Liturgia
2016.07.13 12:50

Nie możemy być zadowoleni ze sposobu wdrożenia Konstytucji o Liturgi Świętej

Na samym początku chciałbym wyrazić moją wdzięczność Jego Eminencji ks. Wincentemu kard. Nichols za przyjęcie nas w Archidiecezji Westminsterskiej i za jego miłe słowa powitania. Chciałbym również podziękować, Jego Ekscelencji ks. bp Dominikowi Rey, biskupowi Fréjus-Toulon za jego zaproszenie i obecność podczas tej trzeciej międzynarodowej konferencji Sacra Liturgia oraz za skierowanie do nas otwierającego ten wieczór przemówienia. Wasza Ekscelencjo, gratuluję Ci tej międzynarodowej inicjatywy mającej na celu promocję studium nad doniosłością liturgicznej formacji oraz ważnością celebracji w życiu i w misji Kościoła.

W tym przemówieniu chcę poddać Wam pod rozwagę to, co Zachodni Kościół mógłby uczynić dla wierniejszej realizacji postanowień Konstytucji soborowej o Liturgii Świętej Sacrosanctum Concilium. Czyniąc to, proponuję postawić następujące pytania: „Co Ojcowie Soboru Watykańskiego II zamierzali osiągnąć dzięki reformie liturgicznej?” Następnie, chciałbym zatrzymać się nad tematem: „Jak ich intencje zostały przełożone na praktykę w okresie posoborowym?” Na końcu chciałbym przedstawić Wam niektóre sugestie dotyczące liturgicznego życia współczesnego Kościoła, których zastosowanie mogłoby sprawić, że liturgiczna praktyka wierniej odzwierciedlałaby intencje soborowych Ojców.

Myślę, że oczywistym jest nauczanie Kościoła w tej kwestii, iż katolicka liturgia jest wyjątkowo uprzywilejowanym miejscem [locus] zbawczego działania Chrystusa we współczesnym świecie, a dzięki prawdziwemu w niej uczestnictwu, otrzymujemy Chrystusową łaskę i siłę, które są nam konieczne do wytrwania w wierze i do wzrostu chrześcijańskiego życia. Liturgia jest z Bożego ustanowienia przestrzenią, do której wchodzimy, by wypełnić nasz obowiązek złożenia Bogu ofiary, jedynej, prawdziwej Ofiary. Jest ona miejscem, gdzie realizowane jest nasze głębokie pragnienie służby Wszechmogącemu. Katolicka liturgia jest więc czymś ze swej natury świętym. Katolicka liturgia nie jest zwyczajnym ludzkim zgromadzeniem.

Chcę tu podkreślić kilka bardzo ważnych spraw. To Bóg, a nie człowiek stanowi centrum liturgii. Przychodzimy na nią, by oddać Mu cześć. Liturgia nie jest ani o tobie, ani o mnie. Nie celebrujemy w niej naszej własnej tożsamości lub osiągnięć, czy wspierania własnej kultury i lokalnych religijnych zwyczajów. Liturgia jest najpierw i przede wszystkim o Bogu i o tym, co On dla nas uczynił. W swojej Opatrzności Bóg założył Kościół i ustanowił Świętą liturgię w tym celu, abyśmy mogli składać Mu prawdziwy kult według zasad ustanowionego przez Zbawiciela Nowego Przymierza. Czyniąc tak, wypełniając wymagania stawiane nam przez święte ryty, które rozwinęły się w Tradycji Kościoła, uświadamiamy sobie naszą prawdziwą tożsamość synów i córek jedynego Ojca.

Fundamentalne jest byśmy zrozumieli tę wyjątkowość katolickiego kultu, ponieważ w ostatnich dziesięcioleciach widzieliśmy wiele liturgicznych celebracji, gdzie ludzie, różne osobowości i dokonania człowieka były tak uwypuklone, że niemalże wykluczyły Boga. Swego czasu zwrócił na to uwagę kard. Ratzinger, pisząc: „Jeśli liturgia ukazuje się nam jako laboratorium, w którym pracujemy, wtedy zapomina się o tym, co istotne: o Bogu. W liturgii bowiem najważniejsi jesteśmy nie my, lecz Bóg. Zapominanie o Bogu jest największym niebezpieczeństwem naszych czasów”. (Joseph Ratzinger, Teologia liturgii, Dzieła zebrane, vol. 11, Wydawnictwo KUL, Lublin 2012, s. 653)

