Komentarze
2020.03.10 13:12

Kościół w czasach zarazy

Na początek post jednej z moich szczerze katolickich i oddanych Kościołowi znajomych z mediów społecznościowych, Moniki Nowak, który pojawił się po niedzielnej Mszy Świętej z 8 marca, czyli już po słynnym i omówionym przez mass media „Komunikacie Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski” ks. bp. Stanisława Gądeckiego, Arcybiskupa Metropolity Poznańskiego z 28 lutego 2020 roku.

wejdź do kościoła otwierając drzwi za pomocą klamki/uchwytu
usiądź w ławce i dotykaj pulpitu
grzeb w portfelu między banknotami i potem trzymaj w ręku jeden z nich póki nie podejdzie posługujący z koszykiem na ofiarę
przekaż znak pokoju kilku osobom za pomocą podania ręki
przyjmij komunię na rękę, bo tak higieniczniej niż do ust.

Choć Pani ta jest nauczycielem historii, a nie tak jak ja biologiem molekularnym i mikrobiologiem, z doktoratem z zakresu epidemiologii zakażeń szpitalnych i zjadliwości drobnoustrojów chorobotwórczych, nic bym w zasadzie nie dodała do tego opisu, tak trafnie punktuje nonsensy.

Pokazuje też, że w sytuacji trudnej i coraz trudniejszej, w jakiej w kwestiach epidemiologicznych, ekonomicznych, psychologicznych i społecznych znaleźliśmy się jako Polacy, Kościół czeka. I nie bardzo wiadomo, na co. Aż będzie zmuszony „zamknąć sklepik”? No przecież tak trzeba działać właśnie, żeby nie trzeba było niczego zamykać. Trzeba myśleć! I trzeba słuchać specjalistów. Jest ich nadal naprawdę sporo wśród ludzi wierzących, co więcej, z troski o społeczeństwo, o nasz wspólny byt, i ci niewierzący chętnie posłużą radą. Może to być dla nich także ważne doświadczenie ewangelizacyjne.

Wiara chrześcijańska jest na rozumie oparta, nie jest zabobonem. Bóg dał nam rozum, abyśmy myśleli i przewidywali. Ufność nasza w Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym opiera się na świadectwie, na doświadczeniu Jego obecności wśród nas, na Jego trosce, jako Dobrego Pasterza, o swoje owce. I na tym my wszyscy, każdy w swoim stanie i powołaniu, mamy się wzorować. A troska nigdy nie może być podszyta ignorancją. 

Nie, nie będziemy tu rozważać, jakże większym zagrożeniem dla ludzi „w czasach zarazy” są centra handlowe w porównaniu z kościołami, budynkami, w których nadal masowo – zwłaszcza w Wielkim Poście, podczas rekolekcji i spowiedzi – gromadzimy się. Bo istnieje istotna różnica między świątyniami a supermarketami czy restauracjami, i kto jej nie rozumie, cóż mu mogę jeszcze powiedzieć? Kościół ma dołożyć wszelkich starań dzięki mądrości swej hierarchii, od kardynałów po wikarych, zwłaszcza zaś biskupów i proboszczów, aby lud Boży przeszedł przez to doświadczenie bezpieczny i umocniony. A lud potrzebuje świadectwa mądrości, wiedzy, doświadczenia, miłosierdzia, troski. Pamiętajmy memento św. Ignacego Loyoli: „Czyń tak, jakby wszystko zależało od ciebie, a módl się i ufaj tak, jakby wszystko zależało od Boga”. Skoro nawet w zbawczym swym dziele Chrystus potrzebuje naszego współudziału, to jakże tym bardziej potrzebuje go „w czasach zarazy”. 

