Traditionis custodes
2021.07.26 16:47

Questio disputata. Quis custodiet ipsos custodes?

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.plZ góry dziękujemy.

Żywię głębokie przekonanie, że zarówno treść, jak i zagadnienia najnowszego motu prioprio Ojca Świętego Franciszka, Traditionis custodes, jest nie tylko obca większości wiernych na całym świecie, ale także (co może smucić lub irytować) dalece obojętna. Oczywiście osoby, których dotyczy ten papieski dokument, odczuły głębokie zaniepokojenie, o ile nie ból. Budzi także żywe zainteresowanie wszystkich ludzi zaangażowanych w życie liturgiczne Kościoła. Z drugiej strony mamy do czynienia z wydarzeniem w gruncie rzeczy bezprecedensowym, gdyż jednym krótkim dokumentem Ojciec Święty chce zakończyć spór, który dotyczy spraw w naszym Kościele najistotniejszych.

Quaestio disputata

Konstytucja o Liturgii świętej stwierdza, że Kościół w sposób szczególny nakazuje troskę o odnowienie i rozwój liturgii. Nie jest zatem pozbawione sensu pytanie: czy motu prioprio Traditionis custodes przyczynia się do wypełniania tego zadania przez kapłanów i wiernych, czy też nie? Pytanie to jest tym bardziej zasadne, że na te słowa powołuje się sam dostojny autor w liście skierowanym do biskupów, który towarzyszy dokumentowi.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, że trudno jest omawiać osobno oba teksty, co więcej, bez znajomości listu niełatwo jest w pełni zrozumieć intencje Papieża, kiedy podejmował decyzje zawarte w dokumencie. Można jedynie wyrazić nadzieję, że całe wydarzenie przyczyni się do rozwoju życia całego Kościoła, a także do debaty na temat życia duchowego, liturgii i samej instytucji, wliczając w to pojęcie władzy kościelnej. A że takie debaty są potrzebne, zwracał uwagę już święty Jan Paweł II w liście apostolskim Ecclesia Dei, pierwszym poruszającym kwestię tzw. „Mszy tradycyjnej”, napisanym przy okazji schizmy arcybiskupa Marcela Lefebvre’a.

Chciałbym także powiedzieć teologom i innym ludziom biegłym w naukach kościelnych, że obecne wydarzenia także dla nich są wezwaniem. W istocie bowiem zakres i głębia nauczania Soboru Watykańskiego II domagają się dalszych, nowych dociekań, które jasno ukażą nieprzerwaną ciągłość istniejącą pomiędzy Soborem i Tradycją, zwłaszcza w odniesieniu do tych punktów, które, być może ze względu na swą nowość, nie zostały jeszcze dobrze zrozumiane w niektórych częściach Kościoła (Ecclesia Dei 5.b).

Należy zauważyć, że ta debata może także przynieść osobistą korzyść jej uczestnikom lub osobom ją śledzącym, ponieważ daje motywację do ponownej uważnej lektury i przemyślenia Sacrosanctum Concilium, Ecclesa Dei oraz Summorum Pontificum. Nie wspominając o innych tekstach.

Powstaje pytanie, z jaką treścią stykamy się w motu prioprio oraz w towarzyszącym dokumentowi liście papieskim. Rozumiejąc ogromne emocje, targające przede wszystkim środowiskami „tradycjonalistów”, należy jednak zauważyć, że nie mamy do czynienia z zakazem sprawowania Mszy św. Piusa V. Nie ma też żadnych śladów potępienia tych środowisk, odrzucenia Mszału św. Piusa ani jednoznacznego wezwania do „wygaszania” ruchu liturgicznego związanego z „Mszą Wszech Czasów”.

Chociaż należy zwrócić uwagę na paragraf 6 artykułu trzeciego, gdzie stykamy się z wyraźnym nakazem zapobiegania rozwojowi ruchu liturgicznego opartego na „starym rycie”. Widać zatem wyraźnie, że autor niepokoi się tym rozwojem i chce go ograniczyć albo całkiem wstrzymać. Ale nie bez znaczenia jest fakt, że dla Biskupa Rzymu celem owego ograniczenia jest dobro wiernych i całego Kościoła.

Videtur quod…

Co zatem znajdujemy w liście apostolskim? Przede wszystkim warto zauważyć, że Franciszek niepokoi się kwestią jedności w Kościele, wskazuje, że wśród przedstawicieli tych środowisk pojawiają się tendencje grożące pojawieniem się dwóch liturgii. Natomiast Kościół rzymskokatolicki jednoznacznie ogłosił, że „księgi promulgowane przez świętych papieży Pawła VI i Jana Pawła II, zgodnie z dekretami Soboru Watykańskiego II, są jedynym wyrazem lex orandi Rytu Rzymskiego”. (Traditionis custodes, art. 1).

