Jakub Turbasa, Ukryte piękno. Architektura współczesnych kościołów, Warszawa 2019, s. 192.
Nigdy nie nabyłem biegłości w rysowaniu, zatem studia architektoniczne musiały pozostać poza horyzontem dostępnych możliwości. Jednak architektura fascynowała mnie zawsze, dlatego z wielkim zainteresowaniem przeczytałem jedną z najnowszych pozycji Biblioteki Więzi, książkę Jakuba Turbasy pt. Ukryte piękno.
Auto opisuje w niej kilkanascie kosciołów i kaplic wybudowanych niemal wyłącznie w ostatnich trzydziestu latach. Tylko dwa pośród tych obiektów, Wotruba Kirche w Wiedniu i katedra w Brasilii, sięgają czasem swojej budowy przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych minionego stulecia.
Wielką zaletą książki jest to, że - bez dwóch zdań - pobudza do podróży. Jeśli jest to możliwe, to realnej, a jeśli nie, to przynajmniej do surfowania po wirtualnej przestrzeni w poszukiwaniu większej ilości zdjęć. Choć autor w kilku miejscach zaznacza swój dystans do niektórych opisywanych budynków, to jednak muszę powiedzieć, że ja jestem zdecydowanie bardziej krytyczny w odniesieniu do wielu z nich. Ten tekst zresztą bardziej jest zapisem kilku refleksji z rzeczonych podróży niż formalną recenzją książki.
Cieszę się, że zaczyna się ona od opisu kościoła z powstałego już w obecnym stuleciu, czyli opactwa trapistów Nový Dvůr w Czechach, w pobliżu wioski Dobrá Voda, na południe od Karlowych Warów. Trapiści to inaczej cystersi ścisłej obserwancji, a o pięknie ich czeskiego kościoła decyduje przede wszystkim wierność surowemu ideałowi św. Bernarda. Zachwycają biel ścian, ciemne drewno mnisich stall i ławek dla wiernych, nowatorskie wprowadzenie światła do wnętrza. Kluczowe jednak jest też zachowanie tradycyjnego podziału przestrzeni w kościele. W najbardziej na wschód wysuniętej części budynku mamy wyraźnie zaznaczoną, poprzez istotne podwyższenie, część sanktuaryjną z tabernaklulum przy ścianie w osi głównej kościoła; z wolnostojącym, kamiennym ołtarzem, na którego środku stoi piękny krucyfiks; z figurą Madonny z Dzieciątkiem umieszczoną na kolumnie ponad tabernakulum.
Niestety w mniejszym lub większym stopniu odstępstwa od tego układu wnętrza mają miejsce we wszystkich pozostałych opisywanych obiektach. Oczywiście, za wiele tych rozwiązań należy winić raczej teologów niż architektów. Myślę tu szczególnie o przesuwaniu na bok tabernakulum, umieszczaniu go gdzieś w kącie (kościół Chrystusa Nadziei Świata w Wiedniu) lub w oddzielnej kaplicy (kościół św. Jana Apostoła w Perugii).
Trudno też oprzeć się wrażeniu, że minimalizm i surowość właściwa synom św. Bernarda, nie musi być najlepszym rozwiązaniem w kościołach parafialnych. Tymczasem w olbrzymiej większości opisanych w książce przykładów tego typu realizacje, z żywszym zestawieniem kolorów czy szerszą obecnością innych rodzajów sztuk plastycznych, są formalnie wyklęte. Znamienna dla tej tendencji jest informacja, że w kościele św. Joanny Beretty Molli w Trezzano sur Naviglio, dopiero prośba parafian spowodowała umieszczenie na głównym krzyżu w kościele figury Chrystusa. A cóż dopiero powiedzieć o zgoła depresyjnych w swojej kolorystyce kościołach umbryjskich. Wspomnijmy choćby brutalny, betonowy kloc z Foligno. Nota bene obiekt ten jest tak niedostosowany praktycznie do warunków klimatycznych otoczenia, że trzy lata temu, ze względu na przejmujący chłód zawieszono w nim na okres zimowy sprawowanie liturgii.
Jak odnaleźć radosny wymiar wiary w monochromatycznym, emocjonalnie zimnym wnętrzu wspomnianego już kościoła z Perugii? Zwłaszcza, gdy wirtualna podróż doprowadzi nas do odkrycia, że jego twórca, Paolo Zemani, kilka lat później praktycznie powielił swój pomysł w krematorium parmeńskim (Tempio di Cremazione)? A przecież oba obiekty pobudowano w Umbrii! Jakże można tak budować w krainie gdzie żyli i tworzyli, by wspomnieć tylko największych, Giotto, Fra Angelico, Luca Signorelli, Perugino!?
