szkice
2015.12.21 17:15

O chorale w Polsce i metodzie solesmeńskiej

Pobierz pdf

Artykuł ten publikujemy w związku z ukazaniem się nakładem Wydawnictwa Dębogóra kolekcji muzyki chorałowej uporządkowanej według okresów liturgicznych. Kolekcję można obejrzej i nabyć TUTAJ.

 

Kiedy w 2003 roku, w czasie II Dominikańskiego Tygodnia Kultury „Na dobry początek” w Poznaniu, jeden z prelegentów sesji o muzyce liturgicznej, opat klasztoru Notre-Dame w Triors we Francji, o. Hervé Courau, benedyktyn, po raz pierwszy zetknął się z żeńskim zespołem wokalnym Liquescentes, nikt nie przewidywał, jak wiele zdumiewających następstw będzie miało to spotkanie. Trzy lata później zespół pojedzie do Triors i zauroczony pięknem śpiewu mnichów, rozpocznie pracę nad poznawaniem i wdrażaniem metody solesmeńskiej w wykonawstwie chorału gregoriańskiego. W 2007 roku, na zaproszenie Liquescentes, przybywa do Polski Denise Lebon, dyrektor Szkoły Świętego Grzegorza w Le Mans, by dla kadry i uczniów Szkoły Katedralnej w Poznaniu poprowadzić sesję metody Justine Ward (ściśle związanej z metodą solesmeńską). W 2008 roku zespół po raz pierwszy pojechał na warsztaty chorałowe organizowane przez Szkołę Świętego Grzegorza w Montligeon.

W 2010 roku do grona wokalistek dołącza Anna Kamerys, pedagog, dyrygent i chórmistrz z Łodzi. Jej idea rozpropagowania metody śpiewu gregoriańskiego w jak najszerszych kręgach doprowadza do zorganizowania w 2011 roku w Łodzi Warsztatów Chorału Gregoriańskiego z udziałem mnichów benedyktyńskich z francuskich klasztorów kongregacji solesmeńskiej na czele z oo. Hervém Courau OSB.

W 2012 roku w warsztatach biorą udział dzieci z Poznańskiej Szkoły Katedralnej, które śpiewają chorał gregoriański i prezentują spektakl Miracle oparty na średniowiecznym tekście.

Coroczne warsztaty gregoriańskie w Wyższym Seminarium Duchownym w Łodzi, organizowane przez Komisję do spraw Liturgii i Muzyki Kościelnej Archidiecezji Łódzkiej we współpracy z zespołem Liquescentes, chórem Cantores Misericordiae Dei, Stowarzyszeniem Edukacyjno-Artystycznym Cantores oraz Fundacją Świętego Benedykta, za każdym razem będące wydarzeniem muzycznym i duchowym, integrującym środowiska pielęgnujące ducha liturgii w Kościele w Polsce, stają się inspiracją do podjęcia trwałego wysiłku kształcenia siebie i innych w śpiewie gregoriańskim. W trakcie trwania IV warsztatów „Cantus gregorianus” w Łodzi, w środę 2 lipca 2014 roku, w Święto Nawiedzenia NMP, odbywa się pielgrzymka wszystkich uczestników do Jasnogórskiego Sanktuarium Matki Boskiej Królowej Polski i zawierzenie Maryi dzieła ewangelizacji poprzez odnowę śpiewu gregoriańskiego w Kościele.

 

* * *

W roku akademickim 2013/2014 rozpoczynają działalność równolegle w Poznaniu i Łodzi stacjonarne Kursy Chorału Gregoriańskiego (w Poznaniu w ramach Szkoły Św. Benedykta). W styczniu 2014 roku rusza Kurs w Wolsztynie (pod nazwą Szkoła św. Anny), a miesiąc później w Zielonej Górze. Celem kursów jest systematyczna nauka śpiewu gregoriańskiego od podstaw do pełnego, zaawansowanego udziału w śpiewanej liturgii Kościoła rzymskiego w wymiarze większym niż jednorazowe spotkania raz do roku. Program nauczania jest w pełni paralelny do programu Szkoły Świętego Grzegorza w Le Mans, noszącej zaszczytne miano Międzynarodowej Akademii Muzyki Kościelnej. Pierwszemu etapowi nauki odpowiada zawartość podręcznika Laus in Ecclesia, przetłumaczonego i wydanego w Polsce staraniem wydawnictwa Dębogóra w 2013 roku, czyli rok po ukazaniu się wydania francuskiego. Organizatorzy kursu gregoriańskiego stawiają sobie za cel rozwijanie umiejętności śpiewu gregoriańskiego zarówno pod względem poprawnego posługiwania się głosem, jak i rozumienia miejsca chorału w liturgii, znajomości liturgii i rozważania Słowa Bożego ukrytego w tekstach śpiewu gregoriańskiego

