Komentarze
2017.06.05 09:52

O ideologicznym wykorzystywaniu Kościoła

W Wigilię Zielonych Świątek, trzydzieści osiem lat temu, starsi spośród nas byli świadkami prawdziwego przejścia Ducha Świętego nad naszym krajem. Prorocka homilia św. Jana Pawła II zapoczątkowała wielki prąd zmian w naszej Ojczyźnie.

 

Przedwczoraj, w ten sam dzień liturgicznie, z różnicą tylko jednego dnia w kalendarzu (Papież odprawiał Mszę na Placu, nomen omen, Zwycięstwa 2 czerwca) przez Warszawę przeszła tzw. Parada Równości organizowana przez polityczne organizacje, które chciałyby aby zupełnie inny duch wiał nad ziemią, także tą ziemią.

 

Te same ruchy w skali międzynarodowej organizują co kilka lat Światową Paradę Równości, World Pride. Starannie wybrano, jako miejsce pierwszej takiej parady, Rzym - w lipcu jubileuszowego roku 2000. Nie pozostało to bez reakcji Jana Pawła II. Podczas modlitwy Anioł Pański 9 lipca 2000 roku wypowiedział następujące słowa:

 

“Na koniec uważam za konieczne powiedzieć kilka słów na temat głośnych manifestacji, jakie odbyły się w Rzymie w ostatnich dniach.

 

W imieniu Kościoła rzymskiego zmuszony jestem wyrazić rozgoryczenie z powodu zniewagi, jaką wyrządzono Wielkiemu Jubileuszowi Roku 2000, oraz obrazy chrześcijańskich wartości tego miasta, tak bardzo drogiego sercom katolików na całym świecie.

 

Kościół nie może przemilczać prawdy, gdyż uchybiłby wierności wobec Boga Stwórcy i nie pomagałby w odróżnianiu dobra od zła.

 

Zamierzam tu ograniczyć się jedynie do odczytania tego, co napisane jest na ten temat w Katechizmie Kościoła Katolickiego, który przypomniawszy, że akty homoseksualne są sprzeczne z prawem naturalnym, stwierdza: «Znaczna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Osoby takie nie wybierają swojej kondycji homoseksualnej; dla większości z nich stanowi ona trudne doświadczenie. Powinno się traktować je z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji. Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swoim życiu i — jeśli są chrześcijanami — do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swojej kondycji» (KKK, 2358).”

 

Nie dziwi, że kilkunastotysięczna warszawska impreza nie powoduje żadnego sprzeciwu sygnatariuszy niesławnej akcji „Przekażmy sobie Znak Pokoju”, choć nie tak dawno rozdzierali szaty nad trzystuosobową manifestacją nacjonalistów i wykorzystywaniem przez nich symboliki religijnej. Zakłamanie ich ówczesnego protestu tym bardziej bulwersuje, że mogą patrzeć na opłakane skutki swojej własnej działalności formacyjnej wśród młodzieży. Oto jeden z młodych przedstawicieli tzw. „kościoła otwartego” w przeddzień warszawskiej imprezy tak pisał u siebie na Facebooku: „W jutrzejszej paradzie, wbrew nazwie, nie chodzi wyłącznie o równość, ale przede wszystkim o podmiotowość i emancypację. Zarówno dla ludzi Kościoła, jak i lewicy to wartości podstawowe. Dla pierwszych każdy człowiek, niezależnie od swoich życiowych wyborów, jest osobą, dzieckiem Boga stworzonym na jego obraz i podobieństwo. Dla drugich wszyscy jesteśmy obywatelami, którym przysługują podstawowe i przyrodzone prawa równe innym ludziom. Dlatego jutro powinni maszerować wspólnie ludzie lewicy i Kościoła.”

 

Z jednej strony pomstowanie na wikłanie Kościoła w ideologię nacjonalistyczną, z drugiej wykorzystywanie go tylko jako narzędzia jakiejś wydumanej emancypacji. Tymczasem Kościół jest powszechnym sakramentem zbawienia dla ludzi wszystkich ras i narodów. Zbawienia, które nie polega na jakimś doczesnym wyzwoleniu, ale na wyzwoleniu od grzechu i wyniesieniu do godności przybranych dzieci Bożych.

 

Na koniec trzeba by przypomnieć jeden fragment wspomnianej wyżej homilii sprzed trzydziestu ośmiu lat.

 

“Nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego - tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas - bez Chrystusa. (...)

 

Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi, na walkę, w której legła pod własnymi gruzami, jeśli się nie pamięta, że pod tymi samymi gruzami legł również Chrystus-Zbawiciel ze swoim krzyżem sprzed kościoła na Krakowskim Przedmieściu.” Dzisiaj niektórzy wolą głosić nie Chrystusa - Zbawiciela a Chrystusa - Emancypatora. Już bez krzyża.

 

I mimo wszystko smutno, że kardynał Nycz, nie zechciał wziąć przykładu z Jana Pawła II, pod którego skrzydłami przecież formowany był do kapłaństwa, bez protestu przyjmując zniewagę uczynioną tej stolicy, której dziejów nie sposób zrozumieć bez Chrystusa. A wystarczyłoby jedynie, za papieżem, przypomnieć Katechizm.

 

Piotr Chrzanowski

 

 


Piotr Chrzanowski

(1966), mąż, ojciec; z wykształcenia inżynier, mechanik i marynarz. Mieszka pod Bydgoszczą.