Nie może być żadnych wątpliwości co do natury katolickiego kultu, jeśli chcemy czytać Konstytucję Soboru Watykańskiego II o Świętej Liturgii w sposób właściwy i chcemy ją wiernie wcielać w życie. Przez wiele lat przed Vaticanum II w krajach misyjnych, ale również i w tych bardziej rozwiniętych, toczyła się dyskusja na temat możliwości udzielenia większej przestrzeni w liturgii językom narodowym – głównie w odniesieniu do czytań biblijnych, liturgicznym śpiewie, jak również innych miejsc w pierwszej części Mszy Świętej, którą dziś nazywamy Liturgią słowa. Stolica Święta wydała wówczas wiele pozwoleń na używanie języków narodowych w administrowaniu sakramentów. I to jest kontekst, w którym Ojcowie soborowi mówili o możliwych pozytywnych ekumenicznych oraz misyjnych skutkach liturgicznej reformy. To prawda, że języki narodowe odgrywają pozytywną rolę w liturgii. Jednakże Ojcowie, gdy dyskutowali na te tematy, nie godzili się na protestantyzację Świętej Liturgii i nie zgadzali się na to, by była ona poddana fałszywej inkulturacji.

Jestem Afrykańczykiem. Pozwólcie, że powiem to jasno: Liturgia nie jest miejscem, w którym ma być promowana moja kultura. To raczej miejsce, gdzie moja kultura otrzymuje łaskę Chrztu Świętego, gdzie moja kultura jest wynoszona do Bożego poziomu. Poprzez Liturgię Kościoła, którą misjonarze zanieśli aż po krańce świata, Bóg mówi do nas, On nas zmienia i uzdalnia nas do bycia częścią Jego Boskiego życia. Kiedy ktoś staje się chrześcijaninem, kiedy ktoś wchodzi w pełną komunię z Kościołem katolickim otrzymuje coś więcej, coś co go zmienia. Oczywiście, różne kultury i inni chrześcijanie przynoszą dary, które ubogacają Kościół – liturgia Ordynariatu Anglikańskiego, obecnie w pełnej komunii z Kościołem, jest pięknym tego przykładem. Oni przynoszą te dary z pokorą, a Kościół w swojej macierzyńskiej mądrości czyni z nich użytek, jak również odpowiednio je ocenia.

Jedną z najdosadniejszych oraz najpiękniejszych wypowiedzi, która ukazuje intencje Ojców Soboru można znaleźć na początku drugiego rozdziału Konstytucji, która mówi o misterium Najświętszej Eucharystii. W artykule 48 czytamy:

„Kościół zatem bowiem troszczy się o to, aby chrześcijanie podczas tego misterium wiary nie byli obecni jak obcy i milczący widzowie, lecz aby przez obrzędy i modlitwy tę tajemnicę dobrze zrozumieli, w świętej czynności uczestniczyli świadomie, pobożnie i czynnie, byli kształtowani przez Słowo Boże, posilali się przy stole Ciała Pańskiego i składali Bogu dzięki, a ofiarując niepokalaną Hostię nie tylko przez ręce kapłana, lecz także razem z nim, uczyli się samych siebie składać w ofierze i za pośrednictwem Chrystusa z każdym dniem doskonalili się w zjednoczeniu z Bogiem i wzajemnie ze sobą, aby w końcu Bóg był wszystkim we wszystkich”.

Moi Bracia i Siostry, oto czego pragnęli Ojcowie Soboru! Tak, oczywiście, dyskutowali i głosowali w określony sposób, by osiągnąć konkretne cele. Bądźmy jednak szczerzy, reformy rytu zaproponowane w Konstytucji, jak choćby: przywrócenie modlitwy wiernych w czasie Mszy Świętej (nr 53), rozszerzenie możliwości koncelebracji (nr 57) lub innych, jak pewne uproszczenia, o których mówią artykuły 34 i 50 – wszystkie te propozycje były podporządkowane fundamentalnym intencjom Ojców Soboru, które dopiero co podkreśliłem. One wyznaczają cel i ten cel musimy osiągnąć.

Jeśli mamy podążać w stronę bardziej autentycznej implementacji Sacrosanctum Concilium, należy zwrócić uwagę na powyższe cele, które powinny nam przyświecać przede wszystkim. Może się okazać, że jeśli przestudiujemy je odnowa i z perspektywy pouczającego doświadczenia, które przyniosło nam kilka ostatnich dekad, to wówczas będziemy mogli zobaczyć założenia reformy w innym świetle. Jeśli więc, dziś, chcemy „rozbudzić moc chrześcijańskiego życia w wiernych” i chcemy pomóc w „wezwaniu całej ludzkości do Domu Bożego, którym jest Kościół”, niektóre z tych celów mogą wymagać ponownego przemyślenia. Prośmy Boga, by dał nam miłość, pokorę i mądrość, abyśmy to uczynili.

