Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
Andrzej Horubała, Incydenty, Teologia Polityczna, Warszawa 2024, s.160.
Andrzej Horubała wydał niedawno tom opowiadań pt. Incydenty, w którym znalazło się kilka tekstów krążących uprzednio w sieci. Do otwierającego zbiór opowiadania Mniszek już wcześniej się odnosiłam [1]. Trzeba przyznać, że Autor potrafi swoim pisarstwem osiągnąć dwa zupełnie różne, równoległe efekty. Po pierwsze jest to literatura szalenie soczysta. Kiedy myślę o tej książce, przychodzi mi do głowy porównanie do malarstwa hiperrealistycznego, tych wycinków rzeczywistości, nieodróżnialnych od zdjęcia. Ma się przy lekturze tekstów Horubały wrażenie, że to gotowy scenariusz, albo nawet w ogóle film. To są etiudy, w których Autor pokazuje mistrzostwo warsztatowe.
Drugi efekt, i na nim zamierzam się tu skupić, to muskanie przez Horubałę strun znajdujących się w człowieku wierzącym, które po lekturze długo jeszcze w nim rezonują. Nie wiemy, czy owe muśnięcia były przez Autora zamierzone i czy są uświadomione, niemniej moim zdaniem literackie uniwersum Andrzeja Horubały jest zdecydowanie katolickie. Mam wręcz pewność, że kieruje on swoje teksty do czytelników wierzących. Co więcej jestem przekonana, że dla niewierzących są one po prostu niezrozumiałe. Zatem problematyka opowiadań zebranych w Incydentach, mimo tego, że przynajmniej w niektórych z nich wydarzenia przedstawione na pierwszym planie wydają się nie mieć wiele wspólnego z wiarą, kieruje nasze spojrzenie na wątki teologiczne.
W opowiadaniu Mniszek jest to problem subiektywnego dowodu na istnienie Boga, we Fryzjerce – socjologicznie ciekawa kwestia traktowania przejawów religijności, jako czegoś zaściankowego i obciachowego (krzyżyk z pielgrzymki papieskiej), w Epizodzie – motyw nawrócenia, a w Mozaice – temat Opatrzności Bożej wkraczającej w splot wydarzeń.
W tej krótkiej recenzji zajmę się jednak trzema pozostałymi opowiadaniami, które najbardziej we mnie rezonują. A zatem, najpierw opowiadanie Hanka, w którym znalazł się wątek księdza odprawiającego Mszę i szukającego wzrokiem młodej kobiety, w której oczach chciał odnaleźć potwierdzenie własnej wartości.
Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, jak bardzo życie księdza jest trudne. Nie ma w nim pociechy dla zmysłów; życie duchownego, mimo obcowania na co dzień z najświętszymi tajemnicami, nie obfituje w namacalnie doświadczane cuda. Wszak mylą się, o Boże, w Tobie wzrok i smak, a Jan poucza w Piśmie, że Boga niktnigdy nie widział (J 1, 18). Nie ma też pociechy dla uczuć, wybór stanu duchownego nie gwarantuje przecież przeżyć mistycznych i nieustannego poczucia bliskości Boga. Ksiądz, może nawet bardziej niż każdy inny wierny, musi przejść drogę oczyszczenia i wzrostu duchowego, jeśli chce naprawdę budować na poważnie swoją zażyłość z Panem Bogiem. Pomocą służyć w tym mogą mu dzieła wielkich klasyków mistyki chrześcijańskiej. W dodatku, często powszechna wśród katolików ignorancja brana też czasem za cnotę, dopuszcza do zapomnienia, że oschłość, właśnie według tych klasyków, może być oznaką wzrostu duchowego, więc nie powinna być powodem do zniechęcenia. Kto jednak dzisiaj znajdzie dobrego przewodnika duchowego, który w oschłości zobaczy rozwój i utwierdzi w tym, że się obrało dobry kierunek, a nie pogrąży stwierdzeniem "nie ma miłości w twoim sercu"? Wreszcie, w czasach, gdy studia teologiczne w seminariach pozostawiają wiele do życzenia, księża nie są przygotowani również intelektualnie do odpierania pokus i błędów, a więc czerpania pociech w sferze rozumu. Istnienie Boga nie jest przecież dla człowieka skażonego grzechem pierworodnym oczywiste, wiara nadprzyrodzona czerpana z sakramentów, potrzebuje wsparcia rozumu, bazy intelektualnej. Życie duchownego nie zapewnia zatem żadnych pociech, za to szykuje cały arsenał możliwych zwątpień.
Jest zatem po ludzku zrozumiałe, że księża doświadczając tych zwątpień jednak szukają rozmaitych pociech “zastępczych”: zwrócenia na siebie uwagi atrakcyjnej i inteligentnej kobiety, publicznej pochwały ze strony prestiżowych i nobilitujących środowisk czy autorytetów. Uleganie takim pragnieniom wydaje się zdradą przyjętego powołania. Nieuchronnie musi pojawić się pytanie, w jaki sposób kapłan może się bronić przed takimi pokusami?