Metoda solesmeńska z powodzeniem sprawdza się w pracy z wiernymi zarówno jeśli chodzi o repertuar ordianarium, jak i proprium. Oczywiście, mowa o osobach mających predylekcje do śpiewania w ogóle, nierzadko z doświadczeniem chórów czy schol kościelnych. Co więcej, okazuje się w praktyce, że z pozoru hermetyczny repertuar gregoriański, z sobie tylko właściwą notacją, formami, stylistyką, jest świetnym narzędziem umuzykalniania, rozbudzania wrażliwości muzycznej i rozwijania zdolności wokalnych, którym nie gardzą nawet zawodowi wokaliści! Z uwagi zaś na cały przebogaty kontekst liturgiczny i teologiczny biblijnych treści tekstów gregoriańskich chorał jest niewyczerpanym źródłem opartej na Słowie Bożym formacji.

Z punktu widzenia więc duszpasterskiej praktyki kościelnej metoda solesmeńska, jako metoda nauki chorału, jest tak samo ważnym, lecz niedocenianym owocem paleograficznych badań mnichów benedyktyńskich, jak pierwsze wydanie editio vaticana Graduału Rzymskiego z 1908 roku, będące efektem ich zaangażowania w sprawę restytucji chorału gregoriańskiego.

Pierwsze trzydziestolecie działalności opactwa Solesmes po odrodzeniu życia monastycznego w XIX wieku we Francji zgromadziło w swych murach przynajmniej trzy wybitne osobowości, które historia zgodnie nazywa pionierami (oo. Prosper Guéranger, Joseph Pothier, Andre Mocquereau). Daty ich życia zazębiają się także w okresach dojrzałej aktywności, toteż zależności mistrz – uczeń, choć implikują początkowy charakter wzajemnych relacji, bynajmniej nie determinują ich kształtu na całe życie. Dająca się zauważyć polaryzacja postaw badawczych wynikała z pionierskiego charakteru działań w samym klasztorze, nieporównywalnych pod względem rozmachu z żadną inną akcją ani w przeszłości, ani, jak się okazać miało, w przyszłości. Wynikała również ze znaczenia tych działań, które w miarę rozwoju restytucji chorału wzrastało, stając się wartością służącą nie tylko samemu Solesmes jako klasztorowi-matce całej rodzącej się dynamicznie w tym czasie kongregacji (do końca XIX wieku osiem klasztorów), lecz wartością ogólnokościelną, powszechną. Co więcej, dychotomia podejść badawczych odbijała doskonale preferencje epoki i jej rodzącego się dyskursu historiograficznego. Ich obecność i ścieranie się w gronie mnichów-badaczy dziwić może jedynie kogoś, kto przedmiot historii izoluje i poddaje analizie na wzór nauk przyrodniczych, co rzeczywiście miało jakieś uzasadnienie w pozytywizmie XIX wieku, ale dziś już wydaje po prostu stratą energii.

Solesmeńskie poszukiwania sensu rytmu chorału gregoriańskiego, nie per analogiam do innych istniejących repertuarów stricte muzycznych, lecz wśród zjawisk immanentnych językowi, mają swą genezę w takim ujęciu historiograficznym, które akcentuje wspólny łaciński rodowód linqua i cantilena romana. Warstwa literacka twórczości także muzycznej pierwszego tysiąclecia pisana jest po łacinie. Frankowie porzucają swój własny język, ulegając pełnej romanizacji w obrębie Galii. Recepcja starożytności z jej greckimi kanonami obecna jest w średniowieczu tyleż jako proste kopiowanie, co zręczne naśladowanie wzorców formalnych, owszem, nawet entuzjastyczne wczuwanie się. Nie inaczej rzecz ma się z galijską redakcją rzymskiego przecież ex origine repertuaru chorałowego… Romania, romanus to terminy zawierające ogół geograficznych krain tworzących niegdyś Imperium Romanum, a od IV wieku nazywanych nowym mianem. Wszystkie powstające właśnie języki tego obszaru w opozycji do czystej łaciny, języka samego miasta Rzymu – języka poezji starożytnej, określano w średniowieczu terminem: romanus. Jak wiemy, długo, równolegle do określenia „gregoriański”, chorał nosił określenie „rzymski”, które definiowało go równie jednoznacznie. A zatem to, co średniowiecze do X wieku nazywa rzymskim, jest w swej genezie łacińskie. Zrodzone w początkach pierwszego tysiąclecia linqua romana jak i cantus, cantilena romana nie tyle łączy wspólne miejsce narodzin, ile wzajemnie jednaka, dogłębna struktura.