Ojciec Święty wyjaśnia także przyczyny tego niepokoju i widać, że nie są one bezpodstawne i nie stanowią jedynie wyrazu jego rzekomej niechęci do Tradycji. Otóż od opublikowania przez Jana Pawła II Ecclesia Dei, a także od ogłoszenia kluczowego dokumentu podpisanego przez Benedykta XVI, czyli Summorum Pontificum, Stolica Apostolska uważnie obserwuje, jakie skutki przynosi zgoda na sprawowanie „nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego”. W ostatnim dokumencie Franciszek wskazuje, że ostatnie takie konsultacje z biskupami przeprowadzono w roku 2020. Ich skutkiem (jak i całego wcześniejszego okresu) było właśnie wydanie omawianego dokumentu.

Zalecenia papieskie zaś są reakcją na to, co w opinii Watykanu budzi niepokój. Z dokumentu wynika, iż uznano, że w tych środowiskach nasiliły się tendencje do odrzucania nauczania Kościoła posoborowego, w szczególności ksiąg liturgicznych. Pojawiły się też tendencje do sprawowania „nadzwyczajnego rytu” bez akceptacji biskupa. W związku z powyższym Papież prosi i nakazuje biskupom, aby uważniej przyglądali się wierze i liturgii grup skupionych wokół „tradycyjnej liturgii”. Rozumiem, że takie podejrzenia mogą sprawiać dyskomfort, niemniej nie są jeszcze prześladowaniem. Warto w tym miejscu zauważyć, że nakazane jest także wyznaczenie przynajmniej jednego miejsca do sprawowania celebracji według Mszału sprzed reformy liturgicznej. Jednakże wszystkie zgody na odprawianie nadzwyczajnej formy rytu wymagają potwierdzenia.

Ważnym wyróżnikiem jest zakaz sprawowania „tradycyjnych Mszy świętych” w kościołach parafialnych i do tego problemu powrócę później. Podobnie jak do kwestii parafii personalnych.

Jednocześnie każda diecezja ma wyznaczyć delegata, który ma sprawować pieczę i (nie ukrywajmy tego!!!) kontrolę nad kapłanami i środowiskami „tradycjonalistów”. W tym miejscu warto zauważyć, iż jest swoistym signum temporis, że papieski dokument wyraźnie podkreśla, że taki delegat musi znać łacinę. Kapłan Kościoła rzymskiego bez znajomości łaciny? Coś się jednak z nami porobiło, coś bardzo niedobrego.

Ważnym zagadnieniem jest wyraźny zakaz sprawowania nadzwyczajnego rytu w kościołach parafialnych. Jak jest tego przyczyna? Chodzi o podkreślenie jedności, a właściwie o niedopuszczenie do jej rozbicia. Niedobrą rzeczą byłoby, gdyby pojawiły się w Kościele odrębne „tradycjonalistyczne” parafie, gdyby ryty „zwyczajny” i „nadzwyczajny” nie mogły mieścić się w jednej wspólnocie. Dlatego też Franciszek nakazuje biskupom uważnie przyjrzeć się parafiom personalnym.

Jednakże należy zadać sobie podstawowe pytanie: jaki jest cel tego listu pasterskiego? I powtórzyć pytanie zadane na początku niniejszego tekstu: czy ów dokument przyczynia się do odnowienia i rozwoju liturgii, czy też nie?

Kwestia jest trudna i delikatna. Bowiem nie chodzi bynajmniej o kwestie dyscypliny i władzy (a może nie tylko o nie) – otóż wszyscy musimy pamiętać, że lex orandi lex credendi. To, jak się modlimy, kształtuje naszą wiarę i na odwrót. A „stara liturgia” to nie są wyłącznie gesty, stroje i łacina (nową też można sprawować w mowie Cycerona i Augustyna), ale odmienny ryt Mszy, odmienna liturgia godzin i odmienny kalendarz liturgiczny. Zadajmy sobie pytanie, czy „tradsi” i „zwykli” żyją wedle takiego samego kalendarza liturgicznego. Jeżeli nie – to bardzo niedobrze. Mamy też do czynienia z przypadkami (zbyt częstymi – mówi Franciszek) twierdzenia, że nowa lub stara liturgia jest gorsza, a uczęszczający na nią nie są „prawdziwymi katolikami”. Jako swoisty „birytualista” wiem, co mówię, słyszę takie opinie z obu stron. Zatem chodzi o to, czy takie rozdwojenie liturgii nie będzie skutkować rozdwojeniem wiary. A Biskup Rzymu ma za zadanie utrzymać jedność wiernych. Zatem wydaje się, że musiał na zaistniałą sytuację zareagować. I zrobił to we wspomnianym motu prioprio.

