Liturgia
2020.04.08 13:34

Wielki Tydzień w wewnętrznym życiu duszy

Artykuł ten ten pierwotnie umieściliśmy na naszej stronie poświęconej monastycznej liturgii godzin.

Kirem żałoby powleka się Boski horyzont Kościoła. Nieprzejrzana ciemność smutku owłada sieroctwem Oblubienicy w dorocznej pa­miątce świętokradzkiego mordu, spełnionego na Niepokalanym Baranku, który gładzi grzechy świata. Do dna duszy poruszającemi obrzęda­mi Liturgja na Kalwarję towarzyszy Bogu-Człowiekowi, ostatnie Jego tchnienie przejmując na górze cierpienia i świadkiem się czyniąc po­grzebu Ciała Przenajświętszego.

Na te uroczyste nabożeństwa Kościół za­prasza całą społeczność wiernych ze wszystki­mi pragnąc uczcić Boski przedmiot swoich umi­łowań i bólów. Nie poprzestaje na biernym udziale i jałowem współczuciu, lecz żąda od swych dzieci głębokiego przejęcia się nauką, obficie płynącą z przepięknych ceremonij dni ostatnich. Urzeczywistnia w ten sposób ducha słów Chrystusowych: Nie płaczcie nademną, lecz sami nad sobą i nad synami waszymi. (Łuk. XXIII. 28). Łzami niewiast nie gardzi najtkliwsze serce, wzruszające się każdym do­wodem   miłości;   lecz w pierwszym rzędzie Zbawiciel zwraca ich uwagę na ogrom zadość­uczynienia, jakiego Bóg żąda za krzywdę wy­rządzoną grzechami.

Nawrócenie zapoczątkowane w poprzednich tygodniach, Kościół doprowadza teraz do końca. Nie mnoży nawoływań pokutnych, lecz w całej grozie męki ukazuje oczom naszym Ofiarę prze­błagalną, za zbrodnie wszechświata najhaniebniej zelżoną i w morzu Krwi własnej umierają­cą na Krzyżu dla zbawienia ludzkości. Nad wszelkie zaklęcia wymowniejszy to widok, zdolen poruszyć i do dna wstrząsnąć najzatwardzialszych grzeszników. Kościół przez świętą Liturgję kieruje tylko sercami, odpowiednie jej obrzędom budząc w nich uczucia żalu i szczerego postanowienia poprawy.

Dojmujący ból z prześladowania sprawie­dliwego i słuszne oburzenie na bogobójców — oto główne cechy modlitw i obrzędów ostatnich dni piętnastu. Najmocniejsze słowa Dawida i Proroków mamy w Lekcjach, Responsorjach, Antyfonach i Wersetach, wyjętych ze Starego Przymierza; nowe przynosi nam w Ewangeljach Boski głos Chrystusa, przejmującą skargą, uchy­lającego zapłony przepastnych głębin swojego Człowieczeństwa, lub gromem potępienia miaż­dżącego pychę niepoprawnych. Zbawienną trwo­gą uderzając w twardą opokę serc naszych, Kościół żłobi w duszach głęboką bojaźń sądów Pańskich i święte łzy skruchy wyciska z oczu grzesznika.

Przygotowujmyż się na te mocne przeżycia, tak zapoznane w dzisiejszej zletniałej poboż­ności. Odświeżmy w pamięci miłość i łaskawość Bożego Syna, bezgranicznie oddającego się ludziom, ich życiem żyjącego w trzydziestoletniej ciszy ukrycia. Patrzmy jak po ziemi przeszedł, czyniąc dobrze wokoło, (Dz. X, 38) i jak w na­grodę zawisł na wzgardzonej szubienicy krzyża, którym karano jedynie niewolników.

