Pamiętam jak w niedzielę 31 sierpnia 1980 roku, w godzinach już mocno popołudniowych, siedzieliśmy w większym gronie rodzinnym, bo w nadchodzącym tygodniu wypadały imieniny mojej mamy. Oglądaliśmy transmisję ze Stoczni Gdańskiej. Wałęsa, Walentynowicz, Gwiazda, Fiszbach, Jagielski… Jakież mieliśmy wtedy nadzieje! I jakież oczekiwania! U mnie osobiście wzmocnione faktem, że poniedziałek miał być moim pierwszym dniem w liceum ogólnokształcącym. Chociaż zapisałem się do klasy matematyczno-fizycznej, szybko wpadłem w oko profesorowi od historii. Chyba nie będzie wielkim nadużyciem jeśli powiem, że stałem się jego pupilem. Choć dość osobliwe to był fawory. Wiele razy słyszałem: „Ty Chrzanowski, znasz wiele faktów, ale nie masz wiedzy historycznej. Nie rozumiesz dialektycznych praw rządzących dziejami ludzkimi.” Ani karnawał Solidarności, ani późniejszy stan wojenny nie wpływały na przekonania profesora. Nieugięcie i stale przedstawiał się nam jako marksista, wyznawca materializmu historycznego, dzięki któremu to materializmowi jego dyscyplina wzniosła się do rzędu nauk sensu stricto. Jedno trzeba profesorowi przyznać – nie odnosiło się wrażenia, żeby ze swojego zaangażowania czerpał materialne profity. Powiedziałbym, że w tym jak się nosił, była jakaś obojętność wobec materialnej strony życia.
Pamiętam jak w jednej ze starszych klas, po jakiejś dłuższej dyskusji w czasie lekcji, kiedy dość śmiało krytykowaliśmy rzeczywistośc za oknem, profesor kontynuował swoją refutację naszych błędów jeszcze w czasie przerwy. W końcu zostałem w sali chyba sam jeden i wtedy skierował we mnie swój palec wskazujący prawej ręki i zakrzyknął: „Tak Chrzanowski, wóz historii pędzi naprzód w szalonym tempie! Ale my, komuniści, my marksiści, trzymamy pewnie lejce koni w swoich dłoniach i nie pozwolimy mu się wywrócić.”
Nic dziwnego chyba, że te wspomnienia sprzed lat blisko czterdziestu przypomniały mi się dzisiaj, kiedy ważna Pani Ambasador pouczyła nas w wywiadzie z Marcinem Makowskim, że postęp dokonuje się bez względu na wszystko, a my, Polacy, stanęliśmy po złej stronie historii. Pewne dłonie chorążych i chorążyc postępu dzierżą mocno lejce pędzącego wozu, a my usiłujemy go wywrócić. Mój profesor był dość nikczemnego wzrostu, ale mimo to w jego misjonarskich porywach na lekcjach historii była jakaś wzniosłość. Także przez jego wspomnianą wyżej abnegację. A Pani Ambasador… Cóż, każdy widzi, jakie konie ciągną dziś wóz postępu.
W tym wszystkim jedna rzecz zasmuca. Wtedy, wśród młodego pokolenia nie znałem już nikogo, kto wierzyłby w marksizm z siłą przekonań profesora. Znałem trochę takich, którzy wskakiwali na pędzący wóz wznosząc odpowiednie okrzyki, ale cynizm, wyrachowanie i czysto merkantylny charakter tego zaangażowania bił po oczach. Dzisiaj widzę całe rzesze młodych ludzi, którzy bronią rzekomo prześladowanych mniejszości, może bez wyrachowania, ale za to z niewiarygodną ślepotą. Naprawdę wierzycie w prześladowanie ludzi, których wspierają wszystkie największe światowe potęgi finansowe i polityczne [1,2]? Zresztą pytanie czy organizacje, które to wsparcie otrzymują, nie reprezentują aby ludzi dotkniętych nieszczęsnymi odmiennościami, tak jak partie komunistyczne reprezentowały robotników?
Zupełnie świadomie napisałem o nieszczęsnych odmiennościach, bo zdaję sobie sprawę, że z nimi zawsze niełatwo będzie się ludziom żyło. Choćby otoczenie było najbardziej przychylne a wszystkie postulaty politycznego ruchu homoseksualnego wcielone w prawo. Ale to nie jest powodem, żeby w dyskusjach o tychże postulatach poddawać się emocjonalnemu szantażowi.
W tym zakresie na lekcjach historii w ogólniaku też przeszedłem niezłą szkołę. Bo za przekonaniami profesora nie stał tylko naukowy, dialektyczny materializm. Jako bardzo młody chłopak, właśnie w wieku licealnym, został wywieziony do bauera na roboty. Nigdy nie opowiadał o tym w szczegółach. A jednak kiedy dyskusja na lekcjach skręcała w stronę krwawych zbrodni sowieckich, profesor obcinał ją stanowczo: „Byłem ponad trzy lata niemieckim niewolnikiem, wyzwoliła mnie Armia Czerwona.” Cóż! Na takie dictum uczniowi z nauczycielem trudno dalej dyskutować. Teraz nie jestem już uczniem i na tego typu szantaż emocjonalny nie zamierzam się godzić.
Piotr Chrzanowski
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
-----
(1966), mąż, ojciec; z wykształcenia inżynier, mechanik i marynarz. Mieszka pod Bydgoszczą.