Gdyby chcieć stworzyć kompletną listę ideologicznych zaangażowań ZNP po tej jedynej „właściwej stronie”, byłaby ona dość długa, a słynny „Płomyk” z marca 1936 roku – z tekstami Wandy Wasilewskiej zawierające peany na cześć ZSRR – nie stanowiłby pozycji wyjątkowej, ale być może sięgam „za głęboko” w przeszłość.
Dziwi jednak wypowiedz prezesa ZNP Sławomira Broniarza podczas wysłuchania publicznego w sprawie nowelizacji ustawy o systemie oświaty, które odbyło się 9 stycznia br. w Audytorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego: Od 1989 r. mamy do czynienia z niebywałym upolitycznieniem systemu oświaty. […] nowelizacja jest elementem realizacji obietnicy wyborczej jednej partii, która nie liczy się z głosami innych środowisk, ugrupowań, orientacji i opcji politycznych[1].
W kontekście tej wypowiedzi można byłoby zapytać, gdzie były władze związku, gdy szkołę upolityczniał np. Jerzy Wiatr z SLD, a następnie, gdy kolejni włodarze MEN niszczyli w edukacji te nieliczne dobre elementy, które się w niej jeszcze ostały, wprowadzając do szkół deprawację pod hasłem „edukacji seksualnej”, ideologię gender czy różnego rodzaju „programy antydyskryminacyjne”, będące kanałami transmisyjnymi dla różnorakich ideologii.
Rozumiem też, że przed 1989 rokiem – zdaniem prezesa ZNP – oświata nie była upolityczniona.
Afiliacja polityczna władz ZNP jest oczywista, choć skrywana pod pozorem reprezentowania interesów środowiska nauczycielskiego i troski o swoiście pojęte dobro edukacji. Nie odmawiam prawa do zrzeszania się w związkach zawodowych ludziom reprezentującym różne poglądy polityczne, także gdy dotyczy to nauczycieli. Nie może być jednak tak, że wyraźnie ideologicznie nacechowane środowisko (mam przede wszystkim na myśli władze ZNP, a nie jego szeregowych członków) rości sobie prawo do reprezentowania wszystkich nauczycieli, a właściwie szerzej: wszystkich ludzi związanych z edukacją, w tym także rodziców. Dobrą ilustracją tego jest pozytywne stanowisko ZNP zajęte wobec wprowadzenia obowiązku szkolnego dla sześciolatków i opór wobec cofnięcia tej nieszczęsnej zmiany.
Obywatelskie wysłuchanie publiczne dot. 6-latków – 2016-01-07
Zdaniem Związku Nauczycielstwa Polskiego, cofnięcie reformy obowiązku szkolnego dla sześciolatków zdezorganizuje system oświaty. Sukcesywnie w szkole podstawowej, gimnazjum, szkole ponadgimnazjalnej oraz na studiach zabraknie jednego rocznika uczniów. Ponadto upowszechnienie edukacji przedszkolnej dla dzieci trzyletnich i czteroletnich w sytuacji powrotu sześciolatków do przedszkoli będzie praktycznie niemożliwe. W konsekwencji zmniejszą się szanse na sukces edukacyjny polskiego dziecka.
(źródło: http://www.znp.edu.pl/element/2575/Obywatelskie_wysluchanie_publiczne_dot._6-latkow)
Warto podkreślić, że pomysł obniżenia wieku szkolnego spotkał się z dezaprobatą znacznej części rodziców, a także środowiska nauczycielskiego. Ale przecież ZNP wie lepiej, co jest lepsze dla dzieci niż ich rodzice. Warto też zwrócić uwagę, że największą troską władz związkowych jest obrona „systemu oświaty” przed dezintegracją.
Argumenty przytaczane na rzecz utrzymania gimnazjów również ogniskują się wokół kwestii związanych z rzekomymi zwolnieniami i kosztami, a także przewidywanym zamieszaniem wokół podstawy programowej. ZNP zachęca do zbierania podpisów pod petycją „Razem dla gimnazjów!”[2], przedstawiając jednocześnie swoje stanowisko w tej sprawie oraz 5 powodów, dla których nie należy likwidować gimnazjów:
1. Problemy nie znikną
Nie rozwiąże to istniejących problemów, lecz stanie się źródłem kolejnych, generując napięcia i niepokój zarówno wśród rodziców, jak i uczniów. Gimnazja trzeba wspierać m.in. poprzez zatrudnienie psychologów, pedagogów, tworzenie mniej licznych klas.
