Felietony
2014.07.21 21:51

Poeta ukrzyżowany. Péguy nasz współczesny

Charles Peguy

 

Kto pamięta Charles’a Péguy? Tego nieomal szaleńca, wygnanego ze wszystkich ziem, na których mógłby znaleźć odpoczynek.

 

Znienawidzonego niegdyś przez socjalistów, szczególnie w osobie Jeana Jauresa za swój katolicyzm i umiłowanie prawdy, przez katolików za swój socjalizm, dreyfusizm, trudne małżeństwo z niewierzącą kobietą (Jakub Maritain wiele lat po śmierci Péguy’ego, która miała miejsce w 1914 roku, podczas pierwszej wojny światowej, nie mógł mu tego wybaczyć). Przez wielu innych za swoje żydowskie przyjaźnie, za prawdziwe serce dla Żydów. Jak mówił Gershom Scholem: "Charles Péguy (...) z rzadko spotykaną, niedościgłą wśród osób postronnych przenikliwością rozumiał sytuację Żydów" [1]. Péguy pisał o Żydach, że "bycie gdzie indziej, to wielka wina tej rasy, wielka i tajemna cnota, wielkie powołanie tego ludu" [2]. Podobnie moglibyśmy powiedzieć o samym Péguym, który w każdym czasie wydaje się osamotniony, oddzielony od świata, nierzeczywisty w swoich sądach, sytuujący się gdzie indziej. Jednak to oddzielenie francuskiego poety nie jest pomieszaniem szaleńca, jest raczej czystością proroka. Choć wyrwany przez Boga ze świata, krzyżowany życiową sytuacją, nie porzuca swojej drogi, ale cudownie owocuje.


W swojej książce "Charles Péguy i Biblia" Katarzyna Pereira podkreśla, że istnieje głęboka analogia między życiem Péguy’ego a wewnętrzną logiką dramatycznej relacji, jaka zachodzi pomiędzy obydwoma Testamentami Pisma Świętego: jest to logika (wiedza) Krzyża. Jak sprawę ujmuje cytowany przez autorkę Joseph Ratzinger, dramat tej logiki to "posłuszeństwo spotykające posłuszeństwo" [3]. Najboleśniejsze krzyżowanie przeżywał, gdy po powrocie do wiary katolickiej postanowił nie opuszczać swojej żony Charlotte, osoby niewierzącej. Nie łączy go z nią ślub kościelny, dzieci pozostają nieochrzczone. Podejmuje tę decyzję w sytuacji, gdy jego katoliccy towarzysze, pod groźbą zerwania przyjaźni, odwodzą go od trwania w niepobłogosławionym przez kapłana związku. Jednocześnie namawiają do małżeństwa z Blanche Raphael, siostrą jednego z przyjaciół. Péguy był w tej kobiecie zakochany i mógłby stanąć z nią przed ołtarzem, bez żadnych kościelnych przeszkód. Wybiera jednak niezrozumiałą dla wielu wierność, widząc w niej siłę sakramentalną. Jak pisze Damien Le Guay "Péguy właśnie w imię sakramentów wytrwał w swojej specyficznej sytuacji" [4] odcięcia od sakramentów wynikającego z pozostawania w niesakramentalnym związku zawartym jeszcze przed powrotem do wiary. Péguy bowiem przeciwstawia chrześcijańską ideę "nieodwracalności, która nigdy nie powraca do punktu wyjścia", nowożytnemu poglądowi, że wszystko można zaczynać na nowo, "kiedy się chce, jak się chce, zgodnie z własną wolą, własną zachcianką, która zawsze chce wszystko odebrać jedną ręką i zacząć od początku, na przykład małżeństwo" [5].


Inne krzyżowanie Péguy przeżywał, gdy w kwestii postawy politycznej poróżnił się z Jeanem Jaurès’em i środowiskiem socjalistycznym. Krytykował ich coraz większą dogmatyczność i ograniczanie swobody wypowiedzi dyktowane doraźną taktyką polityczną. Napisał wtedy słowa, które mogłyby zniszczyć każdego, kto je wypowiadał: "Mówić prawdę, całą prawdę, tylko prawdę, mówić głupio prawdę głupią, nudno – prawdę nudną, smutno – prawdę smutną: oto co zaproponowaliśmy sami sobie przed ponad dwudziestoma miesiącami, nie tylko w kwestiach doktryny i metody, lecz także, lecz przede wszystkim w odniesieniu do działania" [6]. Od czasu tej deklaracji Péguy znajduje się zupełnie na uboczu, poza środowiskami, nieustannie borykając się z problemami finansowymi. Jednak właśnie wtedy Péguy owocuje, a wobec wszystkich trudności jest to niemal cudowne owocowanie drzewa w styczniu. W latach 1910–1914 wydaje swoje najlepsze utwory, m.in. cykl misteriów ("Przedsionek misterium miłosierdzia Joanny d’Arc", "Przedsionek misterium drugiej cnoty", "Misterium Świętych Niewiniątek"). To ostatnie lata życia poety, a ich owocowanie wychodzi poza śmierć ciała. Żona, pomimo wcześniejszych oporów, niedługo po śmierci męża na polu bitwy przyjmuje chrzest i zgadza się na ochrzczenie dzieci. Nieustannie kontynuowane jest wielkie dzieło, które Péguy przywrócił do istnienia razem z Alainem-Fournierem. Pielgrzymki do Chartres odbywają się do dziś, a piszący te słowa miał okazję w jednej z nich uczestniczyć.

