Ostatnio w mediach na nowo rozgorzała debata na temat lekcji religii w szkole. Chociaż nie jestem katechetką, poczułam się wywołana do tablicy, gdyż temat ten jest przedmiotem moich rozważań już od dłuższego czasu. Uważam, że lekcje religii w szkole powinny pozostać, ale nie możemy katechizacji dzieci i młodzieży do nich ograniczać, co postaram się uzasadnić.
W swoim szkolnym życiu spotkałam kilku katechetów. Myślę, że nikogo nie zdziwi to, iż wśród nich byli zarówno wspaniali, przeciętni, jak i słabi. Nie zmienia to mojego przekonania, że lekcje religii w szkole powinny pozostać. Jego źródłem nie jest mój katolicyzm. Zresztą – znam osobiście kapłanów – katechetów – którzy są za tym, aby lekcje religii odbywały się poza szkołą, nie sądzę zatem, by każdy postulujący, iż lekcje religii powinny odbywać się w innym miejscu niż lekcyjna sala w laickiej szkole, automatycznie był antyklerykałem, czy modernistą. Wszystko zależy od argumentacji, którą podaje. Wspomniani przeze mnie katecheci, skądinąd porządni kapłani, mówią, że po prostu nie mają siły na prowadzenie lekcji w klasie, gdzie przedmiotem zainteresowanych jest 5 uczniów na 30 osobową klasę. Oprócz tego, spotykają się z – nie boję się użyć tego słowa – chamstwem swoich podopiecznych i niejednokrotnie nieprzyjazną atmosferą w pokoju nauczycielskim. Z punktu widzenia psychologicznego, rozumiem tych katechetów, ale nadal będę obstawała przy swoim – lekcje religii w szkole są potrzebne, a trud ich prowadzenia należy potraktować jako ofiarę miłą Bogu. Nie tylko dlatego, że ich wycofywanie ze szkół w polskich warunkach oznaczałoby oddawanie kolejnych przyczółków lewackim ideologom, ale z powodów ewangelizacyjnych i kulturowych.
Ewangelizacyjnych, gdyż lekcja religii w szkole jest niejednokrotnie jedyną okazją, by dotrzeć z podstawowymi prawdami wiary do młodych ludzi wychowujących się w rodzinach niepraktykujących, a niekiedy po prostu niewierzących. W szkolnej klasie znajdują się osoby, które nie przyjdą do salek katechetycznych przy parafiach, a lekcja religii w szkole – dziś może znienawidzona i wybrana tylko z przyczyn socjologicznych – kiedyś może wydać owoce. Kto wie, czy zasiane na katechezie ziarenko nie wyda owoców za 10 lat? A nawet jeśli nie, młodzież, która przeszła taką podstawową katechizację, najprawdopodobniej nie tak łatwo ulegnie medialnej manipulacji np. historią Kościoła (oczywiście, zakładając, że lekcja religii będzie dobrze i solidnie przygotowana i prowadzona).
Przyczyna kulturowa jest bardzo prozaiczna, ale równie ważna i może być zrozumiana także przez ludzi nieidentyfikujących się z Kościołem. Niestety wiedza religijna większości społeczeństwa jest na bardzo niskim poziomie. Wszyscy żyjemy w kręgu cywilizacji chrześcijańskiej. Wypada znać podstawowe pojęcia chrześcijaństwa, orientować się w tej religii, chociażby tylko po to, aby móc prawidłowo interpretować dzieła literackie czy symbole w sztuce i nazywać siebie człowiekiem wykształconym. Ktoś może powiedzieć, że tego typu tematy poruszane są na historii i lekcjach języka polskiego. To prawda, niemniej lubię powtarzać, że jeśli chcemy dowiedzieć się czegoś na temat biologii, pytamy biologa, a nie matematyka – wiedza o chrześcijaństwie nauczyciela języka polskiego może pozostawiać naprawdę wiele do życzenia. Z tego powodu lepiej, aby młodzież mogła dowiedzieć się o Kościele z ust człowieka reprezentującego Kościół i przynajmniej teoretycznie przygotowanego do wypowiadania się na temat chrześcijaństwa.
Dlaczego jednak uważam, że nie możemy się zadowolić lekcją religii? Ponieważ jej celem powinno być przekazanie podstawowych prawd wiary katolickiej oraz faktów z historii Kościoła i zainteresowanie życiem chrześcijańskim. Taką tematykę wymusza szerokie i różnorodne grono odbiorców. Na lekcjach religii nie da się i nawet nie powinno się oceniać praktykowania, czy życia sakramentalnego. Właściwym środowiskiem ku temu jest parafia, wspólnota i rodzina. Lekcja religii nie pozwala na zaznajomienie z teologią duchowości, liturgiką, czy ascetyką. Tego się nie da zrobić w szkolnych warunkach (można najwyżej zasygnalizować pewne tematy). W parafii powinny się odbywać spotkania pogłębiające i pozwalające na zakorzenienie w praktyce życia sakramentalnego i wspólnotowego Kościoła zdobywanej w szkole teorii. Z tej przyczyny popieram pomysły dodatkowych katechez dla młodzieży przy parafiach, które w ostatnim czasie pojawiły się w diecezji tarnowskiej i archidiecezji warmińskiej[1]. I tak obecnie prawie każdy, kto chce pogłębiać swoją wiarę, szuka przyparafialnej wspólnoty lub jakiegoś innego miejsca formacji dodatkowej. Czy więc katechezy nie zastąpią wspólnot? Również nie. Katechezy przyparafialne pozwolą poznać lepiej Kościół i dzięki temu znaleźć w nim drogę duchową dla siebie, zgodną z własnym powołaniem lub charyzmatem. A jeśli nawet ktoś nie znajdzie dzięki nim swojej drogi w Kościele, to na pewno jego wiadomości religijne będą dużo większe niż tej osoby, która ograniczy się do informacji ze szkolnych lekcji religii.
Czy nie wystarczy przygotowanie do bierzmowania? Sądzę, że błędem jest takie myślenie. Przygotowanie do bierzmowania jest ze swej istoty ukierunkowane na przyjęcie sakramentu dojrzałości chrześcijańskiej, a nie podstawową katechizację. Dziś niekiedy ją zastępuje lub uzupełnia. To prawda, że lepiej by tak było, niż gdyby sakrament bierzmowania przyjmowały osoby prawie dorosłe, ale nieznające Credo, jednak nie można docelowo uznawać takiego systemu przygotowania do bierzmowania za idealny.
Oddzielnym zagadnieniem jest katechizacja osób dorosłych, która staje się coraz pilniejszą potrzebą (po części w wyniku zaniedbań katechezy dzieci i młodzieży, ale też jako naturalny, jak się zdaje, wymóg formacji stałej), ale pozostawię ten temat na inny felieton…
Monika Chomątowska
[1] Więcej: http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,23239,lekcje-religii-w-szkolach-to-stanowczo-za-malo.html oraz http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,19766,w-tej-diecezji-beda-dodatkowe-katechezy.html
(1989), doktorantka Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, publikuje w Christianitas i Frondzie. Mieszka w Krakowie