Zważmy przewrotność grzeszników, za otrzy­mane dobrodziejstwa oskarżających Zbawiciela, a z drugiej strony w najkorniejszem uwielbieniu zdumiejmy się nad Męką Sprawiedliwego: oto w morzu goryczy i udręczenia, uciśniony bólem bez nazwy, skarży się uczniom: „Smutna jest dusza Moja aż do śmierci”. (Mat. 26. 38). Cię­żar przekleństwa Bożego przytłacza Najświętsze Serce, z niewypowiedzianym wstrętem odwraca­jące się od grzechów, a karę za nie przyjmują­ce z poddaniem się całkowitem Woli Ojca, przez niego podany kielich wychylając do dna. Niebo tymczasem zdaje się głuchem na łzy i krew Najświętszej Ofiary, wołającej w kona­niu: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mię opu­ścił?!” (Mat. 27. 46).

Kościół katolicki, dzieciom swoim podsu­wający te rozważania, o niezawodnym ich wpły­wie na dusze głęboko jest przeświadczony. Nie­podobna bowiem, aby należyte zrozumienie Mę­ki Jezusowej, nie wydało odpowiednich owoców w życiu chrześcijanina. Kto się poczuwa do współwiny w przelaniu Boskiej krwi Chrystusa, ten i nad grzechami swemi zapłacze serdecznie i poprawy życia zapragnie szczerze, wolą gorą­cą i niezachwianą.

Kościół jednak, znający równocześnie i nie­poprawną twardość człowieka, dobrze wie o tem, jak dalece groza i bojaźń w ryzach utrzymać są zdolne niesforność zepsowanych żądz jego. Z naciskiem przeto przypomina teraz przekleń­stwa, ciążące na bogobójcach, a w usta Zbawi­ciela przez  Proroków włożone. Co do litery sprawdziły się wszystkie na Żydach, nam zaś do końca brzmieć będą żywem przypomnieniem ka­ry, nieuchronnie czekającej tych, którzyby zda­niem św. Pawła: „Syna Bożego na nowo krzyżo­wali w sobie”. (Żyd. VI, 6). Czytajmy, co tenże apostoł pisze w innym  rozdziale tego samego listu: „Jeślibyśmy umyślnie grzeszyli, po wzięciu znajomości prawdy, już nie zostaje ofiara za grzech, lecz straszliwe jakieś oczekiwanie sądu i żarliwość ognia,  która pożreć ma przeciwni­ków. Ktoby zakon Mojżeszów wzgardził, bez wszelkiego miłosierdzia, za świadectwem dwu, albo trzech świadków umiera. Jakoż na daleko sroższe zasłuży karanie, któryby Syna Bożego podeptał… i Ducha łaski zelżył? Albowiem wiemy, kto powiedział: Mnie pomsta, a Ja oddam. I znowu: Pan sądzić będzie lud swój. Ponoć straszno jest wpaść w ręce Boga Żywego”. (X, 26, 31).

Istotnie. Cóż może być straszniejszego nad tę nieprzejednaną surowość, z jaką Ojciec niebieski własnemu Synowi nie przepuścił (Rzym VIII, 32), niepojętą ową grozą ucząc nas, jak ścisłej żąda wypłaty za grzech, tak boleśnie ra­niący Boską Ofiarę, przedmiot upodobań Przedwiecznego ! (Mat. III, 17). Rozpamiętywania te, rdzennie wypalając w duszach zgubne przywią­zanie do złego, wzamian potęgują w nich świętą bojaźń Pańskiej obrazy i pogłębiają ufność oraz miłość, które koniecznie powinny się wspierać na tej podstawie.

Niezaprzeczenie więc, jesteśmy przyczyną śmierci Boga – Człowieka. Smutna to prawda. Lecz i to prawda, że z tej zbrodni rozgrzesza nas krew Jezusa, z ran Jego wytryskająca. Ona to równocześnie ucisza i powstrzymuje gromy sprawiedliwości, w niewymownem miłosierdziu dla dusz pragnącej przelewu krwi oczyszczają­cej. Katowskie żelazo pięciokrotnie przewierca Najświętsze Ciało, z którego na ludzkość stru­mieniami płyną ożywcze strumienie, odnawiają­ce w człowieku obraz Boży, zniekształcony grzechami.