Pośród rozlicznych zadań księdza liturgia Mszy jest najważniejszym rodzajem posługi, w której nie reprezentuje on już samego siebie, ale działa w imieniu Tego, Którego reprezentuje. Kapłan sprawuje ją bowiem jako alter Christus. Reprezentuje Chrystusa-Kapłana, a ten z kolei wstawia się za nami w wiecznej, niebiańskiej liturgii, jak o tym poucza nas List do Hebrajczyków. Można by zauważyć w tym miejscu, że liturgia posoborowa ten aspekt kapłana, jako alterChristus właśnie podkreśla, bo jest on zwrócony twarzą do ludu, a my zwracamy się do niego, odpowiadając na jego wezwania. Można jednak na to zagadnienie spojrzeć inaczej, że to właśnie stara liturgia podkreślała aspekt kapłana, który w naszym imieniu zwraca się do Boga, czyli w stronę tabernakulum (versus Deum) i wstawia się za nami, sprawując ofiarę Chrystusa, a zatem uobecniając ją i włączając nas w tamtą, niebieską liturgię.
Trzeba to przyznać, że stara liturgia katolicka ma wbudowany w rubryki element chroniący księdza przed poszukiwaniem poklasku i przeglądaniem się w oczach uczestników Mszy. Tym elementem chroniącym go było zwrócenie kapłana wspólnie z ludem w jednym kierunku. Oczywiście kapłan odwraca się przodem do ludu w kilku istotnych momentach liturgii, jak przy kazaniu, komunii i kilkakrotnie na słowa Dominus vobiscum. Co warte uwagi w przepisach liturgicznych istnieje rubryka nakazująca celebransowi by za każdym razem kiedy zwraca się on do ludu i wypowiada te słowa, swoje spojrzenie kierował w dół.
Jak już wspomniałam wyżej, opowiadania Horubały są hiperrealistyczne, a zatem opowieści w nich zawarte mają wysoki stopień prawdopodobieństwa. Tak jest i z tym pobocznym, ale wyjątkowo trafnie opisanym z psychologicznego punktu widzenia wątkiem niby-romansu kościelnego. Po przeczytaniu tego opowiadania zaczęła mnie prześladować myśl, że nie mogłoby się to wydarzyć, a już na pewno nie w takiej formie, gdyby nie było reformy liturgicznej.
W opowiadaniu Pluszak moją uwagę zwrócił wątek aktów strzelistych. Główny bohater drwi sobie nieco z tej praktyki, uznaje je za bezmyślne, może nawet prymitywne formy pobożności. Można rzeczywiście dojść do takiego wniosku analizując pobieżnie treść niektórych aktów strzelistych. Pamiętam z dzieciństwa moją babcię, która z wiekiem coraz bardziej traciła słuch i pozwalała sobie na wygłaszanie coraz głośniejszych monologów. Robiła tak przekonana, że nikt i tak jej nie słyszy, tak samo, jak ona nie słyszy innych. Elementem, który najczęściej dało się wychwycić w tych jej monologach były właśnie akty strzeliste. Byłam wtedy mała i nie wiedziałam nawet, że fachowo nazywa się to właśnie aktem strzelistym. Moja babcia powtarzała bowiem najczęściej: "Panie Jezu, jakie to szczęście, że Ty jesteś!"
Przyglądając się na zimno treści tego jej aktu strzelistego można mieć zastrzeżenia do jego wewnętrznej logiki. Zdziwienie i zachwyt wyrażony tym krótkim zdaniem powinno być odwrotne: zadziwiające jest to raczej, że istnieje cokolwiek innego niż On. Zadziwiającym jest fakt, że istnieje świat, że istnieję ja, że istnieje ktoś, kto doświadcza tej Obecności i tego Istnienia Bożego. W porządku istnienia, to Bóg właśnie istnieje sam z siebie, jako źródło własnego istnienia. Wszystkie inne byty istnieją jako byty przygodne, niekonieczne. Skoro zatem istnieją, to źródłem tego ich istnienia jest Stwórca. Zdziwienie istnieniem Boga jest zatem zdziwieniem czymś, co właśnie na to zdziwienie nie zasługuje.
Ponadto dla człowieka wierzącego fakt istnienia Pana Boga, czy też Pana Jezusa nie jest przecież niczym zdumiewającym ani zaskakującym. Nie mamy “twardych” dowodów na Jego istnienie, jednak w nie wierzymy. Nawet mistyk doświadczający w sposób nagły obecności Bożej nie jest tym faktem zaskoczony, doznaje jedynie potwierdzenia swojej uprzedniej wiary.
