Wygląda to tak, jakby siewca wychodził na pole, a jego pracy przyświecało słońce. Może to być w południe, kiedy żar i blask rozlewają się po okolicy, albo pod wieczór, o zmierzchu, zanim upał zelżeje, chłód wedrze się przez okna do domów, a ciemności położą się na całej wsi. Wystarczy podejść i zobaczyć: praca człowieka jest prosta i rytmiczna. On obsiewa, a deszcz i słońce dają wzrost o wyznaczonej porze. Jak mówi Pismo, oczy wszystkich oczekują Ciebie, Ty zaś dajesz im pokarm we właściwym czasie (Ps 145,15). A ponieważ praca na niwie doczesności zawiera w sobie „oczekiwanie” na „właściwy czas”, owoc starań zależy również od zaufania. Ręka siewcy raz za razem rzuca ziarna, które padają w ziemię i rozpraszają się przed ludzkim wzrokiem. Nad tym, co rzucone w glebę, człowiek już nie może sprawować władzy ani kontroli. Może wierzyć, a wierzyć – to również oddać i zawierzyć. Reszta zależy od słońca, które po prostu trwa.
Czy siewcą jest Jezus Chrystus, czy może wierny prowadzący swoje zwyczajne, codzienne sprawy pod spokojnym niebem? A może na tym polu Pan i Jego sługa żyją i pracują w ścisłym zjednoczeniu, zwłaszcza jeśli sakrament pozwala na bliską jedność Boga z człowiekiem. Trudzą się ramiona, ale przez nie Chrystus działa aż do tej chwili (J 5,17). Cień tych prawd można było rozpoznać już w Starym Przymierzu, zwłaszcza we fragmentach, w których Bóg jakby „wyręczał” człowieka w jego staraniach: Panie, użyczysz nam pokoju, bo i wszystkie nasze dzieła Tyś nam zdziałał (Iz 26,12). Tego typu wersetów jest w Piśmie całe mnóstwo. Warto jednak zauważyć, że w modlitwie Izajasza Bóg osobiście uczynił coś, co zdawało się wyłącznie ludzkim staraniem. Jedno nie wykluczyło drugiego: to, co czynił człowiek we własnych granicach, dawało Bogu sposobność do działania w sprawach, nad którymi ludzie nie mieli już wpływu. Siewca powinien przykładać się do swych obowiązków tyle, ile potrafi, nie popadając w niepokój z powodu tego, że nie może uczynić więcej, albo nie potrafi przewidzieć, co będzie jutro. Cała reszta zależy od Boga. Pan sam rozstrzyga (Prz 16,33), a kto Panu zaufał – szczęśliwy (Prz 16,20). Dlatego Apostoł Paweł mógł wyznać: Pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną (1 Kor 15,10).
Owoc ziarna urzeczywistnia się dzięki staraniom człowieka, ale w znacznie większej mierze – dzięki działaniu sił potężniejszych, odwiecznych i nieujarzmionych. Można obsiać pole, lecz cała reszta to wyrok nieba. Prosty siewca najczęściej nie wie nawet, jak wyrasta kłos, umie tylko równo rozsypywać ziarno. Z jednej strony św. Ambroży z Mediolanu pouczał wszakże o tym, że „nie śpiącym dobrodziejstwa Boże są udzielane, ale tym, którzy czuwają”[1], ale z drugiej św. Maksymilian Maria Kolbe dopowiadał, że używać wolnej woli należy „bez niepokoju, bez czarnego smutku”[2], ponieważ powodzenie czy niepowodzenie ludzkich starań w ostateczności zależy od woli Bożej. Utrzymanie tego balansu okazuje się w praktyce niezbędne do tego, aby nie popaść w kwietyzm, czyli duchowość fałszywej bierności wobec łaski Bożej, albo w pelagianizm, który jest – przeciwnie – przecenieniem wolnej woli, „duchową nadaktywnością” w istocie niepozwalającą na to, aby ufnie zdać się na prowadzenie Opatrzności w sprawach niepewnych i przekraczających ludzkie możliwości. My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga (1 Kor 3,9), takimi jednak, którzy pamiętają pouczenie Pana: Beze Mnie nic nie możecie uczynić (J 15,5), jak również: Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu, a On sam będzie działał (Ps 37,5). Pisał o tym jeden z wybitnych poetów polskiego Oświecenia, mistrz klarownego przedstawiania paradoksów wiary:
Boże! Z Twoich rąk żyjemy,
Choć naszymi pracujemy (...).
