Polemiki
2017.11.11 11:23

Narodowcy, po co wam ONR?

W wywiadzie My chcemy Boga, jakiego Dawidowi Gospodarkowi udzielił Tomasz Kalinowski, członek Zarządu Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, a przy tym rzecznik prasowy Obozu Narodowo-Radykalnego i jeden z organizatorów wydarzenia, zaprezentował się on jako umiarkowanie radykalny przedstawiciel katolickiej prawicy. Wywiad ten opublikowaliśmy na portalu także ze względu na jego pokojową wymowę. A jednak nie jest to sposób, w jaki przedstawia się nam narodowców w sferze publicznej; nie takie przecież rzeczy przychodzi nam czytać o Obozie Narodowo-Radykalnym.

 

To bardzo ciekawe, że trudno znaleźć w tej wypowiedzi jakieś fragmenty politycznie nieroztropne, które odpowiadałyby ostrzegającej cezurze, jaką biskupi polscy sformułowali i skierowali do nas, wiernych Kościoła, na wiosnę tego roku, przy okazji święta 3 maja. Mogliśmy tam między innymi przeczytać:

 

„Bałwochwalstwem jest taka miłość ojczyzny, która stawia ojczyznę na «najwyższej półce», zaś Pan Bóg występuje w roli «pomocnika» w obronie ojczyzny i jej dobra. […] takie postawienie sprawy jest «groźne i strasznie niebezpieczne»” (za: Z. Nosowski, Patriotyzm chrześcijański czyli otwarty, Laboratorium Więzi, 28 kwietnia 2017).

 

Znajdujemy tam raczej wezwania do dowartościowania katolickości w życiu publicznym. Kalinowski na pytanie, o jakiego Boga chodzi w haśle tegorocznego Marszu Niepodległości, odpowiada:

 

„Chcemy właśnie tego Boga pisanego wielką literą. To konkretny manifest, ale przy okazji wpisane w tradycję narodowców odrzucenie fałszywych bogów i bożków pieniądza, materializmu, drobnomieszczaństwa, sekscentralizacji, etc. Nasza tradycja polityczna jest ściśle związana z katolicką nauką społeczną. Skoro odrzucamy materializm i egoizm, indywidualizm, liberalizm, to dajemy alternatywę w postaci wypracowanej przez Kościół katolicki kultury społeczno-politycznej, np. solidaryzm i więzi narodowe. To wszystko zawiera się w tym konkretnym haśle. Ono może wydawać się aż za mocno chrześcijańskie, nad wyraz katolickie, ale jeżeli uwzględnimy te wszystkie aspekty, to jest ono tym, co zawsze narodowcy głosili”.

 

Jednocześnie Zbigniew Nosowski, już po majowej manifestacji ONR, jasno dawał do zrozumienia, że list biskupów w swojej warstwie krytycznej miał być skierowany przeciwko narodowcom. Pisał wtedy tak:

 

„We mnie rośnie natomiast potrzeba usłyszenia odpowiedzi księży biskupów na kilka pytań. Czymże innym jest niesienie krzyża wśród nawoływań do mordów i innych nienawistnych okrzyków jak nie profanacją świętego symbolu naszej wiary oraz nadużywaniem imienia Bożego, czyli bluźnierstwem? Katechizm Kościoła Katolickiego, definiując bluźnierstwo, stwierdza m.in., że „nadużywanie imienia Bożego w celu popełnienia zbrodni powoduje odrzucenie religii”. W powszechnej interpretacji teologicznej rozumienie imienia Bożego rozciąga się także na znak Boga, jakim jest krzyż, a wzywanie do zabijania kogokolwiek to oczywiste wezwanie do zbrodni. Każde wykorzystanie krucyfiksu, czyli krzyża z wizerunkiem Ukrzyżowanego, do celów pozareligijnych jest nadużyciem, a użycie go w kontekście życzenia śmierci komukolwiek jest oczywistą profanacją. Czy takie publiczne działania zostaną wreszcie wprost skomentowane przez pasterzy Kościoła?” (Z. Nosowski, Pod tym krzyżem, pod tym znakiem…, Laboratorium Więzi, 30 kwietnia 2017).

