Maryja „zachowywała wszystkie te słowa i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2, 19). W tym kluczu należy rozumieć monotonną powtarzalność modlitwy różańcowej. Dzięki niej Słowo wchodzi w krwioobieg życia duchowego chrześcijanina, który oddaje się kontemplacji, a umysł – zamiast błądzić wśród rozmaitych ziemskich wyobrażeń – zostaje stopniowo poddany w posłuszeństwo Chrystusowi (zob. 2Kor 10, 5), aby następnie odnawiać się i przemieniać według wzoru nieba (zob. Rz 12, 2). Zwracał na to uwagę już św. Ludwik z Granady, autor słynnego Wykładu Różańca, zaś powtórzył św. Jan Paweł II w liście apostolskim Rosarium Virginis Mariae. Ponieważ różaniec współgra niejako z rytmem oddechu, czy też bicia serca (jeden puls łączył także Maryję i zamieszkującego w Jej łonie Syna Bożego), stał się on najbardziej znanym na gruncie tradycji łacińskiej narzędziem tzw. „modlitwy nieustannej”. Jego istotą jest wejście w kontemplacyjną szkołę Maryi, natomiast celem pozostaje ukształtowanie oraz ugruntowanie Ducha Chrystusowego w sercu chrześcijanina (por. Rz 8, 9-10). W historii mówiono już o tym, że zwykły wierny z różańcem w ręku w pewnym sensie staje się mistykiem. Jest w tym sporo racji, skoro spokój i cisza modlitwy różańcowej pozwalają na głębsze wejrzenie we własne serce, w którym – wedle nauki św. Augustyna – przemawia sam Bóg[1].
Dobrze znanym problemem życia duchowego jest jednak zjawisko rozproszenia oraz wypływająca z niego pokusa zniechęcenia. Doświadczenie pokazuje, że w wyjątkowy sposób dotyka ona właśnie modlitwy psałterzem maryjnym (być może wynika to również ze szczególnego uświęcenia i skuteczności, z jakich słynie ta forma pobożności). Różaniec jest dla chrześcijan – zgodnie ze znaczeniem samej jego nazwy – miejscem odosobnienia, skupienia i wyciszenia, a więc prawdziwym „ogrodem zamkniętym” (Pnp 4, 12). Z drugiej jednak strony, nieustanne odmawianie modlitw Ojcze nasz oraz Zdrowaś Maryjo częstokroć zamienia się w batalię ze znużeniem czy roztargnieniami. Łaska pozostaje oczywiście tak samo skuteczna zarówno w chwilach duchowej radości, jak i w oschłościach, ponieważ nie zależy ona od uczuć. Modlitwa utrudniona przez mimowolne zniechęcenie bywa wręcz bardziej zasługująca, bardziej ofiarna, mniej egoistyczna (człowiek pozbawiony smaku i przyjemności płynących z pobożnych praktyk wystawiony jest na próbę wierności Bogu tylko ze względu na Jego miłość)[2]. Kiedy zawodzi słaba ludzka natura, wystarczy – wedle powiedzenia św. Jana Chryzostoma[3] – tylko chcieć. Ideałem wciąż pozostaje jednak skupienie:
Boski Oblubieniec (z Pieśni nad pieśniami) pragnie, aby umiłowana spozierała nań jednym tylko okiem, a włosy jej były tak mocno splecione, aby wydawały się jednym tylko włosem. Cóż bowiem oznacza spozieranie na Oblubieńca jednym tylko okiem, jeżeli nie to, że powinniśmy wpatrywać się w Niego prostym, uważnym wzrokiem, bez mnożenia spojrzeń? Cóż zaś oznacza mocne splecenie włosów, jeśli nie to, że nie powinniśmy rozpraszać myśli na wiele rozważań? Jakże szczęśliwi są ci, którzy rozważywszy wielorakie powody skłaniające ich do miłowania Boga, skupiają wszystkie swe spojrzenia w jeden wzrok, wszystkie zaś swoje myśli w jednym wniosku, utrzymując umysł swój w jedności kontemplacji[4].