Przystępujmy więc z ufnością do leczni­czej Krwi Przenajdroższej, niebo nam otwierarającej. Wierzmy, że Krwi tej kropla jedna starczyłaby obficie na zgładzenie wszech zbrodni („Adoro Te” — św. Tomasz z Akwinu) wielu światów od naszego stokroć grzeszniejszych. Zbliża się nowa rocznica przelania całego morza tych kropli, których wartości i mocy nie wyczerpały uprzednie wieki, ani przyszłe wyczerpać nigdy nie zdołają.

Z wdzięcznością pójdźmy więc napawać się u źródeł Zbawicielowych (Izaj. XII, 3), wybielających nam dusze, które zajaśnieją nowem pięk­nem łaski, blizny grzechowe zacierającej do­szczętnie. Tak odnowionych, ukocha Bóg Oj­ciec miłością należną Bogu Synowi, z którym chrześcijanina łączy braterstwo przybrania. Czyż nie dla odzyskania utraconych wydał na śmierć Jednorodzonego? Mówi św. Paweł: „Kupieni jesteście zapłatą wielką” (I. Kor. V 20); tak określoną słowami Książęcia Apostołów: Nie skazitelnem złotem, albo srebrem jesteście wy­kupieni… ale drogą Krwią, jako Baranka niezmazanego i niepokalanego, Chrystusa. (I, Piotr I, 18, 19). Ciężar gatunkowy Krwi Bożej, miłosierdziem zaważył na szali Najwyższej Sprawiedliwości, przez Krew Krzyża „uspokajającej bądź co na ziemi, bądź co w niebiesiech jest”. (Kolos. I, 20). Rany duszy obmyjmy tą Krwią Najświętszą, Jej zbawiającą pieczęcią znacząc czoła nasze, ku wybawieniu w dzień gniewu i pomsty (Dies irae).

W tych dniach piętnastu Kościół szczegól­niejszą czcią otacza Krzyż święty, uważając Go za ołtarz, na którym dokonała się krwawa Ofiara, wszechświat zbawiająca. Dwa razy jeszcze w Roku liturgicznym: w dzień Znalezienia Drzewa Krzyża (3 maja) i święto Jego Podwyż­szenia (14 września), ujrzymy znak Syna Czło­wieczego i sławić będziemy nieśmiertelny triumf Jego zwycięstwa. Teraz jednak popatrzymy nań pod kątem widzenia narzędzia śmierci najhaniebniejszej, o której mówi Stary Zakon: „Prze­klęty od  Boga jest, który wisi na drzewie” (Deuter. 21, 23). Przyjęciem tej zelżywości Baranek Boży w wiekuistą chwałę i triumf przemienił wzgardzone drzewo, które odtąd rękojmią się staje i zadatkiem  naszego  zbawienia! Codziennie teraz najgłębsze hołdy niosąc Krzyżo­wi Chrystusa, Kościół wszystkich nas wzywa do czci, wdzięczności i uwielbienia dla świętego narzędzia Męki Jego i chwały.

Zważywszy, z jaką miłością Pan obejmuje Krzyż wyzwolenia naszego, jak na Boskie Ra­miona kładzie twarde drzewo, niosąc je długo po wybojach kamienistej drogi i obficie zra­szając własnym potem i ofiarną krwią swoją. Pójdźmy krok za krokiem po przebolesnem Szla­ku Ukrzyżowanego, do zranionych stóp Jezusa przywierając duszą całą i wiernie towarzysząc Mu rozpamiętywaniem niewysłowionych Jego udręczeń.

Pomyślmy o szczęściu uprzywilejowanych rodzin, goszczących Zbawiciela w domach swoich, z odwagą i oddaniem prawdziwej przyjaźni, bez względu na osobiste niebezpieczeństwo i groźbę prześladowania w przyszłości. A my? W co­dziennej beztrosce wygody co uczyniliśmy dla Jezusa dotychczas? Wzbudźmy szczere posta­nowienie czujniejszej nadal wdzięczności.

