Straszliwa jest śmierć. Lecz ostatecznie prowadzi ona ku nowemu życiu, które jest niczym innym, jak „życiem prawdziwym”, samą esencją słowa „życie”. Dotyczy to nie tylko umierania ciała, a więc momentu, kiedy egzystencja pozostająca w ciągłym ruchu przeistacza się w garstkę prochu, ale również odchodzenia od własnego „ja”. Obie te rzeczywistości – wielokrotnie i na różne sposoby kontemplowane przez siedemnastowiecznych twórców – słusznie noszą miano końca, kresu albo konania.
Czym jednak jest śmierć, jeśli nie nagością i pustką, pożegnaniem i ciszą, owym „nic”, o którym mistycy rozprawiali w zachwycie, a filozofowie przypominali z trwogą, usiłując stworzyć odpowiednie lekarstwo na smutną wiedzę o wyczerpywaniu się życia. Ci pierwsi wychodzili umieraniu naprzeciw. Zazwyczaj przypominali zresztą o codziennym umieraniu, poprzez które rozumieli nie tylko postawę pogodnej akceptacji dla przemijania, ale również rzeczywistość „śmierci mistycznej”, czyli doświadczenie porzucenia własnego „ja” oraz odnalezienie w tej pustce przedziwnej pełni. Dlatego też jeden z najczęściej cytowanych przez twórców polskiego baroku Ojciec Kościoła, św. Hieronim ze Strydonu, pisał do mnicha Rustyka: „Uważaj swoją celę za raj (…); dla mnie miasto jest więzieniem, a samotność – rajem” (habeto cellulam pro paradiso… mihi oppidum est carcer et solitudo paradisus)[1]. Oto pustynia staje się ogrodem, natomiast obfitość dóbr ziemskich jawi się jako niewola. Na tych paradoksach oparł zresztą swój utwór późnorenesansowy poeta, Sebastian Grabowiecki, umiejętnie rymując słowa „śmierć” i „życie” (chodzi o tzw. rymy semantyczne):
Z Twej śmierci, Jezu, dochodzim żywota,
śmierć podejmując dla nas, władzą śmierci
bierzesz, a – z Twej k nam miłości – tej śmierci
moc dawasz, co nas wpuszcza do żywota[2].
Znany angielski teolog i konwertyta, Frederick William Faber, określił życie duchowe jako poznanie samego siebie, a następnie zapomnienie o sobie[3]. I w rzeczy samej, złota zasada katolickiej ascetyki, jak również teologii mistycznej opiera się na słowach Jezusa Chrystusa, który przypominał, iż kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa (Łk 9,24). Człowiek postanawia opuścić samego siebie, a wówczas odnajduje siebie. Kiedy umiera, zaczyna rodzić się na nowo. Mowa tutaj o wspominanej przez klasyków duchowości „tkaninie sprzeczności”[4], a więc o paradoksie, który uderza przede wszystkim w naturalne dla każdego „zakrzywienie do samego siebie” (incurvatum in se). Dusza jest wprawdzie w stanie porzucić rozmaite dobra tego świata, lecz najtrudniej jest jej porzucić samą siebie, i to nawet wówczas, gdy wie, że po przejściu przez pustkę i „noc ciemną”, odnajdzie siebie na nowo w mistycznym zjednoczeniu z Bogiem. Staropolski teolog, Kasper Drużbicki, wyjaśniał, że „tak jak pierwszą rzeczą spośród wszystkich, jakie człowiek posiada, jest on sam, tak również pierwszym, co kocha, jest także on sam”[5], zaś niezwykle ciężko jest porzucić wartość, którą miłuje się najbardziej. Inny barokowy pisarz, Stanisław Witwicki, dodawał, że podstawowa trudność w zdaniu się na wolę Bożą polega na tym, że każdy od urodzenia kieruje się własną wolą[6]. Jest to pierwsza i podstawowa rzeczywistość, którą wszyscy znają.
Natura ludzka stale ciąży ku zachowaniu własnego życia, poszerzania granic i dbania o swoje dobro. Jest to oczywiście dążenie, którego twórcą jest sam Bóg, a więc w porządku przyrodzonym pozostaje bardzo dobre (Rdz 1,31), lecz z czasem okazuje się – jak wiadomo – pewnym ograniczeniem na drodze ku doświadczeniu wyższych przejawów Bożej miłości. Naturalna miłość ku samemu sobie, chociaż zawiera się w najważniejszym przykazaniu (zob. Mk 12,29-31), może również przybrać formy nadmiernej troski o swoje życie, takiej chociażby, która zbytnio ceni doczesny, przemijający świat, a przez to nie osiąga wolności potrzebnej do wzniesienia się wyżej. Wobec tego Drużbicki zauważył rzecz wydawałoby się oczywistą, tę mianowicie, że ludzie na ogół „nie dążą do zaparcia się własnych przekonań, woli, czci, szacunku, lecz ciągną za sobą to wszystko do Boga i w ten sposób sami sobie przeszkadzają na tej drodze”[7]. Dopiero jednak „zaparcie się samego siebie”, będące niczego innego, jak uniżeniem swojego „ja”, tworzy – jak przekonywał Drużbicki – wolną przestrzeń do doświadczania wyższych przejawów miłości Bożej. W ten sposób porzucenie samego siebie jest tożsame z odrzuceniem ograniczeń zawierających się w „ja”, aby odnaleźć się w wciąż rozszerzającej się przestrzeni nieba. Można by zatem powtórzyć za Listem do Rzymian, że jeżeli przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała – będziecie żyli (Rz 8,13).
Drużbicki zauważył, że niemało chrześcijan, poszukując Boga, tak naprawdę pod pozorem gorliwych praktyk religijnych, a nawet ślubów zakonnych poszukuje samych siebie. Miłość do swojego Stwórcy i Oblubieńca jest wówczas niby to najważniejsza, a w rzeczywistości zajmuje drugie miejsce po miłości własnej. Zmienić to może jedynie ogień, który jest zarówno płomieniem czyśćcowym, jak i dotykiem wypalającej miłości Boga. Z tego też powodu zalecenie Jezusa Chrystusa, aby Jego uczniowie „stracili swoje życie” pojawiło się dopiero na dalszych etapach wspólnej wędrówki. Jednocześnie staje się ono niezbitym dowodem na przeznaczenie człowieka do zbawienia, gdyż skoro wspólnie z Nim cierpimy, także znosząc boleści ogołocenia, to właśnie po to, by też wspólnie mieć udział w chwale (Rz 8,17).
Michał Gołębiowski
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
[1] Hieronim ze Strydonu, Listy, t. 4, oprac. M. Ożóg, Kraków 2010, s. 56.
[2] S. Grabowiecki, XLIV. Sonet [3] [w:] tegoż, Antologia, Warszawa 2013, s. 150.
[3] Zob. F.W. Faber, Postęp duszy, czyli wzrost świętości, t. 1, tłum. W. Zajączkowski, Warszawa 2017, s. 13.
[4] F.W. Faber, Postęp duszy, jw., s. 13.
[5] K. Drużbicki, Traktat o najkrótszej drodze do doskonałości, czyli o trwałej trosce, wypełnianiu i poznaniu Boskiej Woli, tłum. M Cyrulski, Kraków 2014, s. 15.
[6] Zob. S. Witwicki, Abrys doczesnej szczęśliwości, oprac. L. Ślękowa, A. Oszczęda, Wrocław 2012, s. 87.
[7] K. Drużbicki, Traktat o najkrótszej drodze do doskonałości, jw., s. 17-18.
(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.