Duchowość
2019.02.23 12:44

Krótka obrona złota w kościołach

Istnieją kościoły pełne przepychu, ciesząc oko bogactwem barw i blasku złota, jak również takie, które uderzają chłodem, bielą ścian oraz wolnymi przestrzeniami. Te pierwsze karmią, a te drugie – umartwiają. Pomiędzy stylem barokowym i cysterskim nie ma jednak sprzeczności, ale zachodzi komplementarność, czy raczej wyjątkowa jedność przeciwieństw, które razem (a nie osobno) współtworzą pojęcie katolickości, czyli powszechności. Paweł Apostoł pisał przecież, że każdy otrzymuje własny dar od Boga: jeden taki, a drugi taki (1 Kor 7,7). Można tę zasadę rozszerzyć w taki sposób, aby w różnych stylach i uposażeniach świątyń usłyszeć echo odmiennych sposobów modlitwy przed jednym Bogiem. Nawet w życiu wielkich mistyków, jak chociażby św. Jan z Ávila czy św. Jan od Krzyża, momenty upojenia „duchowych zmysłów” przeplatały się z doświadczeniami pustki i surowej prostoty. Jedno nie mogło istnieć bez drugiego.

Ubogie wnętrza kościołów romańskich zazwyczaj kojarzą się z milczeniem i ciszą. Katolickie „umartwienie” to inaczej uszczuplenie, oczyszczenie, wyciszenie. Nie należy widzieć w nim posępnej, cierpiętniczej postawy przed Bogiem, lecz raczej skłonność do odsunięcia od siebie wszystkiego, co stanowi w życiu nadmiar, a przez to nie pozwala wsłuchać się w wewnętrzny głos serca. „Umartwienie” jest po prostu sposobem na osiągnięcie „ogołocenia”. Stanowi ono również trudną szkołę zaparcia się samego siebie (a więc własnych skłonności i przyzwyczajeń), aby nauczyć się być „tu i teraz”, świadomym i uważnym, bez uciekania od chwili obecnej w przyszłość albo w przeszłość. Częstokroć rozmaite życiowe koncepcje i wyobrażenia traktowane są jako nierozerwalna część ludzkiego „ja”, a w rzeczywistości dopiero „umartwienie” odsłania prawdziwe oblicze osoby. Takie stanięcie „nagim” pośród nagich ścian tylko z pozoru wydaje się łatwe, w rzeczywistości zaś pociąga za sobą pewien ból konania. W tym sensie Pan Jezus pouczał, że jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity (J 12,24). Jest to jeden z fundamentalnych dla chrześcijaństwa paradoksów: droga do pełni życia niejednokrotnie prowadzi przez doświadczenie „śmierci”, a więc właśnie „u-martwienia”, czyli pozwolenia na to, aby szkodliwy dla duszy nadmiar myśli, obaw, oczekiwań czy pragnień stał się „martwy” i ustąpił miejsca czemuś lepszemu. Okazuje się wówczas, że w ciszy słychać więcej, w milczeniu jest się znacznie bardziej wymownym, w bezruchu dzieje się najwięcej, a pustka zaczyna jawić się jako swego rodzaju pełnia.

Nieco inaczej jest z kościołami barokowymi. Zazwyczaj rozumie się obecność złota w przestrzeni sakralnej jako reprezentację świętości, wielkiej chwały i splendoru Boga, a także drogocenności wiary i gotowości do ofiarowania Stwórcy tego, co najcenniejsze[1]. Wszystko to racja, ale wymienione znaczenia nie wyczerpują wszystkich aspektów duchowych barokowego przepychu. Pan Jezus nauczał, że światłem ciała jest twoje oko (Łk 11,34). Oznacza to, że ludzkie serce karmi się tym, do czego lgnie i roztrząsa jego umysł. Koncentracja na smutku rodzi smutek, a koncentracja na radości – wznieca radość.W świecie można dostrzegać tylko zło i cierpienie, zagłębiać się w przykre myśli i karmić się zmartwieniami, ale taka postawa prędzej czy później stworzy we wnętrzu człowieka przestrzeń ciemności. Nieustanna medytacja nadziei rodzi natomiast zupełnie inny, słodszy i dojrzalszy owoc; wiele zależy od kierunku spojrzenia. Dlatego też jeśli twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle (Łk 11,34). W tym sensie wpatrywanie się w błyszczący przepych świątyni daje silny bodziec do kontemplowania tego, co jasne, dające nadzieję, oświecające. Uważaj więc, aby światło, które jest w tobie, nie stało się ciemnością (Łk 11,35). Obecność złota napomina, aby odwracać się od trosk i beznadziei, a następnie zwracać się ku „jasnej stronie” i trwać przy niej. Jeśli zatem całe twoje ciało będzie w świetle, nie mając w sobie nic ciemnego, mówił Pan Jezus, wówczas będziesz żył, jak gdyby światło oświecało cię swym blaskiem (Łk 11,36). Zasada jest prosta: szukaj tego, co „jasne”, chociażbyś przechodził ciemną doliną (Ps 23,4), a wówczas „jasność” będzie rosła wewnątrz ciebie.

