Teologia poetów
2022.05.30 18:22

Życie jak rzeka, czyli o metafizyce spontanicznego poznania

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.plZ góry dziękujemy.

 

Wiarę można porównać do człowieka, który zanurza się w nurcie zimnej wody, aby doznać ulgi. Jeszcze przed chwilą ciążył mu każdy krok stawiany na spieczonej ziemi; jego nogi były zmęczone całodzienną drogą, piach przylgnął mu do ubrania, a skórę spiekło słońce w zenicie. Teraz jednak wchodzi w prądy rzeki, czując odnowienie całego ciała. Chłodna woda przyjmuje go i włącza w nieustający przepływ życia.

Czymś podobnym jest postawa zaufania, która daje ludzkiej duszy być może jeszcze pełniejszy odpoczynek i orzeźwienie. Rozpoznanie obecności Boga, który kieruje krokami (Prz 20,24) i wiedzie prostą drogą (Ps 23,3), staje się wówczas źródłem niezmąconego pokoju. Kiedy przez człowieka przepływa nurt wiary, szybko staje się jasne, na czym polega nakazany przez Boga shalom, czyli odpoczynek. To nic innego, jak poddawanie się życiu z jego niepowstrzymaną dynamiką i parciem do przodu. To również zawierzenie woli Boga, który łagodnie i bez przerwy przenosi człowieka z miejsca na miejsce, tak aby ostatecznie wpłynął do ujścia swojego powołania. 

Do miejsca tak mocno upragnionego odpoczynku prowadzi zrozumienie prawdy o stałej bliskości Boga. Pan jest już blisko – pisał apostoł, dodając: o nic nie bądźcie zbytnio zatroskani (Flp 4,5-6). Warto jednocześnie zauważyć, że nie ma w Piśmie Świętym takiego fragmentu, który sam w sobie dostarczyłby wyczerpującego opisu działania Opatrzności. W rzeczywistości bowiem wiara w nieustanną opiekę „Obecnego zawsze i wszędzie” – a takie jest jedno ze znaczeń Alfy i Omegi – przepaja całe Pismo. Wynika to wprost z wyjątkowości żydowskiego rozpoznania Boga jako kogoś bliskiego, żywego i dynamicznie zaangażowanego w los stworzenia, a więc radykalnie odmiennego od bożków pogańskich, którzy dodawali chwilowej i złudnej otuchy, aby wreszcie okazać się jedynie pustą ideą albo posągiem. 

Mojżesz, niegdyś wydobywający wodę z rozgrzanych na słońcu skał, pod koniec życiowej drogi pytał Izraela: Bo któryż naród wielki ma bogów tak bliskich, jak Pan, Bóg nasz (Pwt 4,7). To jedno zdanie stało się jakby podsumowaniem całej drogi przez pustynię. Wszystko to sprowadza się do znanego religijnego sformułowania, że Bóg jest Kimś żywym. Oznacza to, że jest „żywo obecny” jako sprawca każdego momentu, zdarzenia i pogody. Panie, pokaż nam Ojca, a to już nam wystarczy (J 14,8) – prosił jeden z uczniów Jezusa. I tak rzeczywiście jest. Nie potrzeba niczego więcej, jak tylko wejście w rodzinną ze swej „natury” relację Izraela z Bogiem.

Jeżeli zatem Bóg jest żywy, to Jego wpływ musi dotykać konkretnych przejawów życia. Dlatego prorok Izajasz, pośród wielu obietnic nieba, przekazał także zapewnienie, zgodnie z którym ufny człowiek będzie doświadczał „pokoju niczym płynącej rzeki” (zob. Iz 48,18). Użyte tutaj hebrajskie słowo shalom oznacza oczywiście odpoczynek połączony ze stanem głębokiego wewnętrznego wyciszenia. To zamknięcie oczu i poddanie się nurtom życia, a więc postawa znana wszystkim mistrzom modlitwy. Nietypowe porównanie shalom do nahar, czyli „odpoczynku” do „strumienia” lub „rzeki” próbował z kolei wyjaśnić św. Ambroży z Mediolanu, wskazując z jednej strony na przejrzystość i piękno płynącej wody, a z drugiej – na przyjemność, jakiej doświadcza podróżny, który staje przy brzegu i nareszcie gasi pragnienie. A więc poddanie się woli nieba to ochłoda ducha.

Pójdźmy dalej. Jeden z psalmów mówi o tym, że Bóg własnoręcznie „kieruje zdroje wód do strumieni, które sączą się pośród gór” (zob. Ps 104,10). W obrazie tym zawarto głęboką prawdę, którą należy jednak właściwie rozumieć. Od dawna było bowiem wiadomo, że wszystkie zjawiska przyrody dokonują swojego dzieła zgodnie z niezmiennymi prawidłami rzeczywistości. Tymczasem psalmista przypisał ruch wód w strumieniu interwencji Boga. Przy bardziej wnikliwej lekturze okazuje się, że sprzeczność pomiędzy tymi dwoma ujęciami jest tylko pozorna. Biblijny autor chciał bowiem uzmysłowić słuchaczom, że w sensie absolutnym wola Boga ma zawsze pierworzędny i ostateczny (choć tajemny i skryty za przyczynami fizycznymi) wpływ na wszystko, co naturalne. 