Dopuszczam taką możliwość, patrząc ponownie na Konstytucję i na reformę, która nastąpiła po jej promulgacji, ponieważ myślę, że nie możemy dziś rzetelnie przeczytać nawet pierwszego artykułu Sacrosanctum Concilium i być zadowolonymi z tego, jak wdrożyliśmy jego zapisy.

Moi Bracia i Siostry, gdzie są ci wierni, o których mówili Ojcowie Soboru? Wielu z wiernych stało się niewiernymi. Przestali zupełnie przychodzić na liturgię. By użyć słów papieża św. Jana Pawła II: „Wielu chrześcijan żyje w stanie «milczącej apostazji»; „żyją jakby Bóg nie istniał” (Ecclesia in Europa, 9). Gdzie jest jedność, którą Sobór miała nadzieję osiągnąć? Jeszcze tego nie dokonaliśmy. Czy uczyniliśmy jakiś postęp we wzywaniu całej ludzkości do Kościoła? Myślę, że nie udało nam się tego zrobić. A mimo to uczyniliśmy tak wiele liturgii!

Jestem w czterdziestym siódmym roku mojego kapłaństwa i mam za sobą więcej niż trzydzieści sześć lat posługi biskupiej – mogę zaświadczyć, że wiele katolickich wspólnot i pojedynczych wiernych żyje i modli się liturgią zreformowaną po Soborze z żarliwością i radością, czerpiąc je z wielu, jeśli nie ze wszystkich dóbr, których pragnęli Ojcowie Soboru. To jest wielki owoc Vaticanum II! Ale z mojego doświadczenia wiem również – teraz także poprzez moją posługę Prefekta Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów – że istnieje wiele liturgicznych wypaczeń w życiu współczesnego Kościoła, i że jest wiele kwestii, które powinny być poprawione tak, by cele Soboru zostały osiągnięte. Zanim powiem o kilku możliwych poprawkach porozmawiajmy o tym, co stało się po promulgacji Konstytucji o Świętej Liturgii.

Podczas gdy oficjalna reforma była wprowadzana w życie, pojawiło się wiele poważnych i błędnych interpretacji liturgii, które zakorzeniły się w różnych częściach świata. Te nadużycia ujawniły się z powodu błędnego zrozumienia Soboru i skutkowały w liturgicznych celebracjach tym, że stały się one przedmiotowe, a przez to znacznie bardziej skupione na potrzebach wspólnoty niż na ofiarniczym kulcie oddawanym Wszechmocnemu Bogu. Mój poprzednik na urzędzie prefekta Kongregacji Franciszek kard. Arinze, nazwał swego czasu tego typu celebracje „mszami zrób-sobie-sam”.

Święty Jan Paweł II uznał nawet, że koniecznym jest wspomnieć o tym zjawisku w Encyklice Ecclesia de Euchatistia:

„Zaangażowanie Magisterium Kościoła w dzieło głoszenia zaowocowało duchowym wzrostem wspólnoty chrześcijańskiej. Niewątpliwie reforma liturgiczna Soboru w znacznym stopniu przyczyniła się do bardziej świadomego, czynnego i owocniejszego uczestnictwa wiernych w Najświętszej Ofierze ołtarza. Ponadto, w wielu miejscach adoracja Najświętszego Sakramentu znajduje swoją właściwą rolę w życiu codziennym i staje się niewyczerpanym źródłem świętości. Pobożne uczestnictwo wiernych w procesji eucharystycznej w uroczystość Ciała i Krwi Pańskiej jest łaską od Pana, która co roku napełnia radością wszystkich biorących w niej udział. Można by dalej wymieniać inne pozytywne przykłady wiary i miłości do Eucharystii.

Niestety obok tych blasków nie brakuje też i cieni. Istnieją bowiem miejsca, w których zauważa się prawie całkowity zanik praktyki adoracji eucharystycznej. Do tego dochodzą też tu i ówdzie, w różnych środowiskach kościelnych, nadużycia powodujące zaciemnianie prawidłowej wiary i nauczania katolickiego odnośnie tego przedziwnego Sakramentu. Czasami spotyka się bardzo ograniczone rozumienie tajemnicy Eucharystii. Ogołocona jest z wymiaru ofiarniczego, jest przeżywana w sposób nie wykraczający poza sens i znaczenie zwykłego braterskiego spotkania. Poza tym niekiedy bywa zapomniana potrzeba posługi kapłańskiej, opierającej się na sukcesji apostolskiej, a sakramentalność Eucharystii zostaje zredukowana jedynie do skuteczności jej głoszenia. Stąd też , tu i ówdzie, pojawiają się inicjatywy ekumeniczne, które choć nie pozbawione dobrych intencji, stosują praktyki eucharystyczne niezgodne z dyscypliną, w jakiej Kościół wyraża swoją wiarę. Jak więc w obliczu takich faktów nie wyrazić głębokiego bólu? Eucharystia jest zbyt wielkim darem, ażeby można było tolerować dwuznaczności i umniejszania.