W powyższym fragmencie skupienie stanowi pewnego rodzaju ideał. Należy jednak podchodzić do podobnych opisów w taki sposób, aby w praktyce zobaczyć w nich ascetyczny wzorzec in statu viae („w drodze”). Ten sam autor w innym miejscu zauważył, że roztargnienia należą do codziennego doświadczenia chrześcijan. Nie trzeba jednak zanadto się nimi martwić, ani też przesadnie zajmować się usilnym ich przezwyciężaniem. Z pewnością katolik nie powinien również nadawać im zbytniego znaczenia, a tym bardziej uzależniać od aktualnego stanu umysłu swoich sądów na temat skuteczności działającej w nim łaski Bożej. Wystarczy spocząć przed Jezusem, w rękach Najświętszej Panny, kontynuując modlitwę pomimo duchowych ciężkości: „nie staraj się ich odganiać zbyt gwałtownie”[5], „jeśli czujesz się przybita, smutna i zgnębiona, nie przestań mimo to trwać w pokoju”[6]. Bóg, który patrzy w serce i widzi w ukryciu (zob. Mt 6, 6), potrafi dostrzec intencje nawet pośród najbardziej oschłej modlitwy. Znana zasada duchowa mówi ponadto, że kiedy do pobożnych praktyk wdziera się zniechęcenie, wtenczas należy wręcz je podwoić[7]. Kiedy zaś na różańcu przychodzi rozproszenie, warto wytrwale przesuwać palcami po kolejnych paciorkach. Co więcej, sama modlitwa różańcowa stanowi w pewnym sensie ćwiczenie koncentracji na towarzyszącym jej rozważaniu duchowym. Pozwala ona na przejście Prawdy Bożej z intelektu do głębi serca. To zaś nie odbywa się bez walk i pokus. Niekiedy umartwienie «zmysłów duchowych» staje się nawet koniecznością, warunkiem postępu w modlitwie. Stąd pocieszenie zawarte w Przedziwnym sekrecie Różańca Świętego św. Ludwika Marii Grignion de Montfort:
[…] nie zniechęcaj się, choćby podczas całego Różańca twoja wyobraźnia była niczym innym, jak ciągłym przesuwaniem się najprzeróżniejszych myśli, które ty starałeś się oddalić najlepiej jak tylko mogłeś, zaledwie jak spostrzegłeś się: twój Różaniec jest tym lepszy im bardziej zasługujący, tym bardziej zasługującym im bardziej pracowity, tym bardziej wypracowany im naturalniej mniej jest przyjemny dla duszy i bardziej utrudniony przez nudne muszki i mrówki, które latając tu i tam, mimo twojej woli, w wyobraźni, nie zostawiają duszy czasu na zasmakowanie tego, co mówi i rozkoszowanie się pokojem. Choćbyś miał walczyć z roztargnieniami przez cały Różaniec, walcz odważnie, z bronią w ręku, to znaczy kontynuując odmawianie, chociaż bez smaku i pociech zmysłowych. To straszna walka, lecz jak bardzo zbawienna dla duszy wiernej![8]
Michał Gołębiowski
[1] Por. Augustyn z Hippony, Wyznania I, 13-14, tłum. Z. Kubiak, Warszawa 1987, s. 22-24.
[2] Zob. Jean-Baptiste Saint-Jure, Zaufanie Opatrzności Bożej. Źródło pokoju i szczęścia, tłum. L. Danilecka, Warszawa 2014, s. 95.
[3] Zob. T. Špidlík, I. Gargano, V. Grossi, Duchowość Ojców Kościoła, tłum. K. Franczyk, J. Serafin, K. Stopa, Kraków 2004, s. 82.
[4] Franciszek Salezy, Wybór pism, tłum. J. Rybałt, Warszawa 2016, s. 152.
[5] Franciszek Salezy, Wybór pism, jw., s. 375.
[6] Franciszek Salezy, Wybór pism, jw., s. 384.
[7] Zob. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, 319 [Reguła 6], tłum. M. Bednarz, Kraków 2002, s. 209.
[8] L.M. Grignion de Montfort, Przedziwny sekret Różańca świętego. Tajemnica łaski i zbawienia, tłum. A. Kalwas, J. Wróbel, Wrocław 2016, s. 64.
(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.