szkice
2019.02.18 14:58

Wojna domowa w Hiszpanii - wojna religijna

Artykuł ukazał się pierwotnie w "Christianitas", nr 26/2006.

 

Jedno ze słynnych zdjęć z czasów wojny domowej przedstawia szereg uzbrojonych w karabiny milicjantów, który „rozstrzeliwuje” figurę Chrystusa. To wydarzenie miało miejsce 7 sierpnia 1936 roku, a ofiarą padł wizerunek Najświętszego Serca Jezusowego w Cerro de los Angeles w pobliżu Madrytu. Żaden inny obraz nie oddaje bardziej dobitnie antyreligijnego charakteru działań zwolenników Republiki.

 

Prześladowania Kościoła po stronie Republikanów

Początek wojny domowej w Hiszpanii wyznacza wybuch wojskowego powstania 18 lipca 1936 roku. Wystąpienie to skierowane było przeciw rządowi tzw. Frontu Ludowego – tzn. szerokiej koalicji stronnictw socjalistycznych i liberalnych. Zostało zorganizowane przez konspirację wojskową, wspartą przez przedstawicieli prawicowych środowisk politycznych (karlistów – czyli katolickich tradycjonalistów, falangistów – czyli faszyzujących nacjonalistów oraz konserwatywnych monarchistów). Mimo że zdecydowana większość tych środowisk przyznawała się do katolicyzmu wiemy jednak z całą pewnością, że przedstawiciele Kościoła nie mieli z tym sprzysiężeniem nic wspólnego[1].

Nie może więc być mowy o prowokacyjnej postawie Kościoła hiszpańskiego wobec hiszpańskiej lewicy. Ten fakt nie przeszkodził jednak, że natychmiast po informacji o wystąpieniu armii po stronie lojalnej wobec Republiki doszło do gwałtownego prześladowania o charakterze religijnym. Następujące wydarzenia, stanowiły organiczną część dokonującej się rewolucji tam rewolucji społecznej. Od początku starano się po stronie republikańskiej Kościół zniszczyć – zarówno pod względem moralnym, jak i fizycznym.

Jeden z przywódców POUM, partii komunistycznej niezależnej od Moskwy, której członkiem był także George Orwell, pisał: „Klasa robotnicza rozwiązała problem Kościoła w sposób prosty – po prostu ani jeden kościół się nie ostał”. Podobnie twierdził jeden z ministrów rządu republikańskiego Juan Peyró: „Prześladowani są i eksterminowani wszyscy księża i zakonnicy, jedynie z tego powodu, że nimi są [...] Zniszczenie Kościoła jest aktem sprawiedliwości [...]. Zabicie Boga, gdyby istniał, w ogniu rewolucji, gdy rozpalony sprawiedliwą nienawiścią lud wybucha – to byłby środek bardzo naturalny i bardzo ludzki”[2]. Ten wybuch nienawiści nie był zupełnie niespodziewany. Zdarzenia z okresu II Republiki, jak tzw. palenie klasztorów w maju 1931 roku, czy krwawe prześladowanie kleru podczas tzw. rewolucji asturyjskiej w październiku 1934 roku, dawały przedsmak tego co miało nastąpić latem 1936. Systematyczne prześladowania objęły cała strefę pozostałą w rękach zwolenników legalnego rządu, zaś ze szczególną mocą rozpętały się w Madrycie i Barcelonie, a także całej Katalonii, Aragonii itd. Pewien wyjątek stanowił jedynie Kraj Basków. W samej stolicy w ciągu trzech pierwszych dni zniszczono 46 kościołów. Rozpoczęła się też eksterminacja księży oraz katolików świeckich.

Ogółem w okresie wojny domowej zostało zamordowanych, co najmniej 4 254 kapłanów świeckich, 2 489 zakonników oraz 283 zakonnice, 249 seminarzystów. Zamordowano więc co siódmego księdza i co piątego zakonnika. Najbardziej pod względem liczbowym ucierpiała mała aragońska diecezja Barbastro, gdzie zginęło 9 na 10 duchownych. Ofiarą republikańskiego terroru padło także 13 biskupów, tj. co piąty członek hiszpańskiego episkopatu. Do tego dodać trzeba wiele tysięcy katolików świeckich, którzy zostali zamordowani wyłącznie z powodu swej wiary[3]. Zabójstwom księży towarzyszyły często tortury fizyczne (np. kastracje, obcinanie uszu) i psychiczne - próby wymuszenia bluźnierstw itp.[4].

W wyniku tych wydarzeń zostało zniszczonych 5 000 budynków sakralnych. W samej tylko diecezji Walencji całkowicie zniszczono 800 a 1 500 częściowo. W Barcelonie nietkniętych pozostało zaledwie 10 kościołów etc...[5] Dla porównania trzeba stwierdzić, że w wyniku wszystkich XIX-wiecznych prześladowań Kościoła hiszpańskiego, które także niekiedy przybierały bardzo gwałtowny charakter, zabito około 250 duchownych i zniszczono 500 świątyń[6].

Większość ofiar śmiertelnych padła w pierwszych miesiącach wojny – jeszcze w lipcu 1936 roku zginęło około 850 kapłanów, blisko 1 000 w pierwszych dwu tygodniach sierpnia, niemal 1100 w drugiej połowie tego miesiąca[7]. Nie mniej jednak prześladowania kleru i wiernych po stronie republikańskiej nie zakończyły się aż do końca wojny domowej. Jeden z męczenników wyniesionych na ołtarze – bp Teruel, o. Anselmo Polanco został rozstrzelany w Katalonii w lutym 1939 r., czyli na niecałe dwa miesiące przed zakończeniem działań wojennych. Należy wziąć pod uwagę, że osłabnięcie tych prześladowań wiązało się z jednej strony z próbą uporządkowania sytuacji wewnętrznej w Republice po rewolucji dokonanej latem 1936 roku, co osłabiło najbardziej barbarzyńskie i niekontrolowane akty terroru. Także nie bez znaczenia był fakt, iż pod wpływem nacisku militarnego sił narodowych kurczył się obszar zajmowany przez siły republikańskie. Poza tym w wyniku prześladowań spadła po prostu liczba potencjalnych ofiar, zaś pozostali przy życiu duchowni starannie się ukrywali...[8]

Przez cały okres wojny domowej istniał po stronie republikańskiej całkowity zakaz kultu publicznego, kult prywatny zaś w ograniczonym stopniu został dopuszczony w ciągu ostatnich kilku miesięcy istnienia władz republikańskich[9]. Początkowo kościoły mogły być niszczone w wyniku działań rozwścieczonego tłumu, jednak prześladowania, które dotyczyły obiektów sakralnych, były potem realizowane w sposób już systematyczny – specjalne oddziały milicji niszczyły nawet najbardziej oddalone i izolowane kaplice i kościółki, szczególnie niszcząc nawet najmniejsze krzyżyki. Widać więc, że chodziło o likwidację z przestrzeni publicznej nawet najdrobniejszych śladów obecności religii.