Ufam, że ta Encyklika przyczyni się w skuteczny sposób do rozproszenia cieni wątpliwości doktrynalnych i zaniechania niedopuszczalnych praktyk, tak aby Eucharystia nadal jaśniała pełnym blaskiem całej swojej tajemnicy”.

 

Znajdziemy tu również inną duszpasterską rzeczywistość. Czy to dla poważnych powodów, czy też przy ich braku, niektóre osoby nie mogły lub nie chciały uczestniczyć w zreformowanym rycie. Stali od niego z daleka lub uczestniczyli jedynie w niezreformowanej liturgii tam, gdzie mogli ją znaleźć, nawet jeśli były to celebracje nieautoryzowane. W ten oto sposób liturgia stała się wyrazem podziału w Kościele, miast być przejawem katolickiej jedności. Sobór nie chciał, aby liturgia nas podzieliła! Św. Jan Paweł II pracował nad tym, by uzdrowić ów podział, wspomagany przez kard. Ratznigera, który jako Benedykt XVI szukał sposobu, by ułatwić tak pilne pojednanie w łonie samego Kościoła. W tym celu wydał Motu Proprio Summorum Pontificum, tak by starożytna forma rytu rzymskiego była dostępna bez żadnych obostrzeń dla poszczególnych osób i całych grup, które pragną czerpać z jej bogactwa. Z pomocą Bożej Opatrzności jest obecnie możliwym celebrować naszą katolicką jedność szanując, a nawet radując się prawowitą różnorodnością rytualnych praktyk.

To prawda, możemy stworzyć zupełnie nową, współczesną liturgię w językach narodowych, lecz jeśli nie położymy właściwych fundamentów – jeśli nasi klerycy oraz księża nie zostaną dogłębnie zanurzeni w duchu i potędze liturgii, jak tego chciał Sobór – to wówczas nie będą oni sami z siebie zdolni kształtować ludzi powierzonych ich opiece. Potrzebujemy wziąć słowa samego Soboru bardzo poważnie, ponieważ byłoby daremnym liczyć na liturgiczną odnowę bez gruntownej liturgicznej formacji. Bez tej podstawowej formacji, duchowni mogą nawet wyrządzić krzywdę wierze ludu w Misterium Eucharystii.

Nie chcę byście myśleli o mnie, że jestem przesadnie pesymistyczny, więc powiem to jeszcze raz: jest wielu, naprawdę wielu wiernych świeckich mężczyzn i kobiet, wielu duchownych i osób konsekrowanych, dla których liturgia taka, jaka została zreformowana po Soborze jest źródłem licznych duchowych, apostolskich owoców. I za to dziękuję Wszechmogącemu Bogu! Ale, nawet po tej mojej krótkiej analizie już teraz, myślę, że zgodzicie się z tym, iż możemy uczynić więcej, aby Święta Liturgia prawdziwie stała się źródłem i szczytem życia i misji Kościoła początku XXI wieku tak, jak gorąco tego pragnęli Ojcowie Soboru.

W świetle tych fundamentalnych pragnień Ojców Soboru, oraz biorąc pod uwagę inną sytuację, której jesteśmy świadkami, a która pojawiła się w okresie posoborowym, chciałbym poddać pod Waszą rozwagę kilka kwestii, w jak wierniejszy sposób można zastosować zapisy Sacrosanctum Concilium. Mimo, iż służę jako Prefekt Kongregacji Kultu Bożego, czynię to z całą pokorą jako kapłan i jako biskup w nadziei, że moje słowa przyczynią się do dojrzałej refleksji i rozwoju nauki oraz dla dobra liturgicznej praktyki w całym Kościele.