Teksty średniowiecznych teoretyków muzyki odnoszą się do poezji łacińskiej i jej rytmu jako do czegoś oczywistego. Cytuje ich również o. Andre Mocquereau w swej książce Le Nombre Musical Grégorien (1908). Recepcja tego dzieła od początku obarczona była trudem opisu słowami zjawisk muzycznych, choć przeprowadzonego z iście benedyktyńską skrupulatnością. Może dlatego stała się od początku źródłem błędów w rozumieniu istoty rytmu wolnego. Błędy te, powtarzane bezkrytycznie niestety do dziś (czyniąc metodę wewnętrznie sprzeczną), ciągle jeszcze rodzą klimat szeroko rozpowszechnionej pogardy wobec metody i jej autora. Na szczęście recepcja dzieła o. Mocquereau stała się od razu inspiracją do opracowywania kompendiów i zwięźlejszych podręczników. I być może dlatego najtrafniejsze zdania, jakie ujmują istotę teorii rytmu wolnego, napisane zostały nie przez samego jej autora: „rytmu czysto muzycznego melodia używa jako coś swojego, własnego, czego w żadnym wypadku nie zawdzięcza tekstowi, od którego nawet się odrywa; źródła rytmu gregoriańskiego wymagają zrzeczenia się teorii o prostym «oratorskim» rytmie, czego przed naukowymi studiami o. Mocquereau broniła również szkoła solesmeńska” (mowa o poglądach o. J. Pothiera, cyt. za: G. M. Sunol OSB, Zasady śpiewu gregoriańskiego, 1956, s. 106).

Rytmiczna struktura tekstu i rytmiczna struktura melodii traktowane są jako współdziałające, lecz nie podporządkowane sobie nawzajem (podporządkowane w znaczeniu służebnym lub ilustracyjnym, jak to mogłoby się narzucać per analogiam do związków muzyki ze słowem w innych repertuarach muzycznych), jako dwa sprzymierzone wobec nadrzędnego, wspólnego celu nośniki znaczeń.

Zarzuty, że związki pomiędzy doktryną proporcjonalnego rytmu wolnego a chorałem są zbyt wątłe i niejednoznaczne w źródłach teoretycznych, dotykają zasadniczej sprawy: istoty zapisu w kulturze Zachodu. Świadomość tej istoty jest niezmiernie ważna, jeśli traktuje się zapis chorałowy jako przedmiot studiów naukowych, z czym stykają się na co dzień semiolodzy. W systemie zapisu, systemie notacji, ważne jest bowiem i to, co go explicite stanowi, a więc sama grafia, jak i to, czego w nim nie ma! To, co z racji oczywistości zapisane nie zostało. Owszem, ponieważ napędową siłą średniowiecza, jego teoretyków, myślicieli i świętych było nauczanie, trzeba ową drugą niewidzialną warstwę systemów notacji uznać za domenę nauczyciela. Średniowiecze potrzebowało dwóch: słowa i czytającego, słowa i nauczyciela. A zatem notacja sama w sobie jest narzędziem, pomocą, notatką… I choć zdumiewa nas dziś skrupulatność zapisów średniowiecznych, ich formy, pomysłowości i rozmachu artystycznego, to pozostaje ona w istocie swej jedynie pomocą. Bez kogoś, kto umie ją odczytać celem konkretnego zastosowania, nie było i nie ma przekazu.

W tym kontekście dwaj solesmeńczycy, zarówno o. Pothier, jak i o. Mocquereau, jawią się raczej jako kontynuatorzy powszechnej niegdyś idei edukacji, zaangażowani nie tyle we własne badania, co w nauczanie śpiewu liturgicznego, dla którego naukowe metody są pomocą jedynie tantum quantum.

 

Bogna Bohdanowicz

 

 

 


Bogna Bohdanowicz

doktor nauk historycznych, muzykolog, muzyk i fotograf.