Komentarze
2016.12.29 10:32

Rzecznik przyzwoitości

Zmarł ksiądz prałat Jan Szymborski. Przed laty był między innymi duszpasterzem „grupy wiernych pragnących uczestniczyć we Mszy świętej w rycie przedsoborowym”, w Warszawie – pierwszym wyznaczonym do tego zadania przez Prymasa Glempa, w roku 1996. Poznałem go właśnie z tej okazji, na kilka tygodni zanim zaczął odprawiać Mszę „trydencką” dla naszego środowiska: byłem pierwszą osobą, która przedstawiała naszemu świeżo nominowanemu duszpasterzowi to kim jesteśmy i czego pragniemy.

 

Miałem wrażenie – w trakcie tamtej rozmowy, ale i potem przez przynajmniej kilka miesięcy – że istnienie takiej grupy wiernych było dla Księdza Prałata pewnym wyzwaniem. Z całą pewnością na początku był przekonany, że szukamy starej liturgii tylko dlatego, że coś nas zniechęciło do tej nowej lub nie pojęliśmy możliwości w niej się znajdujących. Domyślał się, że chodzi nam (jedynie) o łacinę i o chorał gregoriański – więc być może miał nawet nadzieję, że stopniowo nauczy nas, że można i „nową” Mszę odprawiać piękniej. Ponadto przypuszczał, że – przynajmniej dla niektórych z nas – to szukanie liturgii trydenckiej to jakiś pretekst, żeby manifestować swoją osobność i bunt.

 

Tak więc pierwsze miesiące spotkań na Mszy (zaczęło się w parafii Dzieciątka Jezus) upłynęły w atmosferze swoistego badania naszych motywacji i wrażliwości, z częstymi zachętami, byśmy próbowali jednak docenić reformy posoborowe. Z naszej strony dochodziły natomiast do Księdza Prałata prośby świadczące raczej o tym, że chodzi nam nie o więcej kadzidła i o łacinę, lecz naprawdę o tradycyjny ryt i o jego duchowość. Pamiętam dobrze moment, gdy nasz duszpasterz powiedział w homilii – chyba na pierwszą rocznicę naszych Mszy – że długo i dokładnie się nam przyglądał, lecz nabrał już pewności, że rzeczywiście chodzi nam o modlitwę, o liturgię. Po tej publicznej konstatacji i Prałat odetchnął, i my też.

 

To nie zakończyło procesu wzajemnego „oswajania się”, lecz określiło pewien modus vivendi: z jednej strony wiadomo było, że Ksiądz Prałat osobiście, sercem jest przy liturgii nowej i że nadal zwyczajnie „nie rozumie” nas, wówczas młodych ludzi, wybierających „to, co stare”; jednak z drugiej strony było też coraz bardziej pewne, że nasz duszpasterz naprawdę szanuje „uprawnione pragnienia” i szczerze, z oddaniem ofiarowuje tej powierzonej mu grupie wysiłek swej kapłańskiej sędziwości. Zaczynaliśmy od Mszy co dwa tygodnie, ale stopniowo była ona co niedzielę. Inna rzecz, że aby kontynuować celebracje bez niepotrzebnych trudności i napięć, a z możliwością pomieszczenia rosnącej grupy, trzeba było co jakiś czas zmieniać miejsce, aż wylądowaliśmy w kościółku świętego Benona na ul. Pieszej – niedużym, ale gościnnym.

 

Kiedyś, w chwili rozmowy – prywatnej, choć dotyczącej spraw Kościoła – Prałat opowiedział o swojej drodze młodego kapłana, który odkrywał znaczenie liturgii w duszpasterstwie, akurat w czasach reform posoborowych. Paradoks polegał na tym, że to właśnie on, jeden z pierwszych, którym niegdyś pozwolono na eksperymentalne odprawianie nowej liturgii, był teraz świadkiem i uczestnikiem „eksperymentu tradycji”.

 

Taki właśnie pozostał śp. Ksiądz Szymborski w mojej pamięci: jako kapłan wciąż konfrontujący tę widoczną dla niego gorliwość niewielkiej grupy „tradycjonalistów” z własną gorliwością duszpasterską, która przed laty kazała mu uznać, że „nowe wino jest lepsze”. Przede wszystkim jednak pamiętam Księdza Prałata jako kapłana gotowego nas wspierać i posługiwać wśród nas z całym oddaniem – mimo że tak byliśmy odlegli od jego własnych wyobrażeń. Lojalny wobec swojego Biskupa, był także solidarny i opiekuńczy wobec tych, do których Biskup go posłał. To było naprawdę coś.

 

W ten sposób pierwsze lata warszawskiego „duszpasterstwa wiernych tradycji łacińskiej” są nierozerwalnie związane z pamięcią o Księdzu Prałacie – która od dziś staje się pamięcią modlitewną o kimś komu wiele zawdzięczam, razem z moją rodziną i przyjaciółmi.

 

Paweł Milcarek


Paweł Milcarek

(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.