szkice
2020.02.19 15:03

Ryszard Wagner – artysta antychrześcijański

Pobierz pdf

Roger Scruton w swojej książce Przewodnik po kulturze nowoczesnej dla inteligentnych cały rozdział poświęca modernizmowi, który opisuje od strony jego stosunku do tradycji. Otóż jego zdaniem modernizm, podobnie jak i całą kulturę zachodnią toczy choroba polegająca na utracie kontaktu z wiarą chrześcijańską. Polega ona na odcięciu jej od życiodajnych korzeni. W modernizmie daje się wyczuć w związku z tym zobowiązanie do poszukiwań jakichś korzeni. Moderniści poszukują ich np. w nietkniętych jeszcze nowoczesnością zakątkach Europy, jak to czynili chociażby Bartok czy Vaughan Williams przeczesujący wsie za muzyką tradycyjną.

Według Scrutona modernizm, teoretycznie zapatrzony przecież w przyszłość, jednocześnie stale widzi siebie w relacji do tradycji, stara się określić się wobec historii, zalegalizować swoje miejsce w sztafecie pokoleń przekazujących dziedzictwo kulturowe. Zwiększony nacisk na odczuwanie siebie w relacji do tradycji bierze się oczywiście z jej kryzysu. Tak pisze Scruton:

Warto w tym miejscu zauważyć, że samoświadomy wysiłek zmierzający ku temu, by pozostać częścią tradycji - a nawet samo pojęcie tradycji - jest zjawiskiem nowoczesnym. Artyści zanurzeni w tradycji mają małą świadomość tego faktu. Instynktownie tworzą oni to, co późniejsze pokolenia muszą odtwarzać.[1]

Jego zdaniem dopiero dla nas czymś zupełnie zwyczajnym jest, że np. Manet nawiązuje w swoim malarstwie m.in. do Tycjana, ponieważ przyzwyczailiśmy się do tego, iż sztuka modernistyczna przetwarza wątki wcześniejsze, tymczasem przedtem nie było to aż tak częste, ponieważ dopiero modernista widzi sens takich zabiegów.

Tylko modernista ma problem z tym, by pozostać wiernym artystycznemu przedsięwzięciu, które, jeżeli w ogóle ma zaistnieć - musi być przetworzone. Tylko modernista troszczy się o to, by umieścić swą sztukę w historii. Modernizm to w istocie pogląd formułowany z zewnątrz[2].

Pomijając sprawę daremności projektu modernistycznego, której przyczyn Scruton nie dostrzega, diagnoza ta byłaby zapewne słuszna, gdyby nie to, że jednocześnie to w dziełach Ryszarda Wagnera widzi on miejsce, gdzie ten projekt niemal się powiódł:

Opery Wagnera próbują przywrócić godność ludzkiej istocie w sposób, w jaki człowiek mógłby ją zyskać dzięki uczestnictwu w nie zepsutej jeszcze wspólnej kulturze.[3]

Jak to możliwe, że człowiek tak błyskotliwy i inteligentny jak Roger Scruton, nie widzi sprzeczności w swoim toku rozumowania. Skoro z jednej strony twierdzi, zresztą za Nietzschem[4], że upadek kultury nastąpił pod wpływem zerwania więzi z wiarą, a z drugiej strony wskazuje chyba najgorszą deformację religii chrześcijańskiej, jaka ma miejsce w twórczości Wagnera, jako lekarstwo na tę chorobę? Odczytuje przecież zamysł Wagnera całkiem jasno:

Mając świadomość „śmierci Boga”, Wagner przypisał człowiekowi rolę zbawcy samego siebie, a sztuce – posłannictwo wyrażające się w transfigurującym się rytuale, rycie przejścia do świata wyższego. Była to propozycja prawdziwie wizjonerska, a jej wpływ na kulturę nowoczesną okazał się tak wielki, że wciąż czujemy na sobie wywołaną przez nią falę uderzeniową. Nowoczesna kultura wysoka jest w takim samym stopniu zbiorem przypisów do Wagnera, jak filozofia jest – zdaniem Whiteheada – zbiorem przypisów do Platona.[5]

Czy Scruton naprawdę uważał, że podstawienie bożka sztuki w miejsce Boga Prawdziwego może/mogło uzdrowić nie tylko kulturę, ale i zbawić człowieka? Najwyraźniej tak właśnie uważał. Tego rodzaju pogląd może się zrodzić jedynie na gruncie postawy, którą trafnie opisał Paweł Grad w swojej książce O pojęciu tradycji i nazwał ją konserwatywnym nihilizmem.