Nie będzie niespodzianką jeśli powiem, że po pierwsze musimy sprawdzić jakość i powagę liturgicznej formacji, która wpajana jest duchownym, osobom konsekrowanym i wiernym świeckim w duchu i mocy liturgii. Zbyt często zakładamy, że kandydaci do święceń tak kapłańskich, jak i stałego diakonatu, posiadają wystarczającą wiedzę liturgiczną. Chcę tu zauważyć jednak, że Sobór nie kładł nacisku na wiedzę jako taką, mimo iż, oczywiście Konstytucja podkreślała ważność liturgicznych studiów (nn. 15-17). Nie, pierwszą i podstawową formacją liturgiczną jest zanurzenie się w liturgii, w wielkiej tajemnicy Boga – naszego kochającego Ojca. To sprawa życia liturgią w całym jej bogactwie, tak byśmy pijąc z samych jej źródeł, mogli zawsze odczuwać tęsknotę za jej lubością, porządkiem, pięknem, ciszą, kontemplacją, egzaltacją, adoracją, jej zdolnością do kontaktowania nas w sposób intymny z Tym, który działa „w” i „poprzez” święte ryty Kościoła. Oto dlaczego ci, którzy odbywają formację do posługi duszpasterskiej powinni żyć liturgią w sposób najpełniejszy z możliwych w seminariach i w domach formacji. Kandydaci na stałych diakonów powinni być zanurzeni w intensywnym liturgicznym życiu nawet i przez dłuższy czas. Dodałbym również, że pełna i bogata w treści celebracja starożytnej formy Rytu rzymskiego, Usus antiquior, powinna stać się ważną częścią liturgicznej formacji kleru. Jak bowiem można właściwie pojąć i celebrować zreformowane ryty w duchu hermeneutyki ciągłości, jeśli nigdy nie doświadczyło się piękna liturgicznej Tradycji, którą przecież znali Ojcowie Soboru?

Jeśli zwrócimy uwagę na to, jeśli nasi nowi księża i diakoni prawdziwie odczują pragnienie liturgii, oni sami będą w stanie formować tych, którzy powierzeni są ich opiece – nawet jeśli liturgiczne okoliczności i możliwości ich kościelnych misji są znacznie skromniejsze od kościołów seminaryjnych lub katedralnych. Znam wiele przykładów księży znajdujących się w takich sytuacjach, którzy wychowują wiernych świeckich w duchu i potędze liturgii, i których parafie są przykładami wielkiego liturgicznego piękna. Musimy pamiętać że „szlachetna prostota” to nie to samo co redukcyjny minimalizm lub niedbały i ordynarny styl. Jak naucza nas Ojciec Święty, papież Franciszek, w Apostolskiej Egzortacji Evangelii Gaudium: „Kościół ewangelizuje i daje się ewangelizować przez piękno liturgii, która jest także celebrowaniem ewangelizacyjnej działalności oraz źródłem dawanie siebie ciągle na nowo” (nr 24).

Po drugie, uważam, że jest niezmiernie ważnym wyjaśnienie jaka jest natura liturgicznego uczestnictwa, participatio actuosa, jak to zostało nazwane przez Sobór. W tej kwestii było aż nadto zamieszania w ostatnich dekadach. Artykuł 48 Konstytucji stanowi: „Kościół zatem bowiem troszczy się o to, aby chrześcijanie podczas tego misterium wiary nie byli obecni jak obcy i milczący widzowie, lecz aby przez obrzędy i modlitwy tę tajemnicę dobrze zrozumieli, w świętej czynności uczestniczyli świadomie, pobożnie i czynnie”.

Sobór widzi owe uczestnictwo w pierwszym rzędzie w znaczeniu wewnętrznym dokonującym się „poprzez właściwe zrozumienie rytów i modlitw”. Ojcowie wezwali wiernych do śpiewu, odpowiadania kapłanowi, podjęcia liturgicznej posługi, która prawdziwie do nich należy, oczywiście, kładąc nacisk, by wszyscy byli „świadomi tego co robią z pobożnością i przy pełnym zaangażowaniu”.

Jeśli zrozumiemy priorytet interioryzacji liturgicznego uczestnictwa, uda nam się uniknąć głośnego i niebezpiecznego aktywizmu, który stał się tak bardzo widoczny w ostatnich dziesięcioleciach. Nie przychodzimy na liturgię, tak jakbyśmy mieli występować na estradzie, by robić rzeczy, które inni mają zobaczyć. Na liturgię przychodzimy, by połączyć się z działaniem Zbawiciela poprzez interioryzację zewnętrznych liturgicznych rytów, modlitw, znaków i symboli. I to właśnie od nas, którzy otrzymaliśmy powołanie do wypełniania tej liturgicznej posługi, wymaga się tego bardziej niż od innych. Potrzebujemy jednak także formacji wiernych, w sposób szczególny dzieci i młodzieży, w prawdziwym sposobie liturgicznego uczestnictwa, w prawdziwej liturgicznej modlitwie.