 

Ale kto rzeczywiście pamięta jeszcze tego syna francuskich chłopów z okolic Orleanu? Jego dzieła dawno zniknęły z listy lektur francuskich szkół. Wypchnęła je stamtąd etykietka katolickich, konfesyjnych, gettowych. Jednak poezja Péguy’ego działa w ukryciu, wciąż, bez rozgłosu pojawia się w przypisach tekstów różnych autorów o rozmaitych światopoglądach i środowiskowym pochodzeniu. Można wśród nich wymienić Gershoma Scholema, Hansa Ursa von Balthasara, Gilles’a Deleuze’a, Alaina Finkielkrauta, o. Jacques’a Philippe’a, wspominał o nim również Jan Paweł II. Oznacza to, że jakimś podskórnym prądem wciąż Péguy jest czytany, przenika do krwioobiegu z pokolenia na pokolenie.

 

Dopiero niedawno mogliśmy po polsku przeczytać najważniejsze z poetyckich dzieł francuskiego wieszcza. Było to wtedy jedyne jak dotychczas pełne tłumaczenie dzieła Charlesa Péguy’ego na nasz język. Tłumaczenie to stanowiło wypełnienie wielkiej luki i braku w polskim krajobrazie literackim i duchowym. Profesor Leon Zaręba, przekładając "Przedsionek tajemnicy drugiej cnoty", wykonał pracę, która może zachwycić. Udało mu się oddać specyfikę języka Péguy’ego, jego biblijność, prostotę i profetyczność, która się nie narzuca, ale pozostaje skromna, malutka, jak tytułowa druga cnota teologalna będąca bohaterką poematu. Nadzieja, bo o niej tu mowa, zawsze pozostaje w cieniu wiary i miłości. Péguy mówi: "Nadzieja to mała dziewczynka taka sobie zwykła". Wymowa poematu sprawiła, że Alain Finkielkraut nazwał Péguy’ego „najważniejszym prorokiem nadzieiXX wieku” [7]. To nadzieja pociąga człowieka ona go wyprowadza z rozpaczy, z desperacji, to ją najczęściej chcemy zagłuszyć, mówiąc o postępie, potędze, przezwyciężeniu przesądów. Jednak ponad wszystko inne zawsze najbardziej potrzebujemy nadziei. Sam Bóg zdaje się mówić ustami Péguy’ego:

 

Co mnie zadziwia to nadzieja, mówi Bóg.
I nie mogę wyjść z podziwu.
Ta drobna nadzieja taka niepozorna.
Ta wątła dziewczynka nadzieja.
Nieśmiertelna.

 

Zdziwienie Boga jest symptomatyczne, dzięki niemu wyczuwamy, że Péguy jest nam współczesny, że nadzieja się dla niego wyczerpała, straciła znaczenie, że już właściwie nie wie, co ona oznacza. Poeta podobnie do nas lepiej rozumie rozpacz, a nadzieja wydaje mu się tylko wytartym słowem. Dlatego wkracza na ścieżkę poszukiwań, drąży, rozgląda się wokół siebie, najbliżej, wie, że nie ma siły, by iść daleko. Widzimy, jak nadzieja, "ta mała dziewczynka", coraz to zmienia oblicze, coraz to dostrzegamy ją w innym wcieleniu. Raz jest młodszą siostrą Wiary i Miłości, które bez niej byłyby:

 

(…) tylko dwiema starszymi już kobietami.
Dwiema kobietami nie młodymi już.
Steranymi życiem.

 

By chwilę później upodobnić się do dzieci, których naśladowanie zalecał Jezus. Dzieci zaś okazują się dziećmi samego poety, a potem po prostu dziećmi, które dla każdego człowieka są nadzieją, antidotum leczącym kołaczący się lęk przed nieistnieniem, zapomnieniem. One dają niezwykłą odwagę: Z rzewnością myśli o chwili kiedy nie będzie nawet słowem.

