Recenzje
2021.02.15 10:56

Mackiewicz i Dobraczyński

Od wielu lat bardzo wysoko cenię twórczość pisarską Józefa Mackiewicza. Zamieszczona w Nowej Konfederacji recenzja autorstwa Wojciecha Stanisławskiego o wydanej przez Instytut Pileckiego książce Katarzyny Bałżewskiej “Przestrzenie totalitarnego zniewolenia. Doświadczenie wojny i okupacji w twórczości Józefa Mackiewicza”, nie tyle musiała mnie do jej lektury zachęcać, ile spełniła pożyteczną rolę informując mnie o jej ukazaniu się.

Pomimo upływu lat te doświadczenia, o których mówi recenzowany tytuł, ciągle są żywe w zbiorowej pamięci i ciągle wywołują emocje. Widzimy to choćby w bardzo burzliwych debatach wokół ostatniego procesu cywilnego, wytoczonego autorom książki “Dalej jest noc”, Barbarze Engelking i Janowi Grabowskiemu. Nie czytałem tego opracowania więc o nim nie chcę się wypowiadać. Nie można jednak nie zauważyć, że w swojej publicystycznej działalności dalecy są oni oboje od naukowego obiektywizmu, a tytuł jednego z najnowszych wywiadów Jana Grabowskiego nie jest niczym innym, niż wzajemny napuszczaniem na siebie ludzi i budzeniem demonów, które hulały po wschodniej Europie 80 lat temu, i których mechanizm działania znakomicie pokazuje Mackiewicz. 

Jest on jak najdalszy, co dobrze odczytuje Bałżewska, od budowania mitów zbiorowej winy i zbiorowej niewinności różnych narodów i grup etnicznych. W tym sensie może to być autor niemiły także nacjonalistycznie pobudzonym oponentom Engelking i Grabowskiego (nb. czyż zwłaszcza Grabowski nie jest swego rodzaju nacjonalistą a rebours?)

Mackiewicz nie ma wątpliwości, że w piekle rozpętanym przez komunistyczny i nazistowski totalitaryzmy Żydzi znaleźli się na samym dnie. 

Teraz [Żyd] nie jest nawet żebrak, teraz jest pies, ale nie taki bezdomny, którego każdy tylko pędzi od sieni, ale taki parszywy, napiętnowany, chory, podejrzany o wściekliznę, którego każdy może, ba, powinien tłuc kijem, któremu [...] nie wolno dać ani chleba, ani wody, ani puścić na próg [...], któremu nie wolno leczyć własnych dzieci, z którym nie wolno rozmawiać, podawać ręki, okazać, że się go w ogóle widzi. Człowiek napiętnowany żółtą gwiazdą fizycznie i moralnie, zepchnięty w stan najniższego bytowania, w dół do kloaki życia, albo wprost do wspólnych grobów, z żonami, dziećmi, rozstrzeliwanych bez sądów.”

Ale ten mechanizm odwracania głowy, obezwładnienia złem a czasem włączania się w jego działanie, nie dotyczy tylko Zagłady i Żydów. Okrutnym pseudoprawom i uciskowi poddani byli praktycznie wszyscy mieszkańcy skrwawionych ziem.  Podobne wspomnianym reakcje otoczenia dotyczyły także np. masowych wywózek na Sybir organizowanych przez Sowietów. W świecie zalegalizowanego bezprawia, który wykreowały dwie pozornie wrogie sobie ideologie, człowiek został zredukowany do istoty desperacko walczącej o byt. Jeszcze raz zacytujmy Mackiewicza:

Ludzie we wschodniej Europie chcą akurat tego samego co ludzie w zachodniej Europie. Utrzymać się przy życiu. Do tego potrzebna jest nadzieja, a gdy ona zwiedzie, to kłamstwo, a gdy i wyłganie się grozi zawodem, to chwytają się rozpaczliwych czynów.

Jakże wielu z tych, którzy uciekli się do tej ostateczności i tak nie ocaliło swego biologicznego życia! A i tym, którzy za cenę tej rozpaczy unieśli głowy, nie warto zazdrościć. Lepiej zadumać się trochę, nad totalitarnym mechanizmem, który umieszczając jakieś kategorie osób, nieco powyżej tego najniższego stopnia bytowania, daje jednocześnie moralnie niszczące i usprawiedliwiające zbrodnię poczucie wyższości nad tymi z samego dna kloaki

Oczywiście nie jest tak, że Mackiewicz hurtowo rozgrzesza słabych ludzi, składając winę na jakieś bezosobowe mechanizmy, anonimowe siły. Jakże wymowna jest tutaj, także przywołana przez Błażowską, scena z Nie trzeba głośno mówić. Oto na jednym z placów w centrum Wilna niemiecki żołnierz rzeźbi w śniegu rzymską kwadrygę. Dla utrwalenia swojej pracy wykorzystuje grupę obdartych, niedobitych Żydów z getta, którzy donoszą w wiadrach wodę, aby spryskiwać nią wykonane figury i utrwalać ich kształt w lodzie.