Szczególnie bestialsko odnoszono się do dzwonów kościelnych, tak by nie mogły one oddziaływać na wiernych poprzez wrażenia akustyczne. Były one niszczone, bądź przetapiane na broń. Nie oszczędzano figur świętych, które demonstracyjnie okaleczano (najczęściej dekapitowano, wykłuwano oczy etc.) lub w inny sposób profanowano[10]. Niszczono także inne elementy wyposażenia Kościołów – rozbijano chrzcielnice, niszczono obrazy, wreszcie archiwa kościelne...[11] Organizowano świętokradcze korowody, przebierano się w szaty liturgiczne, organizowano parodie Mszy Świętej etc.

Jednak te świętokradcze działania bardzo często wykraczały poza sferę publiczną. Władze rewolucyjne potrafiły żądać od obywateli wydania wszelkich prywatnych dewocjonaliów (obrazów, obrazków, różańców, krzyżyków, świętych figurek etc.)[12]. Były one publicznie palone na wielkim stosie w centralnym punkcie miasta. Milicje rewolucyjne wytrwale poszukiwały posiadaczy różańców czy krzyżyków, którym groziło, co najmniej aresztowanie albo nawet rozstrzelanie, jak to miało miejsce choćby w wypadku wyniesionego na ołtarze, świeckiego z Barbastro – Zeferino Pereza Malli, zw. Pelé.

Może najlepszym podsumowaniem tych faktów będzie fragment raportu złożonego przez ministra sprawiedliwości rządu republikańskiego – nacjonalistę baskijskiego i katolika – Miguela Irujo y Ollo. Memorandum zostało przedstawione pozostałym ministrom 9 stycznia 1937 roku:

Faktyczna sytuacja Kościoła na terytorium lojalnym [tj. republikańskim – przyp. PS], od lipca ubiegłego roku, z wyjątkiem Kraju Basków, wygląda w następujący sposób:

a) Wszystkie ołtarze, obrazy i przedmioty kultu, z wyjątkiem nielicznych, zostały zniszczone, w większości w sposób świętokradczy.

b) Wszystkie kościoły zostały zamknięte dla kultu, który został całkowicie zakazany.

c) Wielka część świątyń, w Katalonii- zdecydowana ich większość- spłonęła.

d) Instytucje publiczne przejęły dzwony, kielichy, tabernakula, lichtarze i inne przedmioty kultu, które zostały przetopione i spożytkowane na cele wojenne lub jako surowce przemysłowe.

e) W kościołach umieszczono wszelkiego rodzaju magazyny, targi, garaże, koszary, stajnie, schroniska lub zostały one przeznaczone na inne cele, zaś instytucje publiczne, które je przejmowały, dokonywały w ich wnętrzach trwałych przebudów...

f) Wszystkie zakony zostały wysiedlone i uniemożliwiono prowadzenia im życia zakonnego. Ich budynki, przedmioty kultu i wszelkiego innego rodzaju dobra zostały spalone, zrabowane, zrujnowane lub przejęte.

g) Tysiące księży i zakonników zostały aresztowane, uwięzione i rozstrzeliwane bez sądu. Wydarzenia tego rodzaju, może nieco rzadsze, nadal mają miejsce, nie tylko wśród ludności wiejskiej, gdzie urządzano dzikie polowania i zabójstwa, ale także w większych miastach. Madryt i Barcelona, mają w swych więzieniach setki więźniów, przetrzymywanych bez innych przyczyn niż ich stan kapłański lub zakonny.

h) Doprowadzono do całkowitego zakazu prywatnego posiadania obrazków i przedmiotów kultu. Policja stosuje rewizje w domach... niszczy wśród szyderstw i przemocy obrazki, figurki, książki religijne i wszystko co jest związane z kultem, lub przypomina taki przedmiot...[13]

Jak pisał – odpowiedzialny potem za udział Kościoła w procesie demokratyzacji kraju – kard. Vicente Enrique y Tarancón: „Niemal nikt nie został zabity z powodu własnych win. Faktem jest, że w większości przypadków zabójcami byli ludzie pochodzący z innych wiosek, niż zabity ksiądz. Rodacy raczej bronili swoich kapłanów[...] Bardziej niż konkretnego człowieka, zabijano księdza. Dlaczego właśnie księdza? Z nienawiści do Chrystusa, któremu lepiej lub gorzej służył? Z nienawiści do religii, którą winili za zapóźnienie ludzkości? Z powodu niechęci do kleru, który pojmowali jako opiekunów bogaczy i burżuazji?... Ten ostatni powód do nienawiści znaczył więcej niż poprzednie[14].

Na pewno wypada się zgodzić z kard. Taranconem, co do tego, że prześladowano księży właśnie dlatego i tylko dlatego, że byli księżmi. Może najdobitniej widać to w relacjach z przesłuchań 51 klaretynów z Barbastro, przesłuchiwanych i straconych w tym mieście w sierpniu 1936 roku. Oprawcy mieli się do nich m.in. zwracać z następującym apelem: „My nie nienawidzimy was, ale waszego stanu i stroju, który nosicie. Zrzućcie te sutanny, a staniecie się tacy sami, jak my i wtedy was uwolnimy[15].

Jednak diagnoza Tarrancóna nie tłumaczy dlaczego niszczono kościoły, dlaczego prześladowano ludzi za posiadanie prywatnych dewocjonaliów. Te fakty świadczą o tym, że celem oprawców było wyeliminowanie najdrobniejszych śladów religii katolickiej[16] tak ze sfery publicznej, jak z życia prywatnego Hiszpanów. Dla republikanów była więc to wojna religijna – a ściślej mówiąc antyreligijna. Nie chodziło bowiem o antyklerykalizm w dawnym stylu, ale o walkę z religią (a szczególnie z katolicyzmem), aż do „ostatecznego rozwiązania” problemu. Nie ulega wątpliwości, że rację miał jeden z zamordowanych klaretynów, który na kilka godzin przed śmiercią pisał w swym notatniku: „Zabijają nas z nienawiści do religii... Panie przebacz im. Jestem męczennikiem Jezusa Chrystusa”[17].

 

Jak mogło do tego dojść?

Naturalne wydaje się pytanie, dlaczego doszło tak gwałtownych prześladowań?

