Felietony
2017.12.11 19:43

Czekając na Petrarkę…

Katarzyna Ochman z Uniwersytetu Wrocławskiego, postawiła czytelników wobec arcyciekawego pytania[i]: czy to, co obecnie widzimy w światowej kulturze intelektualnej, nie jest zapowiedzią kolejnego (a konkretnie – szóstego już) renesansu? Aby było ciekawiej, autorka owo zjawisko pojmuje jako odrodzenie kultury antycznej, przede wszystkim w jej literackim i językowym charakterze. A przede wszystkim – co stanowiłoby element konstytutywny – jako powrót do języków klasycznych, przede wszystkim łaciny.

Można oczywiście wzruszyć ramionami i przejść nad tą tezą do porządku dziennego. Widzimy bowiem kolejny dowód na to, jak odklejeni od rzeczywistości naukowcy wymyślają bzdury. Wszyscy wszak wiemy, jak potrzebna jest nagroda Ig-Nobla. Przecież każdy widzi, że kultura klasyczna jest obecnie odwrocie (ba… w zaniku); że łaciny coraz mniej w obiegu naukowym i literackim (nawet lekarze i prawnicy już się nią nie posługują), i tak dalej… I tak dalej…

Ale lektura artykułu Pani Doktor w najmniejszym stopniu nie wskazuje na to, abyśmy mieli do czynienia z mitomanką. Autorka doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co nazywamy upadkiem cywilizacji łacińskiej w Europie i na świecie; zna także wszelkie jego przejawy. Widzie jednakże także inne zjawiska, które pozwalają zupełnie odmiennie patrzyć na rzeczywistość.

Dużo się dziś mówi o usuwaniu łaciny ze szkół, o wypieraniu studiów klasycznych z uniwersytetów, o wszechobecnym pragmatyzmie i braku zrozumienia dla „prawdziwej” humanistyki. W tak dekadenckim nastroju łatwo przeoczyć jaskółki zapowiadające zmianę na lepsze, które być może przelatują gdzieś całkiem blisko. A jednak ruch renesansowy jest zauważalny. Jeszcze dziesięć lat temu można było go bagatelizować, ale dzisiaj nie da się już pominąć go milczeniem. Nie w sytuacji, gdy co kilka miesięcy w Internecie pojawia się nowy kanał wideo czy podcast, którego twórcy – młodzi ludzie z różnych stron świata – regularnie publikują autorskie nagrania w języku łacińskim, a posługują się przy tym nierzadko wyjątkowo poprawnym łacińskim idiomem i wykazują szerokie oczytanie w tekstach autorów klasycznych, a niekiedy i nowołacińskich. Nie można zamykać oczu na to, że w immersyjnych kursach języka łacińskiego organizowanych na przykład w Poznaniu czy we Wrocławiu co roku bierze udział po kilkudziesięciu uczestników rozmaitych narodowości, którzy nie tylko uczą się łaciny na różnych poziomach zaawansowania, ale przede wszystkim budują międzynarodową społeczność, która jako żywo zaczyna już przypominać dawną res publica litterarum. Jej członkowie piszą do siebie listy (po łacinie), zdobywają stopnie naukowe (na podstawie łacińskich dysertacji), dedykują sobie nawzajem traktaty i artykuły (zredagowane po łacinie), wygłaszają przemówienia i wystąpienia konferencyjne (po łacinie), układają poezje i teksty piosenek, które potem recytują i śpiewają (oczywiście po łacinie), wreszcie śmieją się, kochają i kłócą (po łacinie).[ii]

Jednakże samo zauważenie (i nazwanie) pewnych, podnoszących na duchu, ale jednak wciąż jednostkowych, faktów nie wystarcza. I w tym miejscu należy podkreślić, że do zagadnienia autorka podchodzi z zacięciem rasowej uczonej i nie opiera się jedynie na mniemaniach. Podstawą jej tezy jest bowiem solidna analiza historyczna, którą co prawda ukazuje w swoim tekście skrótowo, ale na tym fundamencie może z pełną odpowiedzialnością postawić swą kontrowersyjna tezę.

W dziejach kultury europejskiej mieliśmy – co tego zgodni są niemal wszyscy uczeni – z przynajmniej pięcioma zjawiskami zasługującymi na miano renesansu. Pierwszy miał miejsce przed Chrystusem i związany był z utworzeniem biblioteki aleksandryjskiej przez Ptolemeuszy. Kolejny miał miejsce już w naszej erze i związany był z okresem „gdy cesarze z dynastii Antoninów, zachwyceni językiem i literaturą grecką, zaczęli świadomie promować Ateny jako ośrodek nauczania retoryki i filozofii.”[iii] Kolejne to już okres karoliński, następnie wiek dwunasty oraz „renesans właściwy” – ten z XV i XVI stulecia.

