Teologia poetów
2019.10.20 15:10

Splendor odchodzącego dnia

Przez długie lata stał w tym miejscu dom, zbudowany w starym, lekko secesyjnym stylu, wciąż dość urokliwy, choć z nader wyraźnymi śladami zniszczenia, jakie zdążył zostawić na nim cicho upływający czas.

Mama opowiadała mi kiedyś, że w drodze powrotnej ze szkoły zaopatrywała się tam w orzechy w czekoladzie, czyli tak zwane „kamyki” (podobno kiedyś niecodzienny przysmak, kupowane w niewielkiej ilości, bardziej dla zadowolenia zmysłu wzroku, aniżeli smaku). Przy ladzie leżały także zeszyty, ołówki i drewniane przyborniki. Wszystko to sprzedawane było na parterze, podczas gdy na piętrze toczyło się powszednie życie rodzinne. Ilekroć tamtędy później przechodziłem, wyobrażenia na temat czasów dzieciństwa moich rodziców zatrzymywały mnie przy opuszczonym już domu, aby pomimo rozbitych szyb i kruszejącego tynku, dostrzec w nim ślady tryumfalnie trwającego życia. Z czasem budynek zaczął jednak grozić zawaleniem. Kiedy obserwowałem robotników beznamiętnie rozbierających cały dom, począwszy od poddasza, po którym szybko została odrapana ściana z dziurą otwartą na błękit, odnosiłem wrażenie, jakbym był świadkiem morderstwa. Było to nieomal konanie, odchodzenie gdzieś indziej, na drugą stronę. Sam się sobie dziwiłem, że rozbieranie starego domu, który od zawsze pamiętałem przecież jako zabytek tajemniczej przeszłości, przeżywałem niczym rozstanie. Wnętrze budynku odsłaniało się z każdym dniem coraz bardziej, aby wreszcie pozostało po nim zwalisko. Lecz kiedy ostatnio tamtędy przechodziłem, zatrzymałem się raz jeszcze, i oto zauważyłem, że spomiędzy cegieł i z każdej ich szczeliny wyrastają pnące się do góry, spokojnie drgające na wietrze łodygi.

Rozpadający się dawny sklep nie jest oczywiście tym samym, co niknący w płomieniach Globe Theatre. To pierwsze – to element „świata prywatnego”, życia ukrytego czy wręcz „eskapistycznego”, w każdym razie nieistotnego dla dziejów Europy i świata, podczas gdy to drugie – to jeden z wielkich symboli nowożytności, a przy tym pomnik ludzkiego geniuszu. Ale z chrześcijańskiego punktu widzenia nie ma istotnego znaczenia, czy upada stary dom, na który nikt od dawna nie zwracał uwagi, czy też teatr, w którym wystawiali swoje sztuki najwięksi dramaturdzy angielscy schyłku Renesansu, na czele z samym „księciem poetów”, czyli Szekspirem. W świetle Ewangelii śmierć króla jest tym samym, co śmierć chłopa. Niezliczone inscenizacje Hamleta stale przypominają o tym, że czaszka mędrca i rycerza wygląda tak samo, jak czaszka nadwornego błazna. Wszystko na tym świecie ma ogromne znaczenie, a zarazem nie ma żadnego znaczenia. I choć brzmi to zrazu jak sprzeczność, to jednak Pismo pokazuje, że wszystko to marność i pogoń za wiatrem (Koh 2,11), ledwie pył i nicość wobec nieskończoności Boga, a jednocześnie miłość nadaje temu „pyłowi” i „nicości” wyjątkową rangę. Z tego też powodu Jan Kochanowski poświęcił swoje Treny zmarłej w dziecięcym wieku córce, a nie – jak nakazywała tradycja i odpowiednia dla tego gatunku zasada decorum – wielkiej historycznie postaci. I jeszcze jedno przekroczenie antycznej reguły: polski poeta poświęcił Orszulce, dziewczynce jak każda inna, nie jeden tren, ale cały cykl dziewiętnastu wierszy żałobnych.