Tak oto jedne kościoły zapraszają do wyciszenia zmysłów, a inne przeciwnie – do takiego pobudzenia wzroku, aby za jego pomocą kształtować duszę. Na tym właśnie polega bardzo stara (bo u swoich podstaw wczesnochrześcijańska) koncepcja applicatio sensuum[2], czyli medytacji poprzez zmysły. Patrząc na tę kwestię od strony duchowości, należy zauważyć, że blask złota dostarcza ciału sygnał do wewnętrznego oderwania się od codzienności, a zatem także – jeśli podąży za nim wolna wola – do zatopienia się w medytacji. Jest to szczególnie istotne w trudnych chwilach, takich, które wystawiają wiarę na ciężką próbę. Radujcie się – zachęca 1 List św. Piotra – choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń (1 P 1,6). Cały ten werset ustanowiony został na kolejnym zdumiewającym paradoksie: wierny może się „cieszyć”, nawet jeśli się „smuci”. Dlaczego należy tak optymistycznie patrzeć na niedogodności doczesnego życia? Bo dzięki nim wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu (1 P 1,7). To wytapianie w bardzo wysokiej temperaturze drogocennego kruszcu stanowi obraz tego, jak przeciwności doświadczane w bliskości z Bogiem służą dojrzewaniu do doskonalszej wiary. Złoty krucyfiks to wciąż miejsce męczarni i śmierci Pana Jezusa, tyle że już przemienione światłem. Toteż wierny, który wchodząc do kościoła, styka się ze złotem, w istocie widzi efekt końcowy wszystkich prób i przeciwności. Teraz jest mi nielekko – mówi – ale nadzieja podpowiada, że dzięki temu stanę się jak złoto, które przecież próbuje się w ogniu (1 P 1,7).

Michał Gołębiowski

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----

 

[1] W tym miejscu nie podejmuję się obrony obecności złota w starych kościołach. Pismo mówi, że do Pana należy ziemia i to, co ją napełnia (Ps 24,1). Dość wspomnieć, że kultura katolicka od zawsze angażowała wielką sztukę oraz drogocenne materiały, nie na użytek konkretnego człowieka, ale wyłącznie po to, aby na rozmaite sposoby oddać Bogu najwyższą cześć. W tym miejscu można również przypomnieć, że kiedy Jezus był w Betanii, w domu Szymona Trędowatego, i siedział za stołem, przyszła kobieta z alabastrowym flakonikiem prawdziwego olejku nardowego, bardzo drogiego. Rozbiła flakonik i wylała Mu olejek na głowę. A niektórzy oburzyli się, mówiąc między sobą: Po co to marnowanie olejku? Wszak można było olejek ten sprzedać drożej niż za trzysta denarów i rozdać ubogim. I przeciw niej szemrali. Lecz Jezus rzekł: Zostawcie ją; czemu sprawiacie jej przykrość? Dobry uczynek spełniła względem Mnie (Mk 14,3-6).

[2] Applicatio sensuum to dosłownie aplikacja, zaadaptowanie albo zastosowanie zmysłów do celów duchowych. W antropologii katolickiej dusza i ciało stanowią nierozerwalną jedność. Stąd też nie tylko sprawy duchowe oddziałują na ciało, ale również ciało wpływa na duchowy stan człowieka. Wiara powstaje w sercu, ale modlić się mogą także zmysły. I chociaż cielesna natura podlega wielu ograniczeniom, to daje się ją zaadaptować (jako integralną część człowieka) do tego, aby coraz wyżej wznosić się ku Bogu poprzez medytację.

 


Michał Gołębiowski

(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.