Mariologia staropol.
2018.11.24 23:01

Oświecona

Wieża bazyliki staje się coraz bardziej widoczna. Słońce odsłania schowaną w przedsionku figurę Niewiasty, a jej biel zaczyna odbijać jasność promieni. Okolica jest jeszcze cicha, powietrze pozostaje czyste i ostre. Przyjemne jest światło – pisał mędrzec Kohelet – miło oczom widzieć słońce (Koh 11, 7). Dopiero za parę chwil na polach pojawią się kosiarze, a na wieży bazyliki zabrzmią dzwony.

W symbolice chrześcijańskiej światło oznacza życie. Blask poranka budzi ze snu ludzi odnowionych na ciele i umyśle, natomiast chrześcijan wzywa do radosnej jutrzni na cześć Ojca i Stwórcy nie tylko początku świata, ale także każdej trwającej chwili. Mistycy wiedzieli, że kolejny dzień jest darem Chrystusa, zarazem niosąc za sobą zadanie oraz oczekiwanie na przyjście tego wszystkiego, co dla swoich dzieci zaplanował dobry Bóg[1]. W pewnym sensie pobudka rozpoczyna zatem nowe życie, nowy początek: jakże nie powitać go z pieśnią na ustach? Poetycką odpowiedzią na to zapotrzebowanie był chociażby hymn poranny ułożony pod koniec osiemnastego wieku przez Franciszka Karpińskiego (tak bardzo obecny w polskiej tradycji pobożnościowej, że pomimo wyjątkowego piękna wydaje się dziś nieco zmurszały):

Kiedy ranne wstają zorze,

Tobie ziemia, Tobie morze.

Tobie śpiewa żywioł wszelki,

Bądź pochwalon, Boże wielki!

               

A człowiek, który bez miary,

Obsypany Twymi dary,

Coś go stworzył i ocalił,

A czemuż by Cię nie chwalił?

            

Ledwie oczy przetrzeć zdołam,

Wnet do mego Pana wołam,

Do mego Boga na niebie,

I szukam Go koło siebie.

 

Wielu snem śmierci upadli,

Co się wczora spać pokładli

My się jeszcze obudzili,

Byśmy Cię, Boże, chwalili[2].

Pierwszym chrześcijanom poranek kojarzył się ze Zmartwychwstaniem, zgodnie z natchnionym tekstem: Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus (Ef 5, 14). Można ten werset rozumieć zarówno jako wyraz nadziei na pojawienie się blasku nowego życia po nocy śmierci, jak również jako wezwanie do czujności, porzucenia przyziemnego sposobu myślenia, ocknięcia się z przywiązania do ułud obecnego świata, które zaciemniają i mają w sobie martwotę. Objawienie przekonuje zresztą, że w Bogu było życie, które stało się światłością ludzi (J 1, 4). On sam jest więc pogodnym porankiem dla swoich dzieci. Jego łaska jawi się wówczas jako światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi (J 1, 9). Dlatego też – aby nadać tej prawdzie konkretny kształt – Pan Jezus nauczał podczas żydowskiego Święta Świateł: Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia (J 8, 12). Okazuje się zatem, że jasność serca rodzi się w bliskiej zażyłości z Synem Bożym, zapowiadanym przez proroków jako wschodzące słońce (zob. Łk 1, 78; por. Ml 3, 20).

Przy innej okazji Zbawiciel uściślił naukę o światłości życia, dodając: Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości, a w innym przekładzie: Ja natomiast przyszedłem, aby moje owce miały życie i to życie w pełni (J 10, 10). Oba słowa – światłość i życie – wzajemnie się warunkują: drzewa i kwiaty nie mogą przecież rosnąć, jeżeli nie padają na nie promienie słońca. Plony stają się bogate wówczas, gdy przez pewien czas nie brakowało światła ani wody. Podobnego wzrostu potrzebuje ludzka dusza. Toteż w nauce Chrystusa o obfitowaniu mowa zarazem o dniu wieczności, jak również o potrzebie zachowania jasności serca na czas doczesnej wędrówki. Dowodzi tego pouczenie Pawła Apostoła skierowane do chrześcijan w Rzymie: Teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła! Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień (Rz 13, 11-13). Uczynkami ciemności nazwany został grzech, a więc coś, co czasami daje być może chwilowe zadowolenie, ale nie przynosi szczęścia, wzrostu ani wolności, nie ma też twórczego potencjału, nie rodzi zdrowych owoców. Czym jest jednak wspomniany jasny dzień? Czy nie jest nim sama obecność Pana Jezusa, taka, o której pisał średniowieczny poeta polski, bł. Władysław z Gielniowa?