Nie można ich zrozumieć bez uwzględnienia wieloletniej tradycji liberalnego antyklerykalizmu hiszpańskich intelektualistów. Można powiedzieć, że do apostazji mas doszło pod wpływem wcześniejszej apostazji elit. To właśnie to ostatnie zjawisko, narastające co najmniej od schyłku XIX stulecia prowadziło do powstania prawdziwej „antyklerykalnej kultury”, w której z czasem wyrastały masy, uczestniczące potem w prześladowaniach lat 1936-1939. Nie jest więc możliwe przeciwstawienie sobie „łagodnej” i „dzikiej” formy antyklerykalizmu, gdyż jedna wynika z drugiej[18].

Bezpośrednim realizatorem represji były na ogół milicje partii marksistowskich (socjalistów z PSOE, komunistów z PCE oraz POUM) lub anarchistycznych (z CNT i FAI etc.), bądź opanowane przez struktury partyjne organy bezpieczeństwa. Jednak władze republikańskie zwłaszcza na początku nie zrobiły nic, by powstrzymać rozpętane na niespotykaną skalę represje. Wydaje się, że nawet liberalni demokraci popierający Republikę ze zrozumieniem podchodzili do prześladowań antykatolickich. Jak mówił o ich postawie komunistyczny przywódca Andres Nin, ze wspomnianej już POUM: „Wieloma problemami Hiszpanii burżuazyjni republikanie się nie zajęli. Jednym z nich był problem Kościoła. My go rozwiązaliśmy raz na zawsze: pozbyliśmy się księży, kościołów i kultu”[19].

Masakra duchowieństwa i niszczenie świątyń było więc radykalnym, być może, ale pożądanym rozwiązaniem tzw. „kwestii religijnej”. Preludium do prześladowania Kościoła w trakcie wojny domowej stanowiły przecież akty wandalizmu i agresji wobec kapłanów i świątyń, jakie miały miejsce przez cały okres istnienia II Republiki (tj. od 1931 roku). Były one najczęściej zupełnie tolerowane przez lewicowo-liberalne władze.

Korzystny kontekst dla prześladowań stanowiło też agresywnie laickie ustawodawstwo republikańskie[20]. Kościół stracił swoje podstawowe źródło utrzymania – tzn. wypłacany przez państwo „fundusz na potrzeby kultu i kleru”. Dodajmy, że został on stworzony w XIX wieku w zamian za skonfiskowane dobra kościelne. Publiczne akty religijne – zdaniem władz tzw. demonstracje religijne – wymagały wyraźnej zgody władz. Rozwiązano wikariat polowy, zakazano prowadzenia działalności gospodarczej zakonom. Zgromadzenia zakonne traktowano jako stowarzyszenia zwykłe, przy czym istniał konstytucyjny zakaz składania przez zakonników innych ślubów niż trzy vota kanoniczne (posłuszeństwa, ubóstwa i czystości). W praktyce oznaczało to postawienie poza prawem zakonu jezuitów, którego działalność została zakazana ustawą z 1932 roku. O rok późniejsza ustawa o zgromadzeniach zakonnych stanowiła o nacjonalizacji świątyń, pałaców biskupich, wystroju świątyń i innych przedmiotów kultu. Doraźnie służyły one jeszcze potrzebom kultu, ale decyzją władz państwowych mogły w każdej chwili zmienić swe przeznaczenie. W szkołach publicznych zniesiono nauczanie religii, usunięto też krzyże z ich sal. Zakazano istnienia szkół zakonnych, które jak się wyraził minister edukacji „prostytuują ducha dzieci”[21].

Zlecenia prawne były w dodatku realizowane przez władze lokalne z wyjątkowo złą wolą[22]. W 1933 r. np. karało się grzywnami i aresztem za „publiczne demonstracje religijne” księży prowadzących pogrzeb, zaś księdza odprawiającego Mszę Świętą w kościele z uszkodzonym dachem oskarżano o odprawianie publicznych aktów religijnych bez zgody władz.

Widać więc, że agresywny antyklerykalizm II Republiki oraz jej tolerancja wobec pierwszych aktów agresji były czynnikami umożliwiającymi bezprecedensowe prześladowania z okresu wojny. Kolejnym czynnikiem, który tłumaczy w jakimś stopniu rozmiary i charakter represji jest popularność w Hiszpanii rozmaitych ideologii socjalistycznych, które łączyły agresywny antyklerykalizm z przekonaniem o oczyszczającym oddziaływaniu przemocy politycznej i traktowaniu jej jako uprawnionego i usprawiedliwionego środka, koniecznego dla przeprowadzenia rewolucji społecznej.

Socjaliści, komuniści i anarchiści hiszpańscy przejęli od dawnych liberałów przekonanie, że Kościół jest filarem dawnego porządku społeczno-politycznego i że to on przede wszystkim odpowiada za cywilizacyjne zapóźnienie Hiszpanii. Walka z nim – także walka fizyczna - była więc czynnikiem modernizacji kraju. Dodali do tego przekonanie o klasowym sojuszu kleru z kapitalistami. Uprawnione więc było skuteczne rozwiązanie problemu Kościoła.

Filozofie Hegla i Marksa, Nietzschego i Sorela stworzyły kontekst nowej etyki przemocy, która ze środowisk socjalistycznych przeniknęła niestety także do pozostałych sektorów sceny politycznej. Niemal wszyscy w Hiszpanii 1936 roku uważali, że konieczne jest pokonanie i fizyczne unicestwienie przeciwnika politycznego. Panowała atmosfera przepojona wzajemną nienawiścią. Jednym z jej obiektów stali się duchowni i obiekty sakralne.

Rozmiary i przejawy tej nienawiści, w moim przekonaniu, wymykają się jednak próbom pełnej racjonalizacji. Nie da się w pełni zrozumieć jej przyczyn. Wspomniane przeze mnie zjawiska pozwalają po części odpowiedzieć na pytanie, jak to było możliwe, ale dzika brutalność i barbarzyństwo rozpętane w kraju od wieków należącym do cywilizacji chrześcijańskiej pozostaje w znacznej mierze nadal jakąś diaboliczną tajemnicą.

 

Widziane ze strony narodowej

O religijnym charakterze wojny można mówić jednak nie tylko jednak z tego powodu, że Kościół był po stronie republikańskiej prześladowany. Nie ulega też wątpliwości, że po stronie narodowej przywiązanie do religii było jednym z najważniejszych czynników mobilizujących do walki i niemal wszyscy katolicy opowiedzieli się po stronie, na której czele od października 1936 roku stał gen. Francisco Franco. Nie wszyscy oni byli rzeczywistymi wrogami Republiki, czy zwolennikami tradycjonalistycznego państwa autorytarnego, które proponował Franco, jednak wszyscy uznawali go za katolika, zaś jego państwo za zapewniające ochronę Kościołowi i elementarną wolność religijną dla wierzących, która to wolność była tak brutalnie gwałcona po stronie republikańskiej.

