Komunia przynosi obfitość dóbr. Ale najważniejszym z nich jest zaproszenie do tego, aby „dusza znalazła swego Oblubieńca i zjednoczyła się z Nim zjednoczeniem miłości w tym życiu, według swojej możliwości”[1]. Pan Jezus wielokrotnie w Piśmie Świętym nazwany został Pełnią, dlatego wierny karmiący się Nim, w rzeczywistości czerpie z Niego samego. Można powiedzieć, że chodzi o korzystanie z bogactw Serca Chrystusa, gdyby nie to, że prawdziwą pełnią bogactw jest On sam, Jego obecność i miłość. Tak oto przystępowanie do komunii, która wielu katolikom wydaje się dziś czymś całkiem zwyczajnym, okazuje się w głębokim sensie sytuacją, do której zmierzały najwznioślejsze, najbardziej płomienne fragmenty katolickich dzieł mistycznych.
Dzień, w którym z boku Adama została wydobyta Ewa, a następnie oboje zostali do siebie przyprowadzeni, był właśnie tym momentem, kiedy „mężczyzna” stał się oblubieńcem, a „niewiasta” – oblubienicą. Można powiedzieć, że narodziła się wtedy jakby nowa tożsamość, miało miejsce ponowne odkrycie „ja”, aby dopełnić rozbudzone wówczas pragnienie w spotkaniu dwóch osób w „jednym ciele”: opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem (Mt 19,5). Później, kiedy zza obłoków i gór przyszedł Oblubieniec, wyjątkowe zjednoczenie męża i żony zostało porównane do związku Chrystusa z Kościołem[2]. Paweł Apostoł nazywa je tajemnicą wielką (Ef 5,32), dosłownie używając sformułowania mysterion mega. Z kolei od pojęcia mysterion pochodzi słowo mistyka. Dlatego Ojcowie Kościoła, tacy jak św. Grzegorz z Nazjanzu czy św. Jan Chryzostom, nazywali liturgię, tę wydawałoby się codzienną czynność, mianem „akcji mistycznej”. Ołtarz był dla nich „mistycznym stołem”, a jedność wiernych będąca owocem wspólnego celebrowania Eucharystii – „ciałem mistycznym”[3]. Dynamikę Mszy świętej wyznacza bowiem miłosny dialog, taki, który prowadzi do ukojenia niespokojnego ludzkiego serca. Jak jednak przekonują święci, głębia zjednoczenia Chrystusa z człowiekiem nie będzie miała końca: jeśli zagasi jeden płomień, to wznieci kolejny[4]. W takiej miłości najmniejsze spojrzenie i gest zyskują ogromne znaczenie, stają się intensywne i odsłaniają tajemnicę, podobnie jak ma to miejsce w liturgii oraz w doświadczeniu mistycznym.
Komunia jest spotkaniem, ale i pokarmem. Daje zaspokojenie głodu i ugaszenie pragnienia. Zasadniczo w Eucharystii jedna rzeczywistość przenika drugą: sensem jedzenia i picia jest osobowe zjednoczenie, ono zaś przejawia się w przyjmowaniu chleba i wina. Stąd też pouczenie Pana Jezusa, mówiące że ci, którzy nie spożywają Jego ciała i krwi, nie będą mieli życia w sobie (J 6,53), odnosi się do niezaspokojonego głodu duchowego. Mając to na uwadze, staje się jasne, że wszelkie podejrzenia katolicyzmu o ukryte hołdowanie kanibalizmowi, pozbawione są podstaw. W komunii chodzi bowiem o karmienie się obecnością Chrystusa, o „konsumowanie” miłości między Bogiem i człowiekiem. Miłości – należałoby dodać – realnej, konkretnej, ucieleśnionej, dlatego chleb i wino, czyli ciało i krew są jak gdyby namacalnymi, materialnymi pośrednikami jedności duchowej. Jest to wreszcie spotkanie ożywiające, czyli zarówno dające życie, jak i takie, które żywi. Przejawia się ono w przyjmowaniu pokarmu, ponieważ spełnieniem tęsknot ludzkiego serca jest nie tylko obecność Boga, ale również sycenie się Nim samym. Pan Jezus mówił, że każdy, kto pije tę wodę, którą są ziemskie dobra, znów będzie pragnął (J 4,13). Ale kto będzie pił wodę, którą poda On sam, Oblubieniec, nie będzie pragnął na wieki, ponieważ ona stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu (J 4,14). Pierwsi chrześcijanie zrozumieli, że wspomnianą wodą są nie tylko łaski i dary Oblubieńca, ale przede wszystkim On sam.