2. Zwolnienia
Spowoduje to masowe zwolnienia. Mamy ponad 7,5 tysiąca gimnazjów, nie wszyscy pracownicy tych szkół znajdą zatrudnienie w innych placówkach.
3. Koszty
Zmiana wygeneruje dodatkowe koszty związane m.in. z wprowadzeniem nowych programów, podręczników i przygotowaniem szkół.
4. Chaos
Wprowadzi chaos w podstawach programowych, które były niedawno zmienione oraz w systemie egzaminów zewnętrznych.
5. Wyniki gimnazjalistów
Badania pokazują, że gimnazja nie są takie złe, jak je malują. Za ich likwidacją absolutnie nie przemawiają wyniki gimnazjalistów. Wg międzynarodowego badania PISA 2012 nastąpiła znacząca poprawa wyników polskich gimnazjalistów we wszystkich trzech obszarach objętych badaniem, dzięki czemu Polska jest w czołówce krajów Unii Europejskiej!
Za likwidacją gimnazjów nie przemawiają też badania dotyczące przemocy w szkołach: Raport IBE „Bezpieczeństwo uczniów i klimat społeczny w polskich szkołach” (2015) [...]
(źródło: http://www.znp.edu.pl/element/2538/5_powodow_dla_ktorych_nie_nalezy_likwidowac_gimnazjow)
Pokrótce spróbuję ustosunkować się do tych pięciu punktów:
1. Problemy same nie znikną wraz z likwidacją gimnazjów – to prawda, ale jeśli działanie to będzie stanowiło tylko jeden z ważnych elementów zmian strukturalno – programowych (a tylko wtedy ma ono sens) zmierzających do stworzenia ram do solidnej edukacji na pierwszym etapie edukacyjnym oraz przywrócenia właściwego miejsca kształceniu ogólnokształcącemu w klasycznym rozumieniu tego pojęcia, przy jednoczesnym odbudowaniu w nowej formule szkolnictwa zawodowego, przyczyni się ono, bez wątpienia, do rozwiązania znacznej części z nich i zminimalizowania pozostałych. Droga do tego nie wiedzie przez zatrudnianie w szkołach kolejnych ekspertów czy ogłaszanie programów antyprzemocowych, antydyskryminacyjnych, etc., ale przywrócenie w pracy wychowawczej antropologii opartej na realistycznej filozofii i odwołanie się do formowania cnót. Konieczne jest odbudowanie autorytetu nauczyciela, którego źródłem nie jest władza państwowa, ale mandat udzielany przez rodziców. Może się to dokonać tylko na drodze podporządkowania kształcenia i wychowania prawdzie i dobru, zapewnienia rodzicom możliwości wyboru takiej formy edukacji, którą uznają za najlepszą dla własnego dziecka (edukacja domowa, szkoła publiczna lub prywatna).
2. Trudno mówić tu o szczegółach w sytuacji, gdy nie znamy jeszcze nawet szkicu propozycji MEN w tej kwestii, ale radziłbym zachować zdrowy rozsądek. Na skutek tych zmian liczba dzieci nie zmniejszy się, nie zmieni się też liczba lat pełnego cyklu edukacyjnego. Dokonają się tylko „przesunięcia” między szkołami – zapewne przy zmniejszeniu ogólnej ich liczby (liczby szkół). Na pewno zmniejszy się liczba osób związanych z obsługą administracyjną szkół, a także kadry kierowniczej (chociaż wcale tak być nie musi). Zakładam też, że zostaną wprowadzone przepisy zmniejszające maksymalną dopuszczalną liczbę uczniów w oddziałach klasowych.
3. Tak, poniesienie kosztów związanych ze zmianami programowymi jest nieuniknione. Ale w sytuacji, w której mamy bardzo złe podstawy programowe i podręczniki (z nielicznymi wyjątkami), obrana status quo jest kompletnie niezrozumiała. Oczywiście koszty te warto ponosić tylko wtedy, jeśli zmiany nie będą polegały na „kosmetyce”, ale sięgną fundamentów, zmieniając paradygmaty obowiązujące w edukacji od bardzo dawna. Swoboda w doborze materiałów dydaktycznych przez nauczycieli pozwoliłaby na uniknięcie kosztownych procedur związanych z dopuszczaniem podręczników do tzw. użytku szkolnego.
4. I bardzo dobrze. Bo ten „system” trzeba odrzucić, łącznie z obecną formułą egzaminów zewnętrznych nastawionych na testowanie i użyteczność wiedzy i umiejętności (nazywanych w oświatowej nowomowie kompetencjami), które mają sprawdzać.