Fragment dziejów europejskiego kontynentu [...] Symbol [...] plugawej niemieckiej kultury [...] Kicz, polewany rękami niewolników przeznaczonych na rzeź.

Mackiewicz celnie zauważa, że niemiecki artysta, Übermensch, stara się odwracać wzrok od swoich niewolników, jedynie ręką wskazując miejsca gdzie mają lać wodę. Czy to nie przywodzi na myśl sposobu organizacji masowych mordów w niemieckich obozach zagłady? Tam w miejscach najbardziej odrażających, najbardziej “nieestetycznych”, ‘wstrętnych” nie pracowali Niemcy, ale wykorzystywano nieszczęśników, którym odroczono wyrok. 

A jednak pomimo wszystkich win Niemców, także tej jednej z najcięższych w oczach Mackiewicza, jaką było przyczynienie się do pojałtańskiego podziału kontynentu, daleki jest on od pojęcia zbiorowej winy, a w szczególności od usprawiedliwiania zbiorowego odwetu. Wspomnijmy choćby dramatyczny opis bombardowania Drezna na końcowych kartach Sprawy pułkownika Miasojedowa. 

Katarzynie Bałżewskiej muszę wytknąć jedno uproszczenie, dość znamienne. Stwierdza ona, że:

Pisanie o przypadkach ludzkich odruchów u Niemców podczas okupacji należało niewątpliwie do tematów tabu. Takie sytuacje jednak się zdarzały (...). Wydaje się, że kwestia ta przedostał się do szerszej świadomości społecznej za sprawą filmu Romana Polańskiego “Pianista” (2002).

Józef Mackiewicz nadal w wielu kręgach pozostaje pisarzem swoiście wyklętym, z powodu swojego ideowego, bezkompromisowego antykomunizmu. Innym pisarzem wyklętym, tym razem po części z powodu swojej praktycznej kolaboracji z komunistycznymi władzami PRL, z której się nie wycofał aż do jej upadku, jest Jan Dobraczyński. Doprawdy wielu postkomunistom przekształconym w liberałów zapomniano ich peerelowskie powiązania nawet jeśli trwały do 1989 roku. Dobraczyńskiemu, który nigdy komunistą nie był, ale nigdy też nie krył swych endeckich afiliacji, przebaczenia nie udzielono, choć ma swoje drzewko w Yad Vashem. Tymczasem już w 1946 roku wydał on, powiedzielibyśmy dzisiaj, że pisaną live, bo rękopis powstał w latach wojny i na szczęście nie zaginął w pożodze Warszawy w 1944 roku, książkę Najeźdźcy.

Dobraczyński przeżył wojnę w stolicy, widział Powstanie w Getcie, uratował z Zagłady kilkaset żydowskich dzieci, walczył w Powstaniu Warszawskim, na własne oczy widział niemal kompletne zniszczenie miasta i śmierć lub wygnanie jego mieszkańców. A przecież niemal następnego dnia po upadku III Rzeszy jest w stanie patrzeć na Niemców jak na osoby, rozumne jednostki ponoszące indywidualną odpowiedzialność za swoje czyny, potrafiące dokonywać dobrych wyborów, a nie jak na zezwierzęconą masę brutalnych barbarzyńców. Jeden ze znajomych miał mu powiedzieć po ukazaniu się książki, że jest katolikiem, że regularnie przystępuje do Komunii świętej, ale nie może akceptować takiego usprawiedliwiania Niemców. A dodajmy jeszcze, że do bardziej negatywnych bohaterów powieści, zaprzedanych hitlerowskiej ideologii, należy Hugon Kostrzewa, pochodzący z polskojęzycznej, mazurskiej rodziny.

Wydaje się, że szczęśliwie urodziłem się na tyle wcześnie, żeby zdążyć przeczytać tę książkę, zanim Dobraczyńskiego obłożono definitywną klątwą za przewodniczenie PRON. Dlatego nie musiałem czekać na Polańskiego, żeby rozpoznać w Niemcach ludzi. Dobrych i złych. 

Józef Mackiewicz bez wątpienia ze wzgardą odnosił się do politycznych wyborów Dobraczyńskiego. Osobiście jestem przekonany, że emigrant był też wybitniejszym pisarzem. Dobraczyński pisał bardzo dużo i wiele jego tekstów z pewnością nie przetrwało próby czasu. A jednak Najeźdźcy podobnie jak Sprawa pułkownika Miasojedowa, Droga donikąd czy Nie trzeba głośno mówić należą do najwybitniejszych, dwudziestowiecznych polskich powieści.  Z całkowitą pewnością mniemam, że lepiej czytać Józefa Mackiewicza i Jana Dobraczyńskiego, niż Barbarę Engelking i Jana Grabowskiego.

Piotr Chrzanowski

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.




Piotr Chrzanowski

(1966), mąż, ojciec; z wykształcenia inżynier, mechanik i marynarz. Mieszka pod Bydgoszczą.