Jasne Krystowo oblicze,

Więcej niż słuńce świecące,

Tobie dawam pozdrowienie,

Ty jeś moje ucieszenie[3].

Światło wydobywa ze stworzenia wszystko, co najlepsze. Dzięki niemu człowiek rozpoznaje nie tylko bogactwo barw, różnorodność kształtów, ale również drogę, której nie widać przecież w ciemnościach. W jego stronę pnie się wszystko, co żyje. W nim widać wyraźnie rzeczywistość, którą Stwórca powołał do istnienia. Podobnie wyglądają sprawy ducha, aby stało się zadość wezwaniu: jako w niebie, tak i na ziemi (Mt 6, 10). Ziemskie światło pochodzi od słońca. Słońcem niebieskim jest natomiast sama obecność Pana Jezusa, „pożądania wzgórz wiekuistych”[4]. Samą łaskę można by nazwać przejawem rozpromienienia się – nawiązując o utworu bł. Władysława z Gielniowa – „jasnego Chrystusa oblicza” nad człowiekiem. Zanim jednak nastąpi poranek zmartwychwstania, wierni mogą tylko częściowo doświadczać nadprzyrodzonego blasku. Tylko jedna osoba stworzona przez Boga cieszyła się pełnią łaski, czyli pełnią światłości.

Istoty życia duchowego nie da się streścić słowami: to tak, jakby człowiek próbował przelać cały ocean do jednego małego naczynia, chciał zamknąć promień słońca w zaciśniętej dłoni, albo starał się objąć niebo ramionami. Nie oznacza to jednak, że jakiekolwiek próby przybliżenia tych spraw są bezcelowe. A więc życie kojarzy się z jasnością, pełnią, obfitością, owocowaniem, rozkwitem. Teksty Pisma Świętego często obrazują je również jako przebudzenie albo uzdrowienie ze ślepoty: ojciec twój przejrzy i zobaczy światło (Tb 11, 8). Pod tym względem cenne okazują się również teksty tradycji chrześcijańskiej, zwłaszcza tej wczesnej, bliskiej czasom pierwszych Apostołów oraz starożytnego Kościoła. Żyjący na przełomie pierwszego i drugiego wieku św. Ignacy Antiocheński, pisał przed swoją męczeńską śmiercią: „Dopuśćcie, bym otrzymał czyste światło. Kiedy tam dojdę, stanę się człowiekiem”[5]. Ciekawe, że starożytny autor skojarzył jasność serca z realizacją pełni człowieczeństwa: jedno konsekwentnie wynika z drugiego. Literalnie chodzi tu oczywiście o takie życie w obfitości, które stanie się możliwe dopiero w wieczności, ale tę prawdę można w pewnym sensie rozciągnąć także na doczesną wędrówkę. Trwanie w łasce uświęcającej jest przecież utrzymywaniem tej samej światłości, a dzięki niej – rozwijaniem swojego ludzkiego „ja”. Dlatego jeden z pierwszych apologetów chrześcijańskich, św. Teofil z Antiochii, pouczał niejakiego Autolika: „Z faktu zaś, że ślepi nie widzą wcale, nie wynika, że słońce przestało świecić, lecz że ślepi sądzą według siebie i swoich oczu”[6]. Prawda zawsze jest obecna, nigdy się nie oddala, zawsze pozostaje ta sama, a przy tym – aktualna i nowa. To, że człowiek jej nie widzi, wcale nie oznacza, że straciła ona na znaczeniu, lecz raczej że została przez coś przesłonięta.