Jednak nie jest moim głównym zamiarem osądzanie Scrutona, skupię się tutaj raczej na postaci Ryszarda Wagnera i postaram się wypunktować na czym polega jego destrukcyjna rola w kulturze i muzyce nowoczesnej oraz ponowoczesnej. Zgadzam się bowiem z tezą Scrutona, że dotąd odczuwamy jego wpływ na naszą cywilizację.

Wagner to jeden z głosicieli idei syntezy sztuk. Nie był on ani jednym, ani tym bardziej pierwszym wynalazcą tej idei, głosiła ją przecież już Camerata florencka na przełomie XVI i XVII wieku, dążąc do wskrzeszenia tragedii greckiej i dając podwaliny formy opery. Jednak to Wagnerowi udało się zrealizować tę ideę w zaiste imponującej, wręcz monstrualnej, quasi-religijnej formie. Cele Wagnera nie były właśnie celami czysto artystycznymi, były to cele religijne. Nie na darmo Scruton pisze całkiem poważnie o „kapłańskich pretensjach” Wagnera.

To, że Wagner był, za Heglem, wyznawcą romantycznej koncepcji muzyki, że stanowi ona jedynie język uczuć oraz ich ekspresję można mu ostatecznie darować. Żył on w takiej epoce, która kompletnie zapomniała prawdziwego sensu muzyki. Głosił zresztą tezy dokładnie odwrotne do tego, co mówiła na temat muzyki filozofia antyczna i średniowiecza, np. to, że muzyka została uwięziona w sferze rozumu, a więc powinno się ją wyzwolić, tak aby mogła wreszcie wybuchnąć gejzerem uczuć. 

W swym zadufaniu muzyka przeszła we własne przeciwieństwo, ze sprawy serca przekształciła się w sprawę rozumu - pisał. [6]

To właśnie, jego zdaniem, należy teraz odwrócić. Romantykom udało się to odwrócić tak dokumentnie, że teraz nie sposób już nawet przypomnieć sobie, jak rozumiano muzykę przed ich czasami. Wagner zatem jest tym, który przyłącza się do romantycznego zerwania z tradycją w muzyce, przyłącza się i ostatecznie przypieczętowuje przewrót muzyczny doby romantyzmu.

Od strony technicznej o tym co uczynił muzyce Wagner piszę w tekście pt. Poza porządkiem.

Jednocześnie Wagner określa się całkiem jasno jako rewolucjonista “w muzyce” i “poprzez muzykę”. Rewolucja muzyczna, jak zresztą każda inna, ma na celu zniszczyć wszystko co dotąd istniało. Tak pisze sam Wagner w dziele Die Kunst und die Revolution:

Jestem marzeniem, ukojeniem, nadzieją cierpiących. Unicestwiam wszystko dokoła, a na mej drodze wyrasta nowe życie z martwej skały (…). Chcę zburzyć do fundamentów porządek rzeczy, w którym żyjecie, gdyż pochodzi on z grzechu, jego zalążkiem jest nędza a owocem zbrodnia.[7]

Rewolucja ta nie ma charakteru czysto politycznego, bo oznacza dla Wagnera znacznie więcej: odrodzenie i oczyszczenie rodzaju ludzkiego. Kto go dokona? Ano sam Wagner. Mówi się również o wpływie wywieranym na Wagnera przez Bakunina. Można to wywieść z tego, że w jego języku pojawiają się także elementy polityczne, a nawet wątki znane nam z marksizmu. Rewolucja Wagnera, czyli rewolucja artystyczna i estetyczna, ma ten sam cel, co rewolucja proletariacka: ma wyłonić nowy świat i nowego człowieka. 