Sed contra…

Jednak budzą się także wątpliwości. Czy ten dokument nie jest swoistym stygmatyzowaniem „tradycjonalistów”? Wielu z nich tak to odebrało. A z kolei ich protesty (część była wyważona, część nie) spowodowały bardzo mocne stwierdzenia po stronie drugiej. Nie od rzeczy jest zatem pytanie, czy Traditionis custodes wzmocni jedność Kościoła, czy ją osłabi. I czy nie jest to oczekiwanie jedności jedynie od tych „podejrzanych tradsów”?

Zwróćmy uwagę, że w liturgii dokonuje się wiele naprawdę zdumiewających nadużyć, które zdają się nie budzić takiego niepokoju w Watykanie. I nie chodzi jedynie o osławioną Pachamamę. Niemalże automatycznie budzi się pytanie, czy akurat „tradycjonaliści” są największym zagrożeniem dla jedności Kościoła i dla jego liturgii.

Kolejnym problemem jest to, że krótki tekst porządkuje sytuację na całym świecie i istnieje obawa, czy poszczególni biskupi będą potrafili sprostać zadaniu, jakie stawia przed nimi Biskup Rzymu. Czy wykażą się inicjatywą, duchem dialogu i zrozumienia, czy też pójdą po linii najmniejszego oporu? Doświadczenia z dziejów Kościoła mogą być przyczyną pesymistycznego spojrzenia w przyszłość.

Czy z kolei Stolica Piotrowa będzie gotowa zrozumieć specyfikę kościołów lokalnych? Wykazuje się takim zrozumieniem przy wielu „nietradycyjnych” podejściach do liturgii i duchowości, więc właściwie powinna i w tym przypadku. Na przykład w Polsce sprawowanie „rytu nadzwyczajnego” w kościołach parafialnych nie przynosiłoby żadnej szkody, a wręcz odwrotnie – umacniałoby jedność wspólnoty. Nie bardzo wiadomo także, jak należy postępować w przypadku katedr – zazwyczaj są one parafiami. Czy nie mamy do czynienia ze zbyt mocnym ograniczeniem władzy biskupiej w diecezji? Fakt jest taki, że biskupi na całym świecie będą mieli ból głowy spowodowany Traditionis custodes. Co prawda specjalnie im nie współczuję, ale wskutek tej zbiorowej migreny mogą się pojawić niepotrzebne utrudnienia w liturgicznym życiu wiernych.

Na razie wskazywałem na problemy i pytania raczej proste i organizacyjne, zdając sobie sprawę, że jest to jedynie część takowego katalogu. Ale – jak się okazuje – wciąż stajemy wobec pytań naprawdę fundamentalnych. Pytań, nad którymi głowimy się nieustannie od samego Vaticanum Secundum.

Pierwszym jest pytanie o to, czy na niwie Kościoła powszechnego nie mogą rosnąć, rozkwitać i dojrzewać rozmaite formy i ryty liturgiczne. Czy ujednolicenie, jakie nastąpiło po roku 1970, naprawdę było niezbędne i wydało jedynie dobre owoce? Bo nie unikniemy konieczności odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego Mszał promulgowany przez św. Piusa V jest niewłaściwy do sprawowania w Kościele rzymskokatolickim?”. A co niestosownego jest w sprawowaniu rytu mediolańskiego, zainicjowanego w czasach św. Ambrożego? Warto zwrócić uwagę, że Konstytucja o Liturgii bynajmniej takiego ujednolicenia nie nakazywała. W ciągu ostatniego półwiecza nie udzielono w pełni zadowalającej odpowiedzi na to pytanie, opartej na podstawach teologicznych. Wskazania duszpasterskie nie wystarczają. Z drugiej strony uczciwość nakazuje stwierdzić, że często argumenty „tradycjonalistyczne” także są jałowe i płytkie. Na całym świecie, również w Polsce, istnieją środowiska zajmujące się liturgią, często robiące wiele dobrego, ale braki w refleksji teologicznej są ewidentne. Z pewną przesadą można by powiedzieć, że nasze credendi jakoś się nie wzbogaciło nadmiernie na skutek zmian w orandi.