Nie będę się dalej teologicznie wymądrzać, bo są od tego więksi specjaliści. Ja się znam – trochę, tyle, co mieć doktorat, więc i tu znajdzie się wielu lepszych ode mnie i chwała Bogu – na drobnoustrojach chorobotwórczych. Zatem z tego punktu widzenia najpierw ośmielę się spojrzeć na dokument, którym media zajmowały się tydzień temu, a potem pochylę krótko nad tym, co mamy zrobić jako Kościół my wszyscy. Od hierarchii po laikat. Aczkolwiek wytyczne w tym zakresie w najlepszy sposób sformułuje Główny Inspektorat Sanitarny, gdy go się o to poprosi. I lepiej to zrobić zanim on po prostu będzie coś kazał. Możemy jeszcze ograniczyć straty i zadziałać mądrze, z dużym prawdopodobieństwem skuteczności.

Pierwszy akapit dokumentu sygnowanego przez abp. Gądeckiego (nie przeznaczonego dla wiernych i nie odczytywanego w kościołach) nie budzi zastrzeżeń epidemiologa, a brzmi: „W związku z możliwością pojawienia się koronawirusa na terenie Polski, zachęcam duchowieństwo i wiernych do zachowania zwiększonej ostrożności. W ewentualnych ogniskach tego zjawiska należy – w kościołach i pomieszczeniach parafialnych – przez czas jego trwania starać się o zmniejszenie ryzyka zachorowań poprzez zwrócenie szczególnej uwagi na zachowywanie podstawowych zasad higieny.” Brak tu jednak konkretnych wytycznych. Brak zapewnienia, że „dołożymy wszelkich starań” –  i tych starań dołożenia. Trzeba tu zapewnić dostęp do dezynfekcji rąk. I tyle. Z prostej przyczyny – osoba zarażona poda księdzu papier, a on wkładając go do kartoteki poliże swój palec – i już nie ma potencjalnie kto wyspowiadać tej parafii przed Wielkanocą. Bo ksiądz proboszcz zaraz poda rękę wikarym. 

Istnieje pilna konieczność regularnego i prawidłowego dezynfekowania powierzchni dotykanych rękami wiernych w kościołach. Zwłaszcza takich, jak klamki, gałki drzwi, pulpity klęczników, stoliki z informacjami, okładki śpiewników, etc. Najlepiej po każdym nabożeństwie. I informacji (prawdziwej), że to jest robione. Aby ludzie przestali się bać – aby zobaczyli świątynię, jako miejsce bezpieczne.

Istnieje też pilna potrzeba zastąpienia tradycyjnej tacy skarbonkami, które da się zdezynfekować od wierzchu, do których wrzucenie ofiary nie wymaga międlenia pieniędzy w ręku przez kilka minut. Osoba otwierająca skarbonkę powinna robić to w rękawiczkach lateksowych, pouczona wcześniej jak je prawidłowo założyć i ściągnąć, aby nie zwiększyć ryzyka zakażenia. Ewentualnie – zastąpienie ofiary składanej w monetach/banknotach – przelewami. To by było najrozsądniejsze i w dzisiejszych czasach posiadania konta bankowego właściwe przez każdego – wykonalnym. Nie porównujemy się ze sklepami – mnie nie interesuje, że tam jest więcej zagrożeń, ponieważ zakupy mogę robić przez Internet, a do kościoła tak nie chcę przychodzić, chyba że będę musiała.

Trzeba koniecznie wprowadzić powszechnie i odgórnie inny sposób przekazywania znaku pokoju niż podanie dłoni – pouczając jednocześnie wiernych, aby unikali podawania dłoni jako gestu powitania. Jest tyle innych pięknych gestów wyrażających szacunek czy sympatię, jak skinięcie głowy, uśmiech etc. Czy jakieś słowa, np. “Niech pokój Chrystusowy będzie zawsze między nami”. Może to wprowadzić każdy proboszcz z osobna, chodzi jednak o to, że w zaistniałej sytuacji jest wielce pożądanym, aby instrukcja w tej sprawie była jasna i zastosowana powszechnie. Zatem wynikła z troski biskupów o powierzone im przez Boga wspólnoty.

