o śmierć i o zdrowie, dopóty nic nie dokażemy”[3]. Z drugiej strony, korespondencja św. Teresy dotycząca zdrowia pokazuje, jak bardzo przejmowała się ona zdrowiem innych i jak starała się, aby zapewnić chorym choćby małe przysmaki. Mnich, nawet poważnie chory, powinien umieć zrezygnować z nadzwyczajnych i kosztownych terapii, z regularnych pobytów w uzdrowiskach; nigdy też nie powinien przyjmować żadnego wsparcia finansowego na swoje leczenie od rodziny „według ciała”.

Nawet jeśli chorzy okażą się wymagający, mówi św. Benedykt, trzeba ich znosić cierpliwie, „ponieważ przez nich zyskuje się obfitszą nagrodę”. Aby nie dawać chorym żadnego powodu do pretensji, przede wszystkim zaś, aby w pełni zrealizować to, czego Pan oczekuje od naszej miłości, opat z największą troską dopilnuje, żeby chorzy nie cierpieli z powodu czyjegoś zaniedbania, nieumiejętności, czy niewłaściwego traktowania.

Chorzy bracia powinni mieć wyznaczoną sobie oddzielną celę oraz bogobojnego, pilnego i troskliwego pielęgniarza. Chorym należy udostępnić korzystanie z łaźni, ilekroć jest to dla nich wskazane; zdrowym zaś, a zwłaszcza młodym, trzeba na to rzadziej pozwalać. Także na spożywanie potraw mięsnych wypada pozwalać dla wzmocnienia chorym bardzo osłabionym, lecz gdy im się polepszy, niech wszyscy zgodnie ze zwyczajem powstrzymują się od jedzenia mięsa[4].

W klasztorze będzie pomieszczenie przeznaczone wyłącznie dla chorych, dla tych wszystkich, którzy nie mogą przestrzegać wspólnej obserwancji, którzy potrzebują szczególnej opieki, czystszego powietrza i więcej ciszy. W wielkich opactwach dawnych wieków infirmeria była jakby osobnym klasztorem z własnym kościołem[5], wirydarzem, kuchnią, refektarzem i dormitorium. Nasz Święty Ojciec oczekuje, aby każda rodzina monastyczna troszczyła się o swych chorych u siebie. Dziwne byłoby, gdyby zakonnik chciał się kurować u rodziców, u przyjaciół, czy w ogóle gdzieś w świecie. Tak samo mało zgodne z duchem i tradycjami zakonu benedyktyńskiego byłoby zgromadzenie w jednym „sanatorium”, czy w jakimś domu rekolekcyjnym, wszystkich chorych z całej kongregacji albo nawet całego zakonu. Pozbawiałoby się ich w ten sposób tej części życia zakonnego w ich domu, w której mogliby jednak uczestniczyć, i skazywałoby na prozaiczne zakończenie żywota. Również ich wspólnoty byłyby pozbawione dobrodziejstwa ich miłości i budującego przykładu, który chorzy i starcy zwykle dają. Ci, którzy są bardzo blisko wieczności, mają szczególny tytuł do troskliwej miłości, którą mogą doświadczyć tylko od swojego opata i braci. Czyż przygotowanie ich do stanięcia w obliczu nieskończonej Czystości, staranie o to, aby ich podobieństwo do Pana stało się doskonałe, nie jest najprzedniejszym sposobem służenia Chrystusowi w ich osobach? Czyż nie jest sposobem zapewnienia sobie Bożego błogosławieństwa i Bożej wdzięczności? Bardzo ciekawe były zasady postępowania z chorymi w Kongregacji św. Maura. Aby chorzy nigdy nie cierpieli z powodu ubóstwa swojego klasztoru, wszystkie wydatki: leki (z wyjątkiem białego cukru), honoraria lekarzy, chirurgów i aptekarzy, mięso kupowane dla chorych, podróże i tym podobne, miały obciążać Kongregację i być opłacane przez Radę Kongregacji (la Diète)[6].

Cela chorych będzie powierzona infirmierzowi, którego św. Benedykt nazywa pielęgniarzem (dosł. sługą, servitor) ale który z całą pewnością ma być zakonnikiem, a nie człowiekiem świeckim. Infirmierz, jeśli będzie taka potrzeba, będzie miał pomocników – św. Benedykt daje to do zrozumienia pod koniec tego rozdziału, gdy mówiąc o „pielęgniarzach”, servitoribus, używa liczby mnogiej. Trzy słowa wystarczają Naszemu Świętemu Ojcu dla opisania cech osobowości dobrego infimierza: ma być bogobojny, to znaczy, że we wszystkich relacjach z chorymi ma być przeniknięty duchem wiary; pilny i sprawny, gdyż tym, którzy cierpią, dłuży się czas oczekiwania; a także troskliwy i czuły[7]. Moglibyśmy dodać, że ma prawo oczekiwać, iż chorzy będą mu w pełni posłuszni. Leczenie się według swojego uznania albo zgodnie z pomysłami braci, którzy nie mają żadnego tytułu do udzielania konsultacji, byłoby bardzo groźnym przejawem woli własnej. „Mnisi nie mają przecież prawa rozporządzać samodzielnie nawet własnym ciałem i własną wolą” (33,4). Zresztą, nikt nie odniesie korzyści, jeśli mnisi będą między sobą narzekali na swoje zdrowie.