Musi także paść pytanie o to, jakie są granice władzy w Kościele. Czy takie dokumenty nie powinny być szerzej konsultowane i dyskutowane? Mogę się mylić, ale mam wrażenie, że pisząc ten tekst, Ojciec Święty nie brał pod uwagę opinii środowisk „tradycjonalistycznych”. A jeżeli tak, to dlaczego? Musimy także zadać sobie pytanie – jakie pada w Kościele od stuleci: co jest zmienne, a co jest stałe? A przecież liturgia, czyli najbardziej wspólne działanie Kościoła, jego „źródło i szczyt”, jest w swym ludzkim charakterze: „podporządkowane Bożemu i skierowane do Bożego, widzialne do niewidzialnego (…) doczesne do miasta przyszłego, którego szukamy” (Sacrosanctum Concilium 2). Rodzi się więc pytanie, co wolno nam zmieniać, a czego nie. Czy taka działalność nie ma żadnych ograniczeń? Mam nadzieję, że wszyscy czytelnicy wyczuwają retoryczność ostatniego pytania.

Ale z drugiej strony czy naprawdę mamy jakiekolwiek podstawy, by odmawiać władzy kościelnej prawa do decydowania o formie liturgii, o sprawowaniu sakramentów czy innych elementach życia chrześcijan, które związane są z kultem? Z jednej strony przestrzega się nas przed turbopapiestwem, a z drugiej krytykuje o klerykalizmie. Chcemy tego czy nie, Kościół jest hierarchiczny, a na dodatek zbudowany na apostolskim fundamencie. To biskupi, następcy apostołów, są fundamentem i znakiem jedności nas wszystkich, a także szafarzami sakramentów. Chcąc nie chcąc, są strażnikami skarbów wiary przechowanych w Kościele. Ale należy także pamiętać o tym, kto pilnuje owych strażników.

Beneficium legis non debet esse captiosum (zamiast podsumowania)

Nie bardzo wiadomo, właściwie czemu ma służyć publikacja listu apostolskiego. Czy dostojnemu autorowi chodzi o nadanie życiu liturgicznemu Kościoła nowego impetu? Wszak tak lubi mówić o wstawaniu z kanapy i robieniu rabanu. A może w rzeczy samej odkrył, po konsultacjach z biskupami, że jedności i wierze Kościoła grozi duże niebezpieczeństwo, i postanowił mu przeciwdziałać? Nie wiadomo, ponieważ tak naprawdę motu prioprio pod względem merytorycznym nie wnosi nic nowego do dotychczasowego stanu rzeczy.

A jednocześnie tak naprawdę nie wprowadza jednoznacznych rozwiązań dyscyplinarnych. Biskup Rzymu przerzuca odpowiedzialność za decyzje na biskupów lokalnych, wprowadzając jedynie pewne przepisy brzegowe. Być może nawet będzie dosyć łatwo je ominąć. Dlatego też warto zauważyć, że mamy do czynienia z dokumentem stanowiącym prawo, a jednocześnie zaprzeczającym sensowi samego stanowienia aktów prawnych. Prawo ma bowiem stanowić korzyść, a Traditionis custodes tego nie robi.

Z jednej strony wprowadza zamieszanie i powoduje, że pewna część wiernych odkrywa, że ich szczera wiara jest „nie na miejscu” w Kościele. Czy jest to zaproszenie do odejścia? Najprostsza intuicja wskazuje, że nie. Ale w takim razie skoro Franciszek nie mówi wprost, że źle postępują, że powinni się nawrócić (od czego?, ku czemu?), to w motu prioprio brakuje wskazania ścieżek dojścia do nowej liturgii. Być może jest piękniejsza, bardziej budująca duchowo lub skuteczniej wprowadzająca jedność. Po prostu lepsza. Ale dlaczego nie znajdujemy w dokumencie ani jednego słowa na ten temat?

Nie ma ani zakazu, ani nakazu, ani nawet zachęty… Jaki więc był cel działania naszego Pasterza, strażnika naszej wiary?

Juliusz Gałkowski

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.

 


Juliusz Gałkowski

(1967) historyk sztuki, teolog, filozof, publicysta, bloger. Stały publicysta miesięczników: Egzorcysta i List. Współpracuje z portalami areopag21.pl, rebelya.pl, historykon.pl, teologia polityczna.pl. Ponadto pisuje w wielu innych miejscach. Mieszka w Warszawie.