 

Trzeba by jednak najpierw zapytać, o jaką właściwie „zbrodnię” chodzi; zbrodnię która – dodajmy – miałaby stać się podstawą do orzeczenia bluźnierstwa, dokonanego ponoć przez manifestujących ONR-owców. Może chodzi o niezrozumienie haseł „śmierć wrogom ojczyzny”, czy też antykomunistycznych powiedzonek, znanych przecież każdemu, kto żył w PRL-u? Można, a nawet trzeba je wyjaśnić w kluczu innym, niż zbrodnicze ideologie, mianowicie – w kluczu defensywnego patriotyzmu. Może kiedyś znajdę czas na opisanie tych podstawowych kwestii. W przywołanym tekście Zbigniewa Nosowskiego bardzo często pojawia się natomiast ogólne stwierdzenie istnienia ideologii ONR, która miałaby wykazywać jakiegoś rodzaju szkodliwy związek z powyższymi hasłami, interpretowanymi dodatkowo jako zapowiedź zbrodni. Tymczasem jedyny fragment tekstu redaktora naczelnego „Więzi” zawierający odniesienia do deklaracji ideowej ONR, a nie wiecowej retoryki (czyli do faktycznej ideologii tej formacji), brzmi tak:

 

„Żeby było „piękniej”, parę godzin wcześniej Kongres ONR uchwalił nową deklarację ideową organizacji, w której, rzecz jasna, postuluje się „wizję Wielkiej Polski jako państwa przenikniętego duchem katolickim”. A żeby było śmieszniej, w tejże deklaracji zapowiedziano też: „będziemy promować i tworzyć nowe wzorce kulturowe, których zadaniem będzie służba przestrzeganiu etyki katolickiej w życiu publicznym” (Z. Nosowski, Pod tym krzyżem, pod tym znakiem…, dz., cyt.).   

Trudno się tu dopatrzeć zbrodniczej czy bluźnierczej ideologii. Wydaje się zatem, że spór „ideologiczny” nie odbywa się tu na poziomie nauki społecznej Kościoła, ani nawet na poziomie listu biskupów o patriotyzmie, ale na poziomie „estetycznego” przeżywania patriotyzmu przez środowiska katolicyzmu otwartego, jak i zwykłej niechęci, także o podłożu przeświadczeń historyczno-biograficznych. Pewnie zresztą ze wzajemnością narodowców.

 

Kalinowski w przeprowadzonym z nim wywiadzie zaznacza, że narodowcy poczuli się trafieni ostrzem listu, choć jednocześnie robi bardzo wiele, aby pokazać, że to ostrze nie było merytoryczne, ale właśnie środowiskowe. Ostatecznie dokumenty Kościoła żyją swoim własnym życiem, lecz nie takim życiem, jakie chcieliby im nadać ich bieżący protagoniści czy antagoniści. Z takiej perspektywy konflikt pomiędzy patriotyzmem zaprezentowanym przez Kalinowskiego a tym z listu biskupów nie jest wcale taki oczywisty. Szczególnie wtedy, gdy Kalinowski wyjaśnia, co to znaczy, że „chcą Boga”:

 

„To jest swego rodzaju nasz manifest. Inicjatywę Marszu Niepodległości zapoczątkował ONR w 2010 r., dołączyła do niej Młodzież Wszechpolska i stworzyliśmy wydarzenie dla wszystkich patriotów, łączące różne nurty niepodległościowe, piłsudczyków, endeków, etc. W tym roku, odwołując się do wspomnianych tradycji, w zarządzie stowarzyszenia Marsz Niepodległości stwierdziliśmy, że to hasło będzie odpowiednie w dobie aktualnego sekularyzmu, ofensywy laickości z jednej strony, z drugiej natomiast strony islamizacji Europy. To hasło będzie właśnie przypomnieniem przede wszystkim o korzeniach, o tym fundamencie, na którym zbudowana została cywilizacja europejska, do której przecież się odwołujemy i w której po prostu jesteśmy od X wieku. Zatem hasło „My chcemy Boga” to również manifest naszej przynależności cywilizacyjnej” (wywiad “My chcemy Boga”, dz. cyt.).

