Traditionis custodes
2021.07.22 14:53

Życie w dwóch formach

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.plZ góry dziękujemy.

Nie mam żadnych, najmniejszych nawet, wątpliwości, dotyczących prawowierności ksiąg liturgicznych rytu rzymskiego opublikowanych po II Soborze Watykańskim. Nie uważam, żeby rozmowa na temat czy są one jedynym możliwym czy też najlepszym z możliwych ucieleśnieniem soborowej Konstytucji o Liturgii była czymś nagannym. Osobiście uważam, że ani nie są jedynym możliwym, ani nie są najlepszym i nie sądzę, żeby to oznaczało, że kwestionuję Sobór. Ale nie o tym chcę tutaj napisać. Do 16 lipca jeśli tylko byłem w domu, na niedzielną Eucharystię wybierałem się na sumę do swojej parafii. Muszę powiedzieć, że to jak była i jest ona sprawowana, wiele zawdzięcza Benedyktowi XVI: aspersja, okadzenia, Kanon Rzymski, godne szaty liturgiczne. Jeszcze czasem marzyłem sobie o tym, żeby było więcej łaciny i chorału, żeby plastikowe atrapy zamienić na woskowe świece.

Owszem mam niedaleko kościół, gdzie jest celebrowana dawniejsza Msza. Czemu bywałem na niej z rzadka? Motywy były rozmaite: pozytywne - docenianie wartości związku z własną parafią terytorialną; niedookreślone - nie cała rodzina podzielała skłonności tradycjonalistyczne w tym samym stopniu co ja; negatywne - godzina celebracji bardzo dezorganizowała niedzielne życie rodzinne. W ostatnim okresie doszło jeszcze, bolesne dla mnie bardzo, niemal całkowite ignorowanie zaleceń sanitarnych przez wiernych. (Oczywiście spotykałem się z tym też poza kontekstem “starej” Mszy, ale nie w swojej parafii.)

Kiedy jednak wyjeżdżam poza dom, a już szczególnie zagranicę, staram się jeśli tylko jest taka możliwość, uczestniczyć we Mszy odprawianej wg dawniejszego zwyczaju. Dlaczego? Powód podstawowy jest taki, że poziom klerykalizacji jednej z tych form liturgicznych względem drugiej ma się jak nowojorski Empire State Building do tamtejszej, katolickiej katedry św. Patryka, I to forma dawniejsza jest katedrą. Czytam rozmaite wypowiedzi zwolenników nowszej formy mszy, jak to wspaniale, że wreszcie mamy wspólnotę, aktywne uczestnictwo, zaangażowanie świeckich. Problem jednak jest taki, że kiedy idę na niedzielną Mszę w dawnym rycie i kapłan - celebrans, i ja podlegamy tym samym rubrykom. On wie jakie modlitwy ma odmówić, ja wiem jakie on odmówi i mam ze sobą poręczny mszalik. Jeśli moja łacina nie domaga, mogę odczytać sobie modlitwy po polsku.

A kiedy idę na Mszę w miejscowym języku? Znam kilka lepiej lub gorzej, ale jeśli to np. węgierski? A miałem okres w życiu, że kilka razy w roku tylko taka Msza była mi dostępna (lub też w znanym mi języku, ale już w jednym z rytów wschodnich). Mam niedzielny mszalik dla wiernych, ale to bardzo gruba cegła, niewygodna w użyciu. Zresztą jeśli nie znam języka, to skąd mam wiedzieć jakie modlitwy odmawia celebrans? Bo w zreformowanej Mszy rzymskiej podejmuje on kilka, jak nie kilkanaście decyzji o tym, który z dopuszczonych wariantów wybierze. Mówimy o formule pozdrowienia wstępnego, akcie pokutnym, niekiedy o długości perykopy ewangelicznej, kształcie i wezwaniach modlitwy powszechnej, prefacji, Modlitwie Eucharystycznej, wezwaniu do Ojcze nasz, modlitwie o pokój, formule rozesłania. Na to wszystko jako zwykły wierny nie mam żadnego wpływu. To wyłącznie decyzja kapłana! To który sposób odprawiania Mszy jest bardziej klerykalny? No już nie mówiąc o tym, że w zreformowanej mszy, kapłan jest uznawany za tak ważnego, że poza zupełnie wyjątkowymi sytuacjami, przyznaje mu się dużo bardziej wyróżnione miejsce i stawia po przeciwnej stronie ołtarza niż reszta wiernych. 

Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę, że nie piszę tu o żadnych skrajnych ekscesach: gitarach,  niestosownych i prymitywnych kompozycjach muzycznych, tańcach z flagami, stroboskopowych światłach, wprowadzaniu do zdobienia ołtarzy całkowicie świeckich elementów, zastępowaniu modlitw z Mszału własnymi improwizacjami. Miałem szczęście, że przytrafiało mi się to bardzo rzadko. Raz tylko wyszliśmy z żoną z kościoła, kiedy homilia zaczęła się od wyświetlenia na telebimie zasłaniającym pół prezbiterium (od początku budził niepokój) tandetnej kreskówki przedstawiającej właśnie odczytaną perykopę ewangeliczną. Pojechaliśmy do innej parafii czekając godzinę na rozpoczęcie kolejnej Mszy.

Decyzja papieża Franciszka bardzo mnie zasmuca. Nie widzę w niej żadnego dobra, nie wiem czemu ma służyć. Diagnoza problemów związanych z tzw. tradycjonalistami wydaje mi się co najmniej grubo przesadzona. Podjęte środki zaradcze nieadekwatne. Wreszcie niepokoi mnie wypaczenie myśli Benedykta XVI. Bo on na pewno nie zakładał, że celem Summorum Pontificum jest doprowadzenie do sytuacji, w której kiedyś wszyscy katolicy rzymscy będa uczestniczyc tylko we Mszy wg Mszału Pawła VI. A na podstawie doświadczenia z własnej Parafii wiem, że bez tego, że gdzieś jest stale odprawiana ta dawniejsza Msza, że ona jest w pewnych aspektach wzorcem godnego celebrowania Bożych Misteriów, nowe Msze będa pozbawione zakorzenienia w Tradycji.

Piotr Chrzanowski

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.

 


Piotr Chrzanowski

(1966), mąż, ojciec; z wykształcenia inżynier, mechanik i marynarz. Mieszka pod Bydgoszczą.