Kilka dni temu, podróżując wieczorem samochodem przez Polskę wysłuchałem transmisji Mszy św. z Archikatedry warszawskiej odprawionej w kolejną tzw. miesięcznicę smoleńską. W pełni uznając bolesny i tragiczny charakter upamiętnianej katastrofy muszę powiedzieć, że charakter tego nabożeństwa musi budzić pewne wątpliwości czy chodzi tu o oddanie czci Bogu i modlitwę o wieczne zbawienie ofiar, czy jednak o swego rodzaju manifestację politycznych emocji.
Nie będę się rozwodzić nad wieloma elementami, które mogłyby tego dowieść. Ograniczmy się do jednego z wezwań tzw. modlitwy wiernych. Katarzyna Łaniewska głosem iście stentorowym wzywa do modlitwy „o spokój duszy (...) Marii Kaczyńskiej, wspaniałej Pierwszej Damy”.
Natychmiast przypomniał mi się dawny habsburski zwyczaj, który poznałem z lektury, a który można zobaczyć dziś w Internecie na nagraniach z pogrzebów ostatniej austriackiej cesarzowej Zyty i jej syna Ottona. Obrzęd ma miejscem przed zamkniętymi drzwiami do kościoła kapucynów w Wiedniu, w którego podziemiach grzebani są członkowie tego rodu. Obrzęd rozpoczyna mistrz ceremonii, który uderza swą laską trzy razy w drzwi. Odpowiadając na pytanie zadane z wnętrza przez zakonnika o to, kto prosi o wpuszczenie, odczytuje niezmiernie długą listę tytułów cesarskich, królewskich, książęcych, hrabiowskich etc. Na to zakonnik odpowiada: „Nie znamy jej/jego”. Obrzęd się powtarza. tym razem lista tytułów i zasług jest bardzo skrócona, ale odpowiedź z kościoła jest taka sama. Dopiero za trzecim razem ceremoniarz prosi o wpuszczenie „Zyty (Ottona), śmiertelnego i grzesznego człowieka” i dopiero wtedy drzwi są otwierane.
Ten zwyczaj, który dotrwał do naszych czasów, choć podobno już nie będzie praktykowany, pokazuje jak się zmienia nasze postrzeganie rzeczy ostatecznych w życiu człowieka. Kto jeszcze dziś na pogrzebach myśli, że ten oto zmarły przy którego trumnie się zbieramy, przy wszystkich swych doczesnych tytułach, zasługach i osiągnięciach jest biednym grzesznikiem żebrzącym Bożego miłosierdzia?
A jednak coraz częściej ceremonie pogrzebowe stają się jakimiś mini-kanonizacjami. Z przykrością zauważam, że bez zahamowań wpisują się w ten trend liczni księża, którzy na mszach pogrzebowych zamiast powiedzieć homilię, bezwstydnie wygłaszają rozbudowane laudacje na cześć zmarłego. Przypomnijmy wystąpienia abp. Jędraszewskiego na pogrzebie Kornela Morawieckiego czy, nieco starsze, ks. Bonieckiego na pogrzebie samobójcy spod warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki. A wydawałoby się, że to kapłani emblematyczni dla dwóch całkowicie odmiennych wizji Kościoła!
Nie chcę zabrzmieć małostkowo. Na wszystko jest czas kiedy żegnamy zmarłego. I na pochwałę jego zasług, i na wylewanie łez żalu, że oto zostaliśmy opuszczeni przez kogoś bliskiego. Na liturgii pogrzebowej jednak powinniśmy się przede wszystkim modlić za „biednego grzesznika”, który tak jak my wszyscy, choć bezpośrednio po śmierci trochę bardziej, potrzebuje Łaski. Bo jeżeli Bóg zachowa pamięć o grzechach, któż się ostoi! (cf. Ps 129)
Piotr Chrzanowski
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
(1966), mąż, ojciec; z wykształcenia inżynier, mechanik i marynarz. Mieszka pod Bydgoszczą.