O. Jacek Salij OP w książce Eseje tomistyczne zbiera nauczanie św. Tomasza z Akwinu na temat aktu wiary, który jest jednocześnie naszym osobistym aktem, nie ograniczającym się przecież wyłącznie do samego przyjęcia prawd wiary rozumem, ale również przekraczającym w pewnym sensie nasze naturalne możliwości.
Św. Tomasz rozróżnia trzy poziomy naszej wiary. Pierwszy poziom to credere Deum, czyli poziom przyjęcia intelektualnego wszystkich prawd wiary, których naucza Kościół (zauważmy, że ten poziom wiary mamy wspólny także z szatanem[1]).
Drugi poziom to credere Deo, czyli zaufanie Bogu. My, na mocy samej naszej skrzywionej przez grzech pierworodny natury, nie mamy takiego podstawowego zaufania do Boga, że Jego przykazania są słuszne, że On rzeczywiście przez te przykazania chce naszego dobra, że wypełnianie Jego woli jest najprostszą drogą do szczęścia. Zatem ten poziom drugi, możliwy do osiągnięcia dzięki łasce, jest uzdrowieniem z tego braku zaufania.
Wreszcie trzeci poziom credere in Deum, to ten rodzaj przylgnięcia do Boga, który sprawia, że Jego ścieżki są naszymi ścieżkami i nasza wola jest w pełni zgodna z Jego wolą. I to jest dopiero wiara dojrzała.
Każdy w tym momencie powinien się zastanowić: czy moja wiara jest na tym najwyższym poziomie? Lub raczej: któż z nas może o sobie powiedzieć, że jego wiara jest tak dojrzała? Św. Tomasz zadaje zatem podchwytliwe pytanie: jakim zatem prawem możemy mówić co niedziela na mszy Credo?[2]
Odpowiedź św. Tomasza jest wspaniała: to wyznanie wiary w Symbolu nie jest tylko naszym osobistym aktem:
W Symbolu wyznaje wiarę niejako cała osoba Kościoła, który właśnie przez wiarę staje się czymś jednym. Otóż wiara Kościoła jest wiarą ukształtowaną przez miłość: taka bowiem wiara znajduje się w tych wszystkich, którzy należą do Kościoła nie tylko liczbą, ale i duchową postawą. Toteż zawarte w Symbolu wyznanie wiary wyraża wiarę ukształtowaną przez miłość: aby nawet jeśli jacyś wierni nie mają takiej wiary, starali się ją osiągnąć.[3]
Wyznanie wiary w Symbolu jest zatem taką formułą, która nie służy do indywidualnego aktu. My tylko na zasadzie współuczestniczenia przyłączamy się do głosu Kościoła i wyznajemy z nim naszą wspólną wiarę. Podobnie rzecz się ma z głosem Kościoła w modlitwie brewiarzowej. Przecież odmawiający Psalmy, niekoniecznie muszą w danym momencie utożsamiać się z charakterem danego psalmu. Bo też nie działa to w ten sposób, że liturgia Kościoła ma się upodabniać do aktualnego nastroju poszczególnego wierzącego. To my, wierni, wsłuchujemy się w głos Kościoła modlącego się do Boga i się do tego głosu przyłączamy. Co więcej, włączamy się we wspólny głos Chrystusa, który jako pierwszy zanosi modlitwy przed tron Boży, i zjednoczonego z Jego głosem Oblubienicy-Kościoła. Przepięknie opisuje to św. Augustyn w Objaśnieniach Psalmów.
Modlitwa Kościoła nie ma zatem charakteru subiektywnego, nie jest sposobem wyrażania własnej osobowości. Wręcz przeciwnie, jest podawaniem gotowych formuł, które powinniśmy czcić i przyjmować. Są one bowiem zabezpieczeniem przed zbytnim rozbuchaniem własnego JA, przed zagłuszeniem Bożego głosu w nas naszym wielomówstwem.
Możemy się zżymać na formułę, jak chociażby formuła podczas sakramentu spowiedzi, mówiąca o tym, że więcej grzechów nie pamiętamy, ale za wszystkie żałujemy itd. Formuła ta jednak nie powstała bez powodu, została wypracowana przez wieki przez całe pokolenia, warto ją zatem przyjąć i ją stosować, bo ona jest tą najbezpieczniejszą ścieżką, podawaną nam przez Kościół, nie z racji jakiegoś ograniczania nas, lecz właśnie bezpiecznego przeprowadzenia przez zasadzki szatańskie, by czasem nie zapomnieć o niezbędnych elementach ważnej spowiedzi. Nawet jeśli nie całkiem żałujemy, to ta formuła jest ostatnią forma ratunku, byśmy wypowiadając ją – pożałowali właśnie.
W tym zawierzeniu formule, i zgodzie by nas prowadziła jest coś z postawy ufnego dziecka, które daje się wodzić za rękę swojej matce. W formule nie chodzi o to, by wypełnić ją swoją treścią, ale odwrotnie, aby treść zawarta w tej formule wypełniła nas.
Jeśli pogardzimy formułą, to w imię rozsadzania ograniczających nas form, zaczniemy znowu szukać samych siebie, naszego własnego ego, adorować własną samoekspresję.
Antonina Karpowicz-Zbińkowska
[1] Por. Jk 2, 19.
[2] Por. J. Salij, Eseje tomistyczne, Poznań 1995, s. 75n.
[3] S.th. 2-2 q.1 a.9 ad 3.
(1975), doktor nauk teologicznych, muzykolog, redaktor „Christianitas”. Publikowała w „Studia Theologica Varsaviensia”, "Christianitas", na portalu "Teologii Politycznej" oraz we "Frondzie LUX". Autorka książek "Teologia muzyki w dialogach filozoficznych św. Augustyna" (Kraków, 2013), "Zwierciadło muzyki" (Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2016) oraz "Rozbite zwierciadło. O muzyce w czasach ponowoczesnych"(Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2021). Mieszka w Warszawie.