Samo powstanie wojskowe nie miało przynajmniej początkowo charakteru religijnego, nawet sam Franco w swych początkowych deklaracjach unikał tego rodzaju odniesień. Celem zbuntowanych generałów było powstrzymanie „legalnej” rewolucji, która groziła po przejęciu rządów przez Front Ludowy oraz przywrócenie elementarnego porządku publicznego. W założeniu organizatorów miał być to więc „zwykły” zamach stanu”[23]. Wśród przywódców znajdowali się przecież wojskowi powiązani z masonerią, nieufni w stosunku do Kościoła (gen. Cabanellas, czy gen. Mola).

Jednak w powszechnym odczuciu szeregowych zwolenników powstania chodziło także, a może przede wszystkim, o obronę religii i Kościoła. O nastrojach społecznych wśród zwolenników powstania niech świadczy zjawisko, które miało miejsce w pierwszych tygodniach wojny, Nastąpiła tzw. mobilizacji Najświętszych Panienek – tzn. doszło do do masowych demonstracji religijnych na czele z krucyfiksami, figurami Matki Bożej, świętych[24]. Także dla żołnierzy walczących na froncie, tak ultrakatolickich karlistów, jak i falangistów, jasne było, że walczą w obronie religii katolickiej, która jest nierozerwalnie złączona z ich Ojczyzną. Sam fakt śmierci na froncie był dla wielu równoznaczny z męczeństwem za wiarę i tym samym stanowił gwarancję zbawienia. Jak pisał jeden z requetes – żołnierzy jednostek karlistowskich – José María Resa: „Jesteśmy zupełnie pewni, że jeśli polegniemy na froncie, będziemy męczennikami za Boga i Ojczyznę... co będzie równoznaczne z zapewnieniem dla nas wiecznej szczęśliwości”[25].

Charakter religijny wojny nie ulegał też wątpliwości dla samego przywódcy Hiszapnii narodowej – Francisca Franco. Generał był człowiekiem osobiście pobożnym (np. jak podkreślał podczas swych negocjacji w Watykanie prymas Goma codziennie odmawiał różaniec, co dzień uczestniczył też we Mszy Świętej). Podkreślał też, że w swych wystąpieniach publicznych, po przejęciu pełni władzy, że jego zdaniem jednym z celów wojny jest przywrócenie naturalnych praw Kościoła i katolików[26].

 

Stanowisko Kościoła hiszpańskiego

To po stronie narodowej przylgnęło do wojny domowej określenie „Krucjata”. Jednak bynajmniej nie zostało ono stworzone przez czynniki polityczne, lecz jako pierwsi posłużyli się nim hiszpańscy biskupi. Po raz pierwszy zostało ono użyte w sierpniowym wystąpieniu biskupa Pampeluny – Marcelino Olaechei[27]. Kolejną znaczącą wypowiedzią tego rodzaju był list pasterski biskupa Slamanki Enrique Pla y Deniela z 30 września pod charakterystycznym tytułem „Dwa Państwa”, który to dokument utożsamiał wojnę domową z walką augustiańskiego „Państwa Bożego” (Civitas Dei) z bezbożnym rewolucyjno-republikańskim civitas mundi. Wojna domowa jawiła się biskupowi Salamanki jako sprawiedliwa wojna przeciwko marksistowskiej tyranii, z drugiej właśnie jako religijna Krucjata. Konflikt „ma zewnętrzną formę wojny domowej, ale w rzeczywistości jest to krucjata” – zapewniał następca Gomy na siedzibie prymasowskiej - „Krucjata za Boga, Ojczyznę i cywilizację”[28].

23 listopada zabrał głos prymas Hiszpanii, arcybiskup Toledo, kard. Isidro Goma. Goma podkreślał, że wojna nie ma charakteru przede wszystkim społecznego, czy politycznego, ani też nie toczy się w istocie o zakres swobód regionalnych (jest to aluzja do autonomicznych dążeń Kraju Basków i Katalonii), lecz jest przede wszystkim wojną religijną[29].

Może najbardziej jednak wyrazistą wypowiedzią Kościoła hiszpańskiego w tej sprawie był słynny list wspólny episkopatu hiszpańskiego z lipca 1937 roku. Adresatem tego dokumentu byli katolicy na całym świecie. Biskupi dawali w nim świadectwo na temat skali i okrucieństwa prześladowań religijnych po stronie republikańskiej, które ich zdaniem towarzyszyły dokonującej się tam właśnie rewolucji społecznej, odpierali też zarzuty o jakimkolwiek związku Kościoła z decyzją o wybuchu powstania. Wojna była czymś ich zdaniem nieuniknionym, gdyż jest to „okrutna walka ludu rozdzielonego na dwa obozy. Jeden - duchowy – w którym skupili się powstańcy – który powstał do walki w obronie porządku, tradycyjnej cywilizacji i Ojczyzny, a także w sposób oczywisty w wielkiej swej części w obronie religii. Druga część jest materialistyczna, nazywa siebie marksistowską, komunistyczną lub anarchistyczną, i chce zastąpić dawną cywilizację Hiszpanii, ze wszystkimi jej cechami, nową „cywilizacją” rosyjskich sowietów...” Biskupi w jednym obozie umieścili męczenników prześladowań antyreligijnych i żołnierzy strony narodowej. To jej właśnie zwycięstwo zagwarantować miało sprawiedliwość i wprowadzenie spokoju społecznego[30]. Udzielili więc jednoznacznego poparcia jednej ze stron walczących.

 

Stanowisko Watykanu względem wojny

W sprawie wojny hiszpańskiej zabrał głos także papież Pius XI, który podczas homilii w Castelgandolfo 14 września 1936 roku, wygłoszonej dla 500 uciekinierów z Hiszpanii, potępił jednoznacznie prześladowania religijne po stronie republikańskiej. Błogosławił obrońcom Kościoła, lecz ostrzegał ich przed degenerującymi skutkami okrucieństw wojny i zakazywał prześladowań niegodnych chrześcijan[31].

Poza tym 19 marca 1937 roku Ojciec Święty wydał encyklikę Divini redemptoris, czyli „O bezbożnym komunizmie”[32], gdzie działania rządu Frontu Ludowego zostają jednoznacznie uznane za komunistyczne i prześladujące religię. Zostało to natychmiast wykorzystane propagandowo przez stronę narodową[33].

