Opowiadania
2024.01.29 13:27

Ziarna trawy

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.plZ góry dziękujemy. 

 

Kiedy wracam, ona siedzi na ganku. „Przed Nim idzie majestat i piękno”. A skoro tak, to dziś na pewno przyjdzie, rozgości się w domu, przy stole, zostanie do końca dnia.

Ona ma na sobie czarną bluzkę z wcięciem, tę, która sprawia, że skóra jej szyi wydaje się bielsza niż zwykle. Słońce nigdy nie opala jej tak, jak mnie. Kiedy wracam z pól i ścieżek, jestem zwykle spieczony na twarzy i szyi. Nawet jeśli byłem wystawiony na słońce przez niecałą godzinę, to już wtedy robię się brązowy. Ale nie ona. Teraz uzmysławiam sobie, że jej skóra zawsze pozostaje tak samo blada, ale zdrową bielą. Zimą, wiosną czy latem, jest wciąż tak samo. Skóra jak chiński pergamin. Czasem zapisywany na szyi ciemnym atramentem opadających kosmyków włosów.

Dostrzega mnie z daleka, wstaje i idzie w moim kierunku, zanurzając sandały w wilgotnej jeszcze trawie. Wita mnie, mówi o tym, że w nocy padał deszcz, ale dziś ma być przez cały dzień słońce, później idziemy do kuchni. Rozkłada talerze i pyta, jak było w domku w lesie. Odpowiadam zdawkowo; było dobrze, syto, głęboko, zdecydowanie dobrze mi zrobił ten czas, mogłem wygasić nadmiar myśli, przywrócić prostym słowom ich znaczenia. 

Nie chcę zdradzić zbyt wiele z tego, co pokazuje mi samotność w tego rodzaju miejscach. Pewne sprawy związane z tym miejscem powinny pozostać w ukryciu przed resztą ludzi, nawet przed najbliższymi. Po to tam byłem, sam na sam z drzewami. O reszcie lepiej nie mówić, nie ujawniać spraw tajemnych, zakrytych, takich, których nie godzi się profanować zwykłymi słowami. Czas osamotnienia powinien emanować z człowieka wtedy, gdy ten stamtąd wraca. Wtedy wszystko staje się jasne. Reszta pozostaje w ukryciu, w zielonych zakamarkach, tam, gdzie się wykluwała.

Ona to rozumie, słucha tego, co mówię i słyszy poza słowami, choć jej spojrzenie wydaje się jednocześnie zawieszone gdzieś daleko, być może na dachu szopy, na którym zwykle, tak jak teraz, wyleguje się kot, albo na gałęziach jabłoni, która rośnie za oknem. Po chwili mówi, że chce coś pokazać. 

Telewizor miga zielonymi i żółtymi obrazami. Leci akurat jakiś program, w którym pokazują, jak sieje się trawę. Wpierw przekopywanie szpadlem ziemi, później podlewanie. Po dwóch tygodniach należy obsiać glebę nawozem. Znów odczekać. Tym razem tydzień. Ręka wraca na to miejsce któregoś słonecznego dnia, wyrzuca na rozkopaną, czarną ziemię małe ziarna, całkiem podobne do igieł sosny.

Ona w tym czasie otwiera szafkę i wyciąga z niej świecę, białą i obłą w kształcie. Obraca ją w dłoni i mówi, że zrobiła to w przeciągu ostatnich dni, kiedy akurat nie było mnie w domu. Wpatruję się w świecę, odruchowo sprawdzając, czy nie znajdę zatopionych w wosku ziaren trawy. W telewizji mówią już o czymś innym. Dalej program dla rolników, ale tym razem pokazują zgrabiarkę przetrząsającą siano wielkimi obręczami uzbrojonymi w ostre pręty.

Nagle przypominam sobie niewielki pakunek, która dała mi lata temu, w dniach, kiedy dopiero się poznawaliśmy. Napisała do mnie znad morza, pytała, czy coś mi przywieźć. Odpowiedziałem, że przecież nie garść piasku, żebym mógł go sobie wysypać na środku pokoju i postawić napis: „Moje małe Pomorze”. Kilka dni później znalazłem w skrzynce niewielką paczkę, a w niej fiolkę z piaskiem i ręcznie dorobioną etykietę z napisem: „Moje małe Pomorze”. 

Chwilę później wydobywa z kieszeni ręcznie robiony wisiorek: płaski, okrągły medalik z płatkami kwiatów zatopionymi w zastygłym, przezroczystym żelu. Kładzie go sobie na otwartej dłoni i podsuwa tak, żebym mógł się lepiej przyjrzeć. Obręcz jest rzeczywiście trochę krzywa, z bliska widać, że została wyszczerbiona na brzegach. Srebrny łańcuszek wciska się między palce, swobodnie opada lekko się kołysząc.

– Zrobiłam ostatnio coś takiego – mówi, wręczając mi wisiorek. – Nie jest to jakoś szczególnie udane, zresztą sam widzisz. Robiłam szybko, chciałam skończyć przed piątkiem. Właściwie sama nie wiem, po co to ze sobą noszę. 

Obracam krążek w palcach. Widzę, że w jednym miejscu przezroczysta powłoka pękła, tak że zrobiło się wgłębienie i nierówność. Ona patrzy na wisiorek, a następnie czujnie obserwuje moją reakcję. Po chwili mówi:

– Jest jeszcze bardzo niedoskonałe. Ale mam lepsze.

– Wolę niedoskonałe – odpowiadam.

Michał Gołębiowski

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.


Michał Gołębiowski

(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.