Komentarze
2011.01.12 16:24

O Tolkiena zgodzie z łaską i górze Meneltarmie

Po dziesięciu latach ukazała się nowa edycja listów J.R.R. Tolkiena. Można nawet stwierdzić, że oto wreszcie mamy wydanie podstawowe tego zbioru.  W stosunku do poprzedniego zmieniono źródło cytatów i przytaczanych nazw z niezbyt udanego tłumaczenia Łozińskiego, na nie zawsze może doskonałe, ale klasyczne, Marii Skibniewskiej. Materiał jest ogromny i mieści się na ponad siedmiuset stronach, a rozpiętość tematyczna także stanowi wyzwanie dla czytelnika. Sprawy domowe, wydawnicze, zawodowe, rozważania natury ogólniejszej, jak kwestie wiary, literatury czy filologii, a nade wszystko sprawy Śródziemia. Spośród tak różnorodnej zawartości tematu warto zwrócić uwagę na dwa listy w szczególny sposób poświęcone problematyce religijności w legendarium Silmarilionu i Władcy Pierścieni.

Wgrudniu 1953 roku jezuita Robert Murray napisał w liście do J.R.R. Tolkiena, że Władca Pierścieni wywołał w nim silne poczucie "wielkiej zgodności ze stanem łaski". Murray skojarzył także postać Galadrieli z wizerunkiem Dziewicy Maryi. Pierwsza część korespondencji pomiędzy jezuitą a Tolkienem miała miejsce jeszcze przed wydaniem Drużyny Pierścienia, nakładem wydawnictwa Allen & Unwin. Ks. Murray był jednym z prywatnych recenzentów tolkienowskiego dzieła, człowiekiem bliskiego grona przyjaciół, w tym wypadku przyjaciół rodziny - w odróżnieniu choćby od kręgu Inklingów, będącego rodzajem nieformalnego, męskiego klubu literackiego. Druga z interesujących nas odpowiedzi Tolkiena na recenzujące uwagi ks. Murraya została napisana w listopadzie 1954 roku.

Na wyrażoną przez ks. Murraya intuicję Tolkien odpowiada niedwuznacznie. "Władca Pierścieni jest oczywiście zasadniczo dziełem religijnym i katolickim; początkowo niezamierzenie, lecz w poprawkach świadomie". Takie stwierdzenie może zdziwić w pierwszym odbiorze czytelnika. W samej powieści nie znajdziemy żadnych elementów kultu, czy religijności. Ktoś mógłby sądzić, że jest to raczej powieść areligijna, jeśli nie ateistyczna. Tolkien jednak, jak się zdaje, wybrał drogę, która jest trudna do zrozumienia dla wielu współczesnych wierzących Kościoła. Katolickości nie zamanifestował poprzez mnożenie fantazyjnych bóstw, ale przez przyjęcie znamienia dotykającego chrześcijan pierwszych wieków, którzy sami byli nazywani ateistami, ponieważ odrzucali w sposób zasadniczy wszelkie panteony. Tolkien pisze o tym w taki sposób: [Ludzie Zachodu uciekając przed domagającym się boskiego kultu Czarnym Władcą] „uciekli przed «religią» w jej pogańskim znaczeniu do świata monoteistycznego, w którym nie oddaje się czci żadnym rzeczom, istotom ani mocom, które mogłyby się wydawać godne czci, a nawet bogom [czy też w innych miejscach aniołom – przyp.TR], będącym jedynie dziełem Jedynego”.

 

