Mariologia staropol.
2018.08.15 10:54

Maryja, czyli dom ognia i wiatru. Święta maryjne, 15 sierpnia (Wniebowzięcie NMP)

Być może wszystkie nabożeństwa wysławiające Najświętszą Pannę można streścić następującym stwierdzeniem: była Ona domem ognia i wiatru. Oba te żywioły okazują się na kartach Pisma symbolami działania Ducha Świętego. Wiatr daje człowiekowi ochłodę, przynosi ulgę spracowanym i zmęczonym, ale kojarzy się również z wolnością, bo przecież wieje skąd chce i dokąd chce, a nie da się go okiełznać, cofnąć czy zatrzymać. Jego tchnienie przypomina o biblijnych określeniach duszy. Podobnie ma się rzecz z ogniem: nie sposób ujarzmić tego żywiołu, przywodzi on na myśl miłość albo jaśniejący w człowieku płomień życia, przynosi światło i ciepło, ale niszczy również wszystko, co staje na jego drodze.

Warto na chwilę wrócić do dziejów Starego Przymierza. Prorok Eliasz szedł ze swoim uczniem, Elizeuszem, gdy nagle na niebie zjawił się wóz ognisty wraz z rumakami ognistymi, następnie rozdzielił obydwóch, aby po chwili Eliasz wśród wichru wstąpił do niebios (2Krl 2, 11). I znowu: ogień i wiatr towarzyszyły temu niezwykłemu zdarzeniu. Eliasz był człowiekiem szczególnie rozmiłowanym w Bogu. Tradycja Kościoła szybko rozpoznała w nim ojca mistyki, ponieważ cechowała go szczególna wrażliwość na tajemnicę nieba, całkowite poświęcenie jego sprawom, prawdziwie żarliwe i skupione serce. Można powiedzieć, że jego dusza płonęła ogniem miłości, pragnieniem oddania się jedynemu Oblubieńcowi, a przy tym była na tyle wolna od ziemskiego przywiązania, że dawała się prowadzić tam, gdzie skierował ją wiatr Bożych natchnień. Eliasz przechodził przez ten świat nieustannie wpatrując się w niebo. Był on również jednym z dwóch proroków, których Bóg od razu zabrał do siebie[1]. W Piśmie Świętym można przeczytać, że porwanie Eliasza do nieba odbyło się wśród wichru (2Krl 2, 11), jakby w asyście Ducha Świętego, który nie był jeszcze wtedy znany. Natomiast wóz ognisty oraz ogniste rumaki mogą obrazować z jednej strony miłość, a z drugiej – potęgę Boga. W przypadku Pana zastępów, który stał się Sługą, jedno idzie w parze z drugim. Boski wiatr i ogień dotknęły zatem Eliasza, w wyniku czego on sam został zabrany do nieba. Jeżeli obecność Pana daje taką siłę, to cóż dopiero powiedzieć o Bożym macierzyństwie kobiety, w której – jak mówią stare modlitwy – zamieszkał On niczym w domu[2].

Biblia mówi, że Bóg jest miłością (1J 4, 8), ale jest też ogniem pochłaniającym (Hbr 12, 29). Z kolei sama miłość jest jak żar ognia, płomień Pański (Pnp 8, 6). Takie objawienie Oblubieńca przyniosła Pieśń nad pieśniami. Te uświęcone hymny weselne pokazują, jak gorącym uczuciem obdarzył Bóg swoją Wybrankę, czyli Kościół. Jest w nich wiele uwielbienia, namiętności, zachwytu, pragnienia, jak również dramatycznych zbiegów okoliczności, które dodatkowo podsycają wzajemną tęsknotę między zakochanymi. Ale jeszcze inaczej Bóg dał się poznać Eliaszowi, kiedy ten wstępował na górę Horeb. W pewnym momencie podróży przyszło gwałtowne trzęsienie ziemi, później ognisty podmuch, natomiast po tym ogniu nastąpił szmer łagodnego powiewu (1Krl 19, 12). I to właśnie w tym delikatnym wietrze Pan odwiedził proroka. Duch Święty, który jest uspokojeniem – to również przejaw miłości. Eliasz znał oczywiście Boga, co przychodzi przez ogień, ale tym razem poznał Go jako Kogoś, kto cicho przemawia do serca. Różne są te przejawy bliskości Oblubieńca. Niektórzy dawni teologowie wyjaśniali zresztą, że Bóg jest miłością, ponieważ jest też Trójcą świętą, czyli nieustanną wzajemnością trzech boskich Osób. Inni zauważali, że Jezus Chrystus jest wcieloną miłością Ojca, a jeszcze inni – że Duch Święty objawił się jako osobowa miłość, która doskonale łączy Ojca z Synem. Pośrodku wszystkich trzech Osób stała Maryja jako wybrane stworzenie: została osłonięta mocą Najwyższego, dzięki temu stając się mieszkaniem dla Chrystusa i Ducha Świętego. Tradycyjna sztuka przedstawia Ją często z zamkniętymi powiekami oraz rękoma skrzyżowanymi na piersiach. To tak, jakby chciała skupić się na przybytku Najwyższego skrytym w Jej własnym wnętrzu. Była bowiem domem ognia pochłaniającego oraz łagodnego powiewu.