Z pracujących w ciężkim trudzie robotników przemysłu pragniemy stać się wszyscy pięknymi, silnymi ludźmi, do których należy świat cały, jako wieczyście niewyczerpane źródło najwyższej rozkoszy artystycznej - pisał Wagner w Sztuce i rewolucji. [8]

Na usprawiedliwienie Wagnera podaje się fakt, że za wątki chrześcijańskie w Parsifalu zrywa z nim przyjaźń i znajomość Nietzsche. Niestety, Wagner traktuje wątek chrześcijański identycznie jak w słynnej tetralogii Pierścień Nibelungów traktuje germańską mitologię. Mit oczywiście nie jest prostym przeciwieństwem prawdy[9], jednak chrześcijaństwo bazuje nie na micie, ale na twardym, historycznym konkrecie wejścia Boga w ludzką rzeczywistość i stania się przez Logos, realnym człowiekiem. Chrześcijaństwo zatem to nie mit, to prawda, do której należy przylgnąć.

Wagner nie tylko nie jest twórcą chrześcijańskim, ale jest wręcz artystą antychrześcijańskim. Chrześcijaństwo traktuje on jako niepoetyczne, a więc i nieprzyjazne sztuce. A to sztuka jest najwyższym czynem człowieka zmysłowo pięknie rozwiniętego, będącego w harmonii z sobą samym i z naturą[10]. Jednym słowem to sztuka zajmuje miejsce religii u Wagnera, to sztuka również zbawia[11]. Chrystus zaś ma sens wyłącznie w syntezie z Apollinem, bo to dopiero on - Apollo wynosi naszą naturę ponad jej zwykłą kondycję.

Skoro wszyscy trzej: Scruton, Nietzsche i Wagner upatrują przyczyn choroby toczącej cywilizację zachodnią w utracie wiary i to wiary chrześcijańskiej, to lekarstwo zaaplikowane przez Wagnera tej kulturze staje się prawdziwą trucizną.

Antonina Karpowicz-Zbińskowka 

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----

 

[1] R. Scruton, Przewodnik po kulturze nowoczesnej dla inteligentnych, tłum. J. Prokopiuk, J. Przybył, Wydawnictwo "Thesaurus", Łódź – Wrocław 2006, s. 107-108.

[2] Tamże, s. 108.

[3] Tamże, s. 95.

[4] Tamże, s. 111.

[5] Tamże, s. 95-96. Warto dodać w tym miejscu, że pomysł zbawienia przez sztukę oraz artysty-kapłana nie był oryginalną koncepcją samego Wagnera, cały romantyzm żył tą ideą, oddźwięk tego prądu umysłowego usłyszeć możemy chociażby w słynnym „Daj mi rząd dusz!” Gustawa-Konrada w Dziadach.

[6] Cyt. za E. Fubini, Historia estetyki muzycznej, tłum. Z. Skowron, Musica Iagiellonica, Kraków 1997, s. 315.

[7] Cyt. tamże, s. 317.

[8] Cyt. tamże, s. 317.

[9] Np. mit o Apollinie zawiera wiele prawdy, w tym także elementów, które zrealizowały się w Chrystusie (widzieli to już pierwsi chrześcijanie, którzy przedstawiali Chrystusa jako Apollina). Natomiast biada nam i naszemu katolicyzmowi, gdybyśmy chcieli w związku z tym zrównywać Chrystusa i Apollina.

[10] Cyt. tamże, s. 319.

[11] Por. na ten temat także D. Murray, Przedziwna śmierć Europy. Imigracja, tożsamość, islam, tłum. T. Bieroń, Zysk i s-ka, Poznań 2017, s. 279-280. 


Antonina Karpowicz-Zbińkowska

(1975), doktor nauk teologicznych, muzykolog, redaktor „Christianitas”. Publikowała w „Studia Theologica Varsaviensia”, "Christianitas", na portalu "Teologii Politycznej" oraz we "Frondzie LUX". Autorka książek "Teologia muzyki w dialogach filozoficznych św. Augustyna" (Kraków, 2013), "Zwierciadło muzyki" (Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2016) oraz "Rozbite zwierciadło. O muzyce w czasach ponowoczesnych"(Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2021). Mieszka w Warszawie.