Jednak mimo tych wypowiedzi Watykan zachowywał znaczną ostrożność względem rządu narodowego. Zwłaszcza nieufnie do intencji powstańców i osobiście gen. Franco odnosił się Sekretarz Stanu – kard. Eugenio Pacelli – późniejszy Pius XII. Obecna była w jego rozumowaniu obawa przed instrumentalnym traktowaniem Kościoła przez państwo, a także niepokój przed rozszerzaniem się wpływów nazistowskich w Hiszpanii.[34] Te obawy tłumaczyły dlaczego dopiero w maju 1938 roku pojawił się nuncjusz apostolski przy rządzie gen. Franco[35]. Dla ocieplenia wzajemnych stosunków bez wątpienia decydujące znaczenie miały informacje i osobiste rozmowy, jakie toczył Pius XI i kard. Pacelli z prymasem Gomą, który zapewniał o ortodoksyjnym katolicyzmie Franco i większości powstańców.

Papież i kuria rzymska – mimo że doceniali religijny wymiar zmagań toczących się w Hiszpanii, unikali jednak tak wyraźnego poparcia dla strony narodowej, jakiego udzielili jej biskupi hiszpańscy. Ważną po temu przyczyną – obok dotychczas wspomnianych – był bez wątpienia fakt, iż po stronie republikańskiej także walczyli katolicy – nacjonaliści baskijscy.

 

Problem katolików baskijskich

Ocenę religijnego wymiaru wojny hiszpańskiej utrudnia fakt, że po stronie Republiki opowiedział się znaczny odłam katolików w Kraju Basków (Euskadi) – tych, którzy bronili zagrożonej autonomii swego regionu. Kraj Basków był wyjątkiem jeśli chodzi o zakaz kultu i także jeśli chodzi o skalę prześladowanie księży. Znaczna część miejscowego kleru wspierała czynnie lokalnych republikanów, pełniąc np. rolę kapelanów wojskowych.

Spojrzenie nacjonalistów baskijskich na religijny charakter wojny wyraził najpełniej premier autonomicznego rządu baskijskiego – José Antonio Aguirre, w swej mowie z 22 grudnia 1936 roku. Nie przypadkiem skupił się on na sprawie polemiki na temat charakteru prowadzonej właśnie wojny. Jego zdaniem wojna domowa nie jest wojną religijną, lecz konfliktem o podłożu społecznym. Wywołana została z powodu anachronicznego charakteru hiszpańskiego kapitalizmu. Zwierzchnik władz autonomii baskijskiej podważał też stanowisko hiszpańskiego episkopatu, który jego zdaniem przemilczał fakt zabicia 16 księży baskijskich przez wojska narodowe[36].

Rzeczywiście wojska powstańcze rozstrzelały tych kapłanów z powodu ich współdziałania z jednostkami wojskowymi republikanów. Prześladowania te nie miały więc charakteru religijnego[37]. Jednocześnie jednak w Euskadi przy milczeniu miejscowych władz nacjonalistycznych, lokalni marksiści zamordowali niemal 50 kapłanów, posługując się zarzutem ich „prawicowej” działalności politycznej. W rzeczywistości były to podobne prześladowania jak na reszcie terytorium Republiki, z tym że na dużo mniejszą skalę[38]. Nacjonaliści baskijscy weszli też ostatecznie do rządu republikańskiego, przy podjęciu tej decyzji przechodząc do porządku dziennego nad problemem współpracy z osobami odpowiedzialnymi za masakrę Kościoła w innych prowincjach.

W chwili wybuchu powstania Aguiire i jego Partia Nacjonalistów Baskijskich (PNV) stanęli wobec wyboru. Mogli poświęcić swą autonomię i szansę na niepodległość, lecz bronić Kościoła przed nienawiścią marksistów, lub odwrotnie: bronić swobód regionalnych przed hiszpańskimi nacjonalistami i pogodzić się z prześladowaniami katolików w innych cześciach kraju. Wybrali niestety to drugie.

Miejscowy biskup Vitorii - Mateo Mugica – jednoznacznie poparł powstanie wojskowe w swym liście z sierpnia 1936 roku, wydanym wspólnie z biskupem Pampeluny - Olaecheą. W liście swym biskupi stwierdzają, że: „nie jest godziwe, w żadnej formie, na żadnym polu, w żadnych okolicznościach, a tym mniej w czasie wojny... dzielić siły katolickie w obliczu wspólnego wroga”[39]. Było to stanowisko w popierane w zasadzie przez całego episkopatu – wiemy, że w jego przygotowaniu współpracował także prymas Goma.

Podobne stanowisko zajął kardynał Goma w swej odpowiedzi na przemówienie Aguirre (List otwarty do Jose Antonia Aguirre) z 10 lipca 1937 r.. Hierarcha podkreślił, że wojna domowa ma charakter religijny. Mówił on o „politycznym błędzie” przywódców baskijskich. Oskarżał Aguiire o partykularyzm racji nacjonalistycznych, które mają usprawiedliwić współpracę z komunistami[40].

Sprawy te jednak były bardzo skomplikowane, gdyż władze narodowe jeszcze we wrześniu 1936 roku - mimo że ten poparł powstanie - zmusiły do wyjazdu biskupa Mugicę. Podobnie nie zgadzały się na powrót do kraju arcybiskupa Tarragony – kard. Vidala i Baraquera. Obaj dostojnicy byli oskarżani o sprzyjanie tendencjom separatystycznym (przede wszystkim ze względu na to, że propagowali język kataloński i baskijski w Kościołach), zaś Vidal i Baraquer był znany w okresie przedwojennym, jako zwolennik współpracy z władzami republikańskimi.

Obaj biskupi odmówili podpisania listu wspólnego episkopatu. Vidal i Baraquer uważał, że nie jest to właściwa forma, gdyż zaostrzy to tylko prześladowania w jego diecezji. Natomiast Mugica twierdził, że nie może zgodzić się z potępieniem postawy katolików baskijskich, jakie zawierał m.in. ten list biskupów[41]. Nie godzili się oni oczywiście na prześladowania katolików, jednak odmawiali jednoznacznego poparcia Franco, zwłaszcva wobec nieprzejednanej postawy władz strefy narodowej wobec ich osób.

Ze swej strony władze Hiszpanii narodowej w tej mierze kierowały się nie tyle – manifestowanym w innych okolicznościach - przywiązaniem do Kościoła, ale przede wszystkim swą szczególną wizją jedności narodowej. Jedność ta opierała się na jedności religijnej – w katolicyzmie – w związku z tym nie tolerowano hierarchów, którzy zagrażali tego rodzaju jedności poprzez np. stosowanie języka innego niż hiszpański. Stąd także wynikało stanowisko gen. Franco wobec baskijskich nacjonalistów, którzy łamali tę intymną więź miedzy jednością religijną, a jednością polityczną i kulturową narodu. Będąc bowiem katolikami nie widzieli dla siebie miejsca w scentralizowanym państwie, wydawali się kwestionować także wspólne podstawy kulturowe i – niejako automatycznie - religijne[42].