 

I dalej:

 

„Jesteśmy trochę zdziwieni tym, że budzi ono kontrowersje, skoro jest naprawdę szerokie i na wskroś narodowe” (dz. cyt.).

 

Może bardziej niż nad estetyką, należałoby się pochylić nad drugim punktem tegorocznej deklaracji ideowej ONR, w której jest mowa o tym, że „Naród jest najważniejszą wartością ziemską”. Sygnał ostrzegawczy może się zapalić dlatego, że zasadniczo to człowiek idzie przed narodem, mimo iż sam naród wymaga nieraz poświęceń jako naturalne środowisko człowieka oraz kultura życia nas – jako osób. Postulowane pochylenie powinno odbyć się nie w sposób wrogi, ale sprawiedliwy, który rzeczywiście pomoże odczytać, co twórcy tego dokumentu mają na myśli, kiedy naród stawiają przed jednostką, ale za to po Bogu, dodajmy – Trójjedynym. Z tego powodu deklaracja ONR stanowi ciekawy dokument do analizy teologicznej, czy też do refleksji z zakresu filozofii społecznej.

 

Co byśmy jednak nie sądzili o samym ONR, formuła Marszu Niepodległości wydaje się świadomie szersza, aniżeli idee kształtujące program Obozu Narodowo-Radykalnego. Właściwie można ją podsumować stwierdzeniem, że obejmuje wszystkich, którzy czują potrzebę ekspresji patriotycznej. Reszta to estetyka, z którą można dyskutować, ale nie na poziomie oskarżeń o bluźnierstwo.

 

Trzeba jednak zadać też pewne pytania przedstawicielom ruchu narodowego, i to w nieco szerszym sensie tego pojęcia; nie chodzi tu bowiem tylko o formalnie istniejąca partię o tej nazwie. Nie mam tu rownież na myśli chybionych pytań o bluźnierstwo. Jeśli na poziomie wartości polscy narodowcy odwołują się do katolickiego patriotyzmu Wyszyńskiego, Hlonda, czy choćby Jana Mosdorfa i ks. Warszawskiego, to czemu właściwie ma służyć kontynuowanie budzących tak wielkie kontrowersje tradycji ONR, jak również Młodzieży Wszechpolskiej. Tradycji, które w oczywisty sposób uniemożliwiają przecież prowadzenie skutecznej lub przynajmniej wiarygodnej polityki katolickej, a nawet ją kompromitują. Jeśli narodowcy w Polsce naprawdę chcą prowadzić rzeczywistą politykę (w pewnym przynajmniej zakresie), a nie bawić się w traktowaną nazbyt serio grupę rekonstrukcyjną, powinni jeszcze raz sprawę tę przemyśleć. Jak sądze, odbyłoby się to w duchu najwybitniejszych przedstawicieli katolickiego nacjonalizmu, którego odkryciem było głębokie przyjęcie prymatu Boga. Pewnym echem tej zdolności do nawrócenia nacjonalizmu są zresztą takie teksty, jak tegoroczna deklaracja ideowa ONR, czy wywiad z Tomaszem Kalinowskim.

 

Znakomitym przykładem umiejętności polskiego nacjonalizmu do autorefleksji jest również przywołana już postać Jana Mosdorfa, który tak pisał w roku 1938:

 

„Spostrzegliśmy, że nasza myślowa podstawa jest mocna, że zainteresowania trzeba poszerzyć, uzasadnienia pogłębić. Biologiczny nacjonalizm z jego tragicznym, pesymistycznym poglądem na świat, spełnił swoją rolę: uchronił nas od marzycielstwa kosztem Polski, ale nie wystarczał już jako podstawa duchowa” (J. Mosdorf, Wczoraj i jutro, Biała Podlaska 2005, za: R. Łętocha, Od nacjonalizmu do mesjanizmu. Polska teologia narodowości w latach 1918-1945, w: P. Rojek (red.), Społeczeństwo teologiczne. Polska teologia narodu 966-2016, Kraków 2016).