Po trzecie. Wspomniałem już o fakcie, że niektóre z reform wprowadzonych w życie w okresie posoborowym mogłyby zostać zrealizowane w duchu ówczesnego czasu i stały się przez to przedmiotem co raz to większej ilości krytycznych naukowych opracowań dokonywanych przez wiernych synów i córki Kościoła, którzy stawiają pytanie: czy rzeczywiście wprowadzono w życie cele, które przyświecały Soborowi, czy też je w rzeczywistości pominięto.

Ta dyskusja toczy się pod tytułem „reformy liturgicznej reformy” i pamiętam, że ks. Thomas Kocik przedstawił poważne studium na ten temat podczas ubiegłorocznej konferencji Sacra liturgia, która odbyła się w Nowym Jorku. Myślę, że nie możemy porzucić możliwości lub nawet więcej, atrakcyjności oficjalnej „reformy liturgicznej reformy”, ponieważ jej rzecznicy wysunęli kilka ważnych postulatów podejmując próbę bardziej wiernego zastosowania pouczenia z 23 numeru soborowej Konstytucji: „Aby zachować zdrową tradycję, a jednocześnie otworzyć drogę do uprawnionego postępu”, oraz „nowości należy wprowadzać tylko wtedy, gdy tego wymaga prawdziwe i niewątpliwe dobro Kościoła, z zastrzeżeniem jednak, aby formy nowe wyrastały niejako organicznie z form już istniejących”.

Rzeczywiście, mogę powiedzieć, że kiedy spotkałem się z Ojcem Świętym w kwietniu b.r., papież Franciszek poprosił mnie, bym przestudiował zagadnienie „reformy reformy” oraz to, w jaki sposób ubogacić obie formy Rytu rzymskiego. To będzie bardzo delikatna praca i dlatego proszę Was o cierpliwość i modlitwę. Lecz jeśli chcemy wierniej wdrożyć zapisy Sacrosanctum Concilium, jeśli chcemy osiągnąć cele, które przyświecały Soborowi, musi stać się to poważnym zagadnieniem, które mamy poważnie przestudiować, by następnie podjąć się działania z konieczną jasnością i rozwagą.

My, księża, my, biskupi nosimy wielką odpowiedzialność. Jak bardzo nasz dobry przykład wpływa na liturgiczną praktykę! Jak wielce nasza obojętność i wykroczenia ranią Kościół i jego Świętą Liturgię! My, księża mamy być przede wszystkim ludźmi kultu! Ludzie widzą różnicę pomiędzy księdzem, który celebruje z wiarą i tym, który celebruje w pośpiechu, często spoglądając na zegarek, tak jakby chciał wrócić do telewizora tak szybko, jak to tylko możliwe! Drodzy Księża! Nie możemy w naszym życiu czynić nic ważniejszego od sprawowania świętych misteriów! Bądźmy uważni na pokusę liturgicznej gnuśności, ponieważ jest to pokusa diabelska.

Musimy pamiętać, że nie jesteśmy autorami liturgii. Jesteśmy jej pokornymi sługami, poddanymi jej dyscyplinie i prawu. Jesteśmy również odpowiedzialni za formację tych, którzy asystuję w liturgicznej służbie zarówno w duchu i potędze liturgii, jak i w jej przepisach. Widziałem czasami księży odchodzących na bok, by pozwolić nadzwyczajnym szafarzom Komunii Świętej jej udzielać. To błąd! To zaprzeczenie kapłańskiej służby tak, jak błędem jest klerykalizacja laikatu. Jeśli takie sytuacje mają miejsce to znak, że formacja była zła, i że trzeba ją poprawić. Widziałem również księży i biskupów ubranych już do celebracji Mszy Świętej, gdy wyciągali telefony, kamery, by używać ich podczas Świętej Liturgii. To zachowanie godne potępienia, kiedy nakładają na siebie liturgiczne szaty, czyniące z nich alter Chrystus, a nawet więcej ispe Chrystus – samego Chrystusa! Zachowywać się tak to świętokradztwo! Żaden biskup, ksiądz, czy diakon ubrany w liturgiczne szaty lub obecny w świątyni nie powinien trzymać aparatu fotograficznego, nawet podczas wielkich koncelebracji. Księża często tak czynią na tego typu Mszach, rozmawiając między sobą, gdy siedzą w luźny sposób. Myślę, że jest to znak, iż powinniśmy ponownie przemyśleć właściwość tego typu celebracji, zwłaszcza jeśli pociągają one księży do tego typu skandalicznych zachowań, które są niegodne sprawowanego Misterium lub narażają Najświętszy Sakrament na profanację.