Trzeba powiedzieć, że problem baskijski mimo że integralnie związany z religijnym charakterem hiszpańskiej wojny domowej, stanowi w gruncie rzeczy zagadnienie odrębne i trudne do jednoznacznego rozstrzygnięcia. Po obu stronach barykady stali w tym wypadku szczerze praktykujący katolicy. Jednak w sporze tym nadmiernie przywiązani byli oni do swych przekonań politycznych, które uzasadniali – nie zawsze jak się wydaje w sposób uzasadniony – poprzez odwołanie do religii. Z jednej strony trudno zrozumieć postawę nacjonalistów baskijskich, którzy współdziałali z jawnymi wrogami religii. Z drugiej zaś nie można przyjąć jako bezdyskusyjnych racji zwolenników Franco, że katolicyzm implikuje konkretny sposób rozwiązania zagadnień ustroju wewnętrznego państwa...

 

Katolicyzm strony narodowej i jego zagrożenia

Jednym z zasadniczych skutków wojny domowej było powstanie pod władzą Franco zrębów nowego państwa – państwa wyznaniowo katolickiego, nawiązującego do hiszpańskiej tradycji.

Jedność narodowa rozumiana była przez Franco i jego zwolenników, jako jedność religijna. Właściwą zaś formą współżycia między państwem narodowym a Kościołem była swoista protekcja państwa nad Kościołem, ukształtowana wedle modelu powstałego jeszcze w XVI wieku. Nie chodziło tu o kontrolę Kościoła przez państwo. Państwo miało wspierać i służyć Kościołowi, jak za czasów Habsburgów i Królów Katolickich, zachowując wszelkie tradycyjne przywileje korony hiszpańskiej – m.in. prawo prezentacji biskupów – tj. wyznaczania ich przez władze państwowe. Politycy ci zapominali jednak, że nie było to już ograniczone państwo nowożytne, lecz scentralizowana i zbiurokratyzowana machina państwa XX-wiecznego. Frankiści byli przywiązani do intymnego związku między „tronem i ołtarzem”, którego znaczenie podkreślały jeszcze, ich zdaniem, fatalne doświadczenia z demokratyczną II Republiką, która okazała się być po prostu antyreligijna. Działając pod wrażeniem straszliwych prześladowań, uważali, że stworzenie tradycyjnego państwa wyznaniowego będzie najlepszym sposobem służby Kościołowi[43]. Rządzący w strefie narodowej demonstracyjnie podkreślali swoją lojalność dla papieża, derogowali stopniowo antyklerykalne ustawodawstwo republikańskie, byli w stanie przyjąć ustawę o szkolnictwie średnim nadając mu charakter katolicki etc[44].

Równocześnie jednak rząd frankistowski uparcie stał na stanowisku wskrzeszenia konkordatu z 1851 roku, wypowiedzianego przez II Republikę, który obciążony był rozmaitymi przywilejami państwa charakterystycznymi dla ówczesnego hiszpańskiego regalizmu. Najważniejszym było wspomniane prawo prezentacji biskupów. Sam Franco zdawał sobie sprawę z anachroniczności tych rozwiązań, z drugiej strony uważał je za integralną część hiszpańskiej tradycji ustrojowej. Jego stanowisko było jednak nie do przyjęcia dla Stolicy Apostolskiej, która – nie bez racji – uważała tego rodzaju przywileje za niebezpieczne narzędzie w ręku państwa w przypadku, jakiegoś konfliktu między nim a Kościołem.

Stanowisko caudillo Hiszpanii narodowej było logicznym skutkiem wojny prowadzonej przezeń w obronie religii katolickiej, która uznawana była zarazem jako najistotniejszy element wielowiekowej tożsamości Hiszpanii. Postawa taka współgrała z nastawieniem ogromnej większości episkopatu, stojącego na stanowisku – jak to określono w cytowanym już liście wspólnym – formy państwa „zgodnej z tradycją hiszpańską”. Dał temu wyraz choćby arcybiskup Madrytu – Leopoldo Eijo y Garay, w swym liście pasterskim wydanym właściwie w przededniu zakończenia wojny tj. 28 marca 1939 roku mówi o doskonałej tradycji hiszpańskiej, której integralną częścią jest sposób funkcjonowania Kościoła w relacji z państwem.

Współcześni historycy stawiają jednak pytanie: jak to się stało, że tak wielu Hiszpanów odrzuciło ten model, jeśli rzeczywiście był on doskonały? Domaga się ono rzeczywiście odpowiedzi, jednak wykraczałaby ona poza zakres tego artykułu. Wspomnijmy tylko tytułem hipotezy, że być może państwo wbrew opinii rozpowszechnionej wśród zwycięzców wojny domowej, wspierając Kościół na tradycyjna modłę, uzależniało go od siebie i w konsekwencji osłabiało, gdyż nie miał on możliwości wystarczająco głębokiego wniknięcia w hiszpańskie życie społeczne.[45]

Wspomniana zasadnicza ideowa bliskość przedstawicieli państwa i Kościoła nie zapobiegła jednak serii wzajemnych konfliktów. Biskupi zdawali sobie bowiem sprawę przynajmniej z kilku rodzajów zagrożeń, jakie czyhały na Kościół w wypadku nadmiernego zbliżenia się do tworzącego się właśnie państwa. Po pierwsze niepokoiła ich postawa faszyzujących środowisk falangistowskich, rosnących na znaczeniu w trakcie wojny, traktujących przeważnie swój katolicyzm, jako sztandar ideologiczny, zaś Kościół jako specyficzne narzędzie państwa[46]. Politycy frankistowcy nie byli wolni (może w najmniejszym stopniu myślał w ten sposób Franco) od pokus całkowitej etatyzacji życia społecznego, tak zalecanej w latach 30-tych. Odmawiali więc racji bytu odrębnym katolickim związkom zawodowym, starali się ograniczyć działalność Akcji Katolickiej oraz narzucić bardzo ostrą cenzurę nawet wydawnictwom kościelnym i katolickim etc.. To wszystko niepokoiło biskupów, którzy uważali, że katolickie – nie oznacza koniecznie „należące do katolickiego państwa”. Protestowali także wobec prób zbliżenia Hiszpanii narodowej z nazistowskimi Niemcami (m.in. niezrealizowany ostatecznie projekt umowy kulturalnej z 1939 roku)[47].

