Z kapitularza
2018.10.10 12:58

Dwunasty stopień pokory. Czytanie Reguły (dzień czterdziesty)

9. lutego 10. czerwca 10. października

Dwunasty stopień pokory: jeżeli mnich nie tylko w sercu, ale także w samej postawie okazuje zawsze pokorę oczom ludzi, a mianowicie w czasie Służby Bożej, w oratorium, w klasztorze, w ogrodzie, w podróży, na polu, czy gdziekolwiek indziej, bez względu na to, czy siedzi, chodzi, czy też stoi, zawsze niech ma spuszczoną głowę i oczy skierowane ku ziemi. Czuje się bowiem w każdej chwili winnym grzechów swoich i uważa, że już staje przed straszliwym Sądem. Powtarza też sobie zawsze w sercu to, co mówił ze spuszczonymi ku ziemi oczami ów ewangeliczny celnik: Panie, ja grzeszny, nie jestem godzien podnieść oczu moich ku niebu; a także z Prorokiem: Schylony jestem i poniżony ciągle (Ps 38[37],7—9; Ps 119[118],107).

Przeszedłszy wszystkie owe stopnie pokory, mnich dojdzie wkrótce do tej miłości Boga, która, jako doskonała, usuwa precz lęk (1 J 4,18). I co poprzednio tylko z obawy wypełniał, tego wszystkiego będzie teraz przestrzegał bez żadnego trudu, z przyzwyczajenia, niejako w sposób naturalny, już nie ze strachu przed piekłem, lecz z miłości do Chrystusa, bo nawykł już do dobrego i znajduje radość w cnocie. Oto, co przez Ducha Świętego zechce Pan objawić łaskawie w słudze swoim oczyszczonym z błędów i grzechów.

Dotarliśmy wreszcie do dwunastego stopnia pokory. Cały Rozdział 7. to, jak już mówiłem wcześniej, via crucis. Zdobywając cierpliwie owe dwanaście stopni, mnich ma udział w cierpieniach Chrystusa. Passionibus Christi per patientiam participemur (Prolog). Doszedłszy do ostatniego, mnich wspina się na ołtarz Krzyża. Pada w objęcia Ukrzyżowanego, by zaczerpnąć głęboko ze źródła zbawienia bijącego w Jego świętym boku.

Będziecie więc z radością czerpać wodę ze zdrojów wybawienia!” (Iz 12,3).

Zszedłszy uprzednio w dolinę własnej marności, mnich na dwunastym stopniu pokory podnosi oczy ku Obliczu Miłości Ukrzyżowanej. A czyniąc to, zaczyna wierzyć w tę miłość, którą Bóg umiłował go jako pierwszy.

My to poznaliśmy i uwierzyliśmy miłości, którą Bóg ma względem nas. Bóg jest miłością i kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg przebywa w nim. (1J 4,16).

Święty Benedykt pragnie, byśmy zrozumieli, że mnich, który doszedł do dwunastego stopnia pokory, przemienia się na podobieństwo Jezusa Ukrzyżowanego. Staje się żywą ikoną Jezusa Umęczonego, ikoną Chrystusa w chwili Jego przejścia do Ojca.

Kiedy Jezus skosztował octu, powiedział: „Wykonało się”; po czym skłonił głowę i oddał ducha. (J 19,30).

Zachęcając mnicha do chodzenia z pochyloną głową, święty Benedykt zdaje się nawiązywać do tego właśnie fragmentu czwartej Ewangelii. Jezus Ukrzyżowany z pochyloną głową poddaje się całkowicie woli Ojca i taka też ma być postawa mnicha, w którym Duch Święty odbija obraz śmierci Chrystusa. Wspaniała i bardzo pokorna siedemnastowieczna benedyktynka, Matka Mechtylda de Bar, rozumiała, że udoskonalanie życia monastycznego polega na adorowaniu Boga i poddawaniu się Jego woli. Jej ostatnie słowa brzmiały następująco: J'adore et me soumets; "Wielbię i poddaje się". Uleganie komuś rodzi wśród ludzi współczesnych negatywne, a nawet patologiczne skojarzenia, jednak w tajemnicy Chrystusa i świętych, podporządkowanie się Ojcu jest ostatecznym aktem poddania się Bożej miłości. To właśnie w tym mnich staje się podobny do Jezusa Ukrzyżowanego.

Słowo „poddać się” oznacza postawić się poniżej kogoś, uznać czyjąś władzę. Dokładnie to wyraża nasz Pan, skłaniając głowę: podporządkowuje się woli Ojca, w dobrowolnym, wyrażającym miłość akcie samounicestwienia. Sed semetipsum exinanivit; „lecz ogołocił siebie samego” (Flp 2,7), czyli stał się niczym dla samego siebie.

Ojciec miłuje Mnie, dlatego że oddaję swoje życie, aby je znowu odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz oddaję je z własnej woli. Posiadam bowiem władzę, aby je oddać, jak i ponownie odzyskać. Takie polecenie otrzymałem od mojego Ojca” (J 10,17-18).

Pochylona głowa Jezusa w chwili Jego przejścia do Ojca pobudzała wyobraźnię niektórych architektów, którzy projektowali kościoły inspirowane krucyfiksem. W takich budowlach prezbiterium znajdowało się nie na przedłużeniu nawy, ale było przesunięte w lewo, tak by oddać położenie ciała Chrystusa na krzyżu w momencie śmierci. Miałem okazję oglądać jedno z tych prezbiterów kilka lat temu podczas pobytu w Viterbo. Mały XII-wieczny kościół pod wezwaniem św. Marka ma właśnie taki zmodyfikowany plan krzyża, symbolizujący dopełnienie się Świętej Ofiary w chwili śmierci Jezusa. Ta myśl architektoniczna jest w swej istocie bardzo benedyktyńska. Wyraża w kamieniu to, co święty Benedykt chciał widzieć w „żywych kamieniach”, jakimi są mnisi.

Dotarłszy do tajemnicy Krzyża, mnich odnajduje miłość Ojca. Miłość ta sprawia, że to, co niegdyś wydawało się bardzo trudne, czy nawet niewykonalne, teraz staje się dziwnie proste i cudownie możliwe; i to wbrew wszelkim przeciwnościom. Zbawienne zakazy, których niegdyś przestrzegało się z musu i dobre uczynki pełnione ze strachu, przez Ducha Świętego zmieniają się w wyrazy miłości, która bije z głębin duszy. Tam, gdzie kiedyś płynęła zimna woda surowej obserwancji czy też letnia woda łagodniejszej, zaczyna płynąć rzeka nowego wina. To wino Bożej miłości, które wszystko czyni słodkim. To, za co kiedyś płaciło się drogo i co trudno było utrzymać, teraz staje się darem, którym łatwo się dzielić, darem, którego nie mogą zabrać ani siły ludzkie ani diabelskie, ponieważ chroni go miłość.

Podobnie i wy – teraz się smucicie, lecz Ja znów was zobaczę i wtedy wasze serce będzie się radowało, a nikt nie pozbawi was tej radości. W owym dniu o nic nie będziecie Mnie już pytać. Uroczyście zapewniam was: O cokolwiek poprosicie Ojca w imię moje, da wam. Dotychczas nie prosiliście o nic w imię moje. Proście więc, a otrzymacie, aby wasza radość była pełna (J 16,22-24).

Mark Kirby OSB

tłum. Natalia Łajszczak


Dom Mark Daniel Kirby OSB

(1952), przeor klasztoru Silverstream w hrabstwie Meath w Irlandii.