Chcę zaapelować do wszystkich księży! Być może przeczytaliście mój artykuł w w L’Osservatore Romano w zeszłym roku (12 czerwca 2015) lub mój wywiad w dzienniku Famille Chrétienne z maja tego roku. Przy obu okazjach powiedziałem, że wierzę, iż niezwykle ważnym jest, by tak szybko, jak to tylko możliwe, powrócono do wspólnego kierunku modlitwy – księża i wierni zwróceni razem w tym samym kierunku – ku Wschodowi, lub przynajmniej w stronę absydy – w stronę Pana, który przychodzi, w tych częściach liturgicznych rytów, w których odnosimy się do Boga. Taka praktyka jest dozwolona przez obecnie obowiązujące przepisy. Jest w pełni legalna w nowym rycie. Uważam, że jest to bardzo ważny krok, który upewni nas, że w naszych celebracjach to Bóg jest prawdziwie w centrum.

A zatem, drodzy Księża, proszę Was, by zastosować tę praktykę tam, gdzie jest to możliwe, oczywiście z rozwagą i konieczną katechezą, lecz również z pasterskim przekonaniem, że jest to coś dobrego dla Kościoła, coś dobrego dla naszego ludu. Wasza duszpasterska ocena podpowie Wam, jak i kiedy będzie to możliwe, lecz może pierwsza niedziela tegorocznego Adwentu (27 listopada – przyp. tłum.), kiedy oczekujemy na Pana, „który ma nadejść” i „i który się nie opóźnia”. (por. Introit Mszy z Środy pierwszego tygodnia Adwentu) byłaby ku temu bardzo dobrą sposobnością. Drodzy Księża, powinniśmy ponownie posłuchać lamentu Boga przekazanego nam przez proroka Jeremiasza: „Do mnie zaś plecami się odwracają, a nie twarzą” (Jr 2, 27). Zwróćmy się ponownie ku Panu!

Chciałbym zaapelować do moich braci w biskupstwie. Proszę Was, poprowadźcie Waszych księży i wiernych ku Bogu w ten oto sposób, szczególnie podczas dużych celebracji w Waszych diecezjach i w Waszych katedrach. Proszę Was, kształćcie Waszych seminarzystów z przekonaniem, iż nie zostaliśmy powołani do kapłaństwa, by być w centrum kultu i by oddawać nam cześć, lecz by prowadzić wiernych ku Chrystusowi jako współczciciele. Proszę Was, ułatwiajcie tę jakże prostą, a jednocześnie jakże głęboka reformę w Waszych diecezjach, katedrach, parafiach i seminariach.

Jako biskupi nosimy na sobie wielką odpowiedzialność i pewnego dnia będziemy musieli odpowiedzieć przed Panem z naszego włodarzowania. Nie jesteśmy właścicielami niczego! Tak, jak św. Paweł naucza, jesteśmy zaledwie: „sługami Chrystusa i szafarzami tajemnic Bożych” (1 Kor 4, 1). Jesteśmy odpowiedzialni, by zagwarantować, że święta rzeczywistość liturgii będzie poszanowana w naszych diecezjach, oraz że nasi księża i diakoni nie tylko będą przestrzegać liturgicznego prawa, ale poznają ducha i moc liturgii, z których to prawo wypływa. Zostałem bardzo zbudowany po przeczytaniu prezentacji The Bishop: Governor, Promoter and Guardian of the Liturgical Life of the Diocese, którą wygłosił na Konferencji Sacra Liturgia w 2013 r. w Rzymie abp Alexander Sample z amerykańskiej diecezji Portland, i po bratersku chciałbym zachęcić moich braci biskupów do dokładnego przestudiowania tych rozważań.

W tym miejscu powtórzę to, co miałem okazję powiedzieć już w innym miejscu, a mianowicie, że papież Franciszek poprosił mnie, bym kontynuował liturgiczne dzieło rozpoczęte przez papieża Benedykta (patrz. Message to Sacra Liturgia USA 2015, New York City). To, że mamy nowego papieża nie oznacza wcale, że wizja liturgii jego poprzednika przestała być właściwą. Wprost przeciwnie, jak wiemy, Ojciec Święty Franciszek ma największy szacunek dla wizji i poczynań papieża Benedykta, dokonywanych w całkowitej wierności intencjom Ojców Soboru.

Zanim zakończę, pozwólcie że wskażę kilka innych rozwiązań, które mogą przyczynić się do wierniejszego wprowadzenia w życie zapisów Sacrosanctum Concilium.

Po pierwsze, musimy liturgię śpiewać, musimy śpiewać liturgiczne teksty, szanując liturgiczne tradycje Kościoła i radować się ze skarbca muzyki sakralnej, która jest nasza, w sposób szczególny muzyki własnej Rytu rzymskiego, czyli chorału gregoriańskiego. Mamy śpiewać muzykę sakralną, a nie jakąś religijną muzykę, albo co gorsze, świeckie piosenki!