Ale przytoczony tekst psalmu uświadamia nam coś jeszcze. W sensie duchowym mówi o tym, że ręka Boga wie, jaki jest cel życia każdego pojedynczego człowieka oraz każdej z wielu codziennych spraw. Prowadzi On bowiem zdroje do strumieni, ponieważ zna ich naturę i przeznaczenie. Będąc Stwórcą, nie stoi z daleka i nie kryje się nawet wtedy, gdy jest doświadczany jako Ktoś ukryty (zob. Hi 35,13), ale przenika wszystko. On uczestniczy we wszystkim, a my „poruszamy się w Nim i jesteśmy” (zob. Dz 17,28). Mówiąc jeszcze dobitniej, Bóg zawiera w sobie życie wszystkiego, aby nadać każdemu tchnienie. Dlatego pojednanie woli ludzkiej z Jego wolą jest jak wejście w nurt wody, która zna kierunek przepływu. 

Prowadzenie stworzeń, które wynika z życia Stwórcy od początku rozlewało się na wszystkich, nie tylko tych, którzy wyraźnie Go poznali. Apostołowie głosili poganom, że chociaż słowa Boga nie były znane poza Izraelem, to „On nie przestawał czynić dobrze ludom”, zwłaszcza wtedy, gdy „zsyłał deszcz, aby sprawić im urodzaj”, a nawet „napełniał radością ich serca” (Dz 14,17). Wszystko to miało stanowić μάρτυς, czyli świadectwo o niebie rozciągniętym nad każdym człowiekiem; o obecności, przychylności oraz bliskości Pana zastępów. Jego Byt wiele razy i na różne sposoby (Hbr 1,1) udowadnia, że jest błogosławieństwem. On „kieruje zdroje wód do strumieni” (zob. Ps 104,10), zgodnie z ich celem i dobrem.

W innym psalmie udręczony sługa Pański mówi, że cały „jest rozlany niczym woda” (zob. Ps 22,15). I chociaż współczesna egzegeza stwierdza, że obraz ten przedstawia ogrom cierpień wewnętrznych i zewnętrznych, to katolicka tradycja modlitewna dokonała na tym gruncie zaskakującej interpretacji. Zauważano, że woda zawsze dostosowuje się do kształtu naczynia, do którego zostaje przelana. Skoro więc dusza psalmisty zaczyna się „rozlewać” to oznacza, że przyjmuje wolę Boga i zasypia w tym stanie. Do tego można dodać: woda zawsze znajduje ujście, przeciskając się przez najmniejsze szczeliny, aby przeć naprzód. Dusza „rozlana” zawsze znajduje drogi nadziei, choćby miała podążać drogą inną od tej, którą wcześniej zamierzała pójść z własnej woli.

Czy tak rozumiane „rozlewanie się” nie przywraca nas przypadkiem do życia zgodnego z naszą naturą? Henri Bergson opisywał ludzką świadomość jako nieprzerwany nurt myśli, wrażeń i obrazów. Jeden stan wewnętrzny płynnie przechodzi w następny, tak że nawet nie da się wskazać na początek czy koniec jakiejś idei. Wydaje się, że wszystko składa się na ciągły ruch. Tak myśli, jak i odczucia płyną swobodnie, tak że dopiero intelektualna refleksja potrafi je oddzielić i nazwać. Katolicka metafizyka tworzona w cieniu Bergsona chętnie zaadaptowała ten sposób opisu świadomości, aby przypomnieć o wartości spontanicznego poznania świata. Człowiek płynący z nurtem rzeczywistości dociera do zachwytu nad istnieniem, a wreszcie odkrywa obecność Boga. 

Na miarę kontrkultury „dzieci kwiatów” wyczucie Bergsonowskiej płynności świadomości, jak również spontanicznego poznania świata miał Bob Rafkin, który tak pisał w utworze śpiewanym przez The Byrds:

 

Gdy byłem mały,
usiadłem raz nad rzeką
ledwie jedną milę od domu,
a od wszystkiego - wiele mil;
spojrzałem, to było dawno,
usłyszałem tę piosenkę:
zrób to, co słuszne,
zanurz się w swobodnej wodzie,
to wszystko, czego trzeba ci. 

 

Nie jest to życie zgodne z wielką ideą, ani z manifestem na ustach. Jest raczej spojrzeniem dziecka, kogoś, kto ma uszy do słuchania, i to wystarczy. Jest spotkaniem z prostą, ewangelicznie „ubogą” rzeczywistością, która przemawia bogactwem istnienia, a przez to oznajmia, że z pewnością istnieje Byt. Jest wreszcie odkryciem tego, że niebyt nie jest dobrem. Dobrem jest istnienie oraz obecność.