Po zwycięstwie katolików nad wrogami religii podczas wojny domowej, przed zwycięzcami stanęły pytania o to, co to znaczy stosować zasady katolickie w życiu społecznym.

 

Sanguis martyrum – semen Christianorum

Jednak wojna domowa nie tylko stanowiła wydarzenie ważne w historii Kościoła w Hiszpanii. Stanowi ona także niezwykle ważne doświadczenie dla Kościoła powszechnego. Za pontyfikatu Jana Pawła II zostało to potwierdzone serią beatyfikacji i kanonizacji męczenników hiszpańskiej wojny domowej.

Procesy beatyfikacyjne mają także własną historię. Zostały one przeprowadzone jeszcze w latach 40-tych i 50-tych ubiegłego wieku, lecz w 1964 roku Paweł VI po konsultacji z biskupami hiszpańskimi zdecydował się wprowadzić moratorium dla kontynuowania tych procesów. Kierował się on przede wszystkim chęcią uniknięcia nadawania tym beatyfikacjom kontekstu głównie politycznego. Wznowiono je dopiero w pierwszej połowie lat 80-tych. Pierwsza beatyfikacja miała miejsce 29 marca 1987 roku, gdy Jan Paweł II wyniósł na ołtarze trzech karmelitów zamordowanych w lipcu 1936 roku. 1 października 1989 błogosławionymi zostało natomiast 26 pasjonistów, zaś 29 kwietnia 1990 r. – dziewięciu salezjanów, jeden pasjonista oraz jedna terezjanka. Przy czym część z tej grupy błogosławionych zginęła nie tyle w trakcie wojny domowej co jeszcze w 1934 roku podczas tzw. rewolucji w Asturii[48].

25 października 1992 roku papież beatyfikował 71 bonifratrów (wśród nich pierwszych 7 Kolumbijczyków wyniesionych na ołtarze) oraz 51 klaretynów zamordowanych w Barbastro[49]. 10 października 1993 roku miała miejsce uroczystość wyniesienia na ołtarze dwu biskupów – Diega Ventahy Milána – biskupa Almerii oraz Manuela Mediny Olmosa, biskupa Guadix, 7 braci szkolnych, 1 terezjanki oraz założyciela Instytutu Terezjańskiego – Pedra Povedy Castroverde[50].    1 października 1995 roku Jan Paweł II 45 męczenników wojny domowej w Hiszpanii – m.in. o. Anzelma Polanco Fontecha, augustianin i biskup Teruel, a także pierwszy świecki – żonaty fabrykant ceramiki z Morises – Wincenty Vilar David, zamordowany za pomoc ukrywającym się kapłanom i zakonnicom[51].

4 maja 1997 roku za błogosławionych zostali uznani ks. Florentino Asensio Barroso, administrator apostolski diecezji Barbastro oraz wspomniany już przeze mnie Zeferino Giménez Malla zw. Pelé, pochodzący także z Barbastro, żonaty świecki, zabity za posiadanie różańca, pierwszy beatyfikowany Cygan[52].

Kolejne beatyfikacje miały miejsce 10 maja 1998 roku. Papież beatyfikował 10 zakonnic, ze zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia Najświętszego Serca Jezusa, wizytek oraz karmelitankę[53]. 7 marca 1999 roku Ojciec Święty wyniósł na ołtarze o. Wincentego Solera oraz 6 towarzyszy – augustianów rekoletów oraz 1 księdza diecezjalnego zabitego wraz z nimi. Następną uroczystością była kanonizacja dokonana 21 listopada 1999 roku – św. Cyryla Bertranda i 7 towarzyszy pijarów oraz pasjonistów zamordowanych w 1934 roku, Jakuba Hilarego oraz Innocentego Canuorę.

Wreszcie ostatnia największa uroczystość beatyfikacyjna miała miejsce 11 marca 2001 roku. Beatyfikowano w jej trakcie 233 osoby – co było największą tego rodzaju uroczystością w historii. Spośród tych osób 226 pochodziło z diecezji Walencji, znajdowało się wśród nich 43 świeckich, ojców i matek, m.in. profesorka Uniwersytetu w Walencji i zarazem działaczka Akcji Katolickiej oraz matka rozstrzelana wraz z czterema córkami – zakonnicami.

Ogółem beatyfikowano już 471 męczenników wojny domowej w Hiszpanii w tym 379 zakonników, 4 biskupów, 43 księży oraz 45 świeckich. Jest to ponad 1/3 wszystkich osób wyniesionych na ołtarze za pontyfikatu Jana Pawła II[54].

Papież podczas uroczystości beatyfikacyjnej 7 marca 1999 roku powiedział o tych męczennikach m.in.: „Nie umarli w imię ideologii, ale dobrowolnie ofiarowali swoje życie... Dalecy od sporów politycznych”, zaś podczas ostatniej beatyfikacji dodał: „Każdy z nich ma osobistą historię... Wspólne im wszystkim jest radykalne opowiedzenie się za Chrystusem. W męczennikach Kościół zawsze znajduje posiew życia[55]”. Posiew życia polegający choćby na tym, że w czasach rozpasanej nienawiści, wszyscy oni serdecznie wybaczyli swym prześladowcom.

Paweł Skibiński

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----

 

[1] Np. H. Thomas, La guerra civil espańola, t. I, Barcelona 1995, s. 295.

[2] Cytat za: G. Redondo, Historia de la Iglesia en Espańa 1931-1939, tom II, Madrid 1993, s. 28-29.

[3] Sugestie J. M. Garcii Escudero, że 90 % ofiar terroru republikańskiego było prześladowanych wyłącznie z przyczyn religijnych są jednak moim zdaniem mocno przesadzone (Historia politica de las dos Espańas., t. III, Madrid 1975, s. 1447).

[4] H. Thomas opisuje tego rodzaju przypadki. Zwraca jednak uwagę, że znacznie słabszym represjom niż księża poddawane były zakonnice. Tylko 3 % zostało straconych, jedynie sporadycznie zdarzały się też na nich przypadki gwałtów, co w tym bezmiarze barbarzyństwa wydaje się zastanawiające (H. Thomas, La guerra civil..., t. I, s. 298-300).

[5] Wszystkie dane liczbowe pochodzą z pracy Antonia Montero La persecución religiosa en Espańa., Madrid 1961. Ja cytuję je za pracą J. Andrés-Gallego, A. M. Pazos, La Iglesia en la Espańa contemporanea., T. II 1936-1998, Madrid 1999, s. 12. Autorzy sugerują, że dane te są niedoszacowane.