Co rządzisz ziemią i niebem!
Opatrz dzieci Twoje chlebem;
Ty nam daj urodzaj złoty,
My Ci dajem trud i poty[3].
Współdziałanie siewcy i słońca odsłania się w Najświętszym Sakramencie, który jest jednocześnie „owocem ziemi i pracy rąk ludzkich”[4], jak i samym Bogiem. Dotyczy to zresztą nie tylko własnych spraw, ale także modlitw, w których wierni przynoszą swoich braci i siostry, aby pobłogosławić ich życiu. Na krótko przed napisaniem tych słów odbyła się zresztą Msza święta w prawdziwym podhalańskim Betlejem, czyli – tłumacząc tę nazwę z języka hebrajskiego na polski – w „domu chleba” na Krzeptówkach. Ewangelia mówiła o wspólnym jarzmie, w którym pracuje już nie sam człowiek, ale łaska Boża razem z nim. Ręka w rękę sługa i jego Pan. Antyfona na komunię przypominała zaś o tym, że kto żywi się ciałem Pana i pije Jego krew, ten przebywa w Chrystusie, a Chrystus w nim (zob. J 6,56). A ponieważ przynoszone były przed ołtarz także nieobecne, a potrzebujące wsparcia osoby, to dobrze znana nauka Zbawiciela odsłoniła kolejne znaczenie: takie oto, że jeśli błogosławimy komuś i jednocześnie pozostajemy w komunii z Panem Jezusem przez sakramenty, to wówczas On sam błogosławi tej osobie przez nasze usta, a my błogosławimy w Nim i przez Niego[5].
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim (J 5,56): ten prosty akt „spożycia” jest doskonałą „eucharystią”, czyli dziękczynieniem. I jeżeli bracia i siostry, posileni chlebem z nieba, błogosławią siebie nawzajem, to sam Pan obsypuje ich błogosławieństwem poprzez obsiew ich modlitw. Przyjmuję komunię i odtąd już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2,20). A więc nie jestem sam, gdyż On osobiście modli się we mnie i przeze mnie za tych, których Mu powierzam. Do człowieka należy intencja, do Boga odpowiedni pokarm we właściwym czasie (Ps 145,15). Tak, jak wielość ziaren składa się na jedną hostię, tak też przystąpienie do stołu Pańskiego zawiera w sobie mnogość intencji. Odtąd wszystkie unoszą się do nieba jak kłos wyrastający z gleby serca Pana Jezusa.
Michał Gołębiowski
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
[1] Ambroży z Mediolanu, Wykład Ewangelii według św. Łukasza, tłum. W. Szołdrski, oprac. A. Bogucki, „Pisma starochrześcijańskich pisarzy”, t. 16, Warszawa 1977, s. 150; por. Pius XII, Mystici Corporis, par. 86. Także św. Tomasz z Akwinu wspominał o potrzebie współdziałania z łaską, tym razem w ścisłym kontekście darów płynących z sakramentu Eucharystii: „Jest i inny sposób, kiedy ktoś spożywa, a nie trwa w Chrystusie, ani Chrystus w nim. Przystępuje on z sercem obłudnym, a sakrament ten nie sprawia niczego w obłudniku. Obłudnikiem zaś jest ten, kto nie odpowiada wewnętrznie na to, co jest oznaczane zewnętrznie. W sakramencie Eucharystii oznaczane zewnętrznie jest to, że Chrystus wcielony (incorporetur) zostaje w tym, kto Go przyjmuje i on w Chrystusa. Jeśli zaś ktoś nie ma w swoim sercu pragnienia takiego zjednoczenia, ani nie stara się usunąć wszelką do niego przeszkodę, jest obłudnikiem” (Tomasz z Akwinu, Komentarz do Ewangelii Jana, tłum. T. Bartoś, Kęty 2002, s. 458).
[2] M.M. Kolbe, Brak ufności, rękopis sporządzony w Mugenzai no Sono, w latach 1932-1933 [w:] tegoż, Pisma, t. II, oprac. P. Sotowski, Niepokalanów 2008, s. 502.
[3] F. Karpiński, Pieśń podczas pracy w polu [w:] Z głębokości… Antologia polskiej modlitwy poetyckiej, oprac. A. Jastrzębski, A. Podsiad, Warszawa 1974, s. 189.
[4]Mszalik z czytaniami na cały rok, oprac. J. Nowak, A. Piętka, Poznań 2014, s. 262.
[5] Zob. KKK, par. 2740-2741.
(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.