To, o czym była mowa dotychczas, dotyczy codziennego życia sakramentalnego, jak i wysokiej mistyki. Mieli tę świadomość dawni poeci religijni, pisząc swoje niezliczone liryczne odpowiedniki „ćwiczeń duchowych”. Nabożne westchnienia Mikołaja Mieleszki czy Pobożne pragnienia Aleksandra Teodora Lackiego podzielone zostały, jak zresztą całe mnóstwo barokowych poematów o drodze człowieka do Boga, na trzy kolejne części. Pierwsza zazwyczaj mówi o pokucie i oczyszczeniu serca, druga – o postępie naprzód, czy raczej w górę, aby żyć tym, co w niebie, a nie tym, co na ziemi (Kol 3,2), natomiast trzecia – o zjednoczeniu duszy z Chrystusem. W całej tej kompozycji mieści się droga mistyczna. Ale może ona również odzwierciedlać trzy etapy uczestnictwa Mszy świętej. Pierwszy zaczyna się od odwrócenia się od grzechów, owego mea culpa, które poprzedza ofiarowanie, a drugi – od „w górę serca”, sursum corda, od którego zaczyna się przeistoczenie. Trzeci etap to obrzędy komunii świętej prowadzące do zjednoczenia się z Panem Jezusem pod postacią chleba. Tak więc wszystko okazuje się podróżą przez kolejne etapy: spowiedź na początku jest potrzebna, „abyśmy z czystym sercem mogli przystąpić do tajemnic najświętszych”, później zaś należy „wznieść” serce, aby stanęło ponad przyziemnymi sprawami i mogło wejść w misterium komunii.
Jeden z wielkich katolickich mistyków, św. Bernard z Clairvaux, modlił się do Najświętszego Serca Pana Jezusa: „niechże serce moje stanie się ołtarzem Twojej miłości”[5]. Tak, jakby ofiara Chrystusa składana na stole Pańskim, po przyjęciu chleba (czyli Jego samego) spełniła się następnie we wnętrzu człowieka. Między ołtarzem, na którym sprawowana jest Eucharystia, a „ołtarzem serca” zachodzi bliskie podobieństwo. W pismach innego autora, Pierre’a Jeana Aernoudt, kawałek chleba w komunii porównany został do ognia, który – jeśli go połknąć – rozpala całe wnętrze człowieka[6]. W ten sposób częsta Msza święta rzeczywiście rodzi w duszy tożsamość oblubienicy, a więc wznieca w niej płomień, którego istnienia wcześniej nie podejrzewała. Wtedy człowiek zaczyna rozumieć, co miał na myśli św. Jan od Krzyża, pisząc że „im większa jest miłość, tym większa jest gwałtowność tęsknoty za posiadaniem Boga, którego na każdą chwilę oczekuje z największą żądzą”[7]. Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że dzięki Eucharystii możliwe jest pewnego rodzaju bycie „jednym ciałem” z Chrystusem (por. 1 Kor 6,17), a przez to konkretne spełnienie miłosnych dążeń człowieka, to staje się zrozumiałe, dlaczego to Msza święta, a nie najbardziej nawet wzniosłe doświadczenia duchowe, uznana została za cel, źródło i szczyt życia chrześcijańskiego. Między jednym i drugim nie ma oczywiście sprzeczności; dobrze, jeśli obie sfery idą ze sobą w parze, ale fundamentem pozostaje karmienie się Bogiem w akcie komunii.
Głębi obcowania człowieka z Bogiem nie da się wyrazić jedynie za pomocą terminów ściśle teologicznych. To dlatego wielcy chrześcijańscy autorzy „chrzcili” antyczne pieśni miłosne, nawet te zupełnie świeckie, czy wręcz uznane za gorszące, interpretując je tak, aby opowiadały o czystym spotkaniu człowieka z Bogiem. Uznani teologowie sami często tworzyli pełne pasji utwory poetyckie, aby z czasem odkryć, że język miłosnego pragnienia często znakomicie odpowiada językowi doświadczenia religijnego. W obu przypadkach pozornie proste gesty stają się znakiem, tworząc napięcie między „ja” i „ty” na nowo odkrytym, między tajemnicą jako misterium a częściowym jej odsłonięciem, między nieustannym pragnieniem a nasyceniem, czy wreszcie – między ciągłym „już” i „jeszcze nie”. Niedoścignionym wzorem była tutaj biblijna Pieśń nad pieśniami. Z tej tradycji wyrosły chociażby utwory Mikołaja Mieleszki, typowego przedstawiciela barokowej poezji religijnej:
Ach, moje serce tak się rozgorzało,
Jakby nie w piersiach, lecz w ogniu leżało:
Takem się wszytka bardzo rozpaliła,
Żem się w żarzysty węgiel obróciła.
Wskok serdecznemi trzeźwcie mię kwiatkami,
Wskok rozkosznemi wspierajcie fruktami.
