Wypowiedzi papieża Franciszka wygłoszone podczas i po podróży na Daleki Wschód, utrzymane w duchu tzw. teologii pluralizmu religijnego, spotkały się już z zasłużoną krytyką.
Ponieważ kiedyś nad imperium brytyjskim nie zachodziło słońce nic dziwnego, że język angielski stał się współczesną lingua franca.
Jedną z charakterystycznych cech reformy liturgicznej związanej z tworzeniem nowego mszału po ostatnim soborze powszechnym były częste, dogłębne ingerencje w świąteczne formularze mszalne. W ten sposób zostały całkowicie zmienione lub bardzo głęboko przeredagowane wszystkie trzy modlitwy kapłańskie z Mszy o Najświętszej Maryi Panny Różańcowej.
W ostatnią niedzielę września 2024 roku, w nowszym zwyczaju rytu rzymskiego wypadała XXVI Niedziela w ciągu roku. W Mszy uczestniczyłem w swojej parafii. Pod koniec liturgii poczułem lekki dysosnans, kiedy kapłan śpiewał modlitwę po Komunii.
W świecie starożytnym dominowały kalendarze lunarno-solarne. Nie było to jednak rozwiązanie optymalne. Wprowadzony przez Juliusza Cezara kalendarz oparty wyłącznie o cykl słoneczny był oczywistym udoskonaleniem. A jednak do dziś jednym, bardzo ważnym elementem naszego życia rządzi, obok słońca, także cykl księżycowy. Chodzi oczywiście o wyznaczanie daty Wielkanocy.
Jan Maciejewski wyrasta na jednego z najważniejszych eseistów pokolenia urodzonego w latach bezpośrednio następujących po odzyskaniu przez Polskę suwerenności w roku 1989.
„Mój Chrzest. Do tej pory strzelałem ślepymi nabojami – od dziś będę strzelał ostrymi. Otrzymałem przez sakrament Chrztu ostrą amunicję.” (1953)
Nowy kardynał Grzegorz Ryś opublikował na portalu Deon osobliwy tekst pt. “Święty Mikołaj i prostytutki”. Z przykrością trzeba zauważyć, że - mam nadzieję wbrew intencjom autora - jest on znakomitym przykładem dlaczego Kościół, a przede wszystkim biskupi, nie potrafi sobie poradzić z plagą nadużyć seksualnych w Kościele.
Kolega opowiadał mi ostatnio o publicznym spotkaniu grupy katolików, na którym pewien duchowny teolog ubolewał, że katolicy na Zachodzie w rozumieniu Eucharystii nie potrafią wyjść poza spekulacje na temat transsubstancjacji, a w odróżnieniu od chrześcijańskiego Wschodu nie słyszymy o Niej jako lekarstwie duchowym.
Dawno nie zdarzyło mi się obejrzeć filmowej nowości w pierwszym dniu publicznych pokazów kinowych w Polsce. Muszę się jednak przyznać do rzeczy trochę wstydliwej.
Wraz z obradami osławionego synodu o synodalności, daje się zaobserwować wzmożenie publicystycznej aktywności propagującej udzielanie sakramentu święceń kobietom.
Sparafrazowałem tytuł recenzowanej książki, gdyż jego literalne rozumienie oznaczałoby, że Melchizedeka nie ma już ani w lex orandi, ani tym samym, w lex credendi Kościoła katolickiego. Takie zaś przekonanie zdaje się żywić autor Wygnania Melchizedeka.
Czy wypada współcześnie uprawiać hagiografię? Wbrew postępującej, wydawałoby się nieubłaganie, sekularyzacji, ten oryginalny typ literatury cały czas cieszy się niemałym zainteresowaniem.
Może to jakieś klasowe uprzedzenia krakowskiej redakcji? Bo przecież zarzut fałszywy dotyczy chłopów z Markowej, których dobre imię widocznie nie ma żadnego znaczenia.
W wypowiedziach negujących zasadność beatyfikacji Ulmów z powodu zaniedbania obowiązków rodzicielskich, analogicznie jak w nowej szkole badań nad Holocaustem, zupełnie niewidoczni stają się Niemcy.
Jeżeli chodzi o język polski to sprawa tłumaczenia o tyle się komplikuje, że mamy imiesłowy przymiotnikowe, które tak jak łacińskie się deklinują, oraz przysłówkowe, nieodmienne. Od kontekstu zależy, którego użyjemy.
Niesłychanie irytujące są wypowiedzi papieża Franciszka i prefekta Dykasterii ds. Kultu Bożego kardynała Roche’a, mniej lub bardziej explicite sugerujące, że obecny kształt liturgii rzymskiej jest skutkiem działania Ducha Świętego na ostatnim soborze powszechnym.
Z przykrością obserwuję ewolucję profesora Błażeja Kmieciaka.
Odkładając po zakończonej lekturze książkę Krystiana Kratiuka Jak Kościół katolicki stworzył Polskę i Polaków miałem bardzo ambiwalentne uczucia. Z jednej strony doceniam szlachetny i ambitny, apologetyczny cel autora, który i mnie jest bliski, z drugiej zastanawiam się czy umieszczone w książce uproszczenia, pochopne sądy, a wreszcie rażące błędy, w ostatecznym rachunku nie okażą się przeciwskuteczne, powodując więcej szkody niż pożytku.
Powyższe kwestie to nie tylko “pewne luki, kwestie sporne i błędy warsztatowe” Gutowskiego.
Tym razem weryfikacja papieskiego pięknoduchostwa przyszła szybciej niż wszyscyśmy sobie tego życzyli.
Jedne z najlepszych stron w książce Johna Seniora, to te gdzie pokazuje jakie horyzonty otwiera człowiekowi uwewnętrznienie poetyckiego sposobu widzenia świata i jego piękna. Żeby do tego dojść trzeba jednak nie wyeliminować, ale poważnie ograniczyć czas poświęcany na korzystanie z mediów elektronicznych. Taka domowa lektura, daleka od szkolnej analizy lektur, pozwalająca na swobodne smakowanie piękna opowieści.