Wreszcie organizacja – musimy jako wspólnota wiernych, pod światłym kierownictwem biskupów, się zorganizować. Na razie nikt od nas nie wymaga heroizmu. Chodzi o to, by przeżyć post, czyli rekolekcje i spowiedź w sposób minimalizujący zagrożenia. Trzeba koniecznie wprowadzić porządek spowiedzi tak, aby ludzie mogli stać w odległości 1 m od siebie w kolejce. Zatem – rozłożyć je mocno w czasie i zorganizować ulicami czy innym porządkiem. Ludzie się dostosują, trzeba im tylko wyjaśnić, dlaczego. Że problem jest poważny, a Kościół chce służyć wiernym w tak ciężkim czasie, jak najlepiej i jak najbezpieczniej. Trzeba koniecznie zabronić całowania stuły po spowiedzi – to piękny i potrzebny gest, ale nie należy do meritum sakramentu, więc jego zawieszenie nie jest destrukcyjne. Trzeba uświadomić spowiedników, że muszą zadbać o siebie (zasady takiej dbałości są podane na stronach Głównego Inspektoratu Sanitarnego), o swoje bezpieczeństwo. Żadnego spowiadania na krzesłach, bez kratki i folii. Bo jeśli nam się pochorują kapłani – cóż poczniemy, my wierni? Trzeba rozmawiać z wiernymi, uświadamiając im zagrożenie wspierając ich, redukując lęki i panikę. Trzeba ich umocnić. 

Akapit drugi komunikatu został doskonale skomentowany przez post Pani Moniki Nowak przytoczony powyżej, więc co mi tu dodawać? Brzmi on: „Ponieważ istnieje wiele dróg przenoszenia się tego wirusa – a komunikacja między ludźmi jest dzisiaj bardzo intensywna – trzeba, aby księża biskupi w swoich diecezjach, w ośrodkach, w których pojawiłoby się takie zagrożenie, przekazali wiernym informację o możliwości przyjmowania na ten czas Komunii świętej duchowej lub na rękę.” To bardzo ciekawy z epidemiologicznego punktu widzenia pomysł. Ale, jeśli jest uzupełniony o to, że ludzie mają te ręce dobrze umyte lub zdezynfekowane i nie zrobili w międzyczasie żadnej z bezsensownych nimi manipulacji.

Pominę tu akapit, czym jest komunia duchowa. I przejdę do najbardziej moim zdaniem przedziwnego w swej wymowie zdania tego dokumentu: „Kto ma obawy przed zarażeniem, ten nie powinien w tym czasie korzystać z wody święconej umieszczonej w kropielnicach.” Powiem tak (najpierw jako katolik), woda święcona to sakramentalium, które jest wiernym potrzebne i ma swoją rolę do spełnienia w wymiarze metafizycznym i duchowym. Jest zatem skandalem (przepraszam za mocne słowo, ale nie znajduję innego), że zamiast znaleźć sposób (a istnieją sposoby) na dostarczenie wiernym możliwości korzystania z wody święconej w sposób bezpieczny epidemiologicznie, my im mówimy, że z tych grzechów powszednich to się mają oczyszczać… No właśnie, jak? 

A już użycie sformułowania „kto ma obawy” jest w tym wypadku ze wszech miar niestosowne po prostu. Woda święcona ma być tak dostarczona wiernym, aby oni nie mieli obaw. Wirus jest obiektywnym zjawiskiem materialnym i woda jest materialnym elementem tego sakramentalium, jakim jest woda święcona. Parafrazując słowa Jezusa o cesarskim i boskim – trzeba spytać materialistów o materię i z materią tak postępować, jak materialista wskaże. Na przykład – za wejściem do świątyni można postawić pojemnik zamykany z kurkiem, kapiący kropelkami bardzo malutkimi tę wodę do drugiego pojemnika, gdzie jest zbierana i następnie utylizowana z szacunkiem należnym sakramentaliom (np. podlewanie kwiatów w świątyni etc). Każdy wierny przystawałby na moment i podstawiał palec pod kurek nie dotykając go. Można? Można. A straciliśmy dwa tygodnie, podczas których przynajmniej w wielkich świątyniach w metropoliach mogliśmy wprowadzić takie rozwiązanie. Istnieje oczywiście możliwość udzielenia wiernym wody święconej do prywatnych pojemniczków etc. 