Jak można zatem zrozumieć katolickość Władcy Pierścieni? Sam Tolkien mówi, że "element religijny został wchłonięty przez opowieść i symbolikę", a także dodaje zwracając się bezpośrednio do ks. Murraya:„jeśli wyobrazisz sobie ludzi w takim mitycznym stanie, w którym Zło jest w dużej mierze ucieleśnione i w którym fizyczny opór względem niego stanowi główny akt lojalności względem Boga, to chyba «dobrzy ludzie» znaleźliby się właśnie w takim stanie: skoncentrowani na negacji, oporze względem tego, co fałszywe, podczas gdy «prawda» pozostaje bardziej historyczna i filozoficzna niż religijna”. Tak wygląda jedno z uzasadnień braku „kultu” wśród tolkienowskich bohaterów. Przyjęcie perspektywy, wedle której bohaterowie tolkienowscy żyją „na granicy mitu” i materialnej obecności Zła, pozwoli nam zauważyć, że jako współczesny epos Władca Pierścieni jest po prostu tekstem religijnym, w którym za pomocą odmiennych mechanizmów niż ma to miejsce w naszej rzeczywistości, pokazano współpracę pomiędzy ludźmi a łaską w jej przeróżnych sposobach objawiania się. Temu służy choćby bogactwo ras będących odblaskami pewnych określonych aspektów człowieczeństwa i przemienienia ich przez dobro lub zło. Dodajmy do tego jeszcze jeden element - szersza znajomość świata tolkienowskiego uświadamia nam, że w epoce Trzech Er Śródziemia świat religijny jest otwarcie i bezpośrednio zaangażowany w świat człowieka nie tylko w aspekcie zła. Gandalf, w jakiejś mierze Elfy Wysokiego Rodu, to postaci ograniczone ziemską powłoką, a ostatecznie anielskie i boskie. Gandalf jako ten, który miał przynosić dobre natchnienia ludziom i elfom, jest obrazem obitym nieco inaczej niż w naszym świecie, ale za pomocą tego samego światła, pośrednikiem pomiędzy Bogiem i człowiekiem.

Zatem religia we Władcy Pierścieni nie jest tylko „narracją”, czy „kultem”, ale rzeczywistością bezpośrednio i realnie złączoną z „tym światem”. Przeglądając starsze dzieje legendarium tolkienowskiego napotykamy jednak na drobne elementy kultu, które pisarz komentuje w swojej korespondencji. Ma to miejsce w dwóch przypadkach. Po pierwsze, gdy niejasno wspomina się o pierwszych ludziach, którzy ulegli w większości Czarnemu Władcy i oddawali mu boską cześć, a także gdy czytamy dzieje Numenoru, czyli wyspiarskiego państwa ludzi, najpotężniejszego w dziejach, istniejącego u schyłku Pierwszej Ery. W Numenorze znajdowała się święta góra Meneltarma poświęcona Jedynemu Bogu, Eru Iluvatarowi - Stworzycielowi Świata. Nie odprawiano tam jednak zorganizowanych nabożeństw. Upadek Numenoru został przez Tolkiena powiązany nierozerwalnie z porzuceniem przez ludzi miejsca Świętego i zamienieniu go z wybudowaną na chwałę Saurona świątynią. Składano tam w ofierze Wiernych, czyli tych, którzy powierzali siebie Eru i jego anielskim zastępom - Władcom Zachodu - Valarom i Majarom. Jedyna więc zorganizowana forma kultu okazuje się zatem strasznym wynaturzeniem i bluźnierstwem. Można powiedzieć, że wyznawcy Boga oddawali mu cześć w duchu i prawdzie na górze Meneltarmie. Jednak to nie protestancki ikonoklazm i niechęć do świątyni były dla Tolkiena punktem odniesienia. Widać tu dwa sensy - jeden to brak obrazu Boga w Miejscu Świętym na podobieństwo Starego Przymierza, drugi to pozostawienie miejsca pustego, które czeka na prawdziwy kult, jaki objawi się w Erze Syna Człowieczego w postaci Ofiary, złożonej z siebie przez samego Boga. Tolkien tak pisze o swojej inspiracji: „Numenoryjczycy […] podobnie jak Żydzi (tyle, że w większym stopniu) mieli jedno fizyczne miejsce «oddawania czci»: szczyt góry Meneltarma, czyli «Kolumny Niebios» […] pośrodku Numenoru. Nie było tam jednak żadnej budowli ani świątyni.”

