Komentarze
2020.02.24 14:46

"Nowe wspólnoty" stanowiły podatny grunt dla psychomanipulacji na tle religijnym. Na marginesie sprawy Jeana Vaniera

Podyskutuj o tym artykule na FB

Przez kilka lat byliśmy razem z żoną związani z “nowymi wspólnotami”, nie z Arką Jeana Vaniera, ale z innymi. Jednak żadne nazwy tu nie padą, ponieważ nie o to chodzi, a o pewne zjawiska, które moim zdaniem są szerszym doświadczeniem francuskich wspólnot, których rozkwit miał miejsce w XX wieku. Wspólnot, które chciały łączyć radykalizm, różne stany życia, płcie - szukały nowych form życia religijnego w Kościele i dla Kościoła. Do części z tych wspólnot zachowaliśmy do dziś wiele sympatii choć nasza droga biegnie już inaczej niż wtedy, gdy braliśmy pod uwagę stały związek  z jedną z nich.

Właśnie z powodu wielu bardzo dobrych doświadczeń we wspólnotach mogę też uczciwie napisać, że doświadczyliśmy także w jednej z nich (we Francji) bardzo silnej presji manipulacyjnej. Rzecz jasna nie na tle seksualnym, ale chodziło o próbę podporządkowania nas i złamania wyrażanej z naszej strony potrzeby komunikacji problemów jakie widzieliśmy w codziennym funkcjonowaniu. Stawienie oporu takiej presji nie jest czymś prostym kiedy chcesz zachować wewnętrzne nastawienie dobrej woli, nie wchodzić w rolę jednostki konfliktowej, wpasować się w życie ludzi, z którymi jesteś. A przecież my nie byliśmy członkami wspólnoty, tylko przebywaliśmy tak dłuższy czas jako przyglądający się wspólnocie goście. Mogę powiedzieć, że my stawialiśmy opór manipulacji dokonywanej za pomocą tekstów biblijnych, codziennych mini-konferencji głoszonych przez naszego opiekuna, dziwnych rozmów i aluzji, niedopowiedzeń. Opór stawialiśmy, ale rany pozostały na lata, wspomnienia sytuacji wciąż wracały w naszym życiu małżeńskich rozmowach, na szczęście z czasem w coraz bardziej humorystycznych tonach. A przecież praktycznie uciekliśmy z tej wspólnoty, namawiając jedną z osób by pomogła nam dojechać na dość oddalony dworzec kolejowy. Częścią manipulacji było przekonywanie, że wcześniejsze od planowanego opuszczenie wspólnoty będzie jakiegoś rodzaju duchową zdradą. Przetrzymywano nam - niby dobrowolnie z naszej strony - paszporty, ale w tym zawikłaniu prośba o nie nie była psychologicznie prosta. Byliśmy wtedy młodzi i to była trudna szkoła życia. 

Spójrzmy jednak na osoby, które chciały się zaangażować na całe życie w takich miejscach lub już to zrobiły? Młodzi, gotowi do poświęceń religijnych, naiwni i nieutwardzeni przez życie, nieuformowani, często zdezorientowani życiowo, o pentakostalnym podejściu do religii, często “znający Dekalog, ale nie na pamięć”, łatwo mogli stać się ofiarami psychomanipulacji. My mieliśmy wiele z tych cech, ale mieliśmy pewien zasób wiedzy religijnej i socjologicznej, mieliśm siebie jako wsparcie i byliśmy “rozdyskutowani”. Gdy wspominam autorytet przełożonych poszczególnych domów był on ogromny, nie mówiąc o autorytecie moralnym liderów z samej góry, jak bracia Philippe, Jean Vanier, Efraim, Philippe Madre, ks. Laurent Fabre (z którym o ile wiem żaden skandal się nie łaczy), Pascal Pingault czy jeszcze inne osoby. Sam pamiętam tę młodzieńczą nabożną trwogę z jaką się o nich myślało, jako o ludziach, którzy doświadczyli prawdziwych dzieł Bożych. I to akurat była prawda. Doświadczyli ich. 

Moje przeżycia podpowiadają mi, że afera Jean Vaniera nie jest specyficznie powiązana z płcią ofiar. To jest raczej kwestia pułapek psychologicznych - mówię to z przykrością - życia w sektach. Bo też tam gdzie nie ma segregacji życia według płci, stanów, klauzury, jest zamknięte środowisko - a we Francji nawet z powodu laicyzacji zaangażowanie w życie religijne, gdzieś na prowincji, bardzo szybko się izoluje od lokalnej społeczności. Jeśli odpowiedzialni nie są zdeterminowani by się integrować z miejscowymi, to takie przesunięcie w stronę pewnych aspektów życia sekty ma znamiona automatyzmu. Drobna dewiacja duchowa przełożonego i wszystko się wykoleja, bo w charyzmatycznym typie rządów ludzie świętość postrzegają przez jej reprezentanta, a nie (przynajmniej do pewnego stopnia) przez jego czyny. Spotkałem we wspólnotach jednostki silne i całkowicie słabe, też takie, które poza wspólnotą zaraz uległyby społecznej marginalizacji lub trafiły pod szpitalny nadzór psychiatryczny. Potencjalne ofiary znajdują się szybko jeśli coś idzie źle.

Możemy ofiary oskarżać o brak charakteru, ale moim zdaniem, to wcale nie osłabia moralnej odpowiedzialności Jean Vaniera, Eframia, Filipa Madre'a, braci Philippe i innych, ponieważ tym bardziej trzeba uznać tę ich odpowiedzialność im słabsze były ich ofiary. A Efraim sam kiedyś powiedział, że wspólnota jest miejscem, dla tych, dla których poszukiwanie Boga w świecie okazuje się za trudne. Oczywiście, czasem zdarzają się inne manipulacje jak ta, którą najprawdopodobniej ukartowała żona Johnny'ego Deppa chcąc go wrobić w gigantyczne odszkodowanie, ale nic nie wskazuje by tak było ze sprawami liderów “nowych wspólnot”. Nawet jeśli oskarżające kobiety ostatecznie dawały się uwodzić i nie stawiały granic, znajdowały usprawiedliwienia dla siebie, to ci mężczyźni byli gorszycielami w tym zasadniczym i najgorszym znaczeniu słowa. Czynili maluczkich gorszymi, winnymi grzechu w sytuacji, gdy mieli być ich powiernikami, przełożonymi, obrońcami, wspierającymi ich duchowy rozwój.

Tomasz Rowiński

 

Zobacz także: 

Michał Barcikowski - Procedury bezpieczeństwa. Pytania o sprawę Jeana Vaniera

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

----

 

 


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.