5. Wyniki PISA sprawdzają to, co mają sprawdzać zgodnie z wolą decydentów całego tego systemu. Jakoś dziwnie nie koresponduje to z oceną wystawianą absolwentom tego systemu przez znaczną część środowiska akademickiego, które twierdzi, że duża cześć młodzieży z dyplomem maturalnym, to wtórni analfabeci. Doświadczenie życiowe zdaje się to potwierdzać, coraz więcej młodych ludzi ma problemy z rozumieniem siebie i otaczającego ich świata; nawet jeśli czasami są sprawnymi wykonawcami pewnych specjalistycznych czynności i potrafią zawierać doraźne kontrakty. Byłbym ostrożny z wyciąganiem zbyt pochopnych wniosków z przywołanego raportu IBE. Według danych z dokumentacji szkół skontrolowanych przez NIK w 2014 roku najwięcej zachowań patologicznych występuje w gimnazjach (8,8 proc. uczniów). W szkołach podstawowych odnotowano takie zachowania wśród 5,5 proc., a w ponadgimnazjalnych wśród 2,2 proc uczniów[3]. Oczywiście są to niepokojące dane, które winny stanowić punkt wyjścia do poważnej debaty nad kierunkiem koniecznych zmian w odniesieniu do całego systemu edukacyjnego, pamiętając, że to rodzina jest pierwszym i naturalnym środowiskiem wychowawczym, a szkoła ma ją w tym zadania wspierać.
Należy mieć nadzieję, że coraz większa liczba osób zdaje sobie sprawę, że ZNP dla swojej wiarygodności potrzebuje wciągania w awanturnicze rozgrywki środowiska nauczycielskiego. Środowiska bardzo zmęczonego permanentną reformą, która – jak dotąd – prowadziła donikąd (a właściwie do kompletnego upadku oświaty i prestiżu zawodu nauczycielskiego). Mądrzy nauczyciele i mądrzy dyrektorzy szkół potrzebują dobrych ram do wykonywania swojej pedagogicznej misji, najczęściej intuicyjnie (bo trudno mówić o systemie kształcenia nauczycieli z prawdziwego zdarzenia) czują oni, co jest właściwe, a co nie. Tylko dla takich ludzi powinno być miejsce w szkole i szeroko pojętej edukacji. Ufam, że to właśnie oni będąc zaczynem autentycznej odnowy oświaty, powiedzą przywódcą ZNP: „panowie, sztandar czas wyprowadzić”.
Ostatni cytat ze strony internetowej ZNP pozostawiam bez komentarza:
WOŚP to edukacja społeczna w praktyce – 2016-01-08
Od 24 lat uczniowie i nauczyciele angażują się w działalność Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, zbierając pieniądze dla potrzebujących dzieci, dorosłych i seniorów. Takie aktywne zaangażowanie, szczególnie młodego pokolenia, kształtuje kompetencje obywatelskie, które należą do tak ważnych w dzisiejszym świecie kompetencji kluczowych. Edukacja obywatelska przygotowująca uczniów do uczestnictwa w życiu społecznym to nie tylko lekcje w szkolnej klasie, ale także praktyczne doświadczenie zdobywane podczas takich akcji charytatywnych jak finał WOŚP. Przypominamy również, że Jerzy Owsiak jest Przyjacielem Szkoły, a ten honorowy tytuł otrzymał podczas Gali Nauczyciel Roku w 2007 r.
(źródło: http://www.znp.edu.pl/element/2577/WOSP_to_edukacja_spoleczna_w_praktyce)
Artur Górecki
[1]http://www.znp.edu.pl/element/2578/Nagranie_video_z_wysluchania
[2] http://www.znp.edu.pl/element/2568/PETYCJA_Razem_dla_gimnazjow
[3]https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-zapobieganiu-patologiom-w-szkolach.html
Artur Górecki (1975) doktor historii, ukończył także studia filozoficzno-teologiczne i zarządzanie oświatą; autor książek poświęconych historii społecznej i życiu religijnemu w XIX i na początku następnego stulecia, artykułów, przyczynków naukowych i recenzji; współzałożyciel i redaktor czasopisma WychowujMy!; nauczyciel i wieloletni dyrektor placówek edukacyjnych różnych szczebli; dyrektor Departamentu Kształcenia Ogólnego i Podstaw Programowych w MEiN; propagator edukacji klasycznej.