 

Ale te obrazy ludzkiej nadziei, choć noszą w sobie niezwykły ładunek zawierzenia rzeczywistości, nie są pozbawione tego, co słabe i nieuchronnie związane z kondycją człowieka. Poeta pyta, "(…) co większą ma wartość i bardziej jest trwałe niż ród / i krew", które ofiarowują nam dzieci. Co jest trwalsze od pokornej akceptacji swojego udziału w łańcuchu przemijających pokoleń ("Trwać musi parafia / Trwać musi Francja oraz Lotaryngia")? Odpowiedź znajduje tylko jedną:

 

Bo nawet ród i krew nietrwałe są i zginą
Z wyjątkiem krwi Jezusa.

 

Poeta poszukuje nadziei wśród spraw mu najbliższych, jak rodzina, jak ziemia, którą uprawiali jego przodkowie. Nagle, jak gdyby niespodziewanie, wśród tych spraw najbliższych spotyka na swojej drodze Boga zdziwionego własną mocą dawania łaski nadziei, ciągle poszukującego zagubionej owieczki. Okazuje się, że to nie ziemia, nie krew, nawet nie dzieci, ale łaska w tym wszystkim uzdalnia nas do nadziei.

 

Ewangeliczna przypowieść o Dobrym Pasterzu i zagubionej owieczce prowokuje zdanie: "Ale przez tę głupią duchową owieczkę (…) Syn Boży stał się człowiekiem / poznał ludzką nadzieję", i wszystko to przez zagubioną owcę, której nieobecność ścisnęła serce Jezusa. To był "śmiertelny niepokój". Jak pisze Katarzyna Pereira, istotą [nadziei] drugiej cnoty teologalnej (to wielkie odkrycie Péguy’ego!) jest fakt, że to Bóg najpierw pokłada ją w człowieku, a dopiero w konsekwencji człowiek w Bogu i swoim bliźnim [8].

 

Péguy wydaje się nieraz błądzić. Jego myśl niejako emigruje od głównego wątku, zagłębiając się w taki czy inny problem teologiczny, w takie czy inne troski codziennego życia, by nagle eksplodować, odsłonić na nowo źródło wszystkich zapisanych poetyckich fraz, jakim jest dla niego nadprzyrodzona, nieugięta i niezrozumiała dla samego Boga cnota nadziei:

 

Powiadam wam Odkładajcie do jutra
Te troski i zmartwienia, które dzisiaj was gryzą
I dzisiaj mogłyby was pożreć
Odkładajcie do jutra te szlochy które was dławią
Te łkania, które w was wzbierają (…)
Bo do jutra ja Bóg może
Przyjdę (…)
Któż kto pozostawił swoje sprawy w złym stanie kładąc się spać
Nie znalazł ich w dobrym stanie wstając rano.
Bo być może ja tamtędy przeszedłem.

 

Nadchodząca noc i troski mijającego dnia stawiają życie każdego z nas wobec nocy Jezusa. Przybliżanie się mroków to przybliżanie się męki, to udręka Getsemani. Péguy niezwykle skromnymi środkami obrazuje nam jądro ciemności i jego nieuchronną rozpacz. Tak nieuchronną, jak zapadająca noc, jak nierozwiązane sprawy mijającego dnia, jak śmierć Jezusa, jak śmierć każdego człowieka. Kto z nas nie broni się przed snem, gdy jest obciążony klęską, niepowodzeniem, rozpaczą. Myślimy sobie wtedy: "jak można spać spokojnie?" Kto z nas nie broni się przed śmiercią myśląc: "tyle spraw jest jeszcze do załatwienia". Péguy jednak z jakąś proroczą intuicją wypowiada nieomylnie rozpoznawalny zwrot Jezusa: "Powiadam wam", i dodaje: (…) "odkładajcie do jutra te szlochy". Noc Getsemani przeradza się w poranek Wielkanocny. Bóg może to sprawić.

