fot. TVP VOD
Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Epoka wielkiej polskiej powieści to trochę więcej niż pół stulecia. Końcówka XIX i pierwszych kilka dekad wieku XX, dostarczyła kilkadziesiąt lat później obfitego materiału kinematografii. Można powiedzieć, że w tej dziedzinie swoistym gigantem jest Henryk Sienkiewicz. Tak jeśli chodzi o ilość utworów, które stały się podstawą scenariusza, jak przede wszystkim pod względem widowni jaką uzyskały poszczególne ekranizacje. Dość powiedzieć, że absolutny top polskiego box office’u wszechczasów to, kolejno, Krzyżacy z 32 milionami widzów, W pustyni i w puszczy (1973) z 31 milionami i Potop z ponad 27 milionami. Wśród polskich filmów następne miejsce zajmują Noce i dni wg powieści Marii Dąbrowskiej (22 miliony), ale wyprzedza je o ponad pół miliona pierwsza część Winnetou z 1963 roku.
W tym felietonie zamierzam się jednak zająć stosunkowo najmniej popularną ekranizacją sienkiewiczowskiej prozy. Chodzi mi o telewizyjny serial Rodzina Połanieckich z 1978 roku. Być może ta mniejsza popularność wynika po części z charakteru sfilmowanej powieści wydanej pod tym samym tytułem. Nie jest to utwór pełen akcji, obfitujący w sceny batalistyczne, jak Krzyżacy czy poszczególne składowe Trylogii. Sienkiewicz pisząc ten utwór zdecydowanie, moim zdaniem, miał ambicję stworzenia powieści psychologicznej. Na jej stronach obserwujemy proces emocjonalnego i duchowego dojrzewania Stanisława Połanieckiego. Potomek szlachty podejmuje działalność, dzisiaj powiedzielibyśmy, biznesową. Sienkiewicz nazywa go “aferzystą”.
Powodzi mu się w interesach, jest człowiekiem sukcesu. Wiążą się z tym liczne pokusy, którym Stach nie zawsze potrafi się oprzeć, podobnie jak i inne postaci z warszawskiego towarzystwa ostatnich lat XIX w., w których gronie sie obraca. Szkoda może, że lepiej udało się Sienkiewiczowi pokazać moralne dylematy wynikające z pożądliwości cielesnej, natomiast pewne napięcia pojawiające się między Połanieckim a jego wspólnikiem Biglem, co do tego jak rozwijać wspólne przedsiębiorstwo, trudne sytuacje pojawiające się w relacjach gospodarczych z innymi ludźmi, są zaznaczane dość powierzchownie, bez rozważania ich głębszych uwarunkowań etycznych.
Tę słabość przejęła także ekranizacja. W czasach PRL trudno zapewne było rozbudowywać fabułę w kierunku wyrażniejszego zaznaczania dylematów moralnych “aferzysty”. (Choć dygresyjnie pozwolę sobie zauważyć, że można by pokusić się o uwspółcześnioną ekranizację Połanieckich, pokazującą życie zawodowe i uczuciowe dzisiejszego przedsiębiorcy). Ciekawe jednak, że w serialu udało się dość dobrze pokazać duchową ewolucję Połanieckiego, dokonującą się głównie pod wpływem jego ukochanej, Maryni Pławickiej, ewolucję obejmującą także jego dojrzewanie w wierze.
W powieści, w przedstawieniach wewnętrznej refleksji Połanieckiego trzykrotnie pojawia się sformułowanie “Msza po staremu się odprawia”. Za pierwszym razem, podczas pierwszej wizyty w Krzemieniu, majątku Pławickich, kiedy z ojcem Maryni udaje się na sumę. Jest to stwierdzenie wypowiedziane w zasadzie przez agnostyka. Czegóż zresztą oczekiwać od człowieka, który w tamtych czasach zdobył techniczne wykształcenie na zachodnich uczelniach? Zatem agnostyka, ale jednak człowieka, który praktykuje z powodu społecznego konwenansu. Zresztą jako, tak z charakteru, jak i z racji społecznej pozycji, konserwatysta, uważa ten konwenans za użyteczny i bez trudności mu się poddaje. Po raz drugi, kiedy po śmierci małej Litki, bardzo bliskiej Połanieckiemu córki zaprzyjaźnionej pani Chwastowskiej. Stach uświadamia sobie, że aby “się pogodzić z życiem, trzeba naprzód pogodzić się ze śmiercią, a bez wiary w coś zagrobowego, jest to wprost niemożliwe.” Impuls wychodzi tu od Maryni. Wychodząc na niedzielną Mszę, z całą prostotą oświadcza Połanieckiemu, że przed miłym spędzeniem wspólnie czasu pierwszeństwo musi mieć “służba Boża”. Ostatni raz Połaniecki powtarza frazę o “Mszy odprawiającej się po staremu” na końcowych stronach powieści. Jest już człowiekiem w pełni odmienionym, kiedy po ślubie z Marynią i po narodzinach ich dziecka, wracają razem do odzyskanego Krzemienia.