Można wreszcie sięgnąć po powieść Tętniące serce Selmy Lagerlöf, szwedzkiej pisarki i pierwszej kobiety, która otrzymała literacką Nagrodę Nobla. Jest to dzieło bardzo ewangeliczne w tym najprostszym, najjaśniejszym sensie, opowiadające o wielkiej miłości ojca do córki. Początkowo, kiedy się poczęła, nie była chciana, ale w chwili, gdy ujrzała światło dzienne – okazało się, że była z dawna upragniona, objawiając życie. Życie w sobie, w innych, dookoła, dlatego nadano jej imię Klara, czyli „światłość”. Życie objawiło się (1 J 1,2), jak mówi Pismo o tajemnicy Boga, który wszedł w człowieczą dolę poprzez ludzkie narodziny, a fragment ten mógłby posłużyć za odpowiednie motto powieści Lagerlöf. „Trudno powiedzieć, jak miłego doznawał uczucia, przyciskając do piersi małe, ciepłe ciałko dziecka – można przeczytać w jednym z pierwszych rozdziałów Tętniącego serca. – Przyszedł do przekonani, że dotąd nawet dla siebie samego był twardy, nieprzychylny i zły, teraz zaś przepajała go radość i szczęście niewysłowione”[1]. Rodząc się, Klara stwarza na nowo dom, wioskę, ludzi. Ale w końcu kiedyś musi odejść, bo potrzeba „opuścić ojca i matkę”, aby objawić życie raz jeszcze, powołując je do życia. Druga część powieści komplikuje oczywiście ten prosty przekaz. Następuje dramat niedomówień oraz nadmiernej miłości ojca, który nie chce wypuścić Klary z rąk. Pozostawiając na boku interpretację psychologiczną powieści Lagerlöf, można stwierdzić, że opowiada ona o konflikcie, jaki istnieje pomiędzy miłością, która chce trwać, a życiem doczesnym, które zmienia się i przemija, gdyż nie może inaczej.

Wielka literatura – zarówno ta chrześcijańska, jak i „pogańska” – różnymi drogami potrafiła dotrzeć do tajemnicy zmartwychwstania. Jak pisał szwedzki poeta, Harry Martinson, „cała przestrzeń naszego życia to tylko kropla rosy na Boskim źdźble trawy”[2]. Pismo mówi o tej samej prawdzie słowami: Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17,28), zrazu cytując jednego z – o dziwo! – pogańskich autorów: jak też powiedzieli niektórzy z waszych poetów: Jesteśmy bowiem z Jego rodu (Dz 17,28). Pozostając w tym klimacie, świadomie czy nieświadomie, twórcy wszystkich epok docierali bowiem do punktu napięcia pomiędzy śmiercią i życiem, przemijaniem i trwaniem, „ja” i „innym”, światem wewnętrznym i rzeczywistością zewnętrzną. Chcąc zgłębić istotę człowieczeństwa, jak również jego ulokowanie w czasie, wybitni poeci – zarówno pobożni Crashaw czy Longfellow, jak i przeżywający wiarę po swojemu Faleński oraz Lange, wątpiący Tennyson czy niewierzący Rolland – zdawali sobie sprawę z potrzeby czegoś wyższego. To zaś tworzyło dramat. Lecz w chwili, gdy dusza ludzka godziła się na istnienie wspomnianych napięć, wówczas samoistnie odsłaniał się nowy horyzont.

Michał Gołębiowski

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----

 

[1] S. Lagerlöf, Tętniące serce, tłum. F. Mirandola, Kraków 2019, s. 13.

[2] Jest to moje tłumaczenie słów Martinsona, które zaczerpnąłem ze strony: https://www.goodreads.com/quotes/145325-now-we-have-fathomed-what-our-space-ship-is---a-tiny [data dostępu: 19.10.19]


Michał Gołębiowski

(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.