Komentarze
2010.06.14 08:32

Katolicy strategii idą na wybory

Ostatnio zastanawiam się, w jakim kluczu myślą katoliccy zwolennicy Jarosława Kaczyńskiego. Ci wyborcy, którzy  po prostu, z kandydatem PiS się zgadzają są bardziej zrozumiali, ot zwykła ludzka odpowiedniość światopoglądowa, poczucie reprezentacji. Trudno o bardziej naturalne przełożenie. Jednak chwila zastanowienia, ustalenie kilku faktów na temat Jarosława Kaczyńskiego powinna zewnętrznego obserwatora wprawić w zdumienie w kwestii katolickiego poparcia dla tego kandydata i to już w pierwszej turze. Skąd ta obrona kandydata, który wykazuje obojętność na sprawę ochrony życia i cywilizacji chrześcijańskiej (bardzo wymowne wypowiedzi Zofii Romaszewskiej kandydatki PiSu na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich w sprawie legalizacji związków homoseksualnych), popiera traktat lizboński, wycofuje się z projektów reformy państwa i jego dekomunizacji (nie tylko w wymiarze ludzkim, ale także instytucjonalno-prawnym), milczy na poziomie pryncypiów religijnych, cywilizacyjnych i moralnych (brak reakcji Kaczyńskiego w sprawie werdyktu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka przeciwko obecności krzyży w szkołach, który to werdykt skrytykowało kilka państw unijnych).

 

Pierwsze rozwiązanie tej kwestii można znaleźć na każdym "pobliskim" forum społecznościowym. Jest nim pewna naiwność i/lub być może bujna wyobraźnia, która pozwala wierzyć w głębokie strategie Jarosława Kaczyńskiego, który jako geniusz zarządzania polską polityką, wszystkie swoje zabiegi czyni po to, żeby przejąć pełnię władzy. A potem oczywiście ogłosić, wyczekującym mesjanistycznej nadziei katolikom, a także, ku przerażeniu wyprowadzonych w pole przeciwników politycznych, rekatolicyzację Polski - polskiego prawa, sceny politycznej. Jeśli jednak Jarosław Kaczyński ma być swego rodzaju mesjaszem to chyba jednak mamy tu jakiś błąd w rozumowaniu katolickich wyborców. Dziwny to styl myślenia, ponieważ przypomina znane skądinąd zapowiedzi "skoku do królestwa wolności" z pominięciem wolności po drodze. Cóż, widać takie prawa dialektyki, taka uświadomiona konieczność.

 

Być może jest jednak wątek jeszcze ciekawszy, a podsuwa go także klasyka filozofii politycznej. Można mieć nadzieję, że jest on błędny, ale warto go rozważyć. Jego potwierdzenie oznaczałoby bowiem osłabnięcie pewnego racjonalnego obrazu świata, jaki poleca człowiekowi katolicyzm i poddanie się zwierzęcemu lękowi przed śmiercią. Stan ten opisywał Tomasz Hobbes rozwijając pewne wątki myśli św. Augustyna charakteryzującego zasady istnienia pogańskich społeczeństw politycznych. Oczywiście różnica polega na tym, że dla Augustyna polityczność fundowana na strachu była wyrazem nędzy ludzkiego żywota, a dla Hobbesa stała się normą, co dobrze obrazuje nowożytny przełom. Oto schemat jaki rządzi hobbesowską formułą: oddajmy wszystko w ręce Lewiatana, tego śmiertelnego boga, on nas uchroni od śmierci, którą niosą zagrożenia zewnętrzne i wewnętrzne. Sprawiedliwe jest wszystko to co on powie, ponieważ tylko on może oddalić od nas obawę śmierci (fizycznej i politycznej). Każdy, kto nie przyjmie tych warunków zostanie przez wspólnotę odrzucony. Strach, który wikła się jeszcze w mgłę "mistycznych trumien", nakazuje oddać wszelką władzę i wszelkie prawa w ręce suwerena - już nie godność człowieka dana przez Boga, ale wiara w politycznego bożka nadaje sens życiu i uwalnia od strachu. Co to za strach? To trudności z Polską suwerennością i podmiotowością, ale czy obronimy je porzucając mądrość i polską tradycję wspólnoty politycznej, która nie szuka swojej formy poza Bogiem? Katolickie myślenie o polityce to nie wchodzenie w plemienne skóry, ale przemiana myślenia.

 

Jeśli ten trop jest prawdziwy to coś tu nam nie pasuje, nie da się do tego przyłożyć katolickiej miary. Strach przed śmiercią, ta mgła nie pozwala już widzieć tego co sprawiedliwe i słuszne, niezależnie od kontekstu politycznego, a jedynie nakazuje ratować własne istnienie tu i teraz. Zresztą kosztem tych, którzy nie mogą zabrać głosu.  Strach jednak jest złym doradcą.

 

Michał Barcikowski dosadnie, ale słusznie zauważył, że "suwerenność Polski obroniona za cenę choćby jednego zamordowanego dziecka nie zasługuje na więcej niż splunięcie. Radzę sobie przypomnieć słowa jednego takiego, który mówił coś o zdobywaniu świata za cenę ponoszenia szkody na duszy." Przekonanie to jest przecież parafrazą starożytnego (także chrześcijańskiego) sądu, że jedynie sprawiedliwa rzeczpospolita ma prawo nazywać się rzeczpospolitą. Nie, nie chodzi oto, by porzucać ojczyznę, ponieważ nie jest dość sprawiedliwa, ale też nie chodzi o to, by porzucać sprawiedliwość dla ratowania ojczyzny. „Czymże są więc wyzute ze sprawiedliwości państwa, jeśli nie wielkimi bandami rozbójników?” (Państwo Boże, św. Augustyn). Pamiętajmy, że już mieliśmy taką "polską bandę" w XX wieku.

 

Nie przedkładajmy strategii nad sumienia. Polityka i wolność należą do odważnych.

 

Tomasz Rowiński


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.