Felietony
2015.11.06 16:26

René Girard, hermeneuta

W informacji przysłanej do nas, członków stowarzyszenia Association des Recherches Mimétiques, jego prezes, Benoît Chantre, napisał, że punktem wyjścia dla René Girarda było przekonanie o prawdzie chrześcijaństwa i że nasz Autor próbował ją wykazać w drodze naukowego dowodzenia. Girard wiedział, że zadanie udowodnienia prawdy chrześcijaństwa poprzez naukę jest zuchwałe, ale temu zuchwalstwu oddał całą swoją pokorę badacza. Miał świadomość, że nie potrafi przekonać świata do oczywistości, którą dostrzegł w Biblii i w tekstach kultury, ale w swojej pracy tej oczywistości podporządkował wszystko.

To bardzo celna uwaga. Dla mnie Girard jest jednym z tych, którzy zdetonowali „bombę hermeneutyczną”. Jak wszyscy współcześni naukowcy, pracował w paradygmacie autonomicznie pojmowanych nauk społecznych. Jednak w odróżnieniu od nich, zdawał sobie sprawę z ograniczenia tego paradygmatu. Wiedział, że „po Chrystusie” widzenie świata musi być inne; że niemożliwe jest już opisywanie rzeczywistości w oderwaniu od logosu chrześcijaństwa. Próbował więc łączyć to, co rozdzielone, jednoczyć naukę i wiarę, godzić ogień i wodę. Jest tym, który w dzisiejszym intelektualnym kontekście postchrześcijańskim stawia kwestię naukowej interpretacji „po chrześcijańsku”. W tym sensie jest „teologiem nauki”, hermeneutą.

Czy wywiązał się ze swego zadania? Ci, którzy rozumieją, że naczynie nauki nie może pomieścić rzeczywistości Objawienia mówią, że nie, i mają na to argumenty (Balthasar, Valadier, Collin, Scubla i in.). Sam Girard, na pytania o porażki swego projektu, odpowiadał: Nie potrafiłem rozwinąć metody, która przekonałaby sceptyków, że Ewangelia pokazuje zło mechanizmu ofiarniczego i wyjawia niewiność ofiary (Początki kultury, VI). Jeśli jednak trwał przy swoim, to dlatego, że prawda o człowieku miała dla niego znaczenie nadrzędne i praktyczne: ratowała współczesność przed szaleństwem i śmiercią (Rzeczy ukryte, posłowie). W tym sensie myśl Girarda jest głęboko moralna. Kard. Martini pisał, że Girard uchwycił związek między demistyfikatorską mocą śmierci Chrystusa a mechanizmami przemocy, które rządzą życiem społecznym (Fedi e violenze, 1997), a kard. Ravasi, że antropologia girardowska jest radykalną apologetyką chrześcijaństwa, która – chociaż pisana krzywymi liniami – ma wielką siłę przekonywania (Il sole 24 ore, 21.02.1999).

Dzieło Girarda jest wielopoziomowe i bardzo złożone. To cecha wielkich autorów. Rozciąga się od empirycznych dowodów, czerpanych od XIX-wiecznych angielskich etnologów, do spekulacji o usprawiedliwieniu, snutych w duchu mniej znanych Ojców Kościoła. Wśród entuzjastów Girarda trwają zażarte spory, czy jego myśl należy do nauki, skoro opiera się na twierdzeniu, że człowiek jest zwierzęciem, tylko bardziej mimetycznym od innych Naczelnych, czy też, w swej istocie, jest teologią, skoro punktem wyjścia są augustyńskie kategorie nawrócenia i pragnienia. Sam Girard nie ułatwia sprawy, gdyż w obrębie jednej książki potrafi podać dwie sprzeczne odpowiedzi, a swoim własnym kluczowym pojęciom, jak naśladownictwo, ofiara czy mit, nadaje status paradoksów. I właśnie dlatego jest pasjonujący. Jak niedowiarek św. Tomasz z obrazu Caravaggia, René Girard wkłada palec w paradoks rany Chrystusa i drąży tajemnicę tego, czym jest człowiek po Odkupieniu.

 

Monika Grądzka-Holvoote


Monika Grądzka-Holvoote

(1970), romanistka, tłumaczka. Członek redakcji "Christianitas". Mieszka we Francji.