szkice
2021.09.16 12:48

Drogi, ścieżki, podmuchy, czyli słowo o marksizmie, kontrkulturze i katolicyzmie

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.plZ góry dziękujemy.

Na pustyni nie ma wielu kwiatów. Te, które tam są, mają twarde, chropowate łodygi, tak aby przystosować się do nieprzyjaznego gruntu i przetrwać gorące podmuchy. Cokolwiek jednak wyrasta z ziemi, i rośnie nadal, kieruje się ku słońcu, i nie może inaczej.

W świetle krytyki marksistowskiej chrześcijaństwo u swojego zarania, oddzieliwszy się od synagogi, stanowiło swoisty ruch rewolucyjny, aby z czasem zakrzepnąć w jeszcze jedną religię na usługach „klasy panującej”. To model proponowany także przez Rousseau, choć znacznie starszy, bo Tertulianowski. A więc coś, co pierwotnie miało pozostać ruchem emancypującym (wciąż jednak na miarę religijnego świata), szybko osadziło się na gruncie statycznego oczekiwania zaświatów, przyjmując tę samą starą logikę władzy i posłuszeństwa. Emancypacja Boga-człowieka w imię ludzkości-jako-boga została zdławiona. Następna miała być reformacja, a jeszcze następny ateizm. Toteż kard. Georges Cottier, referując poglądy Marksa dotyczące religii, stwierdził, że „każda klasa panująca używa tej religii, jaka jest z nią zgodna, podczas gdy klasa wstępująca nadaje sobie religię rewolucyjną”. Tłumaczy to fascynację autora Kapitału tymi odmianami chrześcijaństwa, które odznaczało się postawą buntowniczą wobec reguł i instytucji. Sekty i herezje zdawały mu się bowiem odblaskami wspomnianej „religii rewolucyjnej”, a więc ruchu wyzwolenia, którego dokonywał człowiek jeszcze nie dość dojrzały, aby wyjść z wiary, ale już na tyle świadomy, aby wyrazić nieposłuszeństwo w imię ubóstwienia własnego człowieczeństwa. Z drugiej strony komunistyczny działacz Georges Marchais pisał na początku lat siedemdziesiątych, że „dzisiaj coraz częściej spotyka się chrześcijan, którzy nie przeżywają swojej wiary jako indywidualnej i biernej ucieczki ku szukaniu pociechy w zaświatach, ale jako uzasadnienie ich walki przeciw społeczeństwu, które uważają za źle urządzone”. 

Z tego powodu tacy kontrkulturowi twórcy, jak Michelangelo Antonioni czy Jean-Luc Godard, niejednokrotnie wyrażali fascynację chrześcijaństwem, pozostając jednocześnie w sferze niewiary. Kontekstem było zawsze poczucie kryzysu współczesnego człowieka poddanego nicości. Antonioni wyrażał świecką, choć niepozbawioną pewnych rysów mistycznych, wiarę w życiodajny nurt rewolucji. Miał on przepływać przez wczesne chrześcijaństwo, aby w naszych zmęczonych postmodernizmem czasach objawić się jako kontrkulturowa witalność. Zabriskie Point to chyba jedyny film reżysera, który wbrew przegranej jednostki zatrzymuje nadzieję wspólnego ideału i kończy się ujęciem słońca. Ale tutaj ujawnia się pewien paradoks. Przejście w „religię rewolucyjną” już się dokonało, tyle tylko, że w wyobrażeniu bohaterki opowieści, Darii, i nie zdołało stworzyć lepszego świata, w którym można nareszcie spocząć; dalej znowu czeka na nią bezkres drogi i kolejne horyzonty. Słońce pozostanie niedosiężne, widoczne, lecz dalekie. Będzie oświetlało kolejne akty buntu w imię życia, zawsze jednak  jako symbol nadziei oczekiwania. Zawsze jako mesjasz. 

W dziejach nowoczesnej myśli spoglądano na tę kwestię z wielu stron. Mówiono oczywiście, że ateizm Marksa podszyty był nadzieją prawdziwie religijną, a więc pewnego rodzaju oczekiwaniem na wypełnienie dziejów, „zbawieniem człowieka” i „opatrznością”, tyle tylko, że w ramach materialistycznych przekonań autora. Odwrotną perspektywę przyjął Ernst Bloch, bodaj główny filozoficzny inspirator rewolty studenckiej 1968 roku, zdaniem którego struktura marksistowska jawi się jako coś pierwotnego względem religii. Człowiek od zawsze dążył do lepszego świata. Oczekiwanie na zbawcę istniało zatem wcześniej, aniżeli jego religijne zrozumienie. Wiara pojawiła się później. Stanowiła ona odpowiedź na fundamentalną ludzką dążność do lepszego jutra, do „domu” i słońca. Stąd bierze się, zdaniem Ernsta Blocha i Rogera Garaudy’ego, rewolucyjny aspekt chrześcijaństwa. Dzięki wierze w bogoczłowieczeństwo Wcielenia weszło ono w najsilniejszy jak dotąd kontakt z pierwotnym przeznaczeniem człowieka. Jeden z tytułów, którym przedstawiał się Jezus Chrystus, czyli Syn Człowieczy, odnosiłby się do tego właśnie aspektu wyzwolenia osoby ludzkiej ku jej rzeczywistemu (czyli rewolucyjnemu) spełnieniu.