Zaskakujący jest fakt, iż mnóstwo nowożytnych (w tym także staropolskich) kazań na święto Wniebowzięcia Najświętszej Panny nie opiera się wcale na egzegezie opisu Zwiastowania, ani nawet na apokaliptycznej wizji Niewiasty obleczonej w słońce[3]. Dawni kaznodzieje odnajdywali serce Maryi w scenie dość niepozornej, a mianowicie – w odwiedzinach Pana Jezusa w domu Marty i Marii. Ta pierwsza krzątała się około spraw domowych z nadmierną troską, podczas gdy ta druga spoczęła u stóp Chrystusa, wsłuchując się w Jego słowa. Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele (Łk 10, 41) – czytamy w Ewangelii. Pan Jezus nie zamierzał przez to umniejszyć wagi codziennych obowiązków. Sam przecież powiedział, że kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny (Łk 16, 10). Oznacza to, że ten, kto pragnie wspaniałych darów duchowych, wpierw powinien wywiązywać się ze zwykłych spraw, a ten, kto chce otworzyć serce na wielu ludzi, musi wcześniej kochać najbliższych, którzy nieraz bywają uciążliwi i znani tak z dobrej, jak i ze złej strony. Zbawiciel wykorzystał raczej całą sytuację, aby pouczyć Martę, że tak naprawdę w życiu duchowym potrzeba mało albo tylko jednego, natomiast Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona (Łk 10, 42). Jak jednak rozumieć to jedno, co nadaje sens wszystkiemu? Można powiedzieć, że mowa tu o prawdziwej kontemplacji. Ale znów rodzi się pytanie: czym tak naprawdę jest postawa kontemplacyjna? Otóż jest nią miłosne zapatrzenie, w którym zanika świat dookoła. Innymi słowy: zaczyna się ona wtedy, gdy największe tęsknoty człowieka skierowane zostają na Najświętsze Serce Jezusowe, to „gorejące ognisko miłości”[4]. Każdy może się na nie otworzyć tylko do pewnego stopnia. Pełnia tego oddania się Bogu będzie możliwa dopiero w niebie. Ale Maryja była tą osobą, która już tutaj całkowicie żyła najlepszą cząstką. Dlatego pośród duchowego ognia i wiatru uniosła się ponad obłoki.

Tylko w imię miłości można porzucić największe doczesne dobra, zostawić świat za sobą, przyjąć wszystko i wyrzec się wszystkiego, nie tracąc przy tym niczego. Tak uczyniła Maryja. Ślubowanie dziewictwa oraz zgoda na poczęcie Jezusa Chrystusa niosły za sobą szczególne powołanie, stając się wołaniem Oblubienicy: Pociągnij mnie za sobą, pobiegnijmy (Pnp 1, 4). Jej serce lgnęło do Oblubieńca objawiającego się w ogniu i wietrze. Dlatego na końcu Jej ziemskiego życia On pociągnął Ją do nieba.

 

 

Michał Gołębiowski

 

[1] Księga Rodzaju wspomina również o Henochu, który żył w przyjaźni z Bogiem, a następnie znikł, bo zabrał go Bóg (Rdz 5, 24; por. Hbr 11,5; Syr 44, 16; 49, 14). Z Listu św. Judy można wysnuć przypuszczenie, że ta dość tajemnicza postać sprawowała urząd prorocki, zapowiadając nadejście Sądu Bożego: Oto przyszedł Pan z miriadami swoich świętych, aby dokonać sądu nad wszystkimi i ukarać wszystkich bezbożników za wszystkie bezbożne uczynki, przez które okazywała się ich bezbożność, i za wszystkie twarde słowa, które wypowiadali przeciwko Niemu grzesznicy bezbożni (Jud 1, 14-15; por. Księga Henocha 1, 9).

[2] Tego typu wezwania zdarzają się chociażby w Godzinkach o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny: „Wybrał Ją Bóg i wywyższył ponad wszystko. I wziął Ją na mieszkanie do przybytku swego (…) Zawitaj, Panno mądra, Domie poświęcony” (Godzinki, oprac. J. Kołacz, Kraków 2006, s. 10-11). Litania Loretańska zawiera natomiast wezwania: „Przybytku Ducha Świętego” (Vas spirituale), „Przybytku chwalebny” (Vas honorabile), „Przybytku sławny pobożności” (Vas insigne devotionis) oraz „Domie złoty” (Domus aurea).

[3] Zob. Bernard z Clairvaux, Kazanie III. O Marii, Marcie i Łazarzu [w:] tegoż, Kazania o Najświętszej Maryi Pannie, tłum. I. Bobicz, Kraków 2017, s. 188-196; Mateusz z Aquasparta, Z Kazania VI na Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, tłum. M.S. Wszołek OFMConv [w:] Teksty o Matce Bożej. Franciszkanie średniowieczni, oprac. M.S. Wszołek OFMConv, Niepokalanów 1992, s. 94-95; Mateusz z Krakowa, Kazanie na Wniebowzięcie błogosławionej Maryi, tłum. R. Sawa [w:] Kazania maryjne, oprac. R. Mazurkiewicz, K. Panuś, Kraków 2014, s. 45-57;  P. Skarga, Na dzień Wniebowzięcia Przeczystej Matki Bożej [w:] Kazania maryjne, jw., s. 125-140; Sz. Starowolski, Kazanie pierwsze na dzień Wniebowzięcia Panny Maryjej. Ewangelia u Łukasza Ś[więtego] w Rozdz[iale] X. O przezacnej cząstce, która sobie Naświętsza Panna Maryja obrała [w:] tegoż, Wieniec niewiędnący Przeczystej Panny Maryjej zamykający w sobie kazania na wszytkie jej święta doroczne, Kraków 1649, k. 536.

[4] Jest to wezwanie z Litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa. W wersji łacińskiej brzmi ono fornax ardens caritatis.


Michał Gołębiowski

(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.