Najbardziej chyba szkoda tej przesadnej powściągliwości w kościele św. Jana XXIII w Seriate, w Lombardii. Nie mogę wzbudzić w sobie zachwytu płaskorzeźbą Ukrzyżowania, autorstwa Giuliano Viangi, umieszczoną na ścianie ołtarzowej, istotnie będącej czymś w rodzaju absydy. Próba ukazania Chrystusa jednocześnie ukrzyżowanego i zmartwychwstałego poprzez wklęsłości i wypukłości zarysu postaci nie wytrzymuje porównania ze znanymi ze sztuki romańskiej krucyfiksami gdzie na krzyżu widoczna jest postać żyjącego, ubranego w szaty królewskie Jezusa. Na tamtych krucyfiksach prawdziwie “Bóg króluje z drzewa”. W Seriate zamysł był podobny, ale realizacja się nie powiodła. Może kiedyś, oby nie za długo, ktoś odważy się na odpowiednie zmiany. Budynek wielce by na tym zyskał, bo nawet w obecnym stanie jest intrygujący. Nie dziwi to specjalnie, kiedy czyta się w książce cytat z wypowiedzi jego twórcy, Mario Botty. Architekt, który zdaje sobie sprawę, że budując kościół, “wydziela z makrokosmosu całego świata niewielką przestrzeń, w której kształtuje się (...) przestrzeń sacrum”, zna zapewne słowa introitu z Mszy na konsekrację kościoła: “Bojaźnią przejmuje to miejsce, bo tu jest dom Boży i brama niebios” (por. Rdz 28,17). To podejście widoczne jest też w dwu innych realizacjach Botty przedstawionych w Ukrytym pięknie: w (okładkowym) kościele św Jana Chrzciciela w Mogno i kaplicy Matki Bożej Anielskiej na Monte Tamaro, obu znajdujących się w szwajcarskim kantonie Ticino. Do tej samej grupy udanych realizacji, zaliczam też drewnianą kaplicę św. Benedykta w kantonie Gryzonia, położną na górskim zboczu, ale podległą opiece benedyktyńskiego opactwa z Disentis. Koryguję tu przy okazji błąd zawarty w książce. Kaplica nie znajduje się miejscowości Sogn Benedetg, ale w pobliżu wioski Sumvitg, w tej części Szwajcarii gdzie używa się języka retoromańskiego. W tym języku święty Benedykt to właśnie sogn Benedetg.
Nie jest jednak tak, że za niedostatki współczesnej architektury kościelnej odpowiadają tylko inwestorzy. Architekci też mają swoje na sumieniu i nie każdy z nich myśli tak jak Botta. Zacytuję za Jakubem Turbasą co ma do powiedzenia o budowaniu kościołów Renzo Piano, autor sanktuarium św. Ojca Pio w San Giovanni Rotondo. “Architektura to walka o ludzi, walka o społeczeństwo, o lepszą wspólnotowość, o solidarność, o różne wymiary świata. To bój o utopię, o najważniejszą ideę zmiany tego świata. Architektura odnosi sie do duchowości, poniewaz mówi o pięknie. O poszukiwaniu piękna. O pięknie w sensie poszukiwania transparencji, poszukiwania poezji, poszukiwania rzeczy niemożliwych do zrealizowania.”
Czy może dziwić, że dzieło architekta, który wśród licznych swoich celów nie wymienia oddania chwały Bogu, zdecydowanie nie budzi zachwytu? W moim osobistym odczuciu sanktuarium św. Ojca Pio zalicza się do tych kilku spośród przedstawionych budynków, które sprawiedliwie mogłyby się ubiegać o miano eklezjalnej makabryły. Wybór zwycięzcy tego konkursu jest dość trudny bo i w San Giovanni Rotondo, i w wiedeńskim Wotruba Kirche, i w klocu z Foligno, piękno zostało dosłownie zasypane zwałami brzydoty. Jeżeli decyduję się przyznać tytuł makabryły katedrze z Brasilii, to nie dlatego, że jest pośród tych realizacji najbardziej odstręczająca. Ona jest skrajnie kiczowata. Być może dlatego znalazła tak wielu, przeważnie bardziej nieudolnych niż Niemeyer, naśladowców w Polsce.
I już ostatnia uwaga. Sama budowa kościoła to tylko pierwszy etap. Potem zaczyna się w nim życie wiarą. Z jednej strony mamy młodą, powiększającą się wspólnotę trapistów w Nowym Dworze, z drugiej kościół w Mogno. W sieci trudniej znaleźć informację o tym kiedy sprawowana jest tam liturgia, niż zdjęcia zorganizowanego w jego wnętrzu pokazu damskiej mody.
Kiedy kilka tygodni temu realnie dotarłem do wiedeńskiego kościoła Chrystusa Nadziei Świata, zastałem go w kompletnym rozgardiaszu. Był całkowicie opanowany przez ekipę sprzątającą go po dwudniowej konferencji pod nazwą Women in focus. Z zachowaniem dość tradycyjnego podziału ról kobiety krzątały się z odkurzaczami i ścierkami, mężczyźni demontowali olbrzymi telebim, sprzęt nagłaśniający i oświetleniowy. Czy to nie dziwne, że w wielkiej biznesowo-hotelowej dzielnicy nie znalazła się żadna inna sala konferencyjna na kilkaset osób? A do tego frontowa elewacja z oksydowanej stali, normalnie ozdobiona prostym, grecki krzyżem ze stali nierdzewnej, została w całości pokryta brzydkim i banalnym symbolem konferencji - pluskającą w wodzie postacią syreny. Jej ogon wystawał ponad dach.
Abominatio desolationis (Mt 24,25).
Piotr Chrzanowski
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
(1966), mąż, ojciec; z wykształcenia inżynier, mechanik i marynarz. Mieszka pod Bydgoszczą.