Mistycy twierdzili, że podobnie ma się rzecz ze szczęściem, Bożym błogosławieństwem oraz pełnią duchowego życia. One zawsze są dostępne w Chrystusie. Brak doświadczania tych dóbr świadczy jedynie o swego rodzaju zaślepieniu z powodu nieuporządkowanych pragnień czy przywiązań. [tutaj o wzroku] Nieco później, bo u schyłku średniowiecza Tomasz à Kempis pisał: „Gdy otrzymujesz łaskę pobożności, to tak, jakby słońce z nieba ci zaświeciło, dusza zaś, oświecona tym światłem, może się cieszyć, jakby skarb znalazła”[7]. Oto chmury rozpraszają się. Można więc powiedzieć, że właściwie praktykowane życie modlitewne uzdrawia ludzkie serce ze ślepoty, a następnie uzdalnia do czujności i świadomości, wyprowadza na wolność przez poznanie Prawdy, zgodnie z nowotestamentową modlitwą: Niech da wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania (Ef 1, 18). Dwunastowieczny teolog, Baldwin z Canterbury.

O duchowej światłości pisał również Adam Opatowczyk, autor dzieła Poseł zbawienia, opublikowanego w 1644 roku. Pośród wielu budujących treści, znalazło się w nim również miejsce na rozważania wokół światłości życia. Otóż osobą, która przechowywała w sercu blask Chrystusa była w oczach staropolskiego autora Najświętsza Panna:

Uważyć, że to Imię Najświętszej Panny Maryja, zaraz w onejże przedwieczności, w której Najświętsza Panna obrana i umiłowana jest od Trójce Przenajświętszej, obrane jest i naznaczone; i kiedy na świat narodziła się, że to jej imię a nie insze miało być, anioł ś[więty] rodzicom opowiedział. Jeśli bowiem imię Izaaka, i Jana Chrzciciela, anioł z nieba przyniósł; pewnie i Matki Bożej imię, usty Boskimi miało być mianowane. To imię Maryja wiele znaczy, jać tylko duszo moja trzy rzeczy wspomnę, i do uważania podam[8].

Rozważania Opatowczyka opierają się na biblijnej zasadzie, wedle której imię określa tożsamość osoby. Nie bez powodu Abram, który z powodu bezpłodności żony przez większość swojego życia nie mógł doczekać się potomka, został w pewnym momencie nazwany przez Boga Abrahamem, czyli „ojcem wielu” albo „ojcem wielkiego narodu”[9]. Chwila, w której patriarcha otrzymał nowe imię, stała się początkiem jego powołania, określiła jego dalszą drogę życiową. Podobnie imię Ewa oznacza „matkę wszystkich żyjących” (Rdz 3, 20), ponieważ od niej niejako wziął początek cały rodzaj ludzki[10]. Przez nią również wszyscy ludzie poddani zostali prawu śmierci. Potrzeba było, aby zrodzona została druga „matka wszystkich żyjących”, która pocznie i zrodzi Życie samo, czyli Jezusa Chrystusa. Średniowieczni gramatycy widzieli tutaj wiele mówiącą analogię pomiędzy początkiem modlitwy Ave Maria („Zdrowaś, Maryjo”), a anagramem tego wezwania – Eva Maria („Ewa i Maryja”). Także tradycyjna pieśń maryjna, Ave Maris Stella zawiera wezwanie: „odmień Ewy miano” (mutans Hevae nomen)[11], tak jakby imiona pierwszej i drugiej matki były podobne, a zarazem całkowicie odmienne czy wręcz przeciwstawne. Łacińskie słowo nomen znaczy tyle, co imię, choć jego głębia jest znacznie większa, zwłaszcza w kontekście życia duchowego. Nomen to również piętno, podobne do tego, które nakładał na całą rzeczywistość Adam, kiedy dostał od Boga plecenie nadania każdej rzeczy i stworzeniu właściwą nazwę.

Przytoczony fragment Ave Maris Stella mówi zatem o szczególnej „odmianie imienia Ewy” poprzez „imię Maryja”. Należy w niej widzieć zmianę tożsamości, sytuacji egzystencjalnej potomstwa tej, która „rodzi śmierć”, aby stało się potomstwem Tej, która „rodzi życie”. Innymi słowy: Maryja jest drugą Ewą, albo jak gdyby Ewą, czyli „matką”, której imię zostało przez Boga zmienione na Maryja. Co dokładnie oznaczałoby jednak imię nadane Najświętszej Pannie?