Ustawiczna nowość, bezdomność, nazwanie bezkresnego nieba dachem własnego świata… Życie, które czyni z Marka i Darii, dwójki bohaterów Zabriskie Point, swego rodzaju nowoczesnych, świeckich i kontrkulturowych ascetów. Oboje stają się przecież uciekinierami od rzeczywistości zagospodarowanej przez wielkomiejską żądzę zysku. W jednej ze scen niedocenionego arcydzieła Antonioniego Daria dzwoni do swojego ojca, szefa wielkiego koncernu, i oznajmia mu, że jest w drodze (niejednoznaczność in statu viae zamierzona). Cel tej drogi to pustynne miejsce, gdzie możliwa jest kontemplacja. On pyta ją: „Zamierzasz się spotkać ze znajomymi?”, a ona odpowiada: „Będę medytować”. On dalej pyta: „Ale co zamierzasz robić na tej pustyni?”; scena i nieudany dialog kończy się spojrzeniem z wieżowca na parking samochodowy wielkiej firmy z „amerykańskiego snu”. Umysł praktyczny kontra umysł żyjący. Zwielokrotnienie materii wypełniającej świat konsumpcji i alienacji, a gdzieś dalej – cisza i próżnia pustyni medytacji. O tym stanie świadomości, stale balansującym pomiędzy modernistyczną witalnością a postmodernistycznym kultem „tymczasowości”, mówiła niezliczona wprost ilość tekstów kontrkulturowych:

 

Któregoś dnia
przyjdzie jutro,
choć dziś
nie napawa mnie lękiem (...);
twój umysł się gubi
w świecie, który
nie istnieje dla ciebie,
czuję to samo, ale
wciąż mam tu tak wiele do zrobienia.

 

W innym utworze Jerry’ego Millera można usłyszeć:

 

Chcę wiedzieć dokąd zmierzam —
zmierzasz donikąd;
to nieważne,
zmierzasz donikąd (…);
możesz zdobyć wszystko,
i wszystko to odrzucić;
chcę wiedzieć, dokąd zmierzam —
zmierzasz donikąd.

 

Dzieła Antonioniego nader często koncentrowały się na postępującej alienacji nowoczesnego człowieka. Samotność, nie ta chwilowa, emocjonalna, lecz głęboka i trwała, czyli egzystencjalna, wynikać miała ze zbyt zachłannego i bezdusznego gospodarowania przestrzeni życia przez miasta, maszyny, fabryki jako symbole pogoni za zyskiem. Można (a nawet trzeba) spojrzeć na ten problem także przez pryzmat wiary. Człowiek współczesny, który żyje „bardziej w kulturze, niż w naturze”, przestaje zdumiewać się i kontemplować, staje się za to obojętny na podmuchy życia, aby wszystkie swoje siły zużywać na produkcję. Homo sapiens przeistacza się w homo faber. Istota wolna zostaje niewolnikiem swoich własnych dzieł. Nie dąży, lecz wytwarza. Nie ma przed sobą drogi, lecz tylko materiał. Stąd też w społeczeństwie technokratycznym zanika rzeczywista komunikacja ze światem, z realnością i naturą rzeczy, a co za tym idzie — także z samym sobą. Brak dostępu do zakamarków „ja” staje się (zgodnie z zasadą św. Augustyna, „wejdź w samego siebie, a spotkasz Boga”) przeszkodą na drodze do transcendencji. Rozmaite świeckie ruchy nadawały temu dążeniu szereg nazw, takich jak „autentyczność”, „emancypacja” albo urzeczywistnienie”. Trudno nie przyznać jednak, że chodziło wciąż o ten sam widnokrąg; właśnie o transcendencję szukaną niejako po omacku (Dz 17,27). 

Wiadomo, że Antonioni spoglądał na te problemy przez pryzmat humanizmu marksistowskiego, a więc tego, co Ernst Bloch nazwał „poszukiwaniem ojczyzny” oraz „samoobjawieniem tożsamości człowieka”. Myśl katolicka mówi natomiast o „aktualizacji” osoby i natury ludzkiej w kontakcie z Bogiem. Bohaterowie Zabriskie Point uciekli z miasta, aby odnaleźć prawdziwe życie na jałowej, pustynnej ziemi. Wcześniej św. Hieronim ze Strydonu wyznawał, że miasto jest dla niego „więzieniem”, a piaszczyste wydmy i groty to „rajski ogród”. Słońce świeciło nadal, nad sprawiedliwymi i niesprawiedliwymi; ogrzewało i okrywało blaskiem, cierpliwe dla tych, którzy mogą (a mimo to wciąż nie mogą) rozpoznać jego istotę.

Michał Gołębiowski

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.


Michał Gołębiowski

(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.