Polemiki
2018.08.18 21:27

Franciszek i pokrzywy

Kiedyś ks. Łukasz Weber, przełożony Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X w Polsce, nauczył mnie niemieckiego zwrotu sich in die Brennnesseln setzen - czyli samemu wpakować się w pokrzywy, nawarzyc sobie piwa, czy zakiwać się na śmierć, używając języka potocznego. Powiedzenie o pokrzywach funkcjonuje od tego czasu w naszej rodzinie, choć pewnie inni nie rozumieją o co chodzi.

Piekące pokrzywy przychodzą mi na myśl, kiedy widzę zmagania konserwatywnych publicystów z ostatnim posunięciem papieża Franciszka, który zrezygnował z poparcia Kościoła dla kary śmierci. Ćwiczone od pięciu lat odruchy pozwalają błyskawicznie zareagować, wysunąć argumenty nie do odparcia, a nawet skrzyknąć aktyw intelektualistów, którzy poprzez kardynałów chcą wymusić na Papieżu cofnięcie decyzji. Można odnieść wrażenie, że stosowanie kary śmierci jest główną katolicką powinnością i drogą do zbawienia dla wszystkich zainteresowanych.

Tymczasem warto by było się zastanowić, w jaki sposób doszło do tego, że Kościół przez wieki akceptował karę śmierci. Jest w końcu wspólnotą, której Założyciel sam padł ofiarą mordu sądowego. Sięgając do źródeł widzimy przekonanie, że będzie to narzędzie służące utrzymaniu chrześcijańskiego porządku społecznego - ochronie niewinnych i karaniu sprawców. W sojuszu tronu z ołtarzem przyznano rządzącym państwami nadzwyczajne uprawnienie, aby korzystali z niego w słusznej sprawie.

Czy państwa wywiązały się ze swojej powinności? Można mieć do tego poważne wątpliwości. Kościół żyrował nie tylko wyroki wykonywane na przestępcach, ale też eliminację przeciwników politycznych, czy poddanych buntujących się przeciwko niesprawiedliwości ze strony władzy. Rewolucja Francuska przyniosła eksterminację katolików w majestacie prawa, a III Rzesza ubrała prawników z doktoratami w czarne mundury SS i stworzyła tak doskonałe prawne uzasadnienia dla ludobójstwa, że mało kogo udało się potem skazać. W dzisiejszych czasach możemy tylko się cieszyć z tego, że kara śmierci nie jest stosowana, bo sami byśmy pierwsi poszli na stryczek. Sądy są bowiem w świecie zachodnim forpocztą postępu, który jest wprowadzany niezależnie od tego, czy obywatele sobie tego życzą, czy nie.

W tym momencie pojawia się kwestia pokrzyw. W protestach przeciwko modyfikacji katechizmu widać bowiem głównie antyfranciszkowe zacietrzewienie. Wbrew temu, co pisze

Tomasz Rowiński w artykule Zbliża się czas reformy Kościoła?, z perspektywy mojej wiejskiej parafii urząd papieski nie wywołuje “niezdrowych emocji”, a sprawa kary śmierci nie budzi sporów, ani podziałów. Zwykli katolicy rozumieją, że nie można w nieskończoność podtrzymywać kontraktu, który druga strona już od dawna wykorzystuje na naszą niekorzyść. Ruch Franciszka nie świadczy zatem o “nieuporządkowaniu urzędu papieskiego”, ale o trzeźwej ocenie sytuacji.

Autor kończy swój tekst prognozą zmian w Kościele. Warto mieć świadomość, że obecny pontyfikat jest rezultatem wyborów dokonywanych przez poprzednich papieży. Bez ich akceptacji Jorge Mario Bergoglio mógłby być co najwyżej proboszczem w jakiejś argentyńskiej parafii. Dlatego epoka “super-papieży”, jak ich nazywa Rowiński, to nie wypadek przy pracy, ale efekt realizacji planu rozciągniętego na dziesięciolecia. Pius XII musiał ćwiczyć gestykulację przed nagraniami telewizyjnymi, Franciszek kontakt z mediami ma we krwi. Dlatego myśląc o Jego następcy spodziewam się raczej… super-Franciszka.

Maciej Tryburcy

 

Warto przeczytać także:

 

O postępach turbopapiestwa - Tomasz Rowiński

Ukryty sens pontyfikatu Papieża Franciszka - Filip Łajszczak

A czy Ty hejowałeś już dziś Papieża Franciszka - Maciej Tryburcy

Franciszek w Poroninie - Michał Barcikowski

Jarmark światowości - Michał Barcikowski

 

 


Maciej Tryburcy

(1972), mąż jednej żony i ojciec sześciorga dzieci. Prywatny przedsiębiorca, po godzinach szefuje Stowarzyszeniu Rodzin im. bł. Mamy Róży. Mieszka na wsi mazowieckiej.