Nie wchodząc w szczegóły terapii i opieki, jakich wymagają bardzo różne schorzenia[8], św. Benedykt wymienia tylko dwa rodzaje udogodnień dla chorych: kąpiele i jedzenie mięsa. Wiemy, jak wiele term albo łaźni publicznych było w starożytnym Rzymie – każdy większy dom miał swoja łaźnię. Kąpiel w łaźni była stałym elementem programu dnia każdego wykształconego i dobrze wychowanego człowieka. Życie monastyczne w jakiejś mierze odchodzi od tego zwyczaju. Jednak Kasjodor, współczesny św. Benedyktowi, nakazał budowę łaźni w swoim klasztorze w Vivarium. W kraju o gorącym klimacie była to rzecz niezbędna dla zakonników, którzy oddawali się pracy fizycznej i którzy nie nosili bielizny. Jest rzeczą oczywistą, że zakonnicy nie chodzili do łaźni publicznych; po pierwsze dlatego, że rzadko mieszkali w mieście, ale także dlatego, że taka cielesna bliskość z innymi byłaby niebezpieczna. Święty Benedykt chce, aby chorzy mogli korzystać z łaźni, nie wyjątkowo, ale ilekroć może to korzystnie wpłynąć na ich zdrowie. „Zdrowym zaś, a zwłaszcza młodym, trzeba na to rzadziej pozwalać”. Nasz Święty Ojciec nie zwalnia tych dobrze się mających i młodych z ostrożności, podwójnie koniecznej, gdy żyje się we wspólnocie. Oczywiście podchodzi do kąpieli z rezerwą, ale nie wynika ona w żadnym razie z jakiejś niemądrego uprzedzenia. Gdyby tak było, po prostu w ogóle zakazałby korzystania z łaźni. Słowo „rzadziej”, tardius, należy odczytywać w kontekście ówczesnych zwyczajów rzymskich i wielkiej łaskawości św. Benedykta dla chorych. Wiadomo, że kąpiele, zwłaszcza kąpiele gorące, gdy się je często praktykuje, skutkują osłabieniem ciała, skłonnością do lenistwa i swoistym bezwładem woli. Święty Benedykt nie chciał, aby w jego domach panowały zwyczaje światowe, zaleca jednak kąpiele chorym i zezwala na nie, choć rzadziej, także tym, którzy dobrze się mają[9]. Starożytni mnisi często zbyt dosłownie rozumieli polecenia Naszego Świętego Ojca. Paweł Diakon wzmiankuje, że kąpano się raz, dwa albo trzy razy w roku. Dom A. Calmet pisze: „obecnie, zwłaszcza w regionach o klimacie umiarkowanym, zanikł zwyczaj kąpieli w łaźniach. Również w klasztorach nie ma zwykłych łaźni domowych. Chorym pozwala się korzystać z łaźni publicznych, z zastrzeżeniami i z zachowaniem środków ostrożności, o których mówiliśmy”. Ale higiena i miłość mogą widzieć te sprawy inaczej; żaden z tych punktów widzenia nie zagraża surowości życia monastycznego i duchowi umartwienia[10].

Święty Benedykt dodaje, że „chorzy bardzo osłabieni” mogą jeść mięso „dla wzmocnienia”, pro reparatione. Aby wyraźnie zaznaczyć, że jest to tylko przywilej udzielany na jakiś czas, św. Benedykt poleca, aby miał on swój kres, gdy tylko stan zdrowia na to pozwoli. Wszyscy zdrowi bowiem „zgodnie ze zwyczajem”, more solito, mają się powstrzymywać od jedzenia mięsa[11]. To samo zalecenie zostanie powtórzone w rozdziale 39. i w komentarzu do tego rozdziału odniesiemy się do niego.

Niech zaś będzie główną troską opata, aby szafarz i pielęgniarze nie zaniedbywali chorych, na niego bowiem spada odpowiedzialność za wszystkie winy uczniów[12].

Opat jest powtórnie wezwany do otaczania chorych wielką troską. Ma czuwać, aby ani szafarz, ani pielęgniarze ich nie zaniedbywali. Jest bowiem odpowiedzialny za wszystkie braki i winy swoich uczniów. Dodajmy, że nikt w klasztorze nie może odwrócić się od chorych. Trzeba o nich pamiętać w modlitwie przed Panem, trzeba ich, za zgodą opata, odwiedzać. Ale przepisy Reguły nie przestają obowiązywać za drzwiami infirmerii, cela chorych nigdy nie powinna przekształcić się w rozgadany salon.

