Dom Delatte
2019.11.30 12:14

Komentarz do Reguły: Rozdział L. O braciach, którzy pracują daleko od oratorium albo są w podróży

Te dwa rozdziały: 50. i 51. przewidują dopuszczalne wyjątki od doskonałej punktualności i regularności, o których traktowały rozdziały poprzednie; mogłyby nawet zostać złączone pod jednym tytułem. Ich celem jest rozwiązanie problemów sumienia dotyczących najpierw Bożego Oficjum, a następnie wspólnego stołu, które wynikają z chwilowego oddalenia albo dłuższej nieobecności. Rozdział 50. poucza nas, jak mają odprawiać godziny oficjum ci bracia, którzy nie mogą stawić się w oratorium wraz z konwentem, czy to z powodu prac zatrzymujących ich na polach, czy to z powodu podróży.

Bracia, którzy pracują bardzo daleko i nie mogą przyjść do oratorium we właściwej godzinie – a ocena, czy tak jest naprawdę, należy do opata – odprawią Oficjum Boże w miejscu pracy, zginając kolana przed Panem, pełni bojaźni[1].

Na początku trzeba zauważyć, że św. Benedykt uznaje wszystkich swoich mnichów za rygorystycznie zobowiązanych do odprawiania oficjum, chociaż mnisi w większości nie byli kapłanami. Bracia, którzy wyszli pracować na pola, dopilnują pory powrotu, aby móc odprawić każdą z godzin liturgicznych w oratorium. Będą wracać zawsze, jeśli odległość nie będzie zbyt wielka, a także, bez wątpienia, jeśli będą mogli przerwać podjęte prace bez większej szkody. Ale ta druga okoliczność, choć zachowywana w tradycji monastycznej, nie jest wprost przewidziana przez św. Benedykta.

Ci, którzy są zbyt daleko, qui omnimo longe sunt, odprawią oficjum w miejscu, gdzie się znajdują. Aby przeciąć wątpliwości decyzyjne, Nasz Święty Ojciec precyzuje, że to opat ma decydować o tym, czy ktoś ma wrócić, czy nie. Widać wyraźnie, że chodzi tylko o wyjątkowe przypadki. Zgodnie z myślą św. Benedykta, wszystkie prace fizyczne z zasady powinny być wykonywane wewnątrz klauzury (66,6-7) i tak zorganizowane, aby bracia mogli łatwo zebrać się na Służbę Bożą. Ale przecież zdarza się często, że klasztor ma oddalone włości. W takiej sytuacji ci, którzy zbierają plony, mają pozostać na polach. Nigdzie w Regule nie są przewidziane sytuacje jakichś długotrwałych prac polowych na długo angażujących życiowe siły wspólnoty i zmuszających wielu mnichów do pozostawania przez całe dnie albo nawet tygodnie z dala od centrum życia konwentualnego.

Zwyczaj odmawiania niektórych części Bożego Oficjum na polach istniał już przed św. Benedyktem. Jest on wspominany w Regułach św. Pachomiusza i św. Bazylego[2]. Odnosząc się do tego zwyczaju, Dom E. Marténe zauważa: „nie powinniśmy się dziwić, że mnisi odprawiali Służbę Bożą na polach, bo tam również korzystali z możliwości południowej drzemki”. Być może łatwiejsze jest spanie na polach niż odmawianie tam oficjum w sposób godny. Dlatego też Nasz Święty Ojciec zaleca przystępowanie do modlitwy z tym samym najwyższym szacunkiem, z tą samą czujnością, co w chórze. Bóg jest wszędzie obecny. Jeśli mnisi mają poczucie Jego obecności, tak jak tego oczekuje św. Benedykt, bez trudu skupią się na modlitwie. Miejsce pracy staje się tak święte jak oratorium. Należy tam zachować ustalony ceremoniał: pokłony, przyklęknięcia, modlitwy na kolanach czy z prostracją: „zginając kolana przed Panem, pełni bojaźni”, cum tremore divino flectentes genua. Nie oznacza to w żadnym razie, że całe oficjum odmawiano na kolanach, ale że zachowywano te same rubryki, co w chórze. Chodzi tu prawdopodobnie tylko o jedną z małych godzin, tak że prawie wszystko mogło być odmawiane z pamięci[3].

Podobnie wysłani w podróż: niech ustalone godziny modlitwy nie mijają im nie zauważone, lecz niechaj sami je odprawiają w miarę swych możliwości i nie zaniedbują obowiązków swojej służby[4].