Warto też pomyśleć nad uruchomieniem jakiejś zwiększonej troski o starsze osoby w parafiach, tak, by nie musiały wychodzić i narażać się zbytnio na zakażenie (sprawunki, poczta, apteka etc). Może to robić chętna do pomocy młodzież, ale trzeba ją koniecznie pouczyć, jak mają dezynfekować ręce i zapewnić im środki do tego. Dzieci i młodzież – jak dotąd – nie chorują na COVID-19. Ale wiadomo z publikacji naukowych, że ulegają zakażeniu wirusem i mogą go roznosić, choć nie mają objawów choroby. Dlatego to kluczowe, żeby zwrócić się szczególnie do dzieci i młodzieży i w sposób niebudzący w nich lęków czy poczucia winy, wyjaśnić jak mają działać, aby babcie i dziadkowie byli bezpieczni i zdrowi.

Akapit ostatni („Pamiętajmy, że w czasie każdego zagrożenia życia społeczności ludzkiej odwoływano się zawsze do mocy gorącej modlitwy i skuteczności sakramentów. Dlatego zachęcam wszystkich do ożywienia głębokiej wiary w moc Eucharystii i polecania Panu Bogu tej sprawy w modlitwie powszechnej”) jest bardzo ważny jeśli nie najważniejszy. Wskazuje jednak, że komunikat napisano jakby bez pełnego i głębokiego rozeznania się w sytuacji tak tej epidemii (i samej materii epidemiologii chorób zakaźnych), jak i obyczajów panujących w ramach liturgii w większości polskich świątyń. Otóż, modlitwa wiernych jest odczytywana z jakiejś książeczki przez osobę przypadkową spośród wiernych lub lektora czy ministranta i na ogół dobrze jeśli ma jakikolwiek związek z czytaniami liturgicznymi na dany dzień. Na ogół nie ma jednak nic wspólnego z bieżącą sytuacją na świecie czy w Polsce. Przecież nikt nie usiądzie i nie napisze tego sam. To trzeba sformułować i ludziom dać do ręki. Osobiście uważam też, że już jest najwyższy czas, aby Kościół w Polsce, przestał gromadzić się na masowych ulicznych modlitwach (wprawdzie szansa zakażenia na świeżym powietrzu jest mniejsza, niż w zamkniętym pomieszczeniu, ale tłum jest zawsze miejscem rozprzestrzeniania chorób zakaźnych roznoszących się kropelkowo – a taka jest COVID-19). Zamiast tego czas, by zacząć codzienne, odmawiane po każdej Mszy Świętej, suplikacje. I wszelkie modlitwy upraszające Bożego Miłosierdzia. Zachęcajmy dzięki mediom katolickim do podejmowania takich wysiłków prywatnie, w łączności z innymi przez radio czy telewizję i Internet. „Powietrze” bowiem przyszło, co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości. 

Kryzys to nie tylko zagrożenie. To też szansa. Możemy jako Kościół wyjść z niego wzmocnieni. A możemy – osłabieni, zalęknieni i rozbici. Przykład Kościoła we Włoszech niech służy jako memento. Tu nie ma już i odrobiny czasu do stracenia.

Magdalena Kawalec-Segond

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----


Magdalena Kawalec-Segond

Jest biologiem molekularnym i mikrobiologiem, doktoryzowała się z zakresu epidemiologii zakażeń szpitalnych i zjadliwości drobnoustrojów chorobotwórczych. Od ćwierć wieku popularyzuje naukę w polskich mediach, w tym "Gościu Niedzielnym" i prowadzi stronę na Facebook "Naukovo.pl".