                Wymagają komentarza stwierdzenia Thomasa (La guerra civil..., t. I, s. 296) na temat tego, że niszczono głównie drugorzędne pod względem znaczenia kulturowego świątynie. Wydaje się, że jeśli ofiarą padło ponad 90 % kościołów Barcelony nie jest fizycznie możliwe nieuszkodzenie wartościowych zabytków.

[6] Dane za G. Redondo, op. cit., s. 25, przyp. 34.

[7] A. Alvarez Bolado SJ, La implicación de la Iglesia., w: La guerra civil espańola (sesenta ańos despues)., red. M. Alonso Baquer, Madrid 1999, s. 256.

[8] Por. uwagi, G. Redondo, op. cit., s. 25.

[9] M. Delgado Ruiz, Anticlericalismo, espacio y poder., Ayer, nr 27, 1997, s. 171.

[10] Por. uwagi. J. M. García Escudero, Historia politica..., s. 1447

[11] Tytułem przykładu por. uwagi A. Vazqueza de Prady (Założyciel Opus Dei., t. I Panie, żebym przejrzał!, Kraków 2002, s. 12) na temat zniszczeń w Barbastro.

[12] Por. M. Delgado Ruiz, Anticlericalismo..., s. 169-175

[13] M. Revuelta Gonzalez SJ, El anticlericalismo espańol en sus documentos., Barcelona 1999, s. 149-150.

[14] Wypowiedź w: J. L. Martín Descalzo, Tarancón, cardenal del cambio., Madrid 1982. Cytat za: J. Andrés-Gallego, A. M. Pazos, La Iglesia en la Espańa contemporanea., t II, s. 14-19.

[15] Cytat za: ks. M. Jeżowski CMF, L’Osservatore Romano (wersja polska), nr 12, 1992, s. 48-49.

[16] Wiemy, że kult żydowski i protestancki cieszył się względną tolerancją władz republikańskich.

[17] ks. M. Jeżowski CMF, op. cit.. Podobną opinię wyrażają: G. Redondo, op. cit., t. II, s. 25-26 oraz J. M. Garcia Escudero, Historia politica..., t. 3, s. 1448.

[18] Por. uwagi M. Delgado Ruiz, Anticlericalismo..., s. 153-154.

[19] M. Delgado Ruiz, Anticlericalismo..., s. 154.

[20] S. G. Payne, The Spain’s First Democracy., Madison 1993.

[21] J. Andrés-Gallego, A. M. Pazos, La Iglesia en la Espańa contemporanea., t II, s. 14-19. Por. także: G. Redondo, op. cit., t. I, La segunda republica. 1931-1936. Nie wszystkie szkoły zakonne udało się rozwiązać, głównie dlatego, że masowo zmieniały one swój status na świeckie – prowadzone przez stowarzyszenia katolików, do których należeli zakonnicy, którzy w tych szkołach byli też nauczycielami.

[22] Por. M. Delgado Ruiz, Anticlericalismo..., s. 153-154.

[23] G. Redondo, op. cit., t. II, s. 13.

[24] A. Alvarez Bolado SJ, La implicación..., s. 255-256.

[25] J. M. Reina, Memorias de un requete., Barcelona 1968, s. 48.

[26] G. Redondo, op. cit., t. 2, s. 273 i n. oraz 287.

[27] Por. G. Redondo, op. cit., t. II, s. 69;

[28] List bpa Pla y Deniela nosił tytuł Dos cidades. Por. J. M. Garcia Escudero, Historia politica..., t. 3, s. 1449; L. Suarez Fernandez, Franco y su tiempo., t II, Madrid 1984, s. 149 i n.

[29] Na temat listu pasterskiego Isidoro Gomy pt. El caso de Espańa: L. Suarez Fernandez, Franco..., t. 2, s. 149 i n oraz A. Alvarez Bolado SJ, La implicación..., s. 260-261.

[30] Por. G. Redondo, op. cit., t. 2, s. 310-317.

[31] Por. A. Alvarez Bolado SJ, La implicación..., s. 257-258 oraz G. Redondo, op. cit., t. 2, s. 91.

[32] Wydanie polskie np. wyd. Antyk, Warszawa [1998].

[33] L. Suarez Fernandez, Franco..., t. 2, s. 183-184. Paradoksalnie nie została wówczas w Hiszpanii „narodowej” opublikowana inna, wydana w tym samym miesiącu – 14 marca – encyklika o sytuacji Kościoła w Niemczech – Mit brennender Sorge – krytykująca III Rzeszę, sojusznika wojennego narodowców (por. G. Redondo, op. cit., t. 2, s. 209).

[34] G. Redondo, op. cit., t. 2, s. 167 i n. oraz 507.

[35] Został nim Gaetano Cicognani.

[36] A. Alvarez Bolado SJ, La implicación..., s. 262.

[37]L. Suarez Fernandez, Franco..., t. 2, s. 134-136.

[38] G. Redondo, op. cit., t. 2, s. 233.

[39] Cytat za: A. Alvarez Bolado SJ, La implicación..., s. 257. Por. L. Suarez Fernandez, Franco..., t. 2, s. 86.

[40] L. Suarez Fernandez, Franco..., t. 2, s. 212-213.

[41] G. Redondo, op. cit., t. 2, s. 100-121.

[42] Trzeba jednak przyznać, że Franco obiecawszy to prymasowi powstrzymał egzekucje kleru baskijskiego. Decyzja o wydaleniu z kraju biskupa Mugici także nie została podjęta bezpośrednio przez Franco, gdyż jej wydanie nastąpiło przed przejęciem przezeń pełni władzy (L. Suarez Fernandez, Franco..., t. 2, s. 128-136).

[43] G. Redondo, op. cit., t. 2, s. 487.

[44] G. Redondo, op. cit., t. 2, s. 399 i n.; 422 i n. oraz 522 i n..

[45] G. Redondo, op. cit., t. 2, s. 601.

[46] G. Redondo, op. cit., t. 2, s. 454.

[47] G. Redondo, op. cit., t. 2, s. 380 in.; 441 i n.; 533 i n.; 584 i n..

[48] G. Redondo, op. cit., t. 2, s. 32-33.

[49] L’Oservatore Romano (wersja polska), nr 12, 1992.

[50] L’Oservatore Romano (wersja polska), nr 1, 1994.

[51] L’Oservatore Romano (wersja polska), nr 1, 1996.

[52] L’Oservatore Romano (wersja polska), nr 7-8, 1997.

[53] L’Oservatore Romano (wersja polska), nr 7, 1998.

[54] Biuletyn KAI, z 9 i 13 III 2001 r.

[55] Biuletyn KAI, z 13 III 2001 r.


Paweł Skibiński

(1973), historyk, politolog związany z Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Waszyńskiego