Co powiedzieć o śmiertelnym niepokoju i niewymownej udręce Matki Bolesnej? Nowe to bezkresy cierpień, jednające jej w Kościele wyjątkowe prawa do tytułu Wspóiodkupicielki świata! Osobną pamięcią uczcijmy niewysłowione morze goryczy, zgotowane Marji, dla jedyne­go wśród stworzeń upodobnienia się Najwyższe­mu, Synowi Boga i Synowi Dziewicy.

Synagoga w nieprawościach zastarzała, nie ustaje w zbrodniczych knowaniach i piekielnym spisku na życie Sprawiedliwego. A tymczasem czarny horyzont, tylu gromami brzemienny, roz­jaśnia się chwilowo na dźwięk weselnego Hosannah, rozbrzmiewającego po ulicach Jerozoli­my. Nieoczekiwany hołd, przez dziatwę Izraela złożony Synowi Dawidowemu, palmy słane Mu pod stopy wśród nieopisanego zapału i okrzy­ków uniesienia tłumów wielotysięcznych, — to jasny, lecz krótkotrwały przebłysk w ponurym i żałobnym nastroju dramatu, wagą i doniosło­ścią jedynego w dziejach wszechświata.

Judasz-zdrajca dobija targu z Sanhedry­nem, na pastwę jego nienawiści wydając Mistrza i Przyjaciela! Baranek symboliczny rozwiewa się w słońcu Prawdy i rzeczywistej obecności Bożego Baranka, którego Ciałem karmi Pan uczniów przy Ostatniej Wieczerzy. W godowej szacie niewinności zasiądziemy do tej samej Uczty, razem z Apostołami; w ich towarzystwie pójdziemy w zacisze ogrodu oliwnego, aby tam być świadkami konania Serca Zbawiciela, który ocieka potem krwawym i o odsunięcie kielicha żebrze Ojca niebieskiego.

Przed oczyma naszemi przesuwają się pa­miętne obrazy owej nocy: podły pocałunek Judasza, świętokradzkie pojmanie Boga rękoma rzymskich żołnierzy, okrutne wleczenie go po trybunałach sędziów-zbrodniarzy. Potworny łańcuch mo­ralnej ohydy, wypełzał natenczas z najciemniej­szych zakamarków zepsutej natury ludzkiej i skwapliwie stając na usługach piekła, powolne jemu narzędzie, jest owym katem, bezlitośnie smagającym najświętsze Ciało i człowieczą Du­szę naszego Wybawcy.

Kłamstwo, potwarz i najpodlejsza nikczemność świata, sprzysięgają się przeciwko Panu i przeciw Chrystusowi Jego (Psalm), policzkują Wcielone Słowo Boże, a poorawszy biczami i najhaniebniej oplwane, cierniową koroną wień­czą, na urągowisko rozbestwionych tłumów. Krwią znaczy się krok każdy Boskiej Ofiary, upadającej pod Krzyżem. U kresu Jej drogi oprawcy gwałtownie zdzierają Panu szaty, do ran przywarłe, — Ręce i Nogi dziurawią gwoźdźmi i przybijają Ciało do wzgardzonej szu­bienicy krzyża.

Płaczą nieprzejrzane zastępy Aniołów, w niemem uwielbieniu otaczających ołtarz krwawy, — ludzie tymczasem naigrawają się Męce, złorze­czeniami nienawiści zdwajając przedśmiertne katusze Baranka, zawieszonego między niebem a ziemią i wielkim głosem miłości wołającego dla niej o przebaczenie. Przybliżmy się z uf­nością do Drzewa Żywota, obciążonego Boskim Owocem, w najgłębszem ukorzeniu zbierając w duszę bezcenne krople Krwi oczyszczającej,— i słuchajmy ostatnich na ziemi nauk Bożego Słowa. W niemej Męce stoi pod Krzyżem Mat­ka, w ukrzyżowane Serce przejmująca zamiera­jące tchnienie Syna, który po trzygodzinnej agonji, Bogu Ojcu oddaje swego ducha.