Musimy utrzymać właściwą równowagę pomiędzy używaniem w liturgii języków narodowych a łaciną. Sobór nigdy nie zarządził, aby rzymski ryt był sprawowany tylko w językach narodowych. Dopuszczał on tylko możliwość większego ich użycia, w sposób szczególny w czytaniach mszalnych. Dziś nie nastręcza to żadnej trudności, mając w użyciu nowoczesne maszyny drukarskie, by ułatwić zrozumienie używanych łacińskich tekstów, tak w liturgii eucharystycznej, jak również podczas międzynarodowych zgromadzeń, kiedy lokalny język jest niezrozumiały przez licznie zebranych. I oczywistą sprawą jest to, że kiedy używane są teksty w języku narodowym muszą być one wiernym tłumaczeniem oryginalnego łacińskiego tekstu, jak to papież Franciszek ostatnio, w rozmowie ze mną, potwierdził.

Musimy zagwarantować, że adoracja będzie sercem naszych liturgicznych celebracji. Zbyt często nie przechodzimy od celebracji do adoracji, i jeśli tego nie czynimy martwię się, że nie zawsze uczestniczymy w liturgii w sposób pełny i całkowity. Dwie dyspozycje, które odnoszą się do naszego ciała są tu nie do zastąpienia. Pierwszą z nich jest milczenie. Jeśli nigdy nie milknę, jeśli liturgia nie daje mi przestrzeni ma modlitwę milczenia i kontemplacji, jak mogę adorować Chrystusa, jak mogę połączyć się z Nim w moim sercu i mojej duszy? Milczenie jest bardzo ważne i nie tylko przed, ale również i po liturgii.

Podobnie klękanie na konsekrację (kiedy nie zachodzą przeszkody zdrowotne) jest fundamentalne! W kulturze zachodniej klękanie jest aktem adoracji i wyraża naszą pokorę wobec Pana i Boga. Jest ono samo w sobie aktem modlitwy. Tam gdzie klękanie i przyklękanie usunięto z liturgii, istnieje potrzeba przywrócenia tego, zwłaszcza w czasie przyjmowania naszego Błogosławionego Pana w Komunii Świętej.

Drodzy księża! Tam, gdzie jest to możliwe, z duszpasterską roztropnością, o której mówiłem wcześniej, formujcie ludzi w tym pięknym akcie kultu i miłości. Uklęknijmy jeszcze raz w geście miłosnej adoracji przed Eucharystycznym Panem!

Mówiąc o przyjmowaniu Komunii Świętej na klęcząco, chciałbym odwołać się do listu z 2002 r. Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, który wyjaśnia, że: „odmówienie Komunii Świętej komuś ze względu na jego klęczącą postawę, jest poważnym złamaniem jednego z jego najbardziej podstawowych praw jako wiernego świeckiego” (List, 1 lipca 2002, Notitiae, nr 436, XI-XII 2002, p. 583).

Właściwy sposób ubierania się wszystkich osób wykonujących liturgiczne funkcje w świątyni, nie wyłączając lektorów, jest również bardzo ważny, jeśli osoby te mają być uważane za autentycznych szafarzy i jeśli mają wykonywać posługi w duchu decorum należnemu Świętej Liturgii – również jeśli te osoby mają ukazać właściwy szacunek dla wykonywanych przez siebie posług.

Oto kilka sugestii. Jestem przekonany, że można poczynić ich znacznie więcej. Pokazałem je Wam jako możliwe sposoby postępowania w celu właściwego sposobu celebracji liturgii zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego, co było pragnieniem wyrażonym przez kard. Ratzingera na początku jego wielkiego dzieła „Duch liturgii”. Zachęcam Was do zrobienia wszystkiego co możliwe, by osiągnąć ten cel, który w zupełności odpowiada nauczaniu Konstytucji o Liturgii Świętej Soboru Watykańskiego II.

 

Kard. Robert Sarah

 

tłum. ks. Krzysztof Irek

 

Obszerne fragmenty tekstu wystąpienia ks. Roberta kard. Sarah, Prefekta Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów pokrywające się z tekstem wygłoszonym podczas Konferencji "Sacra liturgia" w Londynie, dnia 5 lipca 2016 r. Pełny tekst podany do publikacji można znaleźć TUTAJ. Mamy nadzieję wkrótce zaprezentować go na naszej stronie.


kard. Robert Sarah

(1945), kardynał, prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Sakramentów Świętych. W latach 1979-2001 biskup Konakry.