Teraz rozważany jest przypadek mnichów podróżujących. Można się zastanawiać, do czego odnosi się słowo „podobnie”, similiter. Mnisi z Cluny mieli dobre prawo utrzymywać, że wiąże się ono ze słowami „nie mijają im nie zauważone”, non praetereant Z kolei cystersi łączyli je ze słowami „zginając kolana”, flectentes genua. I bliski temu rozumieniu był powszechnie przyjęty zwyczaj monastyczny. Gdy uznano, że nadszedł czas odmówienia jednej z godzin liturgicznych, zsiadano ze swojego wierzchowca (długie podróże rzadko odbywano pieszo), zdejmowano rękawice podróżne, odsłaniano głowę i zaczynano modlitwę w ten sam sposób i zachowując te same postawy ciała jak w chórze. Po rozpoczęciu modlitwy znów wsiadano na konia i odmawiano psalmodię. Gdy drogi były zbyt błotniste, gdy padał deszcz lub śnieg, była dyspensa od modlitwy na kolanach poprzedzającej oficjum. Zamiast niej odmawiano psalm 50. (Miserere). Taki był przynajmniej zwyczaj kluniacki, przypomniany przez Piotra Czcigodnego św. Bernardowi[5]. Nasz Święty Ojciec sam sugerował takie rozumienie pisząc: „lecz niechaj sami je odprawiają w miarę swych możliwości”, sed, ut possunt, agant sibi. Ten słowa zostawiały pewną swobodę interpretacji tak przełożonym, jak i mnichom. Należy po prostu sprawować Służbę Bożą najlepiej jak tylko można. Jeśli konieczne byłoby odmawianie oficjum dokładnie tak samo jak w chórze, należałoby zabierać ze sobą w podróż wielkie i ciężkie manuskrypty. W czasach św. Benedykta i przez długie wieki po nim brewiarze były nieznane. Ale są świadectwa, że jeszcze przed ich pojawieniem się używano manuskryptów zawierających niektóre części oficjum oraz wybrane modlitwy i czytania dla podróżujących[6]. Święty Benedykt nie mógł dać bardziej szczegółowych wskazówek. Jego wolą jest, aby mnisi odprawiali oficjum najlepiej jak mogą. Niechaj „nie zaniedbują obowiązków swojej służby”, et servitutis pensum non neglegant reddere – służba mnichów to należność wynikająca ze sprawiedliwości i święty obowiązek[7].

W słowach „niech ustalone godziny modlitwy nie mijają im nie zauważone”, non eos praetereant Horae constitutae, niektórzy komentatorzy widzieli nakaz odmawiania każdej godziny o tej samej porze, co w klasztorze. Dla św. Benedykta byłoby absolutnie nie do pomyślenia, żeby jutrznię (laudesy), na przykład, odprawiać przy zachodzie słońca albo nawet w nocy. Z drugiej jednak strony możemy zauważyć, że są miejsca mniej odpowiednie do godnego i pobożnego odmawiania oficjum. Nikt jednak, za wyjątkiem sytuacji określonych przez teologię moralną, nie może rościć sobie prawa do ograniczania liturgii i dostosowywania jej do okoliczności podróży.

Dom Paul Delatte OSB

tłum. Tomasz Glanz

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----

 

[1] DE FRATRIBUS QUI LONGE AB ORATORIO LABORANT AUT IN VIA SUNT. Fratres qui omnimo longe sunt in labore et non possunt occurrere hora conpetenti ad oratorium - et abbas hoc perpendet quia ita est - agant ibidem opus Dei, ubi operantur, cum tremore divino flectentes genua.

[2] Si in navi fuerit, et in monasterio, et in agro et in itinere, et in quolibet ministerio, orandi et psallendi tempora non praetermittat (św. Pachomiusz, Reg., CXLII); Si corporaliter non occurrat adesse cum caeteris ad orationis locum, in quocunque loco inventus fuerit, quod devotionis est expleat (św. Bazyli Wielki, Reg. contr., CVII); Zob. także św. Jan Kasjan, Inst., II, XV.

[3] Warto przeczytać ciekawe szczegóły, które podaje Reguła Mistrza, LV.

[4] Similiter qui in itinere directi sunt, non eos praetereant Horae constitutae, sed, ut possunt, agant sibi et servitutis pensum non neglegant reddere.

[5] Epist., 1. I, Ep. XXVIII, P.L., CLXXXIX, 132.

[6] Zob. komentarz Dom A. Calmeta do rozdz. 50.

[7] O starożytności i powszechności obowiązku odmawiania godzin liturgicznych przez kapłanów i mnichów pisze Dom J. Mabillon, De Liturgia gallicana: Disquisitio de cursu gallicano, Paryż 1729, VI, s. 426-439.


Dom Paul Delatte OSB

(1848-1937), mnich benedyktyński, drugi następca Dom Prospera Guerangera w benedyktyńskim opactwie św. Piotra w Solesmes, któremu przewodził w latach 1890-1921. Requiescat in pace!