Ale właśnie akt strzelisty ma to do siebie, że nie musi być koniecznie czymś logicznym, nie musi być żadnym zapisem poprawnego wnioskowania czy spekulacji. Akt strzelisty jest tym, co angażuje przede wszystkim uczucia, jest zapisem ich wybuchu powstałego w wyniku dotarcia do jakiegoś odkrycia. U źródeł aktu strzelistego mojej babci tkwiło zapewne odkrycie, że bez Boga byłoby się nikim, i że życie bez Niego byłoby bez sensu. U bohatera opowiadania Pluszak powodem wypowiedzenia aktu strzelistego było zapewne nagłe poczucie własnej małości i grzeszności.
Wreszcie w opowiadaniu Ptasia i zakonnica uderzył mnie wątek wotum i psychologicznie prawdopodobnego dealu z Bogiem: „Ja Tobie wotum, Ty mnie pomyślne załatwienie sprawy”. I pyszny wątek pijackiej logiki dealu odwróconego: “Nie załatwiłeś sprawy Panie Boże? Oddawaj wotum!”. W ogóle idea wotum dziękczynnego, jako czegoś, na czym Panu Bogu może zależeć przywodzi na myśl zagadnienie oddawania chwały Bogu. Przez lata mierzyłam się z problemem postawionym mi kiedyś przez kolegę: „Czy Panu Bogu potrzebna jest chwała głoszona przez ludzi?”
Jeśli będziemy szli w kierunku antropomorfizacji Pana Boga, to oczywiście uznamy, że jest On w jakimś sensie niedowartościowany, potrzebuje naszej uwagi, atencji i właśnie adoracji. Niestety tak jest ustawiona często linia kazań i współczesnej duchowości. Pan Bóg w takim ujęciu jest zatem Kimś niedoskonałym, który czegoś potrzebuje do osiągnięcia swojej pełni.
Tymczasem klasyczne zachodnie ujęcie Boskich przymiotów idzie za ujęciem arystotelejskim, które podkreślają absolutną niezmienność Boga i to, że Bogu niczego nie możemy dodać do Jego doskonałości, ani naszymi modlitwami, ani dziękczynieniem, czynami itd. itp.
Do czego zatem potrzebne są nasze modlitwy, dziękczynienia, chwała Boża głoszona ustami czy wota? Oto klasyczne ujęcie św. Tomasza z Akwinu, idące w opisanym tu arystotelejskim nurcie: „Natomiast w stosunku do Boga posługujemy się ustami nie po to, by Jemu, znawcy naszych serc, coś ujawnić, lecz w tym celu, by nas samych oraz słuchaczy pobudzić do Jego czci. Dlatego chwalenie Go przy pomocy ust jest konieczne nie ze względu na Boga, ale ze względu na samego człowieka wielbiącego Boga, gdyż chwaląc Go, rozpala w sercu miłość ku Niemu w myśl Psalmu (Ps 49,23): »Ofiara chwały uczci Mię i ta jest droga, na której mu ukażę zbawienie Moje«. W miarę zaś jak człowiek, wielbiąc Boga, wznosi się ku Niemu, równocześnie oddala się od tego wszystkiego, co sprzeciwia się Jemu, w myśl słów Bożych u Izajasza (Iz 48,9): »Chwałą moją okiełznam cię, abyś nie zginął« (…) Boga chwalimy nie dla Jego, ale dla naszego pożytku.” [2]
Przyznam się ze wstydem, że po lekturze pierwszego z opowiadań w zbiorku – Mniszka, a przeczytałam je kilka lat temu, nie byłam pewna, czy Horubała to pisarz katolicki (nie pisarz-katolik, tylko pisarz katolicki, to znaczna różnica). Może, zastanawiałam się, to tylko we mnie tak zarezonowało jego pisarstwo, a on nie miał z tym za wiele wspólnego? Ten zbiorek opowiadań przekonał mnie, że ten rezonans nie był tylko incydentalny.
Antonina Karpowicz-Zbińkowska
[1] https://christianitas.org/news/na-manowcach-doswiadczenia-boga/
[2] Summa Theologiae II–II, q. 91, a. 1; podobną myśl zawiera tekst jednej z prefacji w nowym Mszale:
Chociaż nie potrzebujesz naszego uwielbienia, pobudzasz nas jednak swoją łaską, abyśmy Tobie składali dziękczynienie. Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia.
Quia, cum nostra laude non égeas, tuum tamen est donum quod tibi grates rependámus, nam te non augent nostra praecónia, sed nobis profíciunt ad salútem.
(1975), doktor nauk teologicznych, muzykolog, redaktor „Christianitas”. Publikowała w „Studia Theologica Varsaviensia”, "Christianitas", na portalu "Teologii Politycznej" oraz we "Frondzie LUX". Autorka książek "Teologia muzyki w dialogach filozoficznych św. Augustyna" (Kraków, 2013), "Zwierciadło muzyki" (Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2016) oraz "Rozbite zwierciadło. O muzyce w czasach ponowoczesnych"(Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2021). Mieszka w Warszawie.