Narcyzy wdzięczne, kwiatki hiacyntowe
Kładźcie na serce i konwaliowe,
I insze, które mdłemu folgę dają
Sercu, upadłe siły przywracają.
Lecz, o mój Boże, kto zapał takowy
Ugasić może? Czy kwiat liliowy,
Czy ranną róże rosą napojone,
Czy kwiatki nocnym zimnem ochłodzone?
Aż do tej pory utwór ten brzmi jak typowe staropolskie wyznanie miłosne. Mógłby być po prostu poetyckim wyrazem tęsknoty dziewczyny za ukochanym. Dopiero dwa ostatnie wersy ujawniają, że wszystkie wyrażone pragnienia skierowane zostały są w stronę Chrystusa:
Tyś, Jezu, prawym kwiatem – Ty wygodą
W tak ciężkim ogniu, Ty sam bądź ochłodą[8].
Mieleszko nie był odosobniony w tworzeniu mocno zmysłowych opisów spotkania Boga z człowiekiem. Tak naprawdę reprezentował on cały nurt barokowej poezji medytacyjnej, w której zachęta do praktykowania życia sakramentalnego zbudowana została na fundamencie dzieł mistyków, takich jak św. Bernard z Clairvaux czy św. Jan od Krzyża. Także osiemnastowieczna poetka polska, Konstancja Benisławska, wyznawała Panu Jezusowi: „Od miłości Twojej mdleję”[9]. W pieśni O miłości swojej ku Chrystusowi Panu można także przeczytać: „Pociesz, proszę, duszę moję, pokaż jej oblicze Twoje”[10]. Kiedy w duszy Benisławskiej, tej wiernej uczennicy św. Teresy z Ávila, narodziła się oblubienica, z jej serca spontanicznie wyrywały się westchnienia i przepełnione miłością akty strzeliste: „Do Ciebie, Jezu, moja dusza licha strzałą miłości ustrzeloną wzdycha”[11]. Łaska Boża jawiła się wówczas jako pochłaniający wszystko płomień: „Spraw, bym miłością Twą, jakoś jest godzien, barziej i barziej ja gorzała co dzień”, „Ty bądź jedynym serca mego celem”[12]. Nie należy jednak zapominać, że chrześcijańska miłość nie jest jakimś oderwanym od konkretu, niematerialnym i abstrakcyjnym odczuciem. Zyskuje ona urzeczywistnienie we Mszy świętej oraz Eucharystii jako realnym Ciele i realnej Krwi Oblubieńca.
Michał Gołębiowski
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
[1] I, 1, 6: Jan od Krzyża, Pieśń duchowa, tłum. B. Smyrak, Kraków 2013, s. 39.
[2] Zob. J. Ratzinger, Kościół. Wspólnota w drodze, tłum. D. Chodyniecki, Kielce 2009, s. 29-33; F. Drączkowski, Miłość syntezą chrześcijaństwa, Lublin 1991, s. 134-137.
[3] Zob. D. Olszewski, Hasło „Mistyka” [w:] Słownik teologiczny. A-N, t. 1, red. A. Zuberbier, s. 318-219.
[4] Zob. R. Tichy, Mistyczna historia człowieka według Bernarda z Clairvaux, Kraków 2011, s. 308-311; por. H. Majkrzak, Przyjaźń w życiu świętego Augustyna, Kraków 2007, s. 213; F. Drączkowski, Miłość syntezą chrześcijaństwa, Lublin 1991, s. 60-65; Franciszek Salezy, Traktat o miłości Bożej. Wybór, tłum. P. Napiwodzki, Kraków 2016, s. 45-46
[5] Bernard z Clairvaux, Będziecie czerpać wody [w:] Do ran Chrystusa. Modlitewnik pasyjny, red. I. Pawlak, W.W. Żurek, Kielce 2013,, s. 102.
[6] Zob. P.-J. Aernoudt, Naśladowanie Najświętszego Serca Jezusowego, tłum. P.A. Turbański, Marki 1988, s. 331.
[7] Jan od Krzyża, Żywy płomień miłości, tłum. B. Smyrak, Kraków 2013, s. 103.
[8] M. Mieleszko, Emblematy, oprac. R. Grześkowiak, J. Niedźwiedź, Warszawa 2010, s. 141.
[9] K. Benisławska, Pieśń [18]. O miłości swojej ku Chrystusowi Panu [w:] tejże, Pieśni sobie śpiewane, oprac. T. Brajerski, J. Starnawski, Kraków 2003, s. 140.
[10] K. Benisławska, Pieśń [18], jw., s. 140.
[11] K. Benisławska, Pieśń [8]. Wyraża się potęga miłości ku Chrystusowi, jw., s. 130.
[12] K. Benisławska, Pieśń [8], jw., s. 130.
(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.