 

Wszystko u Péguy’ego jest Pismem Świętym. Strofy jego poematu w niezwykły sposób wyrastają ze Słowa Bożego i nieustannie nas do niego prowadzą. Niejednokrotnie dzieje się to wprost, gdy poeta na swój „cielesny” sposób opowiada Jezusowe przypowieści. Jeszcze częściej jednak odniesienia biblijne są podobne do echa, rozpoznajemy je poprzez specyficzne pokrewieństwo. Wywołują poruszenie serca, jak słowa samego Jezusa, które są w nich zakryte, jak Ciało Pańskie jest zakryte postacią chleba. Zakrycie zmusza do szczególnej uwagi, do wsłuchania się we własne serce (biblijne serce i biblijne nerki!), do odnalezienia właściwego oddźwięku słów Boga poruszających nasze wnętrzności (biblijne wnętrzności!), wprowadzających nas na drogę wstępującą, poza chleb i poza słowa poety. Jak chleb, słowo poety pobudza głód i większe jeszcze pragnie Pokarmu, który przesłania. Bóg jest Bogiem ukrytym, ukrywa się, ponieważ nie przeżylibyśmy Jego widoku, ukrywa się, byśmy jeszcze bardziej mogli dostrzec Jego obecność. Często nie zauważamy, nawykli do codziennego, powierzchownego obcowania z Biblią, że Słowo opowiada nam prawdziwą Historię, Historię Żywą. Péguy, który czerpał wiele ze Starego Testamentu, powiedziałby być może, że Bóg towarzyszy naszej codzienności, ale do niej nie należy, jest Święty, Oddzielony i najlepiej Go można usłyszeć, gdy jest ledwo słyszalny.

 

"Przedsionek tajemnicy drugiej cnoty" rozwija się niespiesznie i trudno nie zniszczyć tego cudnego chrześcijańskiego kobierca szatkując go na potrzeby recenzji, wydobywając jedynie pojedyncze wątki. By zrozumieć, trzeba wchłonąć całość, albowiem Péguy’ego nie da się czytać inaczej jak od początku do końca, to poezja jednego niezwykle długiego oddechu. Oddech musi być na tyle głęboki, by starczył na przeczytanie wszystkiego od pierwszej do ostatniej litery.

 

Alain Finkielkraut, komentując swoją wydaną w 1991 roku biografię Péguy’ego, pytał: Dlaczego Péguy teraz? Co też jeszcze mamy wspólnego z katuszami, które przeżywał ten syn ludu i wychowanek elitarnej École Normale, dreyfusista, katolik i socjalista, prorok i desperat? [9] Dzisiaj, gdy trzymamy w dłoniach encyklikę papieża Benedykta XVI poświęconą nadziei, gdy mamy za sobą doświadczenie wielkich świadków tej cnoty teologalnej w wieku XX (choćby Jan Paweł II, Faustyna Kowalska, Maksymilian Kolbe, Teresa z Lisieux), którym dane było głosić ją pośród katuszy doczesnych cierpień, pytanie to ma charakter bardziej retoryczny. W miejsce grzechu jeszcze bardziej rozlała się łaska, w miejsce rozpaczy jeszcze bardziej trzeba głosić nadzieję. Péguy zwraca uwagę, że nasze wymarsze ku nadziei, podejmowane na nowo przez całe życie i prowadzące nas donikąd, układają się w most „stąd tam” i dlatego nie można ich zaniechać.

 

Na koniec warto przytoczyć dwie opinie o Péguym podkreślające wagę i wybitność jego poezji. Hans Urs von Balthasar miał powiedzieć: Nikt nigdy nie pisał tak po chrześcijańsku [10], ale być może jeszcze trafniejsza jest wypowiedź krytyka Pawła Trzebuchowskiego: Krytycy porównywali Rilkego i Dantego. Jednak Péguy bardziej na to zasługuje. Być może od czasów Dantego Péguy był największym poetą katolickim [11].

 

Tomasz Rowiński

 

Tekst ukazal się we Frondzie 71

 

[1] Gershom Scholem, Żydzi i Niemcy. Eseje. Listy. Rozmowa, przeł. Adam Lipszyc, Sejny 2006, s. 86.

[2] Tamże.

[3] Por. Katarzyna Pereira, Przedmowa [w:] Charles Péguy, Przedsionek tajemnicy drugiej cnoty, Kraków 2007, s. 15; zob. Joseph Kardynał Ratzinger, Granice dialogu, Kraków 1999, s. 31.

[4] Damien Le Guay, Peguy prorokiem Soboru Watykańskiego II [w:] Charles Péguy – człowiek dialogu, red. Marian Kozielski, przeł. Maria Żurowska, Akade, Kraków 2003, s. 138.

[5] Tamże, s. 139.

[6] Charles Peguy, List prowincjusza [w:] Charles Péguy – człowiek dialogu, dz. cyt., s. 14.

[7] Katarzyna Pereira, tamże, s. 6.

[8] Tamże, s. 18.

[9] Tamże, s. 6.

[10] Tamże, s. 25.

[11] Za: Y. Avril, Przedmowa [w:] Charles Péguy – człowiek dialogu, dz. cyt., s. 8.


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.