Naprzód znaczy Oświecona; to jest, że jak wiele łask wzięła niebieskich; tak też wiele światłości nabrała: a że jej łaski są w zupełności, tedy i światłość jej dusze wielkiej zupełności. Jako pierwszego dnia stworzył Pan Bóg światłość, która pełnością rzeczy stworzone przechodzi, i ciemności znosząc pokazuje osobność rzeczy stworzonych; tak Najświętsza Panna, acz nie względem czasu, ale względem przedwieczności, a zaraz po świętym człowieczeństwie Zbawiciela, jako jasna i śliczna światłość od Pana Boga obrana, swojej światłości pięknością, i anioły, i ludzie przechodzi, i ona ciemności grzechów i najazdy pokus dyjabelskich oświeca, i oddala[12].

Spośród wielu wyjaśnień piękna i głębi imienia Maryja Opatowczyk wybiera jedno, wcale zresztą nieczęste: oznacza ono Oświeconą. Czym byłoby jednak to „oświecenie”? Zapewne napełnieniem duchowym pokojem, radością, nadzieją, zrozumieniem głębi Bożego zamysłu realizującego się w świecie, a więc po prostu życiem w pełni i obfitości. Katolicy mogą przypominać sobie o tym, jak Duch Święty wypełnił Maryję (a Ona dała się wypełnić), kiedy zapalają ku Jej czci świeczkę. Niegdyś była to część tradycyjnego sobotniego nabożeństwa maryjnego. Dziś zwyczaj ten odchodzi w zapomnienie, a przecież poprzez ten prosty gest chrześcijanin wyraża niezwykle głęboką prawdę. Jednocześnie wyraża on pragnienie: „chcemy jaśnieć tak, jak Ty”. Opatowczyk zdaje się wyjaśniać, że przydomek Maryi pełna łaski, to pełna światłości.

Istnieje staropolska tradycja, która doskonale koresponduje z dotychczasowymi rozważaniami. Mowa o nabożeństwie, które można nazwać „świeczką dla Najświętszej Panny”. Pomimo iż polega ono na czynności bardzo prostej i pozornie mało znaczącej, dotyczy ono również duchowości wiernych. W tym momencie można sięgnąć po starą księgę z rycinami Sebastiana i Johanna Baptystę Klauberów, wydaną przez Franciszka Ksawerego Dorna w 1763 roku jako komentarz do Litanii Loretańskiej[13]. Znajduje się w niej wizerunek maryjny dobrze znany kulturze katolickiej epoki Baroku i wczesnego Oświecenia: Duch Święty wypuszcza promień, ten odbija się od czystego, nieskalanego lustra, którym jest Maryja (obok widnieje napis z Mdr 7, 26: speculum sine macula, czyli „zwierciadło bez żadnej skazy”), tak aby odbity – mógł zapalić knot świecy, która symbolizuje chrześcijanina. To wciąż promień Boga, ale Maryja ma udział w jego skuteczności. Światłu Ducha Świętego oczywiście niczego nie brakuje, stworzenie nie jest w stanie do niego niczego dodać. Ale szkło zwierciadła dopomaga w tym, aby w zetknięciu ze świecą promień zamienił się w ognisty język. Przy okazji lustro samo jak gdyby chłonie w siebie blask Boga, w Którym znajduje się światłość prawdziwa, jaka oświeca każdego człowieka (J 1, 9). Oto cała teologia pośrednictwa Niepokalanej w jednym emblemacie. Treść ryciny braci Klauberów staje się tym czytelniejsza, kiedy zostanie zestawiona z dalszym ciągiem rozważań Opatowczyka:

Pierwszą światłością jest jej Syn Błogosławiony, który każdego człowieka przychodzącego na ten świat oświeca; a ona jest wtóra jakoby Miesiąc; tak od Syna swego promienie jasności biorąc, jako on bierze od Słońca. Zbawiciel nasz jako Słońce nauki zbawienne do serc ludzkich, a osobliwie do serc apostolskich podawał; a po Wniebowstąpieniu jego Najświętsza Panna jako Miesiąc serca apostołów tajemnicami zbawienia oświecała. I jako pierwsza matka stała się początkiem ciemności; tak Najświętsza Panna jasności niebieskich na sercach ludzkich stała się powodem[14].