Patrzmy na umęczone zwłoki najpiękniej­szego urodą między syny ludzkimi. Tenże to, którego Narodziny z takim weselem i radością święciliśmy niedawno? Oto przed oczyma du­szy Ciało Jego, zakrzepie w męce ukrzyżowa­nia, zakrwawione członki prężą się zesztywniałe pod lodowatym oddechem śmierci, którą Dawca żywota za nas grzesznych przyjąć raczył. Nie dość tego, że przychodząc na ziemię wyniszczył Samego Siebie, „przyjąwszy postać sługi”. (Filip. II, 7). Narodziny w ubóstwie i poniżeniu to do­piero początek onego wyniszczenia, którego koronę stanowi umiłowanie swoich aż do końca… aż do śmierci, a śmierci krzyżowej. Pan Jezus wiedział, że utraconą ludzkość odzyszcze tylko za cenę Krwi swojej i nie cofnął się przed tą ofiarą. Teraz tedy, mówi św. Jan Apostoł — miłujmy Boga, iż Bóg nas, pierwej umiłował. (Jan, IV, 19).

I to jest celem świętej Liturgji w doro­cznych uroczystościach Kościoła. Wstrząsającą grozą sprawiedliwości Bożej obaliwszy góry czło­wieczej pychy, Oblubienica Chrystusowa wzru­sza serca nasze miłością ku Panu, który na Siebie wziął karę za grzechy ludziom słusznie się należącą. Nie daj tego Boże, aby komu bez echa przeszedł Wielki Tydzień i świętym ogniem skruchy nie rozpalił mu duszy! Biada człowie­kowi takiemu!

Czy nie zadrga nam serce wdzięcznością? Wszak Jezus miał prawo znienawidzieć grze­szników, a jednak ukochał ich aż do zapomnie­nia o Sobie! Nie pozostaje przeto nic innego, jak powtórzyć za Apostołami: „Miłość Chrystu­sowa przyciska nas… albowiem za wszystkich umarł Zbawiciel, aby i którzy żyją, już nie sami sobie żyli, ale Temu, który za nich umarł i zmartwychwstał”. (II Kor. V, 14, 15). Tej wierności domaga się Odkupiciel, na krzyżu mo­dlący się za nas, którzyśmy są kaci Jego. Pro­rok mówi, że przy końcu świata Chrystus ukaże się na obłokach… A tedy ujrzą kogo przebodli. (Zachar. XII, 10). Obyśmy teraz tak szczerze skąpali się w oczyszczających wodach pokuty, aby nam w dzień ostateczny nadzieją zbawienia zalśniły Najświętsze blizny Bożego Syna!

Jego miłosierdziu ufajmy, bo mocen w du­szach dokonać cudu przemiany. Ufajmy, że w dzień sądu uzbroić nas raczy na wytrzymanie spojrzenia Jego wszechwiedzy… „Kiedy będzie Jeruzalem szperał ze świecami… Pan badający się serc i nerek… i oświecający zakrycia ciemności”… Jak ongiś śmiercią Swoją dokonałeś prze­wrotu w naturze, która drżeniem ziemi, rozpa­daniem się skał i zaćmieniem słońca nad zgo­nem Twoim płakała, o Jezu, — tak spraw, aby twarde serca nasze drżeniem zbawiennej trwogi ocknęły się z obojętności i ku Tobie dźwignęły świętą nadzieją, a wzrastały w miłości. Na dno otchłani zstępując z cierpiącym i smutnym aż do śmierci, niechaj ożyją ze Zmartwychwstałym, w jasnościach wiekuistego królestwa.

Dom Prosper Gueranger

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

 


Dom Prosper Guéranger OSB

(1805-1875), mnich benedyktyński, pierwszy opat (1837-1875) odnowionego po rewolucji francuskiej opactwa św. Piotra w Solesmes (Francja). Przyczynił się do restauracji monastycyzmu we Francji oraz szerzenia pobożności liturgicznej.