 

Roman Dmowski pisał w roku 1927 (powtarzam za Łętochą), że „katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości”, i że rozważenie tej sprawy wydaje się być teraz bardzo pilne. Czy religijność w polityce musi być kojarzona z kontrowersyjną estetyką dawnego ONR, estetyką, która przeminęła i jest dziś politycznym – przede wszystkim politycznym – anachronizmem? Co jest ważniejsze, ONR, owa partykularna organizacja, marginalizowana razem ze swoim przekazem w skali Europejskiej, i to już na poziomie estetyki, czy też katolicka Polska, potrzebują ludzi angażujących się w jej sprawy w taki sposób, aby zasady zawsze stawiane były ponad estetyczne upodobania.

 

Polityczna anachroniczność jest marnotrawieniem sił wobec spraw, które w Polsce naprawdę trzeba załatwić. Chodzi o te wszystkie problemy, na które roztropnie chciałoby się odpowiadać „solidaryzmem narodowym”, np. o kwestię ochrony życia, którą lekceważy obecna lewica tożsamościowa z PiS-u. Polityczna anachroniczność nie okazuje się więc ostatecznie czymś więcej niż tylko zabawą. Można nawet powiedzieć, że staje się ona przez swój ludyczny i niepoważny charakter wentylem bezpieczeństwa dla każdej władzy realne posiadającej rządy w Polsce. Jest odciąganiem ludzi od zaangażowania ukierunkowanego na Całość.

 

Jeśli polityka katolicka nie przestanie być kojarzona z anachroniczym ruchem narodowym, każda władza będzie mogła powiedzieć, że nie zamierza spełniać postulatów radykałów. W ten sposób zapał zacznie działać na niekorzyść Polski. A ruch narodowy będzie, nawet jeśli wbrew swojej woli, radykalnym ruchem kontynuującym to, co w Polsce nie jest udane. Odrzucenie dotknie wówczas nawet tego, co wydawać się może najbardziej sprawiedliwe. Estetyczny anachronizm jest zatem oddawaniem pola bez walki. A więc pytanie okazuje się proste: czy Marsz Niepodległości zmienia Polskę na lepsze? Jaki jest jego cel, poza celebracją patriotycznej estetyki i mitologii? Czy prowadzi do naprawy praw i obyczajów? Czy przekonuje nie przekonanych, że polska katolicka to nie tylko forma, którą mamy jako naród, ale i forma najlepsza? Czy Marsz nie jest tylko manifestacją siły mniejszości budującej tożsamość na partykularnym przeżyciu, bardziej środowiskowym, aniżeli polskim i katolickim.  

 

Dodajmy do tego zwykłe zagrożenie wypierania katolickości przez laicki patriotyzm, w ramach któryego prawdziwa religia coraz bardziej będzie się stawała –  powtarzając za Dmowskim – właśnie „dodatkiem do polskości”. Kompromitowanie polityki katolickiej tylko nas do tgo przybliża. Musi więc powrócić realizm, o którym pisał Mosdorf. Rekonstrukcje polityczne są tą samą „patriotyczną fantazją”, którą w XIX wiecznym mesjanizmie piętnowali księża Zmartwychwstańcy. Czy dziś formacja narodowców idzie też w kierunku tego realizmu? Czy jest tak pełna roztropności jak wywiad Tomasza Kalinowskiego? Najgorszym kłamstwem byłaby sytuacja, w której wywiad udzielony dla „Christianitas” okazałby się tylko wizerunkową sztuczką. Wierzę, że tak nie jest, ale i nie mam przekonania, czy realizm Mosdorfa na pewno pozostaje zasadą wychowawczą w polskim ruchu narodowym.

 

I jeszcze jedno. Strzec się trzeba bardzo, aby symbole religijne nie stawały się tylko elementem partyjnej narracji, tak jak to PiS próbuje robić zarówno podczas swoich miesięcznic, jak i w wielu innych momentach. Strzec się trzeba, by krzyż nie stał się tylko częścią politycznej rekonstrukcji. Wtedy łatwo zamknąć go w skansenie i ignorować.

 

Tomasz Rowiński


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.