Michał Gołębiowski 

[1] Kościół katolicki wyznaje wiarę w to, że Bóg nie tylko stworzył świat, wywodząc go z nicości, ale również stale podtrzymuje wszystko w istnieniu. Tę opatrznościową opiekę można nazwać „ciągiem nieustannych aktów stworzenia”. W każdym razie Tradycja Kościoła zna ją jako creatio continua, znajdując na jej potwierdzenie szereg dowodów biblijnych (zob. Ps 104, 27-30; 1Krn 29, 10-13; Mdr 11, 24-26; Dz 17, 24-28; Kol 1,16-17; Hbr 1, 3; por. KKK, nr 320); zob. m.in. Arystydes z Aten, Apologa I, 1 [w:] Pierwsi apologeci greccy, tłum. L. Misiarczyk, oprac. J. Naumowicz, Kraków 2004, s. 135; Augustyn z Hippony, Wyznania XI, 1-5, tłum. J. Czuj, Kraków 2008, s. 285-290; Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności, czyli Księga Boskiej Nauki, tłum. L. Staff, Poznań 2012, s. 350-351; Ludwik z Granady, Przewodnik grzeszników, Kraków 2002, s. 39-47; Jean-Baptiste Saint-Jure, Zaufanie Opatrzności Bożej. Źródło pokoju i szczęścia, tłum. L. Danilecka, Warszawa 2009, s. 27-29; E. Hugon, Zasady filozofii. Dwadzieścia cztery tezy tomistyczne, tłum. A. Żychliński, Warszawa 2015, s. 15-25; F. Mickiewicz, Opatrzność Boża jako ciągłe stwarzanie świata w świetle tekstów biblijnych [w:] Bóg Stwórca, red. A. Paciorek, G. Baran, J. Królikowski, P. Łabuda, A. Tronina, Tarnów 2014, s. 179-180.

[2] F. Karpiński, Pieśni nabożne. I. Poranna. Kiedy ranne wstają zorze… [w:] tegoż, Pieśni nabożne, oprac. R. Dąbrowski, Kraków 2002, s. 5.

[3] [Władysław z Gielniowa], Jasne Krystowo oblicze [w:] Średniowieczna pieśń religijna polska, oprac. M. Korolko, BN I, 65, Wrocław 2005, s. 247.

[4] Litania do Najświętszego Serca Pana Jezusa [w:] Te Deum Laudamus, Warszawa 2001, s, 97.

[5] VI, 2: Ignacy z Antiochii, List do Rzymian [w:] Pierwsi świadkowie. Pisma Ojców Apostolskich, tłum. A. Świderkówna, Biblioteka Ojców Kościoła nr 10, Kraków 2010, s. 130.

[6] I, 2, 3: Teofil z Antiochii, Do Autolika [w:] Pierwsi apologeci greccy, tłum. L. Misiarczyk, Biblioteka Ojców Kościoła nr 24, Kraków 2004, s. 386.

[7] Tomasz à Kempis, Dolina liliowa, tłum. S. Gaworek, Warszawa 2013, s. 12.

[8] Opatowiusz (Adam Opatowczyk), Poseł Zbawienia, Panien Zakonnych Klasztoru Świętego Andrzeja Adwentowe Nabożeństwa podawający, Kraków 1644, k. 47.

[9] Zob. S. Łach, Księga Rodzaju. Wstęp – przekład z oryginału – komentarz, Warszawa 1962, s. 362; zob. Rdz 17, 5; Rz 4, 17.

[10] Zob. R. Mazurkiewicz, „EVA, AVE – para słów, lecz nad tysiąc ważą”. Zwiastowanie w dawnej polskiej poezji [w:] Via pulchritudinis. Wątki biblijne w literaturze i kulturze polskiej, red. A. Gorzkowski, Ł. Kamykowski, K. Panuś, Kraków 2010, s. 127–150.

[11] Ale Maris Stella/Witaj, Gwiazdo morza [w:] Te Deum Laudamus, jw., s. 174.

[12] Opatowiusz, jw., k. 48.

[13] Swego rodzaju wznowienie tej pracy (wprawdzie mocno przeredagowane) zostało wydane jako książka B. Simonetto, Litania Loretańska, tłum. M. Bortnowska, Kraków 2005, s. 65-67.

[14] Opatowiusz, jw., k. 48.


Michał Gołębiowski

(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.