 

Dom Paul Delatte OSB

tłum. Tomasz Glanz

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----

 

[1] DE INFIRMIS FRATRIBUS. Infirmorum cura ante omnia et super omnia adhibenda est, ut sicut revera Christo ita eis serviatur, quia ipse dixit: Infirmus fui, et visitastis me, et: Quod fecistis uni de his minimis, mihi fecistis. Sed et ipsi infirmi considerent in honorem Dei sibi serviri, et non superfluitate sua contristent fratres suos servientes sibi; qui tamen patienter portandi sunt, quia de talibus copiosior mercis adquiritur. Ergo cura maxima sit abbati, ne aliquam neglegentiam patiantur.

[2] Quali affectu delemus infirmis fratrihis ministrare? Sicut ipsi Domino offerentes obsequium, qui dixit: Quia cum fecistis uni ex minimis istis fratribus meis, mihi fecistis (św. Bazyli Wielki, Reg. contr., XXXVI). W drugiej części tej reguły i w kolejnej regule św. Bazyli zauważył również, że chorzy powinni okazywać się godni takiego zaszczytu.

[3] XI, 4, cyt. za: św. Teresa od Jezusa, Dzieła, tłum. bp H. P. Kossowski, Kraków 1987, t. 2.

[4] Quibus fratribus infirmis sit cella super se deputata et servitor timens Deum et diligens ac sollicitus. Balnearum usus infirmis quotiens expedit offeratur, sanis autem et maxime iuvenibus tardius concedatur. Sed et carnium esus infirmis omnimo debilibus pro reparatione concedatur; at ubi meliorati fuerint, a carnibus more solito omnes abstineant.

[5] Starożytne księgi zwyczajów zwalniały chorych z Bożego Oficjum jedynie w najcięższych przypadkach. Oto co czytamy na ten temat w Disciplina Farfensis: Illi fratres qui non valent surgere, eant famuli servientes eis et educant illos sustentantes ulnis suis in ecclesia, atque collocent ut melius potuerint. Ingratum nulli apparere debet hoc factum; quia saepe vidimus in eodem die fratrem finire ex hac luce et ad Christum transire, etiam in ipsa ecclesia exhalare spiritum. Quis de talibus dubitet quod non statim ad regnum polorum penetrent? (...) Ita debent opus Dei per omnia agere sicut sani in monasterio, praeter quod leniter atque cursim dicant. (...) Illi vero qui ita nimietate infirmitatis detinentur quod nullo modo consurgere valeant, mox ut monasterio fuerint celebrata nocturnalia obsequia, annuat ille qui ordinem tenet duobus fratribus qui illis divinum opus decantent (1. II, c. LII).

[6] Regula S. P. Benedicti cum declarationibus Congregationis S. Mauri (1663), s. 144-145.

[7] Zob. św. Cezary z Arles, Reg. ad virgines, XXX.

[8] Na temat puszczania krwi (minutio) i środków leczniczych używanych w starożytności monastycznej zob. komentarz Dom A. Calmeta do tego rozdziału. O opiece nad braćmi chorymi i umierającymi, a także o postępowaniu z ciałami zmarłych zob.: Dom B. van Haeften, De nomine monachorum, l. XI, tract. V;
Dom E. Martène, De ant. monach. rit., 1. V, c. VIII-XIII. J.-H. Pignot zbiera i przedstawia zwyczaje Cluny: Hist., de l’Ordre de Cluny, t. II., s. 434-435, 463-473.

[9] Lavacra etiam, cujus infirmitas exposcit, minime denegentur; sed fiat sine murmuratione de consilio medicinae (...). Si autem nulla infirmitate compellitur, cupiditati suae non praebeatur assensus (św. Cezary z Arles, Reg. ad virg., XXIX).

[10] O zabiegach związanych z tonsurą i brodą u starożytnych mnichów zob.: Dom B. van Haeften, dz. cyt., l. V, tract. IX; Dom E. Martène, dz. cyt., 1. V, c. VII; Dom A. Calmet w komentarzu do rozdz. 1.

[11] Pullos et carnes nunquam sani accipiant; infirmis quicquid necesse fuerit ministretur (św. Cezary z Arles, Reg. ad mon., XXIV). Quia solet fieri, ut cella monasterii non semper bonum vinum habeat, ad sanctae Abbatissae curam pertinebit ut tale vinum provideat, unde aut infirmae, aut illae quae sunt delicatius nutritae, palpentur (św. Cezary z Arles, Reg. ad virg., XXVIII). Aegrotantes sic tractandae sunt, ut citius convalescant; sed cum vires pristinas reparaverint, redeant ad feliciorem abstinentiae consuetudinem (tamże, XX).

[12] Curam autem maximam habeat abbas ne a cellarariis aut a servitoribus neglegantur infirmi; et ipsum respicit quidquid a discipulis delinquitur.


Dom Paul Delatte OSB

(1848-1937), mnich benedyktyński, drugi następca Dom Prospera Guerangera w benedyktyńskim opactwie św. Piotra w Solesmes, któremu przewodził w latach 1890-1921. Requiescat in pace!