Przebadawszy owe historyczne momenty autorka formułowała tezę, że możemy pozwolić sobie na pewien „nieoczywisty sposób patrzenia na historię kultury europejskiej”, patrzenie to polega na – zaprawdę niespodziewane – połączeniu perspektywy badań zjawisk literacko-językowych oraz historii technologii. „Na przestrzeni dziejów nieraz zdarzało się, że skok w postępie technologicznym pociągał za sobą rozkwit życia kulturalnego danej społeczności.”[iv]

Jako oczywisty przykład podaje wykorzystanie prasy drukarskiej i – będący jej skutkiem – skokowy wzrost nakładów książek. Jednak w każdym ze wskazanych przez autorkę renesansów, mamy do czynienia z takim współistnieniem.

W sposób oczywisty dzisiejsza rewolucja internetowa, połączona ze (słabymi wciąż) znakami powrotu do łaciny i studiów nad klasycznymi autorami, pozwala na taką hipotezę. I jestem głęboko przekonany, że każdy z czytelników znajdzie kilka przykładów powrotu do kultury klasycznej.

Jako pierwszy z brzegu można wskazać powrót języka łacińskiego do liturgii, który to ruch coraz wyraźniej jest widoczny w Kościele rzymsko-katolickim. Ta odnowa starych form, coraz powszechniej skutkuje znajomością łaciny, i to nie tylko kościelnej, ale i klasycznej oraz powrotem do lektury tekstów liturgicznych i teologicznych, dokumentów kościelnych oraz filozoficznych powstałych w języku Horacego.

Oczywiście w tej – napełniającej otuchą – beczce miodu jest niejedna łyżka dziegciu. A nawet tych łyżek tysiące. Internet bardziej przypomina śmietnik niż narzędzie porządkujące nasze myślenie. A ów powrót do łaciny jest raczej tamą stawianą odpływowi kultury niż ożywczym prądem powrotnym. Ale trudno jednak bez namysłu odrzucić tezę Katarzyny Ochman, choćby jako hipotezę badawczą.

Być może już na naszych oczach pojawiły się wiersze, a może inna forma tekstów, nowego Petrarki. I być może za lat trzysta nikt nie będzie nawet przypuszczał, że ów autor nie był powszechnie znany. Przecież był Internet…

Wszak i nam samym nader często umyka fakt, że o tym geniuszu, za jego życia, słyszało mizerne kilka tysięcy osób. Zatem oczekiwanie na nowego Petrarkę nie musi być jałowe.

Ale skoro oczekujemy nowego renesansu, to jednak warto byłoby na nowo odnowić nie tylko znajomość klasycznych lektur na temat tego okresu, ale i na nowo podjąć debatę nad tym okresem cywilizacji i jego skutkami nie tylko kulturowymi, ale także politycznymi czy społecznymi. Widzimy wspaniały rozwój języka  i literatury (o sztukach plastycznych autorka milczy, ale jest to milczenie nie-wykluczające), ale nie ma mowy o tym, że był to też okres, w którym rozpoczął się europejski podbój świata. Bez renesansu i humanizmu nie byłoby kolonializmu i dominacji naszej kultury na całym świecie. Nie ukrywajmy – dominacji trwającej aż do dzisiaj. W tym sensie możemy mówić o wciąż trwających skutkach renesansu piętnastowiecznego.

Bez humanizmu nie byłoby powrotu do niewolnictwa, wyplenionemu (zdałoby się bezpowrotnie) przez chrześcijańskie średniowiecze. Bez powrotu do kultury antycznej, europejskie prawodawstwo nie pozbawiłoby praw majątkowych, i w gruncie rzeczy wszelakich praw, kobiet.

Można by bez żadnych problemów spisać ogromną „czarną księgę” renesansu i zaopatrzyć ją w wiele apendyksów. Tylko po co? W gruncie rzeczy przewaga zalet klasycznej kultury nad jej wadami powinna być aksjomatem. A jeżeli nie jest? To oznacza, że wciąż oczekujemy na Petrarkę.

 

Juliusz Gałkowski

 

[i] Katarzyna Ochman, Zmierzch cywilizacji łacińskiej czy początek szóstego renesansu?, Nauka 4/2017, s. 129–140, tekst artykułu dostępny w Internecie, pod tym linkiem.

[ii] Tamże, s. 135-136

[iii] Tamże , s. 131

[iv] Tamże, s. 129


Juliusz Gałkowski

(1967) historyk sztuki, teolog, filozof, publicysta, bloger. Stały publicysta miesięczników: Egzorcysta i List. Współpracuje z portalami areopag21.pl, rebelya.pl, historykon.pl, teologia polityczna.pl. Ponadto pisuje w wielu innych miejscach. Mieszka w Warszawie.