Oprócz tej inspiracji istnieją także pewne „mechanizmy”, które pozwalają nam odnaleźć powiązania pomiędzy światem legendarium a naszym światem. Dobro wydaje się być na kartach Władcy Pierścieni rozproszone i słabe, a zło bardzo konkretne i skuteczne. To zapewne intuicja wielu chrześcijan obserwujących rzeczywistość naszej Epoki. Jest to także świadectwo, które przytaczają egzorcyści. Ludzie nękani przez zło, przez szatana, a także Ci, którzy poszukują jego pomocy, podobnie mówią o swoich doświadczeniach - "Pan Bóg wydaje się być taki nieuchwytny, a szatan niezwykle konkretny, skuteczny". Ścieżka dobra jest trudniejsza, ale prawdziwa - łaska w przeciwieństwie do zła nie działa w życiu ludzi w sposób mechaniczny. W tym miejscu spotykamy się z często wyrażaną przez Tolkiena niechęcią do wynalazków technicznych, które nazywał sługami Mordoru - tworząc opozycję tego, co stworzone przez Boga lub współtworzone przy pomocy talentów ludzkich, a tym, co zrobione, mechanicznie odtworzone, wykoślawione szyderczo. W każdej rzeczywistości maszyna wypiera łaskę, chęć dominacji niszczy twórczość.

 

Oczywiście Tolkien nie był metafizykiem i nigdy nie aspirował do metodycznego opracowania swoich koncepcji – pozostawił nam jedynie porozrzucane intuicje. Jest jeszcze jeden aspekt twórczości Tolkiena, który można połączyć z tym, co Murray określił mianem "wielkiej zgodności ze stanem łaski". Tolkien nigdzie ostatecznie nie określił statusu swojego świata, miejsca jego faktycznego przebywania w stosunku do naszej Historii. Podstawową sprawą jest jego przekonanie, że praca, jaką podjął nad Władcą Pierścieni i całym swoim legendarium, nie była wymyślaniem, a raczej odkrywaniem spraw i opowieści, które już gdzieś istniały i czekały na swojego wyraziciela, czy współtwórcę. Dlatego trudno jemu samemu określić, czy mamy do czynienia ze światem równoległym, czy z jakimś aspektem naszej rzeczywistości, czy może przeszłością - Erą zapomnianą przez dzisiejszych ludzi.

Być może wszystkie te możliwości są obecne w myśleniu Tolkiena o swoim dziele. Znamienna jest sugestia, że po ostatecznym pokonaniu Saurona na końcu Władcy Pierścieni i trzeciej Ery, Zło już nigdy nie objawiło się w sposób tak ewidentny. Z jednej strony osłabło, a z drugiej przez to, że uległo rozproszeniu, przestało być łatwo rozpoznawalne. Pokusą przestała być żądza posłużenia się wielką siłą Zła, jaką stanowił Pierścień, dla czynienia dobra, ale szerokie spektrum drobnych spraw pozornie dobrych, które jednak nie skupiają łaski i w swoich owocach ją rozpraszają. To w jakiejś mierze opis kondycji człowieka naszej Ery. Czy to będzie polityka, czy nauka, Tolkien jest surowy w ocenie - katolik nie powinien podejmować się takich zajęć, które mogą być choćby pośrednio wykorzystane do czynienia zła. Wątpliwe jest zatem, czy powinniśmy naukowo parać się choćby chemią, która w 1954 roku prawdopodobnie kojarzyła się z zagładą wojenną. Każdą życiową decyzję należy podejmować z wielką ostrożnością, jak entowie z Lasu Fangorn. Wielu czytelników, już spośród pierwszych recenzentów maszynopisów Władcy Pierścieni, traktowało tę opowieść jako prawdziwą lub angażującą w taki sposób, jak opowieści prawdziwe. Być może ta wielka siła angażowania ludzkich dusz zawarta w legendarium Tolkiena jest najsilniejszym argumentem za jego zgodnością z łaską, a może także z naturą człowieka. W niezwykły i świadomy sposób zakryta objawia się tam prawda o człowieku. I nie tylko człowieku.

 

To tylko część spraw powiązanych z religijnością, jakie Tolkien porusza w listach. Pozostaje ich o wiele więcej. Choćby kwestia relacji świata wykreowanego do rzeczywistego, wyjaśnianie, czym jest, a czym nie jest „magia”, omawianie z pozycji komentatora różnych aspektów kosmologii Śródziemia. Spraw tych nie zawierają listy do ks. Murraya – dwóch spośród wszystkich trzystu pięćdziesięciu znajdujących się w zbiorze. Kto jest chętny, by szukać pereł, ten w świecie korespondencji Profesora Tolkiena znajdzie ich wiele.

źródło: fronda.pl


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.