Dla mnie zmarł in odore sanctitatis. Nie znałem go osobiście, nigdy go nie spotkałem w tzw. realu. To co piszę poniżej to przemyślenia wynikające z lektury jego tekstów, słuchania i oglądania jego filmów na Youtube. Było w nim podobieństwo do Chrystusa wynikające nie tylko z sakramentalnej pieczęci kapłaństwa. Trudno przecież zanegować, że w jego zmaltretowanym chorobami ciele można było dostrzec zbieżność z tymi tekstami biblijnymi, które niedawno, w okresie Meki Pańskiej, liturgia przywoływała w odniesieniu do Naszego Pana. „Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem.” (Iz 53,10). „On wyrósł przed nami jak młode drzewo i jakby korzeń z wyschniętej ziemi. Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. (…) Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.” (Iz 53,2-3).
Ale co może najbardziej zaskakiwać, Ks. Jan był kapłanem bardzo soborowym. Był ponad te zapalczywe, przedrostkowe kłótnie „przed-„ czy „po-”. Czyż liturgia, zwłaszcza Eucharystia nie była dla niego źródłem i szczytem życia? (por. SC 10) Czyż nie z niej czerpał siły, zda się ponadludzkie, aby czynić wokół siebie to tak onieśmielające dobro? Czyż nie do niej prowadził chorych i wolontariuszy z puckiego hospicjum, w tym tzw. trudną młodzież? A przede wszystkim nigdy liturgia nie była dla niego, jak jest dziś dla wielu kapłanów, także najwyższych hierarchów, narzędziem do promowania własnych ideologii, przekonań politycznych, moralizatorskiego dydaktyzmu.
Ale był też soborowy w tym znaczeniu, że Kościół nie zaczął się dla niego pół wieku temu. U początków pontyfikatu papieża Ratzingera, dziesięć lat temu, Paweł Milcarek pisał w artykule pt. „Test trydencki”, że zamysł „uwolnienia” dawnego Mszału, nie był nakierowany tylko na zaleczenie rozłamu z lefebrystami. Przeciwnie. Dla Benedykta XVI była to droga do skorygowania błędów ostatniej reformy liturgicznej i „sprawdzian solidarności z wiara Kościoła wszystkich czasów”. Choć z łaski Boga a także dzięki temu wielkiemu papieżowi, Ks. Janowi dane było odprawiać przed śmiercią Eucharystie wg dawniejszego Mszału, przecież olbrzymia większość jego Mszy, były to Msze w formie zwyczajnej. A jednak wszystkie one były w istocie rzeczy Mszami „trydenckimi”. Były takimi, bo Ks. Jan miał głęboko uwewnętrznione nauczanie Soboru Trydenckiego o Najświętszej Ofierze Mszy Świętej, o Eucharystii. To pewnie dlatego tak bliski mu był Benedykt XVI, dlatego identyfikował się z definicja „skromnego pracownika winnicy Pańskiej”. I zapewne dlatego zostawił po sobie m.in. prośbę o pochowanie go w kompletnych szatach kapłańskich, takich jakie zakładał na siebie „przystępując do ołtarza Bożego, do Boga który rozweselał jego młodość”.
Może w tym był najbardziej kontrkulturowy, także na płaszczyźnie wewnątrzkościelnej, choć niewiele teraz, po jego śmierci o tym usłyszymy, tak w głównych mediach katolickich jak w ponoć „odzyskanych” mediach publicznych zwanych też narodowymi.
Piotr Chrzanowski
(1966), mąż, ojciec; z wykształcenia inżynier, mechanik i marynarz. Mieszka pod Bydgoszczą.