W telewizyjnym serialu szczególnie uwydatniona jest Msza przedstawiona w pierwszym ze wspomnianych fragmentów. Scena zawiera motywy liturgiczne, których nie ma w literackim pierwowzorze. Pisałem kiedyś o podobnych motywach zastosowanych w ekranizacji Potopu. Wspomnijmy jedynie scenę w upickim kościele, gdzie Kmicic uczestniczy we mszy w “trzecią niedzielę po Trzech Królach”. Tak jak to jest w dawniejszym zwyczaju rzymskim, odczytana zostaje Ewangelia o uzdrowieniu trędowatego ze słowami Chrystusa: Chcę, bądź oczyszczony. Dzieje się to tuż przed powrotem do domu chorągwi laudańskiej pod dowództwem Wołodyjowskiego. Przywozi on królewski list rehabilitacyjny dla Kmicica, który zostaje natychmiast odczytany przez księdza. W serialu Rodzina Połanieckich zapożyczenie tekstu liturgicznego nie jest tak dopasowane. Rzecz się dzieje (tak w serialu jak i w powieści) gdzieś na przełomie wiosny i lata. Filmowa Msza, mówimy o pierwszym odcinku, rozpoczyna się, tak jak to dawniej bywało, obrzędem aspersji. Po zaintonowaniu przez aktora grającego rolę kapłana Asperges me domine hysopo całe zgromadzenie kontynuuje tę antyfonę słowami et mundabor, lavabis me et super nivem dealbabor. Nie jest to śpiew wyćwiczonej scholi. Jest to zwyczajny śpiew ludu, z charakterystycznym zaciąganiem, mocny i dobitny. Chwilę później kapłan śpiewa kolektę. Tutaj mamy wspomniane niedopasowanie. Jest to bowiem kolekta z niedzieli jesiennej, XVII po Zielonych Świątkach. Wybaczmy jednak autorom filmu, to małe odstępstwo, bo tekst modlitwy doprawdy dobrze zapowiada wszystkie wypadki i wydarzenia, które przeżywają bohaterowie, tak Marynia i Stach, jak i postaci drugoplanowe. Oto tekst tej modlitwy, w oryginale, w którym oczywiście odśpiewana jest w ekranizacji, jak i w tłumaczeniu stosowanym na portalu adiutorium.pl:
Da, quǽsumus, Dómine, pópulo tuo diabólica vitáre contagia : et te solum Deum pura mente sectári.
Daj, prosimy Panie, ludowi Twojemu unikać skażenia diabelskiego i czystym umysłem podążać za Tobą, Bogiem jedynym.
Podobnie jak w przypadku Potopu, pojawia się pytanie kto z twórców filmu mógł wpaść na taki pomysł. Reżyser, Jan Rybkowski i scenarzysta, Andrzej Mularczyk od pierwszych lat powojennych włączyli się w budowę socjalizmu. Ten pierwszy, trochę starszy, w szeregach partii, ten drugi w ZMP. Jeśli miałbym postawić pieniądze, to wybrałbym autora muzyki, Wojciecha Kilara, kompozytora nieukrywajacego swojej wiary i choćby z racji komponowania muzyki sakralnej mającego z pewnością ponadprzeciętną znajomość rzymskiej liturgii. Niewątpliwie to właśnie jego odpowiedzialność za stronę muzyczną wskazuje, że musiał mieć udział w kreowaniu opisanej wyżej sceny, choćby ze względu na śpiew antyfony Asperges.
Na koniec warto napisać jeszcze kilka słów o losach tej modlitwy w nowszym zwyczaju rzymskim. Stwierdzenie, że wydany po ostatnim soborze powszechnym Mszał św. Pawła VI nie był wynikiem organicznego rozwoju wcześniejszej formy rytu rzymskiego jest dzisiaj oczywistością. Owszem, wiele jego modlitw zaczerpnięto z dawniejszego Mszału, wiele zostało jednak odrzuconych. Liturgiści krytyczni wobec przeprowadzonej reformy wskazują, że te nożyce, które dokonywały selekcji, miały zapędy semipelagańskie. Dlatego też chyba nikogo nie zdziwi fakt, że kolekta z XVII Niedzieli po Zesłaniu Ducha Świętego nie znalazła się w nowym Mszale. Jednak do czasu. Wróciła, choć zajmując dużo skromniejsze miejsce.
W 2002 roku, w czasach kiedy wytrwała i konsekwentna praca kardynała Ratzingera zaczynała przynosić pierwsze owoce, kiedy zaczynały się powiększać i rozszerzać obszary liturgicznego pokoju w Kościele, pojawiło się III wydanie wzorcowe Mszału zreformowanego. I w tej edycji cytowana wyżej oracja jest kolektą jednego z formularzy Mszy w różnych potrzebach.
Oczywiście w Polsce ciągle jeszcze nie mamy, po dwudziestu latach, gotowego tłumaczenia tej edycji Mszału. Może to jednak nie przeszkoda? Może tam gdzie biskupi bardzo restrykcyjnie podeszli do stosowaniu motu proprio Traditionis custodes trzeba, jeśli inaczej nie można, odprawiać Msze według nowego Mszału, ale tak bardzo “utradycyjnioną” jak to jest tylko możliwe? A zatem z ukierunkowaniem kapłana ad orientem, po łacinie, z Kanonem rzymskim, z rozsądnym, tzn. bardzo umiarkowanym stosowaniem mikrofonu, z chorałem gregoriańskim i, last but not least, ze starannym doborem formularza mszalnego tam gdzie jest taka możliwość?
Piotr Chrzanowski
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
(1966), mąż, ojciec; z wykształcenia inżynier, mechanik i marynarz. Mieszka pod Bydgoszczą.