Wcześniej była jednak mowa o zasypianiu w stanie poddania własnej woli. Pozwalam mojej duszy trwać w spokoju i ciszy, wyznawał psalmista, jak małe dziecko u stóp matki, tak we mnie przebywa moja dusza (Ps 131,2).To ważny trop. Klasycy duchowości katolickiej zwracali bowiem uwagę na dwie zupełnie odmienne postawy, które można przyjąć wobec prowadzącej nas Opatrzności Bożej. Są nimi bierność i współpraca, przy czym byłoby zbytnim uproszczeniem uznanie jednej z nich za właściwą, a drugiej – za bezwzględnie błędną. Istnieją sytuacje, które wymagają od człowieka wysiłku ciała i rozumu, ale istnieją też takie, których trud polega na przyjęciu prawdy o własnej bezradności. Obie mają swoje miejsce w dynamice życia łaską.

Zasadniczą postawą człowieka wobec Opatrzności jest współdziałanie rozumu i wolnej woli, przykładanie rąk do pługa, obsiewanie i poszukiwanie mądrości, tak aby nie przyjmować łaski Bożej na próżno (2 Kor 6,1). Zdarzają się jednak okoliczności, które przekraczają zdolność dokonania własnego osądu. Na stronach ksiąg mądrościowych ojciec poucza syna: czasem wydaje się komuś, że jakaś droga jest prosta, ale okazuje się w końcu, że to droga do śmierci (Prz 16,25). Jeśli tak, to nie spisaną odpowiedzią na ten werset powinno być: „istnieją drogi, które wydają się wyboiste i kręte, choć to właśnie one prowadzą do życia”. O wszystkim decyduje prowadzenie Boga, którego nie da się okiełznać, zwłaszcza wtedy, gdy obiera drogi przeciwne ludzkiej roztropności. 

Czasem wiara oznacza działanie wbrew wszystkiemu, co widać. Innym razem sprowadza się ona do zawierzenia w niewiedzy. Jestem jak ten, do którego nic nie dociera i który na nic nie ma odpowiedzi (Ps 38,15) – mówi psalmista. A w innym miejscu wyznaje, że „zamilkł i nie otwiera ust, gdy sam Bóg zaczyna działać” (Ps 39,10). Kiedy umysł pozostaje w zamęcie i nie rozpoznaje właściwej drogi, może zacząć „zabiegać i martwić się o zbyt wiele”, nie wiedząc, że w takich chwilach tylko jedno jest potrzebne (Łk 10,41-42). Prosty akt poddania się woli Boga, przypominając płynięcie wraz ze strumieniem bądź prądem rzeki, sprawia, że Bóg w ten czy inny sposób „dokonuje reszty”(Ps 37,5).

Zaufanie wprowadza człowieka w strumień spokojny i swobodny. Samo Pismo zapewnia, że Bóg przemawia przez doświadczenie pokoju w sercu (zob. Flp 4,9), a Jego głos daje się rozpoznać nie we wzburzeniu, ale w łagodnym przypływie, który rodzi nadzieję (zob. 1 Krl 19,12). Wszystko to, co porywiste i niszczące, choćby narzucało się jako wyrazisty głos ludzkiego wnętrza, nie jest inspirowane łaską. Do życia w pokoju powołał nas Bóg (1 Kor 7,15), a gdzie Duch Pański, tam wolność (2 Kor 3,17) – tak mówią teksty natchnione. Podobno te dwa słowa, „pokój” i „wolność”, wskazują na stan, który rodzi się w duszy prawdziwie wierzącej. Chodzi oczywiście o żywe zaufanie. Można je, mówiąc inaczej, rozpoznać po stanie wewnętrznego „wyciszenia” i „odpoczynku”, tak aby ciałem stało się słowo, które mówi, że wysławia Pana ten tylko, kto cieszy się życiem (Syr 17,28). 

Pokój nie pojawia się jednak od razu, jakby za sprawą jednorazowego wysiłku woli. Rodzi się raczej powoli, czasem w trudzie, a czasem w radości, zaś dojrzewa wówczas, gdy człowiek umniejsza swój ludzki sposób myślenia (zob. J 3,30), pozwalając słowom Boga nieustannie i rytmicznie przelewać się do wnętrza. Natchnienia z nieba stają się wówczas jakby drugim tętnem. Drzewa zasadzone nad rzeką są zresztą jednym z powtarzających się biblijnych obrazów człowieka, który ustawicznie czerpie życie od Boga, a następnie odradza się, aby wydawać zawsze dojrzały owoc.

Istnieje jeszcze jedna obietnica, wielokrotnie zresztą przypominana przez proroków: spieczone i suche pustkowia staną się miejscem przepływu wód. Obfitować zaczną miejsca, które nie dawały żadnej nadziei na odrodzenie. O nic nie bądźcie zbyt zatroskani (Flp 4,6), mówi Bóg ustami apostoła. Życie spokojnie prze naprzód. Nie przyspiesza, a często wybiera kręte, skaliste i ciasne drogi. Zawsze jednak dąży do celu.

Michał Gołębiowski

 

 

zdj. Katarzyna Żabczak

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.


Michał Gołębiowski

(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.